Rozdział drugi

Dotarłszy do portu w Southampton samochód wiozący Kate i Bertrama poprowadził kawalkadę pojazdów lorda Hickhama do miejsca, gdzie pasażerowie pierwszej klasy wchodzili na pokład. George, jadący z Edwiną i Filipem w drugim z kolei aucie, nie mógł z podniecenia usiedzieć na miejscu, czym doprowadzał rodzeństwo do rozpaczy, aż wreszcie siostra kategorycznie przywołała go do porządku. Niewiele to jednak pomogło.

– Popatrz, popatrz Edwino! – zawołał George ujrzawszy cztery potężne kominy statku.

Filip bezskutecznie starał się go uspokoić. W przeciwieństwie do rozhukanego młodszego brata przeczytał wiele o statku, stąd wiedział, że wezmą udział w jego dziewiczym rejsie. Niemal identyczny "Olympic" pływał po morzach już od roku, ten wszakże, RMS "Titanic", był największym w świecie liniowcem, o połowę większym od innych. George'owi aż dech zaparło na jego widok. Ojcowska gazeta nazwała go "Statkiem Cudów", a na Wall Street określono go mianem "Ulubieńca Milionerów". Czekający ich rejs był przywilejem tylko dla wybranych. Bertowi Winfieldowi udało się zarezerwować pięć z dwudziestu ośmiu luksusowych kabin na pokładzie B, jednym z wielu "cudów" odróżniających ten statek od innych. Kabiny te miały okna zamiast iluminatorów, a umeblowano je pięknymi francuskimi, holenderskimi i brytyjskimi antykami. Pokoje Winfieldów, połączone ze sobą, tworzyły jeden wielki apartament.

George miał zamieszkać z Filipem, Edwina z Alexis, Oona z Fannie i Teddym, Bertram i Kate zaś w największej kabinie, sąsiadującej z pokojem ich przyszłego zięcia, Charlesa Fitzgeralda. Poprzedzająca rejs podniosła atmosfera sprawiła, że George nie mógł doczekać się chwili wejścia na pokład. Gdy tylko samochody się zatrzymały, rzucił się w stronę trapu. Jego starszy brat był jednak szybszy i zaciągnął go z powrotem pod opiekuńcze skrzydła Edwiny, która pomagała matce utrzymać w ryzach gromadkę dzieci.

– A gdzież to się wybierasz, młody człowieku? – rzucił Filip tonem swego ojca, ignorując nieprzychylne spojrzenie brata.

– Niedługo będziesz przybierał ton wuja Ruperta – odparł George, lecz Filip pominął tę uwagę milczeniem. – Nie wolno ci się stąd ruszać, dopóki ojciec nie pozwoli wejść na pokład. – Filip zerknął na resztę dzieci i zauważył, że Alexis kurczowo trzyma się spódnicy matki, a niania ledwo może się uporać z dwójką zapłakanych maluchów. – George – polecił – idź pomóc przy Teddym. Oona i mama muszą się zająć bagażem.

Ojciec właśnie odprawiał szoferów lorda Hickhama. Za takimi chwilami jak ta George wprost przepadał, panujący bowiem chaos pozwalał zwykle ulotnić się i robić to, na co przyszła mu ochota.

– Och, Filipie, naprawdę muszę? – Wyglądał na przerażonego perspektywą zajmowania się dziećmi, gdy wokół tyle się działo. Imponujący kadłub "Titanica" był tuż obok. George niecierpliwie czekał na moment, gdy zacznie penetrować sekrety statku. Czuł, że nie ma chwili do stracenia.

– Owszem, musisz – warknął Filip, popychając George'a w kierunku młodszego rodzeństwa, sam zaś poszedł pomóc ojcu. Kątem oka dostrzegł, że Edwina nie może sobie poradzić z Alexis.

– Nie bądź niemądra – przekonywała. Klęczała obok niej na nabrzeżu w nowym eleganckim kostiumie z niebieskiej wełny, który po raz pierwszy włożyła z okazji spotkania z rodzicami Charlesa. – Czego tu się bać? Popatrz! – wskazała ręką na wielki statek – to pływające miasto. Za kilka dni będziemy w Nowym Jorku i wsiądziemy do pociągu, który nas zawiezie do San Francisco – starała się mówić o czekającej ich podróży jak o wesołej przygodzie, lecz Alexis, którą najwyraźniej przerażał ogrom statku, z płaczem wyrywała się z jej objęć, szukając schronienia w fałdach matczynej spódnicy.

