Po zatonięciu "Lusitanii" Włochy zerwały sojusz z Niemcami i wypowiedziały wojnę Austrii We wrześniu tego roku wojska rosyjskie, straciwszy w walkach tysiące żołnierzy, wycofały się z Polski, Litwy i Kurlandii. Wojna nieprzerwanie zbierała okrutne żniwo a Ameryka wciąż przyglądała się temu z boku.
W roku 1916 Niemcy i Francuzi stracili prawie siedemset tysięcy ludzi pod samym tylko Verdun, ponad milion padło nad Sommą. Niemieckie U-booty kontynuowały bezwzględną wojnę zaczepną topiąc statki handlowe i pasażerskie na równi z wojennymi,co wzmagało oburzenie światowej opinii publicznej. Nawet Portugalia przystąpiła do wojny. Nieprzerwanie trwały naloty niemieckich samolotów na Londyn. W listopadzie Wilson został ponownie wybrany na prezydenta USA, głównie po to, by trzymać kraj z dala od wojny. Oczy świata zwrócone były jednak na Europę, gdzie bez przerwy trwała rzeź, jakiej historia dotąd nie znała.
Ostatniego dnia stycznia 1917 roku Berlin zawiadomił Waszyngton o rozpoczęciu nieograniczonej wojny prowadzonej przez łodzie podwodne, które miały zatapiać każdy statek wiozący dostawy broni dla wroga. Kilka dni później prezydent Wilson musiał zająć zdecydowane stanowisko. Wprawdzie dotąd twierdził, że Stany Zjednoczone są "narodem zbyt dumnym, aby walczyć" teraz jednak ogłosił, że chce bronić amerykańskiej wolności i demokracji.
Do Edwiny wciąż dochodziły, aczkolwiek bardzo nieregularnie listy od ciotki Liz. Docierały one z Europy różnymi okrężnymi drogami. Wynikało z nich, że ciotce wiedzie się nie najgorzej pomimo okropnej pogody oraz niedostatku paliwa i żywności. Błagała Edwinę żeby dbała o siebie, i skarżyła się, iż tęskni za nimi. Miała nadzieję,że po wojnie przyjadą ją odwiedzić, ale na myśl o podróży Edwinie ciarki chodziły po grzbiecie, bo teraz mocno przeżywała nawet przeprawę promem do Oakland.
Często bywała w wydawnictwie, gdzie z zainteresowaniem przysłuchiwała się mężczyznom dyskutującym o wojnie. Jej stosunki z Benem wróciły do normy, tak że znów byli najlepszymi przyjaciółmi. Ben w końcu pogodził się z tym, że Edwina nie zamierza wychodzić za mąż i że odpowiada jej poświęcenie życia młodszemu rodzeństwu. Potrzebowała przyjaźni Bena, jego męskiego spojrzenia na sprawy polityki i wojny, na problemy wydawnictwa. Potrafili omawiać te kwestie bez końca.
Edwinę cieszył rychły powrót Filipa, który kończył ostatni rok studiów w Harvardzie, czuła bowiem, że najwyższa pora, aby wydawnictwem zajął się ktoś z rodziny. Wywiązało się ostre współzawodnictwo na rynku prasy, a na czele innych gazet stali właściciele znający się na rzeczy. Najbardziej znane było wydawnictwo Youngów, potentatów prasowych w San Francisco. Gazeta Winfieldów, niegdyś świetnie prosperująca dzięki wieloletnim staraniom Berta, wyraźnie podupadła. Nadszedł więc czas, aby Filip przejął prowadzenie interesów. Edwina zdawała sobie sprawę, że zanim brat pozna wystarczająco tajniki firmy, minie rok lub dwa, ale miała nadzieję, że uda mu się doprowadzić wydawnictwo do stanu, w jakim było niegdyś. Ostatnio zyski z gazety zmalały, choć ciągle mieli dość pieniędzy, by wieść dostatnie życie. Edwina rada była niezmiernie, że Filip wraca. Jesienią z kolei George miał podjąć studia w Harvardzie.
Niestety, 6 kwietnia Stany Zjednoczone przystąpiły do wojny. Edwina wróciła do domu z zebrania w redakcji w poważnym nastroju. Niepokoiła się o swoich chłopców, aczkolwiek doszli z Benem do wniosku, że w żaden sposób zdarzenie to nie wpłynie na życie Filipa i George'a, studentów bowiem nie powoływano do wojska, George zaś był za młody. Rozmowa z Benem dodała jej otuchy w obliczu tych wszystkich okropności, o których czytała w gazecie, pozwoliła na chwilę zapomnieć o setkach tysięcy młodych istnień złożonych w ofierze na ołtarzu wojny.
