Następnego ranka Alexis okropnie się wystraszyła na widok Patricka. Otworzyła mu drzwi i zaraz pobiegła po Edwinę.
– Ten sędzia przyszedł! – szepnęła rozgorączkowana.
Edwina, nie zrozumiawszy, o kogo chodzi, poszła do drzwi, a ujrzawszy Patricka, wybuchnęła śmiechem.
– To nie sędzia – chichocząc wyjaśniła siostrze – to Patrick Sparks-Kelly, mój przyjaciel. Jest kuzynem Charlesa-dodała czując, że powinna wyjaśnić siostrze, skąd zna go tak dobrze.
– A ja myślałam… mówiłaś…
Bez makijażu, z wyszczotkowanymi i ułożonymi w prostą fryzurę włosami Alexis znów wyglądała jak dziecko. Uśmiechnęła się, jak dawniej ufna i śliczna, gdy Edwina wytłumaczyła jej, że Patrick udawał sędziego, by nastraszyć Malcolma.
– Na wypadek gdyby twój przyjaciel stwarzał jakieś trudności – dodał Patrick, po czym oznajmił Edwinie, że ma odebrać paszport siostry w ambasadzie przy Grosvenor Gardens pod numerem czwartym, ciszej zaś powiedział, iż lady Fitzgerald oczekuje ich o jedenastej.
– Zaskoczyła ją wiadomość ode mnie? – zaniepokoiła się Edwina. Obliczyła sobie, że starsza pani ma już dobrze po siedemdziesiątce.
Patrick pokręcił głową.
– Chyba bardziej zdziwiła się tym, że się znamy.
– Jak jej to wytłumaczyłeś? – Edwina spojrzała nań z obawą. Musieli ukrywać swoje uczucie, nawet przed Alexis!
– Powiedziałem, że spotkaliśmy się na statku – uśmiechnął się. – Przypadkiem… i na szczęście dla mnie.
– Nie boisz się, że moja wizyta może ją zdenerwować? – zapytała z troską.
– Na pewno nie. Myślę, że już dawno pogodziła się ze śmiercią syna, o wiele wcześniej niż ty.
Istotnie, na spotkaniu Edwina przekonała się, że Patrick miał słuszność. Lady Fitzgerald powitała ją serdecznie, potem usiadły w fotelach i długo rozmawiały. W tym czasie Patrick i Alexis spacerowali po wypielęgnowanym ogrodzie.
– Zawsze miałam nadzieję, że któregoś dnia wyjdziesz za mąż, Edwino – rzekła ze smutkiem matka Charlesa i przyjrzała jej się uważnie. Pomyślała, że ta niegdyś młoda i śliczna dziewczyna jest obecnie piękną kobietą. Jej zdaniem Edwina zmarnowała życie. -Mając pod opieką gromadkę dzieci, pewno nie miałaś okazji poznać odpowiedniego kawalera. Jakie to straszne, że twoi rodzice utonęli!… Potworne… Tyle straconych istnień, tyle zmarnowanych nadziei tylko dlatego, że linie oceaniczne były lekkomyślne i nie zapewniły wystarczająco dużo łodzi ratunkowych. A kapitan z uporem maniaka utrzymywał dużą prędkość statku w okolicy, gdzie występują góry lodowe… Długo mnie to dręczyło, ale w końcu pojęłam, że taki los był nam pisany i że mój syn nie mógł się uratować. Takie było przeznaczenie. Dziękuj Bogu, kochanie, że żyjesz, i wykorzystaj każdą chwilę, jaką darował ci Stwórca.
Edwina uśmiechnęła się, powstrzymując łzy. Wspomniała chwilę, gdy w obecności Charlesa spotkały się po raz pierwszy, oraz welon ślubny, który lady Fitzgerald posłała do Stanów, gdy był gotowy, choć jej syna już dawno nie było wśród żyjących i Edwina nie miała go dla kogo włożyć. Jeszcze raz jej za to podziękowała.
– Czułam, że nie wolno mi go zatrzymać – wyjaśniła matka Charlesa. – I choć wiedziałam, że przypomnę ci straszne chwile, uważałam, że powinnaś go mieć.
– W zeszłym miesiącu dałam go mojej bratowej. Wyglądała na ślubie przepięknie – powiedziała Edwina i obiecała przysłać fotografie ze ślubu brata.
Lady Fitzgerald, która pochowała męża przed rokiem, uśmiechała się, choć wyglądała na zmęczoną rozmową. Zdrowie już jej niezbyt dopisywało, ale wizyta Edwiny bardzo ją ucieszyła.
– Twoja młodsza siostra jest śliczną panną, kochanie. Wygląda jak ty w jej wieku, tyle że ma o wiele jaśniejsze włosy.
– Tylko że ja chyba nie byłam równie lekkomyślna – zauważyła Edwina mile połechtana komplementem.
– Ty nigdy nie byłaś lekkomyślna. Dowiodłaś w życiu wielkiego hartu ducha… Może teraz i ty znajdziesz swoje szczęście i kogoś, kto cię pokocha? Przez te wszystkie lata myślałaś tylko o moim synu, prawda? – Starsza pani wyczuła to od pierwszej chwili. Edwina z oczami pełnymi łez skinęła głową. – Nadeszła pora, żeby zapomnieć – szepnęła lady Fitzgerald, serdecznie całując ją w policzek. W tym momencie Edwina dostrzegła jej uderzające podobieństwo do Charlesa i z największym trudem zdołała się opanować. – Gdziekolwiek Charles się teraz znajduje, jest szczęśliwszy, tak jak i twoi rodzice. Teraz twoja kolej na szczęście, Edwino. Oni by tego pragnęli. Wszyscy troje.
