Rozdział piętnasty

Autobus zatrzymał się na rogu Trzeciej Ulicy i Townsend. Wysiadła i rozejrzała się wkoło. Odniosła wrażenie, że wszędzie panuje brud, ludzie spieszyli dokądś, wyczuwało się nastrój podniecenia. Do tej pory była w San Francisco tylko dwukrotnie, raz z ojcem, jeszcze jako dziecko, a drugi raz z Hiroko i Boydem, kiedy przyjechali ochrzcić małą Jane. Ale teraz znalazła się w innej części miasta, brzydkiej i zaniedbanej. Na chodnikach leżeli pijacy, obok nich przejeżdżały samochody, w powietrzu unosił się zapach piwa, wina i niedomytych ciał. Mimo to poczuła smak przygody. Na dworcu autobusowym kupiła plan miasta i gazetę, po czym usiadła i zaczęła je studiować, nie zwracając uwagi na spojrzenia przechodniów. Była skromnie ubrana, w ręku trzymała starą walizkę, lecz mimo to wyróżniała się w tłumie swą urodą. Wiedziała, że przed zapadnięciem zmroku musi znaleźć jakiś pokój. Pytanie tylko gdzie. Nie miała najmniejszego pojęcia, od czego zacząć. W dziale ogłoszeń znalazła kilka adresów pokojów do wynajęcia oraz pensjonatów w dzielnicy chińskiej, ale nie wiedziała co robić dalej. Musi zaryzykować i spróbować na chybił trafił. Wybrała dwa adresy i wyszła na ulicę, by złapać taksówkę. Spytała kierowcę, który z dwóch wybranych przez nią domów znajduje się w bezpieczniejszej dzielnicy. Przyjrzał jej się uważnie i natychmiast domyślił się, że nie jest miejscowa. Miała na sobie niebieską sukienkę, włosy zebrała w koński ogon. Wyglądała bardzo młodo, ale jeszcze nigdy nie widział kogoś równie urodziwego. Ciekaw był, co robi sama w San Francisco. Miał wnuczkę w jej wieku i nie chciałby widzieć, jak kręci się bez opieki na rogu Trzeciej Ulicy i Townsend.

Wziął od Crystal gazetę i znalazł jakiś pokój do wynajęcia w dzielnicy włoskiej, w pobliżu Telegraph Hill, gdzieś w North Beach.

– Może zacznijmy od tego. Wydaje mi się, że ta część miasta jest przyjemniejsza od tej, gdzie znajdują się pokoje wybrane przez panią, a poza tym nie powinno tam być zbyt drogo. – Spostrzegł, że dziewczyna nie zauważyła, iż nie włączył licznika. Stać go było, by zawieźć taką miłą dziewczynę za darmo. Nie policzy jej ani centa, była taka młoda i piękna, że postanowił w miarę swoich możliwości pomóc jej. – Przyjechała pani w odwiedziny do znajomych? – W pewnej chwili przez głowę przemknęła mu myśl, czy przypadkiem jego pasażerka nie uciekła z domu, ale nie sprawiała wrażenia osoby ukrywającej się przed kimś. Wyglądała po prostu jak młoda dziewczyna, która po raz pierwszy znalazła się w wielkim mieście. Znów zerknął na jej odbicie w lusterku.

– Nie przyjechałam tu z wizytą – odparła, obrzucając go uważnym spojrzeniem. Starała się być pewna siebie, nie chciała, by się domyślił, jaka jest zielona.

– Skąd pani przychodzi?

– Z Doliny Alexander. To na północ od Napa. – Wymawiając te słowa posmutniała. Wydawało jej się, że minęły wieki, a nie godziny, odkąd ją opuściła.

– Zamierza się tu pani zatrzymać na kilka dni?