Gdy wróciła do domu, Alexis powiedziała jej, że telefonował Filip i że ma zadzwonić jeszcze raz. Tego dnia jednak chłopiec już się nie odezwał i Edwina zupełnie o tym zapomniała. Czasami dzwonił tylko po to, aby porozmawiać o wydarzeniach na świecie, i choć Edwina nie zachęcała go do ekstrawaganckich wydatków na telefon, cieszyło ją, że brat chce się z nią dzielić myślami. Dni upływały jej na zbieraniu z podłogi lalek, zawiązywaniu wstążek we włosach dziewczynek i besztaniu Teddy'ego za rozrzucanie ołowianych żołnierzyków, toteż rozmowy z braćmi na poważniejsze tematy były dla niej prawdziwą rozrywką. George również interesował się wojną, choć o wiele bardziej zajmowały go filmy, które o niej robiono. Każdą wolną chwilę spędzał na ich oglądaniu, zabierając do towarzystwa którąś ze swych licznych sympatii. Edwina z uśmiechem na to patrzyła. Zachowanie brata przypominało jej trochę własną młodość, gdy najważniejsze było uczestnictwo w przyjęciach, balach i kolacjach. Teraz czasami bywała w towarzystwie, lecz zupełnie inaczej się czuła bez Charlesa u boku. Nikt go nie mógł zastąpić, nie szukała zatem kandydata na męża. Miała prawie dwadzieścia sześć lat i na ogół była zadowolona z życia.
George napomykał czasem, że powinna częściej bywać wśród ludzi. Pamiętał, jak to było "przedtem", gdy odświętnie ubrani rodzice wychodzili na przyjęcia, a Edwina, wystrojona w śliczną suknie, spędzała wieczory poza domem w towarzystwie Charlesa. Kiedy jednak przypominał tamte czasy, Edwina tylko smutniała. Nie chciała wracać do nich myślą. Choć młodsze siostry nieraz ją nudziły by pokazała im sukienki, które kiedyś nosiła, nie potrafiła się na to zdobyć. Większości nie umiałaby nawet odnaleźć, pochowała je bowiem już dawno. Ostatnio ubierała się poważniej, próbowała nawet nosić odzież po matce. Wyglądała w tych strojach jak młoda matrona.
– Dlaczego już nigdzie nie bywasz? – zapytał ją wprost George lecz Edwina twierdziła, że wychodzi wystarczająco często. Nie minął tydzień, jak była na koncercie z Benem i jego nową panią.
– Przecież wiesz, o czym myślę – z irytacją rzekł na to George.
Chodziło mu o męskie towarzystwo, Edwina wszakże nie zamierzała na ten temat rozmawiać z bratem. Rodzeństwo z jednej strony uważało, że najstarsza siostra powinna mieć więcej rozrywek, równocześnie zaś okazywało niebywałą zaborczość, wykluczając pojawienie się u jej boku mężczyzny. Edwiny nie kosztowało wiele wyrzeczenie się tej strony życia kobiety, wciąż bowiem marzyła o Charlesie, chociaż po pięciu latach wspomnienia zaczynały się zacierać. Mimo to czuła się nadal jego narzeczoną. Nienawidziła szeptów i plotek na swój temat: "Tragiczne… okropne… biedactwo… Taka śliczna panna… Narzeczony zatonął na "Titanicu", rodzice też… Wychowuje rodzeństwo…" Zanadto była dumna, by okazać, że irytuje ją szum wokół jej osoby, i zbyt wrażliwa, aby nie było jej przykro, gdy nazywano ją starą panną. Wiedziała, że to prawda, ale nie chciała pozwolić, by w wieku dwudziestu pięciu lat podobne myśli zatruwały jej życie, i utrzymywała, że krążąca opinia nie ma dla niej znaczenia. Ta część życia została przed nią zamknięta na zawsze. Od dawna nie oglądała swego ślubnego welonu, nie mogąc znieść bólu, jaki wywoływał jego widok. Obiecała sobie więcej go nie oglądać. Chyba że Alexis lub Fannie miałyby go włożyć do swojego ślubu na pamiątkę miłości, która nigdy nie umarła. Takie myśli jednak Edwina od siebie tymczasem odsuwała. Miała tyle innych spraw na głowie!
Filip tego wieczoru ostatecznie nie zadzwonił, George zaś wrócił do domu naładowany wiadomościami o wojnie. Kilkakrotnie wyraził rozczarowanie, że nie jest wystarczająco dorosły, aby się zaciągnąć. Kiedy Edwina ostro przykazała, aby wybił to sobie z głowy, brat oburzył się na jej "wysoce niepatriotyczną" postawę.