– O co chodzi, kochanie? – Kate popatrzyła na najstarszą córkę, starając się dosłyszeć jej słowa poprzez dźwięki orkiestry, która na specjalnie zbitym na tę okazję pomoście grała murzyńskie rytmy. Poza tym zaokrętowanie przebiegało całkiem zwyczajnie. Widocznie linie White Star zdecydowały, że nadmiar rozgłosu byłby nieelegancki: – Co się stało? – spytała Edwinę próbującą uspokoić Alexis.

– Boi się wejść na pokład – mruknęła Edwina dyskretnie. Kate przytaknęła jej ze zrozumieniem.

Alexis zawsze czuła lęk przed nowymi wydarzeniami, ludźmi i miejscami. Gdy płynęli do Europy na "Mauretanii", także była wystraszona i wciąż wypytywała matkę, co będzie, jeśli wpadnie do wody.

Szczupłą dłonią w cieniutkiej rękawiczce Kate pogładziła jedwabiste loki córeczki i pochyliła się, by szepnąć jej do ucha przeznaczone tylko dla niej sekrety. Słowa matki wywołały uśmiech na twarzy dziewczynki, przypomniały jej bowiem, że za pięć dni będzie obchodzić swoje szóste urodziny. Matka obiecała jej aż dwa przyjęcia urodzinowe – pierwsze na statku, a drugie gdy dotrą do San Francisco.

– Czy już dobrze? – spytała szeptem Kate wystraszoną córkę, Alexis jednak pokręciła głową i wybuchnęła płaczem tuląc się do matki, bo na nowo przypomniała sobie o czekającej ich podróży.

– Nie chcę jechać! – szlochała, lecz zanim zdążyła powiedzieć coś więcej, mocne ręce uniosły ją w górę i znalazła się w ramionach ojca.

– Ależ chcesz, cukiereczku. Chyba nie zamierzasz zostać w Anglii bez nas? Z pewnością nie, ty głuptasku. Teraz płyniemy do domu na najcudowniejszym statku, jaki dotąd zbudowano. A wiesz, co właśnie widziałem? Panienkę taką dużą jak ty. I założę się, że zanim dotrzemy do Nowego Jorku, będziecie najlepszymi przyjaciółkami. No, a teraz idziemy na pokład, dobrze? Zobaczymy, jak wyglądają nasze kabiny – oświadczył, trzymając ją mocno w ramionach.

Kiedy mała się uspokoiła, ujął żonę pod ramię i poprowadził rodzinę w stronę trapu. Na statku postawił Alexis, która wprawdzie mocno trzymała go za rękę, gdy po szerokich schodach wchodzili na górny pokład, ale już ciekawie zerkała przez okna sali gimnastycznej na szeroko rozreklamowanego elektrycznego wielbłąda.

Po całym "Titanicu" krążyły tłumy ludzi podziwiających wystrój wnętrz, wspaniałe boazerie i rzeźby, eleganckie wykończenia, wymyślne żyrandole, bogate obicia oraz pięć olbrzymich fortepianów. Nawet Alexis przycichła oszołomiona, gdy spacerowali po statku przed udaniem się na pokład B, gdzie mieścił się ich apartament.

– Prawda, że to robi wrażenie? – powiedział Bert do Kate, która uśmiechnęła się do męża. Bardzo się cieszyła, że odbędzie z nim podróż na pokładzie tego cuda. To zawieszone pomiędzy dwoma światami miejsce, gdzie wszyscy czuli się dobrze, bo o każdego troszczono się jak należy, wydało jej się przytulną, bezpieczną i romantyczną przystanią. Tym razem zamierzała powierzyć Oonie pieczę nad dziećmi i więcej czasu poświęcić mężowi. Bertram był zachwycony salą gimnastyczną, ale gdy zajrzał do klubu, Kate skrzywiła się i pogroziła mu palcem.