– Nie – powiedziała cicho, wyglądając przez okno. – Chcę tu zamieszkać. – Przez jakiś czas. A potem kto wie? Świat stał przed nią otworem, tak jak zapewniał ją kiedyś ojciec. A mimo to zmierzając w kierunku North Beach, odczuwała dotkliwy ból na myśl o tym, że opuściła rodzinne strony.

Dojechali do Market Street i skręcili na wschód. Jadąc wzdłuż Embarcadero minęli przystanie, potem dzielnicę chińską i w końcu dotarli do North Beach. Zatrzymali się przed małym, skromnym budynkiem z czystymi firankami w oknach. Na jego stopniach siedziały dwie starsze kobiety, pogrążone w ożywionej rozmowie. Obie miały gładko upięte włosy i czarne sukienki przewiązane białymi fartuchami. W pierwszej chwili ich widok przywiódł Crystal na myśl babcię Minervę. Siłą zmusiła się do wymazania tego porównania. Jej dni w dolinie należały już do przeszłości, podobnie jak wspomnienia przeżytych tam chwil i tamtejsi mieszkańcy. Podziękowała taksówkarzowi i spytała, ile jest mu winna za kurs.

– Nic… To drobiazg… – powiedział, wyraźnie speszony. Postanowił nie wziąć od niej ani centa i sprawić prezent temu dziecku. Była taka śliczna i młoda, że aż przyjemnie na nią patrzeć. Podziękowała mu i wysiadła. Popatrzył, jak podchodzi do dwóch starszych pań, niosąc w ręku walizkę, po czym odjechał, pogwizdując sobie cicho. Miał nadzieję, że dziewczyna sobie poradzi. Była młoda, bardzo piękna i sprawiała wrażenie osoby zaradnej. Kobiety też to zauważyły. Spytała je o pokój do wynajęcia. Zanim odpowiedziały, przyglądały się dziewczynie przez dłuższą chwilę, a później wymieniły między sobą kilka słów po włosku.

– Słucham? – Kiedy postawiła walizkę na chodniku, wydała im się jeszcze młodsza. Twarz okalała jej aureola jasnych włosów. Kobiety gapiły się w milczeniu. Crystal ciekawa była, co sobie myślą. – Pokój… czy wiedzą panie coś o pokoju do wynajęcia?

– Czemu nie jesteś w szkole? – Starsza z kobiet przyglądała jej się podejrzliwie, mnąc w rękach fartuch. Miała duże, czarne oczy i twarz pooraną zmarszczkami.

– Skończyłam szkołę w zeszłym roku – skłamała, podczas gdy kobiety nadal spoglądały na nią uważnie. – Czy mogę zobaczyć pokój? – Postanowiła, że nie da im się zbić z tropu.

– Być może. Masz pracę? – Kobieta ponownie usiadła na schodkach.

Crystal uśmiechnęła się do niej. Czuła się niepewnie, ale nadrabiała miną. Co zrobi, jeśli się okaże, że aby wynająć pokój, musi najpierw zdobyć jakąś pracę? Poczuła ogarniającą ją panikę, ale postanowiła powiedzieć prawdę, a przynajmniej część prawdy. Zresztą nie miała innego wyjścia.

– Jeszcze nie. Przyjechałam dziś po południu. Zamierzam rozejrzeć się za pracą, jak tylko znajdę sobie pokój.

– Skąd jesteś?

– Z doliny leżącej kilka godzin drogi stąd na północ.

– Twoi rodzice wiedzą, że tu przyjechałaś? – Podobnie jak taksówkarz pomyślała sobie, czy dziewczyna przypadkiem nie uciekła z domu, ale Crystal potrząsnęła głową. Jej oczy nie powiedziały starszej kobiecie nic.

– Moi rodzice nie żyją – oświadczyła z mocą.

Kobieta milczała przez dłuższą chwilę, a potem wolno wstała, nie odrywając oczu od Crystal. Jeszcze nigdy nie widziała dziewczyny o takiej urodzie, z takimi jasnymi włosami, długimi nogami, o tak delikatnych rysach twarzy.