– Szukają ochotników, Weenie! – Zmarszczył brwi uświadomiwszy sobie naraz niechętnie, że jest piękniejsza od ich matki. Była wysoka i szczupła, z długimi lśniącymi czarnymi włosami, które w domu nosiła swobodnie rozpuszczone. Tak wyglądała znacznie młodziej niż w poważnych fryzurach, które upinała idąc do miasta, wydawnictwa lub na przyjęcie.
– Niech sobie szukają! – popatrzyła na niego gniewnie. – Ty nawet o tym nie myśl! Jesteś za młody. A Filip musi pokierować gazetą. Niech inni idą na wojnę, która na szczęście wkrótce się skończy – powiedziała surowo, chociaż nic nie wskazywało, żeby to miało rychło nastąpić. Tysiące żołnierzy nieprzerwanie ginęły w okopach całej Europy.
Pięć dni po tym, jak Kongres ogłosił przystąpienie Stanów do wojny, Edwina wracała do domu z ogrodu z naręczem róż, które sadziła jeszcze jej matka. Znalazłszy się blisko drzwi kuchennych, śmiertelnie zbladła: stał w nich z poważną miną Filip, wysoki i przystojny. Edwina zatrzymała się na chwilę, potem wolno podeszła do niego, obawiając się zapytać, dlaczego bez zapowiedzi przyjechał aż z Bostonu. Upuściła kwiaty na trawę i rzuciła się w jego otwarte ramiona. Trwali w uścisku dłuższą chwilę. Filip miał dwadzieścia jeden lat i w przeciwieństwie do Edwiny wyglądał na dużo starszego. Obowiązki, które spadły na niego w ciągu ostatnich pięciu lat, wycisnęły piętno na jego twarzy.
– Co się stało? – zapytała po chwili Edwina, wyswobodziwszy się z jego objęć.
– Przyjechałem, żeby z tobą o czymś porozmawiać – odparł. Nie podjąłby żadnych poważnych kroków bez naradzenia się z siostrą. Zanadto ją szanował i kochał, by wcześniej nie zapytać jej o zdanie, jeżeli już nie o pozwolenie.
– Dlaczego nie jesteś w szkole? Przecież to jeszcze nie wakacje! – wypytywała, wchodząc do kuchni, choć już zrozumiała. Chciała jednak odwlec chwilę, gdy usłyszy wiadomość, której tak się obawiała. Pragnęła, by powodem przyjazdu Filipa było coś innego, niechby nawet powiedział, że wyrzucili go z Harvardu.
– Dostałem urlop – rzekł wreszcie.
– Och!… – Edwina powoli usiadła przy stole kuchennym i na chwilę oboje zastygli w bezruchu. – Na jak długo?
Nie miał odwagi jej powiedzieć. Nie tak od razu. Było wiele innych spraw, o których chciał przedtem porozmawiać.
– Edwino, musimy pomówić… Możemy przejść do pokoju?
Ze spiżarni dobiegały ich odgłosy krzątaniny pani Barnes. Nie widziała jeszcze Filipa, który wiedział, że jak tylko go zobaczy, narobi mnóstwo zamieszania i trudno mu będzie spokojnie porozmawiać z siostrą.
Edwina nie odezwała się ani słowem, gdy szli do frontowego salonu. Niezmiernie rzadko korzystali z tego pokoju, chyba że mieli gości, co nie zdarzało się często.
– Powinieneś był zadzwonić przed przyjazdem – robiła mu wyrzuty. Pomyślała, że gdyby zatelefonował, powiedziałaby mu, aby nie przyjeżdżał do domu. Nie chciała go tutaj, nie chciała oglądać dorosłego mężczyzny, którym się stał i który powie zaraz coś nieodwołalnego.
– Dzwoniłem, ale cię nie było. Alexis ci nie mówiła?
– Mówiła, ale mówiła też, że będziesz jeszcze dzwonił.
Patrząc na brata czuła, że łzy napływają jej do oczu. Był wciąż taki słodki i taki młody mimo poważnych min, które przybierał, i manier rodem z Harvardu.
– Tamtego wieczoru pojechałem do San Francisco, Edwino. – Nabrał głęboko powietrza. Nie mógł dłużej zwlekać. – Zaciągnąłem się. Za dziesięć dni wyjeżdżam do Europy. Przed wyjazdem chciałem się z tobą zobaczyć, żeby ci wytłumaczyć, dlaczego to zrobiłem.
Kiedy to mówił, Edwina wstała i nerwowo zaczęła krążyć po pokoju, patrząc nań gniewnym wzrokiem.
