Rozdział jedenasty

Tamtego roku Boże Narodzenie na ranczo upłynęło w przygnębiającej atmosferze. Była to pierwsza Gwiazdka od śmierci Tada i wyglądało na to, że wraz z jego odejściem świat pozbawiony został wszelkiej radości. Becky z dziećmi spędziła ten dzień u nich, Tom pojawił się w porze obiadu, cuchnąc alkoholem, i zaczął otwarcie wodzić wzrokiem za Crystal. Po jego wyjściu Becky wybuchnęła płaczem, oskarżając swoją siostrę o flirtowanie z jej mężem. Crystal aż zaniemówiła. Nie była w stanie nawet powiedzieć, jak go nie znosi.

Nazajutrz cała rodzina udała się do kościoła. Matka płakała gorzko, wspominając swego zmarłego męża. Odkąd została wdową, w jej życiu zaszły ogromne zmiany. Jedyną pociechą był dla Crystal śpiew podczas mszy. Po nabożeństwie wrócili do domu, a Crystal cicho wymknęła się, by zanieść upominki dla Boyda i Hiroko. Mała Jane miała już osiem miesięcy. Raczkowała po całym pokoju, gaworząc radośnie i wdrapując się na kolana Crystal. Websterowie mieli małą choinkę. Crystal dała im prezenty. Zrobiła dla Hiroko sweter na drutach, a dla Boyda – szalik. Dla Jane kupiła lalkę. Dziewczynka natychmiast zaczęła z zapałem gryźć nową zabawkę. Crystal czuła się u Websterów lepiej niż wśród swoich najbliższych. Ich dom przepełniała miłość i życzliwość, w przeciwieństwie do złowrogiej ciszy, zalegającej dom na ranczo. Becky wiedziała, że Tom ją zdradza, słyszała plotki o nim i Ginny Webster, ale winą za wszystko obarczała Crystal, jakby to ona była przyczyną całego zła. Często zarzucała swojej siostrze, że kokietuje jej męża, a Olivia nieraz oskarżała młodszą córkę, że prowokuje Toma. Doprowadzały tym Crystal do łez. Nic nie zrobiła, by zasłużyć sobie na takie oskarżenia, ale była wobec nich bezradna.

Nawet Jared odwrócił się od swej siostry. Jeden z kolegów powiedział mu, że Crystal odwiedza Boyda i Hiroko. Kilka razy groził, że o wszystkim doniesie matce. Wszyscy zachowywali się tak, jakby jej nienawidzili. Z trudem wytrzymywała tę atmosferę wrogości i odprężała się tylko wtedy, kiedy była u Websterów.

– Co ja im takiego zrobiłam? – Któregoś wieczoru popłakała się u nich, udręczona całym dniem, spędzonym w domu na ranczo. – Dlaczego mnie nienawidzą? – Robiła, co jej kazali, ciężko pracowała, rzadko im się sprzeciwiała, a mimo to jakby zawzięli się, by ją pognębić.

– Bo jesteś inna – powiedział cicho Boyd, a Hiroko wzięła dziecko na ręce. – Różnisz się od nich wyglądem, sposobem myślenia. Zawsze byłaś inna. A teraz zabrakło ojca, który chronił cię przed nimi wszystkimi.

Wiedziała, że Boyd ma rację, ale nie mogła się pogodzić z taką niesprawiedliwością. Czy kiedykolwiek zrobiła im coś złego? Nie. Ale była zbyt piękna. Przypominała dziką różę na łące pełnej chwastów, więc postanowili ją zniszczyć.

Życie tutaj stało się nie do zniesienia, ale nie miała dokąd pójść, o czym równie dobrze wiedzieli Boyd i Hiroko, jak i Crystal. Mogła jedynie opuścić dolinę, ale najpierw chciała skończyć szkołę. Obiecała to swemu ojcu. Wciąż marzyła o wyjeździe do Hollywood, lecz na razie było jeszcze na to za wcześnie. Postanowiła najpierw ukończyć szkołę, jeśli oczywiście uda jej się wytrwać. Choć właściwie nie mogła już wytrzymać. Nie zamierzała pozwolić, by tacy ludzie jak Olivia i Tom Parker kierowali jej życiem. Odziedziczyła charakter po swym ojcu. Nie zamierzała się poddać. Ale postanowiła, że kiedy tylko ukończy szkołę, wyjedzie stąd. Było jej obojętne dokąd, wiedziała tylko, że musi opuścić dolinę. Wiedziała, że teraz, kiedy zabrakło ojca, musi opuścić dolinę bez względu na to, jak bardzo ją kocha. Musi stąd uciec, zanim ktoś ją skrzywdzi. Potrzebowała pieniędzy, aby zrealizować swój zamiar.

