Rozdział dwudziesty czwarty

Zgodnie z obietnicą złożoną rodzeństwu George przyjechał do domu na Święto Dziękczynienia. Sypał jak z rękawa zwariowanymi opowieściami o jeszcze bardziej zwariowanych ludziach. Zetknął się już z braćmi Warner, na przyjęciu widział Normę i Konstancję Talmadge. Olśniewał dzieci opowiadaniami o Tomie Miksie i Charliem Chaplinie. Nie znaczyło to, że poznał ich bliżej, ale Hollywood było miejscem dostępnym dla każdego, pełnym życia i niesłychanie ekscytującym, a w raczkującym przemyśle filmowym każdy mógł popróbować swoich sił, nieraz z nadspodziewanie dobrym skutkiem.

Wuj jego przyjaciela, Sam Horowitz, postać niezwykła, był według George'a wybitnym biznesmenem i znał w mieście każdego, kogo znać należało. Przed czterema laty założył najwspanialsze studio filmowe w Hollywood i miał duże szanse na zostanie najpopularniejszą osobą w mieście. Znał się wyśmienicie na swojej robocie, a jego praca spotykała się z ogólnym uznaniem. George opisał go jako mężczyznę potężnego zarówno pod względem postury, jak i zajmowanej pozycji. Edwinie nie umknęła rzucona przy okazji uwaga, że Horowitz ma wyjątkowo ładną córkę, jedynaczkę, którą po śmierci jej matki w katastrofie kolejowej na Wschodzie wychowywał uwielbiający ojciec. George nadspodziewanie dużo wiedział o owej pannie, lecz Edwina wstrzymała się od komentarzy, wysłuchując kolejnych zabawnych historii.

– Możemy do ciebie przyjechać? – zapytał Teddy z wyrazem uwielbienia w oczach.

Dla niego brat był wielkim człowiekiem, znacznie ważniejszym niż jakiś tam gwiazdor filmowy! A George pławił się w zachwycie, którym darzyło go młodsze rodzeństwo. Podkreślał, że interesuje go nie tylko techniczna strona produkcji filmu. Posada asystenta kamerzysty miała być, jak zapewniał dzieci, jedynie etapem przejściowym do dalszej kariery. Przekonany o swoim talencie George był pewien, że pewnego dnia będzie kręcił filmy i kierował studiem co najmniej takim, jakie posiadał Sam Horowitz. Sam obiecał mu posadę w biurze, jeżeli przez rok będzie się należycie przykładał do powierzonych mu obowiązków.

– Mam nadzieję, że w tej pracy lepiej się spiszesz niż w gazecie – zauważyła Edwina.

George uśmiechnął się, pewien, że bez trudu podoła stawianym przed nim zadaniom.

– Obiecuję, siostrzyczko. Pójdzie mi lepiej niż w Harvardzie!

Miał wyrzuty sumienia, że ją zawiódł przerywając studia, ale nareszcie robił to, co mu odpowiadało! Edwina żałowała, że Filip nie dożył dnia, w którym jego brat zajął się czymś na serio, zaraz jednak pomyślała, że gdyby Filip żył, George wciąż chodziłby na wagary w Harvardzie.

O wojnie, zakończonej ledwie przed kilkoma tygodniami, starsze rodzeństwo rozmawiało niejednokrotnie. Wydawało im się ogromną niesprawiedliwością, że Filipa nie ma wśród nich. Edwina na próżno próbowała doszukać się sensu w ogólnoświatowej jatce. Państwa sprzymierzone miały dziesięć milionów zabitych i dwadzieścia milionów kalek. Bilans zmagań wojennych okazał się szokujący. Rozważania na temat wojny w Europie przypomniały Edwinie, że od dawna nie miała wiadomości od ciotki Liz, postanowiła zatem do niej napisać. O śmierci Filipa poinformowała krewną już wcześniej, potem pisała jej o życiu George'a w Hollywood i o tym, co słychać u reszty Winfieldów. Od blisko roku jednak nie przyszedł żaden list z Anglii – zapewne wojna paraliżowała działalność poczty.