– Jestem zadowolona z życia – zaprotestowała Edwina, wycierając nos chusteczką Patricka i zastanowiła się, czy lady Fitzgerald poznała herb na niej wyszyty. Dama jednak była zbyt wiekowa, aby zwracać uwagę na takie drobiazgi. – Byłam szczęśliwa z dziećmi przez te wszystkie lata – podkreśliła z naciskiem.
– Ale już wystarczy – ofuknęła ją matka Charlesa – i dobrze o tym wiesz. Przyjedziesz jeszcze do Anglii? – zapytała.
Wstały i spacerem poszły w głąb ogrodu. Edwina poczuła w sobie pustkę, mimo to zadowolona była, że tu przyszła, i zrozumiała, że starsza dama ma rację. Rodzice i Charles na pewno by chcieli, aby los się do niej uśmiechnął. Dłużej nie wolno jej uciekać przed szczęściem. Nauczyła się tego od Patricka, ale przecież z nim też będzie musiała się pożegnać. Jakże więc ma osiągnąć szczęście, skoro jej życie w dalszym ciągu wypełniają bolesne rozstania?
Około południa pocałowała lady Fitzgerald na pożegnanie. Od dawna nie czuła się tak lekko i nie była taka szczęśliwa. Gdy przy lunchu z Patrickiem i Alexis rozmawiali o porannej wizycie, zgodzili się, że matka Charlesa jest przemiłą kobietą.
Patrick zabrał siostry na lunch do Ritza, potem w biurze armatora zarezerwowali dla Edwiny i Alexis miejsca na parowcu "Olympic", dwie sąsiednie kabiny w pierwszej klasie. Powiedziano im, że mają szczęście, gdyż statek wypływa następnego dnia i zdążyli nieomal w ostatniej chwili. Później poszli do ambasady odebrać paszport Alexis i wtedy Edwina poczuła nagły przypływ paniki na myśl o rozstaniu z Patrickiem. Wymieniali spojrzenia pełne żalu.
W ciągu kilku ostatnich tygodni Alexis niebywale wydoroślała. Rozumiała więcej niż poprzednio i tego ostatniego wieczora umyślnie zostawiła Patricka i Edwinę samych, wymawiając się zmęczeniem.
– Chyba nie chce się znowu wymknąć? – spytał zaniepokojony Patrick, gdy wychodzili na kolację do "Embassy Club", Edwina jednak zapewniła, że tym razem Alexis otrzymała wystarczającą nauczkę.
Kolejny wieczór, który upłynął zbyt szybko! Wracali do hotelu, tej nocy wszakże nie mogli już spędzić razem. Edwina bardzo pragnęła Patricka, lecz obydwoje wiedzieli, że łatwiej będzie im pożegnać się już teraz niż następnego ranka.
– Jak ja mam się z tobą rozstać, Patricku? Przecież dopiero co cię znalazłam!… – Pożegnanie z Charlesem zabrało jej jedenaście lat, a teraz oto znowu jego kuzyn miał zniknąć z jej życia. – Pojedziesz z nami jutro do Southampton? – spytała.
Patrick ze smutkiem pokręcił głową.
– To by nas za wiele kosztowało. I mogłoby zdenerwować Alexis.
– Ona i tak chyba wie, co nas łączy.
– W takim razie obie jedziecie do domu z nieczystym sumieniem – zażartował i pocałował ją czule. Przeżyli piękną przygodę, która dobiegła końca i teraz oto Patrick, zgodnie z zapowiedzią, uwalniał Edwinę.
– Zobaczymy się jeszcze? – zapytała, gdy żegnał się z nią przed hotelem.
– Niewykluczone. Jeżeli ty przyjedziesz tutaj albo ja do Ameryki. Nigdy nie byłem w Kalifornii.
Edwina jednak nie wierzyła, by kiedykolwiek jeszcze się spotkali. Patrick przygotowywał ją na rozstanie od początku znajomości. Obydwoje mieli nawzajem uwolnić się z łączących ich więzów. Na przegubie dłoni czuła dotyk jego prezentu, który miała już zawsze nosić, tak samo jak zawsze miała nosić w sercu ślad jego miłości. Ale reszta zniknie, oddalą się szczęśliwe chwile, którymi obdarowywał ją przez dwa tygodnie, aby pomóc jej uwolnić się od ciężaru pamięci.
– Kocham cię – szepnęła, zanim się rozstali. – Kocham cię bardzo… Na wspomnienie o tobie będę się zawsze uśmiechała… I będę się uśmiechała, ilekroć pomyślę o Irlandii.
Wtedy pocałował ją po raz ostatni. Edwina rozpłakała się, gdy nie oglądając się odjeżdżał swoim autem. Długą chwilę stała szlochając przed hotelem, w końcu otarła łzy i weszła do środka. Miłość do Patricka, od której chciała się uwolnić, podążyła za nią.