Rozdział dwudziesty pierwszy

Oczekiwanie na powrót Filipa zdawało się ciągnąć bez końca. Od czasu do czasu pisał do Edwiny i dzieci. W zimie przeniesiono go do Francji, brał udział w bitwie pod Cambrai. Jego jednostka walczyła u boku armii brytyjskiej i na początku szło im całkiem nieźle, lepiej niż setkom tysięcy żołnierzy, którzy padli w innych bitwach, dziesięć dni później jednak zaczęła się bitwa pod Cambrai. Anglicy i Amerykanie w wyniku niemieckiego kontrataku stracili zajmowane pozycje i musieli się cofnąć prawie do miejsca, z którego rozpoczęli natarcie.

Sprzymierzeńcy ponieśli ogromne straty, toteż w Edwinie serce zamierało, gdy czytała o tych walkach w gazetach. Filip pisał o błocie i śniegu, o niewygodach, ale nigdy się nie przyznawał do przerażenia i przygnębienia, które go ogarniało na widok tysięcy żołnierzy ginących co dnia. Nie przyznawał się też do żarliwych modlitw, by udało mu się przeżyć to piekło.

W Stanach niezliczone plakaty gorąco zachęcały mężczyzn, aby się zaciągali do wojska. Tej jesieni w Rosji obalono carat, a rodzina władcy znalazła się na zesłaniu.

– Czy George też zostanie bohaterem? – zapytała Fannie w przeddzień Święta Dziękczynienia. Edwina zadrżała na myśl o George'u idącym w ślady Filipa.

– O nie, nic z tego – powiedziała surowo. Dość miała nieustannego zamartwiania się o Filipa.

Na szczęście George od jesieni podjął studia w Harvardzie. Sporadycznie telefonował do domu, a z jego nieczęstych listów wynikało, że jest w nowym miejscu szczęśliwy, choć – jak pisał – z zupełnie innych powodów niż przedtem Filip. Opowiadał o ludziach, których poznawał, o przyjęciach, na które jeździł do Nowego Jorku, i o pannach, z którymi stale się umawiał. Zaskoczył Edwinę, gdy przyznał się do tęsknoty za Kalifornią. Innym razem napisał zabawny list pełen zachwytów nad nowym filmem Charliego Chaplina "Psia dola" i nad innym z Glorią Swanson. Jego fascynacje najwyraźniej przetrwały, o czym świadczyła mnogość szczegółów technicznych w liście i propozycji własnych rozwiązań. Edwina zastanawiała się, czy George w dalszym ciągu marzy o tym, aby pojechać kiedyś do Hollywoodu i kręcić filmy.

W Święto Dziękczynienia odmówili modlitwę za brata walczącego w Europie i podziękowali Bogu za hojne dary.

– I niech Pan Bóg pobłogosławi też George'a – powiedział Teddy poważnie – który nie zostanie bohaterem, bo moja siostra Edwina nie pozwoli mu na to.

Swoją przemową wywołał uśmiech na twarzy Edwiny. W wieku siedmiu lat był wciąż okrągłym, pulchnym elfem, wyjątkowo do niej przywiązanym. Odkąd pamiętał, Edwina była dla niego matką.

Dzień minął spokojnie, po świątecznej kolacji przenieśli się do ogrodu. Było ładnie i ciepło. Alexis z Fannie siedziały na huśtawce, a Teddy kopał piłkę raz do jednej, raz do drugiej. Edwina dziwnie się czuła w domu bez starszych chłopców, w otoczeniu samych dzieci. Zaproponowała, aby napisali list do Filipa. Miała nadzieję, że George, który spędzał Święto Dziękczynienia z przyjaciółmi w Bostonie, zatelefonuje do nich. Po wspaniałej kolacji położyli się wieczorem do łóżek. Edwina jeszcze nie spała, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Zaskoczona usiadła na łóżku, ale to nie był sen. Pośpieszyła na dół, by natarczywy dźwięk dzwonka nie obudził dzieci.

Dobiegając do drzwi frontowych, wciąż zmagała się z zapięciem szlafroka. Była boso, włosy splecione w warkocze spadały jej na plecy. Otworzyła ostrożnie drzwi, przypuszczając, że to któryś z przyjaciół George'a po pijanemu usiłuje go odnaleźć, bo zapomniał, że chłopiec pojechał do Harvardu.

– O co chodzi? – spytała. W ciemnym holu rozjaśnionym tylko blaskiem księżyca wyglądała bardzo młodo.

Na zewnątrz stał nieznajomy z telegramem w dłoni. Popatrzyła na niego zaskoczona.

– Czy zastałem pani matkę? – zapytał, co zmieszało ją jeszcze bardziej.

– Och… myślę, że chodzi panu o mnie. – Zmarszczyła brwi. – Dla kogo ten telegram? – zapytała jeszcze spokojnie, choć powoli zaczynał ogarniać ją strach. Z wrażenia prawie straciła oddech, gdy posłaniec głośno i wyraźnie przeczytał nazwisko Winfield. Podał jej telegram i zbiegając po schodach znikł jak zjawa ze złego snu. Zamknęła drzwi i oparła się o nie. Telegram nie mógł oznaczać nic dobrego. Dobre wieści nie nadchodzą tuż przed północą!

Poszła do frontowego salonu, zaświeciła lampę i usiadła, by przeczytać depeszę. Kopertę otworzyła bez trudu, a gdy jej oczy przebiegły po papierze, w Edwinie serce zamarło. To niemożliwe!… Nieprawda!… Przeżył zatonięcie "Titanica", a teraz odszedł!…

"Z przykrością donoszę, że Pani brat, szeregowy Filip Bertram Winfield, poległ z honorem na polu chwały pod Cambrai dnia 28 listopada 1917 roku. W imieniu Ministerstwa Wojny przekazujemy wyrazy współczucia Pani i całej rodzinie… " Podpisano nazwiskiem o którym nigdy nie słyszała. Szloch rozdzierał jej gardło, gdy wciąż od nowa odczytywała treść telegramu. Później wstała i zgasiła lampę.

Z policzkami mokrymi od łez poszła na górę i stanęła przed drzwiami pokoju Filipa, w którym mieszkał i dorastał. Zrozumiała, że już nigdy nie wróci do domu… jak rodzice. Przeżył ich o pięć darowanych mu lat. Żył wystarczająco długo, by dorosnąć i dać się zabić niemieckim żołnierzom.

Kiedy tak stała, płacząc cicho i tuląc do siebie telegram, ujrzała drobną twarzyczkę zwróconą ku niej w ciemności. To była Alexis. Wpatrywała się w Edwinę od dłuższego czasu. Czuła, że wydarzyło się coś złego, ale nie miała odwagi podejść do siostry. W końcu Edwina zauważywszy ją, wyciągnęła do niej ramiona, i wtedy Alexis instynktownie zrozumiała, że Filipa już nie ma. Stały przytulone przez długą chwilę, wreszcie Edwina otarła oczy i zabrała Alexis do swojego łóżka. Leżały do samego rana, tuląc się jak dwoje osieroconych dzieci.

Загрузка...