– Nawet o tym nie myśl. Chcę, żebyśmy więcej przebywali z sobą podczas tego rejsu. – Na krótką chwilkę przytuliła się do Berta, który w odpowiedzi uśmiechnął się czule.

– Chcesz powiedzieć, że Charles i Edwina nie są tu jedyną zakochaną parą? – szepnął jej do ucha, wciąż jeszcze trzymając Alexis za rękę.

– Mam taką nadzieję – uśmiechnęła się Kate znacząco i koniuszkami palców delikatnie musnęła policzek męża.

– Słuchajcie no – zaproponował Bert – co byście powiedzieli na to, żeby teraz iść do kabin, rozpakować rzeczy, a później znowu pomyszkować po statku?

– A nie możemy od razu, tato? – nudził George, niezwykle podniecony, bo wszystko było takie nowe. Jednakże Bert nalegał, by wpierw bezpiecznie umieścić najmłodsze dzieci w kabinach. Obiecał, że później sam oprowadzi go po statku, ale dla George'a pokusa była zbyt silna. Zanim Winfieldowie dotarli na pokład B, położony dwa piętra poniżej sali gimnastycznej, chłopiec zniknął. Zatroskana Kate poprosiła Filipa, aby poszukał brata.

– Zostaw go, Kate – mitygował żonę Bertram. – Nie mógł odejść daleko. Na statku nic mu się nie stanie. Przecież jest tak podniecony, że nie zszedłby z pokładu za nic w świecie. Jak się rozlokujemy w kabinach, pójdę go poszukać.

Kate, niezbyt przekonana, przystała na propozycję męża, martwiła się jednak wyobrażając sobie kłopoty, w jakie syn może się wpakować. Dopiero na widok przepięknych kabin, które Bertram dla nich zarezerwował, zapomniała o wszelkich strapieniach.

Winfieldowie z radością powitali Charlesa, który zjawił się chwilę po nich.

– Czy to tutaj? – zagadnął wtykając głowę w drzwi saloniku. Ciemne włosy miał nienagannie przyczesane, a w błękitnych oczach na widok narzeczonej zatańczyły ogniki. Edwina zerwała się i pobiegła ku niemu.

– Charles! – wykrzyknęła ucieszona i zarumieniona z radości rzuciła się w jego wyciągnięte na powitanie ramiona. Jej włosy miały ten sam odcień co włosy Charlesa, ale błękit oczu był głębszy. Promieniała szczęściem, gdy przy akompaniamencie chichotów Alexis i Fannie Charles unosił ją w ramionach.

– Hej, panienki, a cóż was tak śmieszy? – Bardzo lubił bawić się z młodszymi siostrami Edwiny, a Teddy'ego uważał za najsłodsze dziecko na świecie. Zaprzyjaźnił się z Filipem i polubił nawet rozbrykanego George'a. Winfieldów uważał za wspaniałą rodzinę, siebie zaś za szczęśliwca, że spotkał i pokochał Edwinę. – Widziałyście już pieski? – zapytał dziewczynki ponad ramieniem ich siostry. Fannie pokręciła przecząco głową, a Alexis spochmurniała. – Pójdziemy je odwiedzić po południu, jak się wyśpicie.

– Gdzie one są? – spytała zaniepokojona Alexis, myśląc o psach z obawą.

– Na dole, zamknięte w klatkach. Nie uwolnią się z nich -uspokoiła ją Edwina. Alexis nie wyszłaby z kabiny przez cały rejs, gdyby wiedziała, że może spotkać błąkającego się po korytarzach psa.

Edwina zostawiła dzieci pod opieką Oony, po czym udała się z Charlesem do jego kabiny. Bertram zarezerwował mu piękny pokój. Z dala od ciekawskich spojrzeń dzieci narzeczony przytulił ją mocno i delikatnie pocałował w usta. Edwina wstrzymała oddech, zapominając o całym świecie w silnych ramionach przyszłego męża. Nie raz w podobnych chwilach zastanawiała się, czy potrafią poczekać na siebie aż do sierpnia. Oboje wiedzieli jednak, że za nic w świecie nie zawiedliby zaufania okazywanego im przez rodziców Edwiny, choć z pewnością trudno im będzie wytrwać aż do dnia, w którym połączą ich więzy małżeńskie.

