Ich miłość była z tych, jakie zdarzają się tylko w książkach albo filmach: spotkali się, zakochali w sobie i żyli jakby w zawieszeniu pomiędzy dwoma światami. Edwina odkryła doznania, których nigdy nie było dane jej doświadczyć, a jeżeli nawet ongiś je przeżywała, przez ostatnie jedenaście lat zdążyła o nich zapomnieć. Rozmawiali, śmiali się, odbywali długie spacery, aż przyszła chwila, gdy pozbyła się paraliżującego strachu, że statek może w każdej chwili zatonąć. Na ćwiczeniach z łodziami ratunkowymi Patrick, mimo że przypisany do innego stanowiska, za zgodą oficera dołączył do niej. Obserwujący ich pasażerowie życzliwymi uśmiechami i pełnymi podziwu spojrzeniami wyrażali aprobatę dla ich związku. Zakochani starali się wyszukiwać miejsca zaciszne i odosobnione, aby swobodnie gawędzić, czule trzymając się za ręce. Od dawna obojgu brakowało chwil tkliwej czułości, a choć Edwina przypuszczała, że od czasu do czasu Patrick miewał intymne kontakty z kobietami, wierzyła, że odkąd się ożenił, nikogo nie pokochał.
– Jaka byłaś w dzieciństwie? – wypytywał, chcąc jak najwięcej dowiedzieć się o niej.
– Nie wiem – odpowiedziała i radośnie się uśmiechnęła. – Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek się nad tym zastanawiała. Chyba byłam szczęśliwa i dopóki "oni" nie umarli, wiedliśmy całkiem zwyczajne życie. Przedtem chodziłam do szkoły, walczyłam z Filipem o zabawki… Bardzo lubiłam pomagać mamie w ogrodzie… I zaraz po jej śmierci – przypomniała sobie – gdy wróciliśmy do domu, zwykle właśnie tam z nią rozmawiałam, jak przycinałam róże i plewiłam chwasty. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak postąpiła, i czasami byłam na nią zła. Chciałam wiedzieć, czemu została z nim, a nas porzuciła.
– I co? Znalazłaś odpowiedź? – zapytał.
Edwina potrząsnęła głową.
– Nie, ale te rozmowy przynosiły mi ulgę.
– Pewno tak właśnie należało zrobić. A wiesz? Jak mam wolny czas, też lubię popracować w ogrodzie, chociaż nie uważa się tego za męskie zajęcie…
Rozmawiali o wszystkim: o przyjaciołach z dzieciństwa, o ulubionych sportach i o pisarzach, którzy najbardziej ich zajmowali. Patrick był zwolennikiem poważnej klasyki, Edwina wolała modnych autorów, takich jak F. Scott Fitzgerald i John Dos Passos. Obydwoje lubili poezję, zachody słońca, światło księżyca i tańce. Ze łzami wzruszenia Edwina wyznała, że jest niezmiernie dumna z George'a i jego sukcesów zawodowych i że bardzo lubi Helen. Opowiedziała nawet o podarowanym bratowej welonie, który miała włożyć w dniu ślubu z Charlesem. Patrick, chociaż opanowany, wzruszył się do łez.
– Jaka szkoda, że nie możesz go włożyć dla mnie!…
– Ja też żałuję – szepnęła, ocierając mu łzę z policzka.
Następnego wieczoru po tym, jak się poznali, poszli potańczyć. Edwina nie bardzo chciała, nie miała bowiem stosownej sukni, lecz Patrickowi udało się jakimś cudem nakłonić stewardesę, by znalazła dla niej odpowiedni strój. Sukienka miała metkę Chanel i leżała, jakby była uszyta na miarę. Przez cały czas Edwina się obawiała, że któraś z pasażerek zerwie ją z niej, na szczęście nic takiego nie nastąpiło, tak że cudownie się bawili w salonie pierwszej klasy. Edwina już dawno nie spędziła równie udanego wieczoru.
Statek wprawdzie nie zatonął, jednakże stanowczo za szybko dotarł do celu. Wydawało im się, że podróż do Cherbourga, a potem do Southampton, trwała jedną chwilę.
– Co teraz będzie? – spytała żałośnie Edwina.