– Wygląda jak gwiazda filmowa – powiedziała w dialekcie sycylijskim do swej przyjaciółki. – Pokażę ci pokój. Przekonaj się, czy ci odpowiada.

– Dziękuję. – Crystal wzięła walizkę. Sprawiała wrażenie spokojnej i opanowanej.

Pokój okazał się malutki i duszny. Kiedyś na piętrze było czteroizbowe mieszkanie. Po przebudowie uzyskano sześć pokoi, które starsza pani wynajmowała lokatorom. Mieli do swej dyspozycji jedną wspólną łazienkę. Kobieta zajmowała jedyny pokój z własną łazienką. Mieścił się na parterze, tuż obok kuchni, z której lokatorzy mogli korzystać za dodatkową opłatą pięciu dolarów miesięcznie. Wynajęcie samego pokoju kosztowało czterdzieści pięć dolarów na miesiąc. Stały w nim tylko podstawowe sprzęty, okno wychodziło na oficynę, ale Crystal oceniła, że wart jest tych pieniędzy. Nie wiedziała, gdzie mogłaby znaleźć coś lepszego. Zresztą pokój okazał się czysty, w drzwiach zaś tkwił solidny zamek. Pomyślała, że będzie tu bezpieczna z tą starszą kobietą, bacznie obserwującą, co robią jej lokatorzy.

– Musisz zapłacić gotówką za cały miesiąc z góry. Gdybyś się chciała wyprowadzić, musisz powiadomić mnie na dwa tygodnie naprzód. – Nigdy się jeszcze nie zdarzyło, by ją ktoś uprzedził, że się wyprowadza. Lokatorzy pojawiali się i znikali, ale kobieta utrzymywała dom w czystości i wynajmowała pokoje jedynie porządnym ludziom. Nie tolerowała pijaków, prostytutek ani mężczyzn sprowadzających sobie kobiety. Akceptowała tylko schludne, spokojne osoby, takie jak Crystal. W tej chwili na drugim piętrze mieszkali dwaj starsi panowie i młoda dziewczyna, a na piętrze, na którym znajdował się pokój Crystal – trzy dziewczyny i młodzieniec sprzedający polisy ubezpieczeniowe. – Jeśli nie zdobędziesz pracy, nie będziesz mogła zatrzymać pokoju, chyba że masz tyle pieniędzy, że nie musisz pracować.

– Postaram się jak najszybciej znaleźć jakieś zajęcie – powiedziała Crystal, patrząc kobiecie prosto w oczy. Wysupłała z portmonetki cztery banknoty dziesięciodolarowe i pięć jedynek. Były to pieniądze zarobione w przydrożnej gospodzie. Cieszyła się, że udało jej się nieco oszczędzić. Jej rówieśniczki trwoniły pieniądze na nylony, kino i napoje gazowane, tymczasem Crystal odkładała prawie każdy zarobiony grosz, kryjąc się z tym przed matką. – Czy są tu w pobliżu jakieś restauracje, poszukujące ludzi do pracy?

Starsza kobieta roześmiała się. Było mnóstwo takich lokali, ale wiedziała, że w żadnym z nich nie zatrudnią Crystal.

– Mówisz po włosku?

Crystal potrząsnęła głową, uśmiechając się.

– Nie.

– To musisz sobie poszukać pracy gdzie indziej. W tych okolicach nie zatrudniają takich dziewczyn jak ty. – Była za piękna i za młoda, w restauracjach w North Beach pracowali jako kelnerzy tylko młodzi Włosi. – Spróbuj w centrum.

Ale kiedy nazajutrz Crystal zaczęła się rozglądać za jakimś zajęciem, nie chciano jej zatrudnić w żadnym lokalu, w którym pytała o pracę, choć mówiła, że ma doświadczenie jako kelnerka. Wybuchali śmiechem i większość z nich nie chciała nawet wziąć numeru telefonu do domu pani Castagna. Crystal wróciła zniechęcona. Po drodze kupiła sobie sandwicza i zjadła go w swoim pokoju. Pani Castagna siedziała jak zwykle na schodach, obserwując jak jej lokatorzy przychodzą i wychodzą, i rozmawiała ze znajomymi w swym ojczystym dialekcie.