– Czy zechciałaby pani pójść ze mną na spacer, panno Winfield? – z uśmiechem zapytał Charles narzeczoną.

– Z największą przyjemnością, panie Fitzgerald – odparła.

Charles rzucił płaszcz na łóżko i wyszli na pokład. Pogoda była nie najgorsza, jakby słońce także cieszyło się z ich radości. Nie widzieli się zaledwie kilka dni, lecz każda godzina rozłąki wydawała im się wiekiem. Edwina była zachwycona, że narzeczony jedzie z nimi do San Francisco. Nie potrafiła sobie wyobrazić, że mogliby się na tak długo rozstać.

– Tęskniłam za tobą – szepnęła mu do ucha, gdy wygodnymi schodami dotarli na pokład spacerowy położony wyżej.

– Ja też, kochanie – powiedział Charles. – Już niedługo nie będziemy się rozstawać ani na chwilę.

Edwina przytaknęła mu radośnie. Gdy mijali stoliki kawiarenki, na francuską modłę wystawione na pokład, odprowadzały ją pełne podziwu spojrzenia kelnerów, którzy wymieniali między sobą uwagi w szybkiej francuskiej mowie. Wielu pasażerów pierwszej klasy intrygowało to maleńkie "bistro", nowość nie spotykana na żadnym statku, jak zresztą wiele innych szczegółów na "Titanicu".

Narzeczeni doszli do połowy pokładu spacerowego, którego część osłonięto oszklonym dachem, aby można podziwiać ocean bez względu na kaprysy pogody.

– Myślę, kochanie, że znajdziemy na tym statku wiele zacisznych zakątków – powiedział Charles z uśmiechem. Mocniej przycisnął jej rękę ramieniem, a Edwina się roześmiała.

– Tak jak George. Udało mu się zgubić, zanim doszliśmy do kabiny. Ten dzieciak jest niemożliwy. Naprawdę nie wiem, czemu mama go nie udusi. – Na myśl o bracie Edwina spochmurniała.

– Nie robi tego, bo to uroczy urwis – wystąpił Charles w obronie chłopca. – On dobrze wie, na ile może sobie pozwolić.

Edwina musiała przyznać mu rację, choć chwilami naprawdę miała ochotę zamordować brata.

– Chyba tak. To niesamowite, jak bardzo różnią się on i Filip. Filip nigdy by sobie nie pozwolił na podobne zachowanie.

– Ja w jego wieku też nic takiego nie robiłem i może właśnie dlatego tak lubię George'a. On nigdy nie będzie żałował, że kiedykolwiek zrezygnował z czegoś. Myślę, że już wszystkiego popróbował.

Charles roześmiał się, a Edwina zawtórowała mu radośnie. Narzeczony objął ją ramieniem i obydwoje patrzyli, jak ogromny statek powoli odsuwa się od nabrzeża. Edwina modliła się w duchu, by ojciec miał rację i żeby się nie okazało, że George zszedł ze statku, aczkolwiek podobnie jak ojciec była przekonana, że brat nie zrobił tego. Tutaj, na pokładzie, działo się zbyt wiele, nie sądziła zatem, aby pociągnął go brzeg.

Gdy spoglądali w dół, przenikliwe gwizdki zlały się w jeden ostry dźwięk, który uniemożliwiał rozmowę. W powietrzu czuło się prawdziwie podniecający nastrój, potęgowany przez gwizdy rozlegające się ponad ich głowami. Charles wziął Edwinę w ramiona i pocałował.