Zastanawiali się nad tym ze sto razy: ona wciąż na nowo wyobrażała sobie rozstanie, lecz gdy do niego doszło, nie mogła się zdecydować. Patrick jeszcze raz przypomniał jej plan, który już omawiali:
– Odnajdziesz w Londynie Alexis, potem zjemy lunch, żeby to uczcić, i wrócisz do Kalifornii, by zacząć życie na nowo: znajdziesz szczęście wychodząc za jakiegoś miłego dżentelmena.
Kiedy to mówił, aż się żachnęła.
– A jak to sobie wyobrażasz? Mam dać ogłoszenie do gazety, że szukam męża?
– Nie, po prostu przestaniesz wyglądać jak wdowa w żałobie i wyjdziesz między ludzi. Wystarczy kwadrans, a przynajmniej tuzin mężczyzn będzie leżało u twych stóp. Zapamiętaj moje słowa.
– Bzdura – powiedziała. Wcale jej nie zależało, by przepowiednia Patricka się spełniła. Pragnęła tylko jego.
Już dawno wyznała mu, jaki jest cel jej podróży do Londynu. Zareagował gwałtownie, gdy opisała mu uwodziciela, i natychmiast zaproponował pomoc w odnalezieniu siostry. Wiedział o kilku podrzędnych hotelikach, w których zwykle zatrzymywali się aktorzy, postanowili je więc w pierwszym rzędzie przeczesać. Przypuszczał, że odnalezienie uciekinierów nie będzie nastręczało trudności.
Tego dnia wybierał się do biura załatwić kilka spraw, a późnym popołudniem mieli się spotkać i rozpocząć poszukiwania. Edwina nie zapomniała o swoim zadaniu, jakim było odnalezienie Alexis, z Patrickiem jednak niechętnie się rozstawała nawet na krótką chwilę. Przez ostatnie trzy dni na statku byli prawie nierozłączni, toteż przykra jej była perspektywa spędzenia bez niego choćby kilku godzin. Podczas rejsu tylko nocami nie byli razem. Za dnia całowali się i pieścili, Patrick wszakże nie chciał wykorzystać Edwiny, która co prawda przyznawała mu rację, ale w głębi serca żałowała, że sprawy nie potoczyły się inaczej. Czuła się nieswojo na myśl, że jej siedemnastoletnia siostra miała romantyczną przygodę, ona zaś wróci do Stanów jako stara panna-dziewica. Uśmiechnęła się do swych nieskromnych myśli, a Patrick, nie znający przyczyny iskierek migoczących w jej oczach, zapytał:
– Co tam knujesz, niegrzeczna dziewczynko?
– Uświadomiłam sobie, jak dziwnie życie się plecie: Alexis ma romans z tym pasożytem, a ja jestem wciąż taka roztropna. Zupełnie mi ten scenariusz nie odpowiada!
Zaśmiali się oboje, świadomi, że gdyby postanowili inaczej, pewnie dawno tak by się stało. Uznali jednak, że nie chcą, aby to, co ich spotkało, przerodziło się w pospolity romans. Swoją przygodę uważali za przeżycie szczególne i cenne.
Razem wsiedli do pociągu jadącego do Londynu. Kiedy zajęli miejsca w przedziale, Patrick oświadczył, że Philippa nie wie o jego powrocie i prawdę mówiąc niewiele ją to obchodzi. Zapewne nie będzie jej w domu, bo prawdopodobnie przebywa w Szkocji na zawodach hippicznych.
Jeszcze przed południem Patrick ulokował Edwinę w hotelu Claridge obiecując, że przyjdzie po nią o piątej. Bez chwili zwłoki udała się do telegrafu i wysłała rodzeństwu wiadomość, że szczęśliwie dotarła do Londynu i gdzie się zatrzymała. Poprosiła, by powiadomili ją, jeżeli Alexis się odezwie. Miała nadzieję, że w domu wszystko jest w porządku, i spodziewała się nazajutrz depeszy z San Francisco.
Potem poszła do Harrodsa. Jeszcze nigdy nie kupiła tak wielu sukienek w tak krótkim czasie. Następnie odwiedziła salon fryzjerski nie opodal sklepu z odzieżą, po czym świeżo uczesana, obładowana pudłami na kapelusze i strojami, pojechała taksówką do hotelu. Gdy o piątej zjawił się Patrick, czekała na niego elegancka i uśmiechnięta, nie kryjąc, że jest uszczęśliwiona jego powrotem.