– Jak mogłeś, Filipie?… Kto ci dał do tego prawo po tym, cośmy przeżyli? Dzieci cię potrzebują… zresztą ja też… George'a od września nie będzie w domu… – Przeciwko wyjazdowi Filipa przemawiało mnóstwo powodów, które jeden po drugim przychodziły jej do głowy, ale najważniejszym był ten, że nie chciała go utracić. Co będzie, jeżeli zostanie ranny lub zginie? – Nie możesz iść na wojnę! Wszyscy na tobie polegamy… my… ja… – głos jej się załamał, oczy napełniły łzami. Patrzyła na niego chwilę, potem odwróciła głowę. – Filipie, proszę, nie rób tego… – powiedziała przytłumionym głosem.
Podszedł do niej i delikatnie dotknął jej ramienia. Chciał wytłumaczyć jej swój czyn, choć nie bardzo wiedział, jak go uzasadnić.
– Edwino, ja muszę. Nie mogę siedzieć tu bezczynnie, czytać w gazetach o toczących się bitwach i uważać się za mężczyznę. Teraz, kiedy mój kraj prowadzi wojnę, mam obowiązek do spełnienia.
– Nonsens! – Odwróciła się ku niemu, a jej oczy miotały błyskawice, jak przed laty oczy jej matki, gdy była wzburzona. -Masz do wypełnienia obowiązki względem dwóch braci i trzech sióstr. Czekaliśmy, kiedy dorośniesz, i nie możesz nas teraz zostawić.
– Nie zostawiam was, Weenie. Wrócę. I przyrzekam, że wtedy wynagrodzę wam swoją nieobecność. Przysięgam!
Po tym, co Edwina powiedziała, Filipa ogarnęły wyrzuty sumienia, że ich opuszcza, wiedział jednak, że więcej niż rodzeństwu winien jest swemu krajowi. Musiał spełnić swój obywatelski obowiązek, choćby Edwina nie wiedzieć jak gniewała się na niego. Rozumieli tę konieczność profesorowie Harvardu. Dla nich jego udział w wojnie stanowił oczywistą konsekwencję tego, że był mężczyzną. Edwina natomiast uznała jego decyzję za zdradę rodziny. Popłakując, co chwilę rzucała mu spojrzenie pełne niemego wyrzutu. Ciszę, która zapanowała, zakłócił George, wbiegając do domu frontowymi drzwiami.
Jak zwykle chciał pędem minąć salon, gdy nagle zauważył siostrę, która siedziała z pochyloną głową. Długie czarne włosy, których nie zdążyła przyczesać po powrocie z ogrodu, kaskadą opadały jej na plecy. Filipa w pierwszej chwili George nie spostrzegł.
– Hej, Weenie, co się stało?… Coś złego?
Był zaskoczony wyrazem jej twarzy. Edwina podeszła doń powoli i bez słowa objęła brata. George z potarganymi przez wiatr ciemnymi włosami i policzkami zarumienionymi od wiosennego powietrza wyglądał zdrowo i beztrosko. Kiedy z obawą patrzył na siostrę, zauważył Filipa i zaniepokoił się jeszcze bardziej, dojrzawszy determinację w oczach brata.
– Cześć, Filip!… Co się stało?
– Twój brat wstąpił do wojska – wyjaśniła Edwina oskarżycielskim tonem, jakby Filip kogoś zamordował.
Oniemiały George wlepił w brata wzrok, po chwili zaś oczy mu pojaśniały. Zapomniał o Edwinie i jej łzach. Zbliżył się do Filipa i klepnął go po ramieniu.
– Nieźle, stary. Pokaż im, gdzie raki zimują… -Naraz przypomniał sobie o siostrze, która podeszła do nich zagniewana, ze złością odrzucając z czoła niesforne pasmo czarnych włosów.
– A co będzie, jeżeli oni jemu pokażą, gdzie raki zimują?… Jeżeli go zranią albo zabiją?… Wtedy też będziesz uważał, że to taka podniecająca przygoda?… Będziesz zadowolony?… I co wtedy zrobisz? Pojedziesz tam i "pokażesz im, gdzie raki zimują"? Zastanówcie się nad tym obaj. Pomyślcie o rodzinie, zanim zrobicie coś, co może dotknąć waszych bliskich! – Zdenerwowana ruszyła w stronę drzwi, zanim jednak wyszła, odwróciła się do Filipa ze zdecydowanym spojrzeniem błękitnych oczu. Z jej głosu przebijała stanowczość. – Nie pozwolę, żebyś poszedł na wojnę, Filipie. Powiesz im, że twoja decyzja była pomyłką, bo ja cię nie puszczę! – Zatrzasnęła za sobą drzwi i pobiegła na górę do swojego pokoju.