W asyście sześciu holowników olbrzymi "Titanic" uwolniony z uwięzi odbił od brzegu, kierując się do Cherbourga, skąd miał zabrać resztę pasażerów, i dalej do Queenstown, a następnie przez ocean do Nowego Jorku. Nagle wśród osób znajdujących się na górnych pokładach zapanowało poruszenie, które zupełnie uszło uwagi innych. Pasażerowie pierwszej klasy z osłupieniem patrzyli, jak transatlantyk prześlizguje się z trudem obok liniowców amerykańskiego i brytyjskiego, unieruchomionych w porcie z powodu niedawnego strajku górników. Amerykański "New York" kotwiczył w sąsiedztwie "Oceanica" należącego do linii White Star. Obydwa statki, spięte linami cumowniczymi, stały blisko siebie, pozostawiając "Titanicowi" bardzo wąskie przejście. Raptem rozległ się huk podobny do wystrzału z pistoletu – to pękły liny mocujące "New Yorka" do "Oceanica" i liniowiec jął powoli dryfować w kierunku "Titanica". Wydawało się, że lada chwila go staranuje, na szczęście zapobiegł temu błyskawiczny manewr jednego z holowników, z którego podano zerwaną linę na "New Yorka", tak że marynarze zdołali ją zamocować na moment przed zderzeniem.

"Titanic" wypłynął w końcu z portu, o włos uniknąwszy katastrofy. Manewr, który jej zapobiegł, wywołał naprawdę wielkie wrażenie wśród świadków wydarzenia – zdawało się, że oglądają pokaz nadzwyczajnych umiejętności załóg holowników, podczas gdy "Titanic" niewzruszenie parł naprzód. To pływające miasto miało długość czterech przecznic, czyli ośmiuset osiemdziesięciu dwóch stóp, jak wcześniej poinformował ich Filip, i z pewnością niełatwo było nim manewrować.

– Czy było tak niebezpiecznie, jak mi się wydawało? – zapytała Edwina oszołomiona tym, na co przed chwilą patrzyła.

Charles poważnie skinął głową.

– Tak sądzę. Może wypijemy kieliszek szampana w Cafe Parisien, żeby uczcić szczęśliwy początek rejsu?

Edwina chętnie przystała na tę propozycję. Przytuleni skierowali się ku kawiarence, gdzie kilka minut później znalazł ich zziajany i rozczochrany George.

– Co tu robisz, siostrzyczko? – spytał, stając na tarasie kawiarni w czapce na bakier. Poła koszuli wysunęła mu się z wysmarowanych na kolanie spodni, ale twarz promieniała szczęściem nie do opisania.

– Mogłabym cię spytać o to samo. Mama szukała cię wszędzie. Co u licha robiłeś do tej pory? – gniewnie powiedziała Edwina.

– Przecież musiałem się rozglądnąć – odparł patrząc na siostrę z politowaniem, że nie rozumie rzeczy tak oczywistej, po czym rzucił Charlesowi porozumiewawcze spojrzenie. – Cześć, Charles! Jak się masz?

– Świetnie, dziękuję. A jak tam statek, w porządku? Podoba ci się?

– Genialny! Wiesz, że ma cztery windy i wszystkie wjeżdżają aż na dziewiąte piętro? Jest też boisko do squasha i basen. Poza tym wiozą do Nowego Jorku nowiutkiego renaulta. A jakie tu mają kuchnie!… Nie udało mi się dostać do sterowni, sprawdziłem za to drugą klasę. Wygląda całkiem przyzwoicie. A żebyś wiedział, jaką dziewczynę tam zobaczyłem!… – opowiadał chłopiec ku oburzeniu siostry i widocznemu rozbawieniu przyszłego szwagra. Nie przejmował się niczym, a rozchełstany ubiór zupełnie mu nie przeszkadzał.

– Widzę, że wszystko dokładnie obejrzałeś – pochwalił go Charles, na co George napuszył się jak paw. – Byłeś już na mostku?

– Nie – chłopcu nieco zrzedła mina. – Nie miałem nawet czasu, żeby dokładnie mu się przyjrzeć. Byłem wprawdzie na górze, ale jest tam taki tłum, że nie można się połapać, co się dzieje. Będę musiał wrócić tam później. Masz ochotę popływać po lunchu? – zapytał Charlesa.

– Bardzo bym chciał. Oczywiście jeżeli twoja siostra nie ma innych planów.

Jednakże Edwina rozgniewała się na dobre.

– Chyba trzeba cię ułożyć do poobiedniej drzemki razem z Fannie i Teddym. Jeżeli myślisz, że możesz ganiać po statku jak jakiś łobuziak, to dostanie ci się ode mnie albo od rodziców.