– Dobry Boże! – uśmiechnął się szeroko na jej widok. – Co porabiałaś przez całe popołudnie?
On także nie próżnował. Wręczył jej w prezencie cenny egzemplarz poezji Elizabeth Barret Browning, po czym wyjął z kieszeni niewielkie etui. Gdyby Edwina lepiej znała londyńskie sklepy, poznałaby, że pochodzi ono od Wartskiego. Aż westchnęła z wrażenia i trochę wzbraniała się, by je otworzyć, a gdy w końcu to uczyniła, długą chwilę stała w milczeniu patrząc na otrzymane cacko. Była to wąska bransoletka z brylantami, o której legenda głosiła, że królowa Wiktoria otrzymała ją w prezencie od księcia Alberta. Takie rarytasy nieczęsto pojawiały się w sprzedaży, ale specjalnym klientom czasami je oferowano. Patrick wybrał ten właśnie klejnocik, ponieważ pragnął, aby jego ukochana mogła go nosić również na co dzień. Wkładając bransoletkę na rękę Edwina wiedziała, że nieczęsto będzie ją zdejmować, a ilekroć na nią spojrzy, wspomni Patricka.
Patrick przyniósł także butelkę szampana, lecz po jednym kieliszku zdecydowali, że czas wyruszyć na poszukiwanie Alexis. Zadanie to ułatwić im miał wynajęty samochód z kierowcą.
Zaczęli systematycznie przeszukiwać hotele w Soho. O ósmej wieczorem postanowili sprawdzić jeszcze jeden i na nim zakończyć poszukiwania. Jak gdzie indziej Edwina pokazała recepcjoniście fotografię siostry, Patrick zaś wsunął mu banknot pięciofuntowy.
– Czy widział pan tę pannę? – zapytała. – Podróżuje z wysokim przystojnym mężczyzną pod pięćdziesiątkę nazwiskiem Malcolm Stone.
Recepcjonista popatrzył na Edwinę, przeniósł wzrok na Patricka i wreszcie skinął potakująco głową.
– Tak, zatrzymali się tu. Co ona zrobiła? Czy coś państwu ukradła? To Amerykanie.
Najwyraźniej nie zauważył akcentu Edwiny, a ponieważ pieniądze otrzymał od Patricka, zwracał się do niego.
– Czy są w pokoju? – zapytał Patrick recepcjonistę.
– Akurat wczoraj wyjechali. Zatrzymali się tylko na kilka dni. Jeżeli pan sobie życzy, mogę sprawdzić dokładnie. To piękna dziewczyna o wspaniałych blond włosach.
Edwinie mocno zabiło serce. Teraz, gdy po przebyciu dalekiej drogi wpadła na trop Alexis, niemal żałowała, że odnalazła ją tak szybko. Oznaczało to, że będzie musiała wrócić do San Francisco i opuścić Patricka.
– Pojechali do Paryża na kilka dni, przynajmniej on tak powiedział. Zwolnili pokój na dwa tygodnie, ale obiecali, że wrócą. I na pewno się zjawią, bo zostawili u nas walizkę.
Patrick spojrzał na Edwinę, a gdy skinęła głową, wsunął recepcjoniście następny banknot i poprosił, by pokazano im walizkę. Okazało się, że jest pełna męskich ubrań, na samym wierzchu jednak leżał biały kostium, ten sam, który Alexis miała na sobie, gdy opuszczała Los Angeles. Znaleźli w niej też damski kapelusz i choć był mocno sfatygowany, Edwina natychmiast go poznała.
– To jej kapelusz! – W oczach zalśniły Edwinie łzy, gdy go dotykała zastanawiając się, co przeżyła jej siostra, odkąd uciekła. – Miała go na sobie tego dnia, gdy zniknęła nazajutrz po weselu George'a.
Edwinie zdawało się, że od tamtego czasu upłynęły całe wieki, i w pewnym sensie tak właśnie było. Minęły dwa tygodnie, które musiały zmienić życie Alexis. Spojrzawszy na swego towarzysza, Edwina pojęła, że myślą o tym samym.
– Co byś jeszcze chciała wiedzieć? – zapytał Patrick łagodnie, gdy recepcjonista wrócił za kontuar, by odebrać telefon.
– Sama nie wiem. Skoro zapowiedział, że nie będzie ich dwa tygodnie…
– Może pójdziemy na kolację i zastanowimy się, co dalej?