Edwina napisała do Liz zaraz po wyjeździe brata do Los Angeles, lecz odpowiedź z Europy dotarła do Kalifornii dopiero po Bożym Narodzeniu. George przyjechał do domu na święta. Znowu opowiadał wiele historyjek o gwiazdach filmowych, które miał okazję poznać. Edwina zauważyła, że chłopiec wielokrotnie wspominał o Helen Horowitz, i przypuszczała, że jest nią mocno zainteresowany. Zastanawiała się, czy powinna odwiedzić go w Hollywood, czy raczej pozwolić mu cieszyć się wolnością bez ograniczeń. W wieku dziewiętnastu lat wydawało mu się, że jest dojrzałym wyrafinowanym mężczyzną, Edwina jednak wiedziała, iż w głębi ducha pozostał chłopcem i być może zawsze taki będzie. W domu godzinami potrafił się bawić z młodszym rodzeństwem. Dla każdej z dziewczynek przywiózł sukienkę i śliczną lalkę, Teddy'emu wspaniały rowerek i parę szczudeł, Edwinie zaś podarował cudowne futerko ze srebrnych lisów. Nie wyobrażała sobie, żeby kiedykolwiek miała okazję je włożyć, ale wspomniawszy matkę wystrojoną w podobne futro przed laty, poczuła, że nie zdoła się oprzeć i będzie je nosić. George zawsze był hojny i serdeczny i wciąż skłonny do nie kończących się figlii. Teraz chodził wokół domu na szczudłach Teddy'ego lub wyłaniał się na nich z ogrodu, by przywitać sąsiadów.

Już po jego wyjeździe Edwina otrzymała wiadomość od prawnika ciotki z Londynu. W bardzo oficjalnym liście donosił jej, że lady Hickham zmarła pod koniec października. Z powodu "niewygód" ostatnich dni wojny, pisał, nie mógł powiadomić wcześniej "Szanownej Pani Winfield" o tym smutnym wydarzeniu. Ale, jak wspomniał, zamierzał napisać do niej, gdy tylko sprawy się ułożą – co niniejszym uczynił.

Edwina wiedziała, że wuj Rupert zapisał rodowy majątek siostrzeńcowi, który dziedziczył tytuł lordowski. Natomiast, co było zupełnie zrozumiałe, osobisty majątek zostawił żonie i zgodnie z ostatnią wolą lady Hickham miał on przejść teraz w całości w ręce Edwiny i jej rodzeństwa. Prawnik podawał w liście przybliżoną wartość dziedziczonego majątku. Edwina ze zdumieniem wpatrywała się w pismo. Zapisana kwota nie była na tyle duża, aby mogli opływać w luksusy i rozbijać się rolls-royce'ami, ale wystarczająca, by każdemu z Winfieldów zapewnić dostatnią przyszłość, jeżeli rozsądnie ulokują pieniądze. Było to wymarzone rozwiązanie wszelkich trosk Edwiny. Jej bracia byli młodzi, na pewno zdobędą zawód i pracę, dziewczynki zapewne znajdą mężów, którzy zatroszczą się o ich utrzymanie, ona jednak była w gorszej sytuacji. Kwota, którą zapisała im ciotka Liz, oznaczała dla niej niezależność do końca życia. Nie będzie nigdy musiała szukać pomocy u rodzeństwa. Przeczytała list ponownie z uczuciem cichej wdzięczności dla ciotki, którą ledwie znała i której obecność ledwie tolerowała podczas jej ostatniej wizyty. Pieniądze te spadały im jak z nieba. Odziedziczona suma była znacznie większa od otrzymanej ze sprzedaży gazety i podzielonej na pięć równych części ulokowanych w banku na nazwisko każdego z Winfieldów. Po podziale nie było tego dużo.

– Dziękuję ci, Boże – szepnęła i złożyła list.

Było to w sobotnie popołudnie. Alexis weszła do pokoju i w milczeniu obserwowała siostrę czytającą list.

– Czy stało się coś złego? – zapytała w końcu. Dziewczynka przywykła już do tragedii i niedobrych wieści, które zwiastowały nadchodzące telegramy i listy.

– Nie… tak… – rzekła z wahaniem. – Ciocia Liz umarła. Ale zostawiła nam bardzo hojny prezent, z którego kiedyś będziesz zadowolona.

Edwina zamierzała zasięgnąć porady w swoim banku co do najbezpieczniejszego sposobu zainwestowania tych pieniędzy.

Wiadomość o spadku nie zrobiła na Alexis wrażenia.