– Och, Edwino – jęknął George – ty nic nie rozumiesz. Tu się dzieją takie ważne rzeczy!

– Równie ważne jest przyzwoite zachowanie. Niech no tylko mama cię zobaczy! – nieubłaganie straszyła brata Edwina.

– Co tam znowu? – rozległ się za plecami Edwiny głos ojca, w którym dosłyszeć można było nutkę rozbawienia. – Witaj, Charles, czołem, George. Widzę że byłeś bardzo zajęty.

Na twarzy chłopca widniała smuga sadzy, lecz George promieniał taką radością i zadowoleniem, że ojciec spoglądał na niego wyraźnie ucieszony.

– Tu jest cudownie, tato.

– Cieszę się, że to słyszę – dobiegły ich słowa Kate, która natknąwszy się na bliskich, rzuciła okiem na syna i dodała gniewnie: – Bertram! Jak możesz mu na wszystko pozwalać. Przecież on wygląda jak ulicznik!

– Słyszysz, George? – spokojnie rzekł Bert do syna. – Czas się doprowadzić do porządku. Myślę, że powinieneś pójść do kabiny i zmienić ubranie, zanim mama naprawdę się rozgniewa.

Starał się mówić surowo, lecz wydawał się bardziej rozbawiony niż zagniewany, toteż chłopiec uśmiechnął się doń porozumiewawczo. Kate jednak nie żartowała: kazała George'owi natychmiast wziąć kąpiel i przebrać się.

– Oj, mamo… – George na próżno spoglądał błagalnym wzrokiem na Kate, która podwinęła rękaw sukni, ujęła syna mocno za rękę i energicznie poprowadziła pod pokład, gdzie zostawiła go z Filipem.

Filip przeglądał właśnie listę pasażerów w nadziei, że odnajdzie na niej znajome nazwiska. Na pokładzie znajdowali się Astorowie, pan Isidor Straus z małżonką- właściciele sieci sklepów Macy's – a także wiele innych nie mniej sławnych osób. Filip zauważył na wykazie imiona paru swoich rówieśników, których dotychczas nie miał okazji poznać, ponadto na statku spotkał już kilka młodych dam, które mu się spodobały i miał nadzieję, że będzie je często widywał w czasie rejsu. Dalszą lekturę listy pasażerów przerwało mu przybycie George'a z matką. Kate poprosiła najstarszego syna o dopilnowanie, aby jego młodszy brat się umył i zachowywał jak należy. Filip przyrzekł uczynić zadość jej życzeniu, ledwie jednak matka wyszła, George jął marudzić, by wymóc na nim ustępstwa, i kombinować, jak się uwolnić spod kurateli brata. Chciał jak najszybciej zwiedzić maszynownię i mostek, a później wrócić do kuchni, pełnej niezwykłych urządzeń, których nie pozwolono mu dotknąć. Poza tym nie sprawdził jeszcze jednej windy docierającej, jak podejrzewał, dalej niż pozostałe.

– Szkoda, że nie cierpisz na chorobę morską – powiedział Filip ponuro, gdy Kate wróciła do reszty towarzystwa na pokładzie spacerowym.

Rodzice zjedli lunch w towarzystwie Edwiny i Charlesa, po czym dołączyli do Filipa, George'a, Oony i maluchów, gdy te obudziły się po południowej drzemce. Alexis wydawała się mniej przerażona statkiem i zafascynowanym wzrokiem patrzyła na tłum spacerowiczów. Poznała także dziewczynkę, o której wspomniał ojciec. Nazywała się Lorraine, mieszkała w Montrealu, wiekiem bliższa była Fannie, liczyła sobie bowiem trzy i pół roku, i miała młodszego braciszka Trevora. Bawiła się lalką bardzo podobną do wytwornej Pani Thomas, którą Alexis dostała przed rokiem na gwiazdkę od cioci Liz i nie rozstawała się z nią ani na chwilę. Lalka Lorraine niewiele się wprawdzie różniła od zabawki Alexis, lecz jej płaszcz i kapelusz były mniej eleganckie od tych, które przysłała ciocia Liz. Pod czarnym welwetowym płaszczem Pani Thomas miała różową jedwabną sukienkę, uszytą przez Edwinę, na nogach zaś wysokie buty zapinane na guziczki. Tego popołudnia Alexis zabrała ją ze sobą na spacer z rodzicami po pokładzie.