W styczniu zaczęła więc pracować w mieście jako kelnerka. Nawet to wywołało wściekłość matki. Olivia nazwała ją ladacznicą i flądrą, oskarżyła o to, że spotyka się z mężczyznami, a przecież jedynie usługiwała do stołów w przydrożnej gospodzie. Od czasu do czasu do gospody zaglądał jej szwagier i wyżywał się wtedy na Crystal. Kiedy pojawiał się Tom, starała mu się zejść z drogi i szła do kuchni zmywać naczynia. Goście zazwyczaj byli dla niej grzeczni, dostawała sute napiwki, a czasem niedwuznaczne propozycje. Zawsze udawała głupią, a kiedy nie było innego wyjścia – bez ogródek odmawiała. Właściciel restauracji lubił ją i dbał o to, by żaden z gości nie posunął się za daleko. Lubił zawsze jej ojca. Natomiast o Tomie Parkerze nie miał najlepszego zdania i nie podobał mu się sposób, w jaki Tom ją traktował.

Nieraz mówił Crystal, by trzymała się od Parkera z daleka, szczególnie kiedy ten sobie popił. Często sam odwoził ją do domu, by mieć pewność, że bezpiecznie dotarła na ranczo. Crystal trzymała zarobione pieniądze pod łóżkiem. Pod koniec kwietnia miała już zaoszczędzone czterysta dolarów. Była to jej przepustka do Hollywood, przepustka do wolności. Strzegła pieniędzy jak źrenicy oka, późno w nocy przeliczała je w świetle księżyca, zamknąwszy uprzednio drzwi do swojej sypialni na klucz. Cierpliwie czekała na chwilę, kiedy wreszcie będzie mogła stąd wyjechać. I choć wiedziała, że jej oczekiwanie nie potrwa już długo, każdy dzień zdawał się wlec w nieskończoność.

Mała Jane skończyła roczek. Pewnego pogodnego, niedzielnego poranka Crystal wybrała się z wizytą do Websterów. Spędziła z nimi cały dzień, w drogę powrotną do domu wyruszyła dość późno. Postanowiła jechać na skróty, przez pola. Wdychając przesycone wonią powietrze, śpiewała sobie cicho swoje ulubione stare ballady. Po raz pierwszy od długiego czasu czuła się lepiej. Od śmierci ojca upłynął przeszło rok, ból po jego stracie nie wydawał się już tak dotkliwy. Była silna, młoda i pełna życia, z optymizmem spoglądała w przyszłość.

Wprowadziła konia do stajni i właśnie zdejmowała z niego siodło, nucąc sobie pod nosem, gdy usłyszała z tyłu jakiś hałas. Odwróciła się przestraszona. Zobaczyła Toma, siedzącego na worku obroku i pociągającego whisky z butelki.

– Miło spędziłaś dzień, siostrzyczko? – W jego spojrzeniu kryło się coś groźnego. Odwróciła wzrok, udając, że tego nie zauważyła, ale kiedy odkładała uzdę, ręce jej się trzęsły. Usłyszała tuż za sobą jego kroki. – Dokąd jeździsz na tej starej szkapie? Masz w mieście chłopaka?

– Nie. – Odwróciła się i stanęła z nim twarzą w twarz. Miał przekrwione oczy, trzymał do połowy opróżnioną butelkę. – Byłam z wizytą u znajomych.

– Znów u tej Japonki? – Jego też doszły plotki o potajemnych spotkaniach Crystal z Websterami. Powtórzył je Becky, a ta o wszystkim powiedziała matce.

– Nie – skłamała. – U szkolnej koleżanki.

– Tak? A u której to? – Głos miał ochrypnięty z przepicia. Crystal, choć z pozoru była spokojna, w środku cała dygotała.

– Nieważne. – Kiedy ruszyła do wyjścia, chwycił ją mocno za ramię. Nie spodziewała się tego. Poleciała do tyłu, potknęła się o jego nogę i z największym trudem utrzymała równowagę.

– Dokąd ci tak śpieszno?

– Muszę iść do domu. – Chciała mu spojrzeć prosto w oczy, ale bała się. Choć była wysoka, nie mogła się mierzyć z Tomem Parkerem. Lubił się chełpić, że jest silny jak tur, a kiedy trzeba – to jeszcze silniejszy.

– Do mamusi… czyż to nie rozkoszne? – powiedział drwiąco. – Do domu, do mamusi. I tak na ciebie nie czeka. Jest u Becky. Ta głupia suka znów chodzi z brzuchem. Jezu, można by pomyśleć, że się wreszcie przez te lata czegoś nauczyła. Rzadko to robimy, ale wystarczy, że ją tknę, a zaraz jest w ciąży.

Crystal ze zrozumieniem pokiwała głową, próbując się oswobodzić z uścisku, ale Tom trzymał ją mocno, wcale nie ukrywając, że nie zamierza jej puścić, przynajmniej nie zaraz.

– Powiedziałem ci, żebyś została, prawda? – Skinęła głową, bo strach odebrał jej mowę. Miała siedemnaście lat i jeszcze nigdy nie zetknęła się bezpośrednio z przemocą. Słabą pociechą była świadomość, że gdyby jej ojciec żył, zabiłby Toma. – Chcesz się napić?