– Na co umarła? – zapytała poważnie.

– Nie wiem. – Edwina ponownie otworzyła list z poczuciem winy, że nie bardzo żałuje zmarłej ciotki, jedynej siostry swej matki. Ciotka zawsze była nerwowa i nieszczęśliwa, a jej ostatni pobyt w Kalifornii okazał się dla nich wyjątkowo ciężkim przeżyciem. -Nic tu o tym nie napisano.

Mogła to być grypa "hiszpanka", która już zabiła wiele ludzi w Europie i w Stanach i nadal zbierała śmiertelne żniwo na obu kontynentach. Edwina próbowała obliczyć, ile ciotka mogła mieć lat, i wyszło jej, że chyba pięćdziesiąt jeden. Za podstawę wzięła wiek ich matki, która skończyłaby tego roku czterdzieści osiem lat. Dziwne, ale ciotka niewiele przeżyła schorowanego wuja Ruperta.

– Miło, że o nas pomyślała, prawda, Alexis? – Edwina uśmiechnęła się widząc, jak siostra z powagą kiwa głową.

– Czy jesteśmy teraz bogaci? – spytała zaintrygowana Alexis, przysiadając obok siostry. Edwina pokręciła głową. Choć poczuła ulgę na wieść o pieniądzach, które zapisała im ciotka, trudno było nazwać otrzymany spadek dużym majątkiem. – A moglibyśmy przenieść się teraz do Hollywood, do George'a? – wypytywała dalej dziewczynka.

Edwina uśmiechnęła się nerwowo.

– Nie sądzę, żeby był zachwycony, gdybyśmy tam zamieszkali. Ale na pewno możemy teraz pomalować dom… i wynająć kucharkę, ogrodnika…

Pani Barnes przeszła na zasłużony odpoczynek zeszłego lata. Odtąd Edwina najmowała tylko pomoc do sprzątania, pozostałe prace domowe zaś wykonywała sama, aby w ten sposób oszczędzić fundusze, które zostały jej po sprzedaniu gazety.

Pomysł przeniesienia się do Hollywood niezbyt jej się podobał. Była szczęśliwa tu, w domu, poza tym prawie trzynastoletnią Alexis trudno było upilnować nawet na spokojnych ulicach San Francisco. Mężczyźni ją nieustannie nagabywali, a dziewczynka zaczynała kokieteryjnie odpowiadać na ich zaloty, co poważnie martwiło Edwinę.

– Ja bym wolała pojechać do Hollywood – oświadczyła Alexis.

Jej śliczną buzię otaczała aureola blond włosów, które opadały kaskadą na ramiona. Na ulicy przechodnie przystawali, aby na nią popatrzeć, i gdziekolwiek się udała, ściągała na siebie spojrzenia. Fannie natomiast, podobna do Edwiny, miała spokojniejszą urodę siostry. Dziwne, ich rodzice byli przystojni, lecz żadne nie było tak uderzająco piękne jak Alexis. Filip był niebrzydkim chłopcem, nie wyróżniał się jednak spośród rówieśników. Może tylko Teddy miał coś z eterycznej urody Alexis. George natomiast odziedziczył nieregularne, ale pociągające rysy ojca.

Edwina wpadła w przerażenie na myśl, że Alexis miałaby jechać do Hollywood. Od tego akurat miasta należało ją trzymać z daleka. Tylko tego brakowało, żeby włóczyły się za nią tabuny wielbicieli przekonanych, że dziewczynka jest znacznie starsza.

Gdy kilka dni później zadzwonił George, Edwina powiadomiła go o śmierci ciotki Liz. Na wieść o spadku brat zaproponował, by rodzeństwo przyjechało do niego uczcić tę okazję, ale zaraz się połapał, że popełnił gafę.

– Przepraszam, Weenie, to chyba było niedelikatne? Pewnie powinienem okazać więcej uczuć?

Był szczerze zmartwiony, co Edwinę rozczuliło. Zawsze32 ją rozbrajała bezpośredniość, z jaką okazywał swe uczucia. Kiedy był szczęśliwy, śmiał się, a gdy był smutny, płakał. W tym wypadku zareagował szczerze, żadne z nich bowiem nigdy nie przepadało ani za ciotką Liz, ani za wujem Rupertem.