"Titanic" przycumował w Cherbourgu późnym wieczorem, gdy Alexis i jej młodsze rodzeństwo byli już w łóżkach. George znów gdzieś się zapodział, Kate i Edwina przebierały się, a Charles, Filip i Bertram czekali na nie w palarni. Do kolacji zasiedli w głównej sali jadalnej na pokładzie D. Panowie włożyli białe krawaty, panie wystroiły się w eleganckie suknie szyte w Londynie, Paryżu czy Nowym Jorku. Kate miała na sobie olśniewającą kolię z pereł i brylantów, która niegdyś należała do matki Bertrama.

W rzęsiście oświetlonej, nadzwyczaj wytwornej sali restauracyjnej, zdobionej rzeźbioną boazerią, lśniącymi okuciami z mosiądzu i kryształowymi żyrandolami, trzystu pasażerów pierwszej klasy przypominało postacie z bajki. Edwina rozglądała się wokół, z uśmiechem zerkając na przyszłego męża, i myślała, że jeszcze nigdy nie przeżyła równie pięknych chwil.

Po kolacji długo siedzieli w przyległym saloniku, słuchając utworów granych przez orkiestrę, aż wreszcie Kate ziewnęła i zmęczona po długim, pełnym wrażeń dniu zadeklarowała chęć powrotu do kabiny. Edwina i Charles postanowili zostać jeszcze trochę.

W południe następnego dnia po raz ostatni przed podróżą przez Atlantyk statek zacumował w Queenstown, by zabrać pasażerów trzeciej klasy. Winfieldowie z pokładu spacerowego przyglądali się wsiadającym, gdy naraz Oona krzyknęła, mocno przytrzymując się poręczy:

– O Boże, proszę pani! Moja kuzynka!

– Jesteś pewna? Z tej odległości… – z powątpiewaniem rzekła Kate, świadoma, że Oona, dziewczyna uczuciowa i nie pozbawiona wyobraźni, łatwo mogła ulec złudzeniu. – Niemożliwe, żebyś ją rozpoznała.

– Poznałabym ją wszędzie – zarzekała się Oona. – Jest starsza ode mnie o dwa lata, a zawsze byłyśmy jak siostry. To ta z rudymi włosami! Jest z nią córeczka, widzę je obie… Proszę pani, mogę przysiąc!… Odkąd pamiętam, zawsze mówiła o wyjeździe do Ameryki! Proszę pani!… – w oczach dziewczyny pojawiły się łzy. – Jak ją odnajdę w takim mrowiu?

– No cóż, poprosimy intendenta, żeby sprawdził listę pasażerów trzeciej klasy, i jeżeli to rzeczywiście twoja kuzynka, na pewno ją znajdziemy. Jak się nazywa?

– Alice O'Dare, a jej córeczka to Mary. Będzie teraz miała pięć lat.

Ta ostatnia informacja zastanowiła Kate. Skoro ta dziewczyna jest dwa lata starsza od Oony, to ma dwadzieścia lat i… pięcioletnią córkę. Kate ciekawiło, czy Alice jest mężatką, lecz nie chciała pytaniem urazić Oony zakładając, zresztą słusznie, że Mary wychowuje się bez ojca.

– Czy będę mogła bawić się z tą dziewczynką? – zapytała cichutko Alexis. Czuła się już o wiele lepiej. Po nocy spędzonej w przytulnym łóżeczku "Titanic" nie wydawał jej się tak przerażający, stewardzi byli dla niej nadzwyczaj mili, tak że z wolna zaczynało jej się na statku podobać.

– Zobaczymy, córeczko -odparła Kate. – Najpierw musimy się upewnić, że to na pewno ona.

Oona przez cały dzień chodziła podekscytowana, a gdy istotnie znalazła nazwisko kuzynki na liście pasażerów, zaśmiała się uszczęśliwiona. Alice O'Dare – widniało czarno na białym. Poszła podzielić się swą radością z Edwiną, która przebierała się akurat do kolacji.