– Nie, dziękuję. – Potrząsnęła głową. Ze strachu zbladła jak ściana.

– Później podziękujesz – przytrzymał obie ręce Crystal jedną dłonią a drugą przytknął jej butelkę do ust i przechylił. Część whisky wylała się na bluzkę, ale choć dziewczyna się opierała, Tomowi udało się wlać jej przez zaciśnięte zęby sporą porcję gorzkiego napoju.

– Przestań! Zostaw mnie… puść moje ręce!

Zarechotał, upajając się. bezsilnością Crystal. Oczy dziewczyny napełniły się łzami. W pewnej chwili Tom popchnął ją na stertę siana.

– Rozbieraj się.

– Tom… proszę… – Wstała i zaczęła się cofać, ale złapał ją za nogi i przewrócił na ziemię. Uklęknął i rzucił butelkę w kąt. Stajnię wypełnił odór taniej whisky. – Błagam… nie… – Nie powiedziała mu, że jest dziewicą. Nie wiedziała, co mu powiedzieć. Kiedy rozdarł jej bluzkę, wybuchnęła płaczem.

– Nie udawaj takiej świętej, siostrzyczko. No, bądź dobrą dziewczynką dla swojego brata.

– Nie jesteś moim bratem… przestań! – Zwinęła dłoń w pięść i uderzyła go z całej siły, jakby walczyła o życie. Trafiła między oczy. Aż jęknął. Chwycił ją i wymierzył siarczysty policzek. Uderzył Crystal tak mocno, że na chwilę odebrało jej dech.

– Ty dziwko! Powiedziałem, żebyś się rozebrała! – Jedną ręką zaczął ściągać dziewczynie dżinsy, drugą przygważdżał ją do ziemi, opierając na dłoni cały ciężar ciała. Myślała, że za chwilę złamie jej ramię. Ale nie zwracała uwagi na ból. Prędzej zginie, niż pozwoli mu się wziąć. Walczyła jak lwica, lecz nie stanowiła godnego przeciwnika. Raz za razem powalał Crystal na ziemię, przeklinając i wyzywając ją od najgorszych. W pewnej chwili rozległ się odgłos rozrywanego materiału. Zdarł z dziewczyny spodnie, obnażając jej jasne uda. Cała dygotała.

– Nie… Tom… błagam… – Nie zważając na szloch, ściągnął jej majtki. Jedną dłonią cały czas przytrzymywał ręce Crystal wysoko nad głową, a kolanami ściskał uda. Nie przejmując się płaczem i błagalnymi prośbami dziewczyny, zsunął sobie spodnie i zwalił się na nią. Brutalnie rozwarł jej nogi. Krzyczała i jęczała z bólu, a on wgniatał ją w ziemię przy każdym poruszeniu swego cielska. Znów ją spoliczkował, tym razem rozcinając skórę na ustach. Leżała zakrwawiona, a on robił swoje. Czuła wbijające się w plecy ostre kawałki słomy. Z bólu i przerażenia nie mogła złapać tchu. Kiedy skończył, ponownie wymierzył jej siarczysty policzek. Ale z niej uleciała już cała wola walki. Nie było już o co się bić. Leżała zwinięta w kłębek, sponiewierana. Wstał i zapiął spodnie. Podniósł butelkę i pociągnął łyk whisky. Spojrzał na Crystal i roześmiał się głośno.

– Radzę, żebyś się umyła, zanim pójdziesz do domu, siostrzyczko. – Znów zarechotał. Trzasnął drzwiami i poszedł do swojej żony.

Crystal leżała na ziemi, zakrwawiona, załamana, pragnąc umrzeć. Płakała, aż zabrakło jej łez. Modliła się o śmierć. Upłynęło sporo czasu, nim wreszcie wstała i dowlokła się do węża, którego używano do napełniania wodą poidła dla koni. Ogarnęły ją nudności. Odkręciła kran i zaczęła się polewać zimną wodą. Obmyła twarz i ręce, a potem spojrzała na porwane dżinsy, postrzępioną bieliznę i wymazane krwią nogi. Znów padła na kolana, łkając cicho. Nie mogła wrócić do domu. Nie byłaby w stanie wytłumaczyć, co się stało. Nie może o tym powiedzieć nikomu. Wiedziała, że całą winę zwalą na nią. Chwiejnym krokiem dotarła do boksów, chwyciła swego starego konia za grzywę, wyprowadziła ze stajni i dosiadła go. Ruszyła wolno przez pola w stronę domku Websterów. Pożegnała się z nimi zaledwie dwie godziny temu. Kiedy ujrzała światła w oknach ich domku, znów zaczęła płakać. Czuła ból w całym ciele, była półnaga, jej skórę pokrywała zaschnięta krew. Koń zatrzymał się w ogrodzie Websterów. Boyd zobaczył ją przez okno i wybiegł przed dom, a tuż za nim wyszła Hiroko.

– Crys… o, mój Boże… o, mój Boże… – Myślał, że ktoś chciał ją zabić.

Padła zemdlona na ziemię u ich stóp.

Загрузка...