– Ja czuję się podobnie – wyznała Edwina. – Wiem, że powinnam być smutna, i pewnie gdzieś głęboko tkwi we mnie żal. Przecież ciotka była siostrą mamy! Ale cieszę się z tych pieniędzy. I bardzo mi ulżyło, bo teraz wiem, że na starość nie będę musiała chodzić po prośbie.

– No co ty? Na to bym nigdy nie pozwolił! – powiedział ze śmiechem George. – Chyba że byś mnie ze sobą zabierała. Pewnie i w tym byłabyś najlepsza.

– Poczekaj! Już cię biorę! – Obydwoje uśmiali się serdecznie. George ponowił swoje zaproszenie i Edwina obiecała, że przyjadą podczas ferii wielkanocnych.

Gdy odwiesiła słuchawkę, Teddy patrzył na nią wyraźnie przejęty, jakby się spodziewał, że siostra zaraz usiądzie na rogu ulicy z ręką wyciągniętą po datki. Edwina roześmiała się na widok jego poruszenia.

– Och, ty podsłuchiwaczu! Ja tylko nabierałam George'a! – powiedziała wesoło.

Alexis wszakże wyłowiła z rozmowy ważniejszą dla niej informację i z zachwytem spojrzała na siostrę.

– Więc pojedziemy do Hollywood?

Dziewczynka wyglądała ślicznie jak marzenie i Edwinę znowu naszły wątpliwości, czy dobrze zrobi zabierając Alexis do Hollywood. Nie miała jednak serca odmówić rodzeństwu – przecież to w końcu jeszcze dzieci, podekscytowane perspektywą wymarzonej podróży. A niech tam, zdecydowała. Ostatecznie Alexis nie będzie sama, już ona, Edwina, potrafi ją przypilnować.

– Może pojedziemy – odparła – jeżeli będziecie grzeczni. Powiedziałam George'owi, że wybieramy się do niego na Wielkanoc.

Dzieci wydały chórem dziki okrzyk i zaczęły skakać z radości. Edwina cieszyła się ich szczęściem. Nie żałowała życia poświęconego rodzeństwu, w dodatku przyszłość rysowała się teraz w jasnych kolorach.

Prawnik ciotki kontaktował się z nią dwukrotnie, zapytując przy okazji, czy nie byłaby skłonna przyjechać do Havermooru, by na miejscu doprowadzić do końca sprawy spadkowe. Mogłaby wtedy odwiedzić majątek, zanim przejdzie on w ręce siostrzeńca lorda Hickhama. Edwina jednak nie miała zamiaru dobrowolnie wsiąść na statek. Sama myśl o przeprawie przez ocean wywoływała u niej dreszcze. Wysłała zatem uprzejmy list, w którym tłumaczyła, że z powodu obowiązków rodzinnych nie może pojechać do Anglii. Prawnik w odpowiedzi zapewnił, że jej obecność nie jest konieczna.

Rocznicę śmierci rodziców, już siódmą, jak zwykle uczcili mszą, a potem wspominkami. Tym razem nie było z nimi George'a, ponieważ nie mógł przerwać pracy nad filmem, który właśnie kręcił. Przysłał Alexis prezent urodzinowy – modną sukienkę i dobrany do niej płaszczyk. Jej urodziny obchodzili pierwszego kwietnia, gdyż świętowanie ich dokładnie w rocznicę zatonięcia "Titanica" byłoby nazbyt bolesne.

Tego roku dziewczynka skończyła trzynaście lat. Aby miała w czym się pokazać w Hollywood, Edwina kupiła jej u Magnina sukienkę, w której mała wyglądała znacznie doroślej i z której była bardzo dumna. Suknia z błękitnej tafty, z niewielkim kołnierzykiem, wyglądała nad wyraz gustownie, całości stroju dopełniał odpowiednio dobrany żakiecik. Ujrzawszy siostrę w tej kreacji, Edwina oniemiała. Z upiętymi wysoko jasnymi włosami uśmiechnięta Alexis wyglądała jak anioł.

Kilka dni później niesłychanie podniecone dzieci wsiadły do pociągu jadącego do Los Angeles.

Hej, Hollywood, jedziemy do ciebie! – zawołał radośnie Teddy, gdy pociąg wolno ruszał ze stacji w San Francisco.

Загрузка...