– Panno Edwino, miałam rację!… To naprawdę moja kuzynka. Ja to czułam. Nie widziałam jej cztery lata, ale ona nic a nic się nie zmieniła.

– Skąd wiesz? – uśmiechnęła się Edwina.

– Jak położyłam dzieci spać, została z nimi stewardesa, a ja poszłam do trzeciej klasy, żeby poszukać Alice. Intendent znalazł ją na liście pasażerów, więc musiałam się z nią zobaczyć… Pani Winfield wiedziała o tym – dodała usprawiedliwiająco. – Powiedziałam jej i pozwoliła mi pójść.

– Ależ, Oono, nie tłumacz się przede mną. – Czasami Edwina, nie będąca już dzieckiem i jeszcze nie pani domu, nie bardzo wiedziała, jak się zachować wobec służby. Bywało, że zarówno Oona, jak i młodsze rodzeństwo uważali, że o wszystkim donosi matce. – Kuzynka pewnie bardzo się ucieszyła na twój widok. – Popatrzyła z sympatią na dziewczynę, czując się o wiele od niej starsza i dojrzalsza.

Oona odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się zadowolona.

– Wciąż jest śliczna, a Mary to słodka dziewuszka. Miała ledwie rok, jak ją widziałam ostatni raz. Wygląda zupełnie jak Alice w dzieciństwie. A włosy to ma czerwone jak ogień! – roześmiała się wesoło.

Edwina odpowiedziała jej uśmiechem. Chowała właśnie brylantowe kolczyki matki do szkatułki.

– Wybiera się do Nowego Jorku? – zapytała.

Irlandka skinęła głową, wciąż radośnie uśmiechnięta.

– Tak. Ma tam ciotkę i kuzynów. Ale namawiam ją, żeby przyjechała do Kalifornii. Obiecała, że się postara. Zrobię co tylko się da, żeby jej pomóc.

Edwina spojrzała życzliwie na Oonę, uszczęśliwioną ze spotkania kuzynki na statku. Nie byłaby jednak sobą, gdyby natychmiast nie pomyślała o czymś, co z pewnością przyszłoby do głowy jej matce.

– Czy po powrocie umyłaś dokładnie ręce? – zapytała.

– Oczywiście – odparła Irlandka, odrobinę urażona pytaniem, choć rozumiała troskę chlebodawców. Dla nich trzecia klasa była jak zaraza, była miejscem, którego nikt z nich nigdy nie oglądał, o którym nawet nie chcieli słyszeć. Na "Titanicu" wszakże również tam warunki były lepsze, niż się Oona spodziewała. Oczywiście nie dało się trzeciej klasy porównać z luksusem kabiny, w której ona podróżowała, lecz wszędzie było czysto i przyzwoicie. A najważniejsze, że razem z Alice dopłyną do Ameryki. -Ależ mamy szczęście, prawda, panno Edwino? Żeby płynąć tym samym statkiem… Nie do wiary, nigdy nie myślałam, że tak nam się złoży…

Zadowolona i uśmiechnięta wróciła do kabiny dzieci, a Edwina przyłączyła się do rodziców i Charlesa czekających na nią w salonie. Tego wieczoru mieli zjeść kolację w eleganckiej restauracji "A la Carte". Edwina, spoglądając z miłością na narzeczonego, pomyślała, że ona i jej rodzina są wybrańcami losu wiodącymi wspaniałe życie w otoczeniu ukochanych osób, zwiedzającymi przepiękne miejsca, nie wspominając już o podróży luksusowym statkiem, którym właśnie wracali do domu. Stojąc obok Charlesa w jasnobłękitnej satynowej sukni, z włosami upiętymi nad czołem i z zaręczynowym pierścionkiem błyszczącym na palcu, zrozumiała, że nigdy dotąd nie była tak szczęśliwa, a kiedy wsparta na jego ramieniu szła lekkim krokiem do holu, przysłuchując się pogodnym przekomarzaniom rodziców poczuła, że ten wieczór będzie szczególny – będzie preludium do wymarzonej przyszłości.

Загрузка...