Z wdzięcznością przyjęła jego propozycję. Zanim wyszli, recepcjonista zapytał, czy ma powiedzieć państwu Stone, że mieli gości.
– Nie. Proszę nic nie mówić – pospiesznie odpowiedziała Edwina i kolejny banknot zmienił właściciela.
Wrócili do Claridge'a na kolację, później poszli do pokoju Edwiny. Patrick zapytał, czy chce jechać za siostrą do Paryża. Doszła do wniosku, że dalsze ściganie Alexis nie ma sensu, nie wiadomo bowiem, gdzie się zatrzymali, a walizka stanowiła rękojmię ich powrotu do Londynu.
– Myślę, że po prostu na nich zaczekam – odrzekła uświadamiając sobie, że oto ma przed sobą dwa tygodnie i spędzi je z Patrickiem.
– Czy chciałabyś zrobić coś szczególnego? – zapytał Patrick.
Owszem, Edwinie skonkretyzowały się plany, na razie jednak nie zamierzała o nich mówić.
– Właściwie nie – odparła z uśmiechem, wobec czego Patrick przedstawił jej swój pomysł. Otóż od lat marzył o podróży do Irlandii, do miejsca, za którym bardzo tęsknił. Nie był tam od dzieciństwa. Zakątek ten wydawał mu się najromantyczniejszym na świecie, a gdy opowiedział o nim Edwinie przy kolacji, zapaliła się do wyjazdu.
– A będziesz mógł teraz wyjechać? – zapytała ostrożnie.
Uśmiechnął się łobuzersko, czując się jak wyrostek planujący zakazaną wyprawę. Edwina sprawiła, że odmłodniał i był szczęśliwy, a ona patrząc na niego zrozumiała, czego jej brakowało w ciągu minionych lat. Wyjazd z Patrickiem zapowiadał się niezwykle romantycznie.
– Jedźmy tam, Edwino – szepnął jej do ucha, nachyliwszy się, aby ją pocałować.
Postanowili zatem wyruszyć w podróż do krainy dzieciństwa Patricka.
Następnego ranka Edwina zadzwoniła do Fannie i Teddy'ego z informacją, że czeka, aż Alexis wróci do Londynu, po czym całą uwagę poświęciła Patrickowi.
Pociągiem pojechali na wybrzeże, promem przeprawili się przez Morze Irlandzkie, potem wynajętym samochodem dotarli do Rock of Cashel. Znaleźli się tam tuż przed zachodem słońca. Rozległe ponure uroczysko, z rozciągającymi się w tle polami jałowca i wrzosu, robiło imponujące wrażenie. Edwina odnosiła wrażenie, że nawet o tej porze roku zieleńszego miejsca nie widziała.
Długo spacerowali w blasku słońca chylącego się na niebie, w końcu przystanęli objęci i Patrick delikatnie pocałował ją w usta.
– Jakże daleką drogę przebyłaś, żeby się ze mną spotkać – powiedział, gdy słońce zapadało za jeziorem, od którego powiało wieczornym chłodem.
– Tak widać było mi pisane – odparła cicho.
– Pewnie tak – rzekł z lekkim irlandzkim akcentem, z jakim mówiono w hrabstwie Tipperary, po czym normalnym,głosem dodał: – Na zawsze zapamiętam ten dzień, Edwino, a jak będę umierał, wspomnę tę właśnie chwilę. – Znów ją pocałował, tym razem namiętniej.
Powoli wracali do hotelu. Gdy weszli do pokoju, Edwina wiedziała, że takie jest przeznaczenie, że dla tej chwili i dla niego została stworzona. Nie oponowała, gdy Patrick wynajmował dla nich wspólny pokój. Pozostało im niewiele czasu dla siebie, musieli więc nadrobić czas utracony. Czekały ich wspólne doznania, wiele niewysłowionej rozkoszy.
Kiedy Patrick rozbierał ją delikatnie, a później niósł na łóżko, wiedziała, że mają sobie wiele do zaoferowania.
Do świtu leżeli spleceni w miłosnym uścisku. Dla Edwiny te chwile rozkoszy były nocą poślubną, tą jedyną, która była jej pisana, nocą, którą ongiś miała dzielić z Charlesem. Pełne uniesień bezcenne dwa tygodnie spędzone z Patrickiem miały jej wystarczyć na całe życie.