– Znalazłaś pracę? – Zmierzyła uważnym wzrokiem Crystal, wolno wspinającą się po schodach.

Dziewczynę bolały nogi, a niebieska sukienka była równie sfatygowana, jak jej właścicielka. Kiedy na miasto spłynęła mgła, a temperatura powietrza spadła, zrobiło jej się zimno. Nie przyzwyczaiła się jeszcze do nowego klimatu. Wsunęła pięciocentówkę do małego piecyka gazowego, stojącego w pokoju. Pani Castagna dbała o to, by jej lokatorzy za wszystko musieli płacić. Nie zamierzała nikogo wspierać. Wychowała w tym domu dziesięcioro dzieci. Kiedy dorosły, wyprowadziły się stąd. Z pożytkiem wykorzystywała teraz ich pokoje. Dom przynosił jej niezły dochód. Tymczasem Crystal drżącymi palcami liczyła swoje topniejące oszczędności, siedząc na jedynym krześle w pokoju i spoglądając na krucyfiks wiszący nad łóżkiem. Poza nim ścianę ozdabiał tylko kolorowy rysunek Przenajświętszej Panienki, wykonany przez którąś z córek pani Castagna. Jak się później dowiedziała Crystal – dziewczyna wstąpiła do klasztoru. Pozostałe dzieci założyły rodziny i w niedziele często odwiedzały matkę.

Crystal od dwóch tygodni przemierzała ulice miasta w poszukiwaniu pracy i zaczynała ją już ogarniać panika, że do tej pory wysiłki okazały się bezowocne. Wracając kiedyś późnym wieczorem do domu zaczęła się zastanawiać, czy w ogóle kiedykolwiek uda jej się zdobyć jakieś zajęcie. Próbowała zatrudnić się w Chinatown jako kasjerka, a nawet pomywaczka, ale tylko wyśmiali ją, jak dwa dni wcześniej w North Beach. Zawsze okazywało się, że ma nie ten kolor skóry, nie tę płeć lub mówi nie tym językiem, co trzeba. Tego wieczoru szła do domu przez słynną dzielnicę Barbary Coast. Mieściły się tu liczne nocne kluby i restauracje, chodnikami spacerowały pary, objęte wpół, śmiejąc się i rozmawiając. W przeciwieństwie do North Beach, ulice były tu gwarne i ruchliwe, a także o wiele bardziej eleganckie. Crystal miała na sobie niebieską spódnicę, białą bluzkę, białe pantofelki, te same od lat, oraz sweter pożyczony od pani Castagna – czarny jak cała garderoba pani Castagna i kilka numerów za duży. Starszej pani zrobiło się kiedyś żal dziewczyny, trzęsącej się wieczorami z zimna. Jedyną ciepłą rzeczą w szafie Crystal był stary, krótki kożuszek, który wkładała, kiedy wybierała się wcześnie rano z ojcem na konne przejażdżki. Jej garderoba nie mogła się równać z tym, co widziała na elegantkach w San Francisco. Ale przestała na to zwracać uwagę. Pragnęła jedynie zdobyć pracę. Mogła robić wszystko, nawet szorować podłogi. Nie miało to nic wspólnego z jej dziewczęcymi snami o Hollywood, ale przecież musiała coś jeść i płacić czynsz pani Castagna. Musiała jakoś zarobić na życie. Postanowiła, że od następnego tygodnia zacznie wypytywać o pracę w hotelach. Stojąc jednak przed wyszukaną fasadą z prostym szyldem "U Harry'ego", pomyślała, że jeszcze ten jeden raz spróbuje szczęścia w restauracji. Wszystko tu było krzykliwe. Mniejszy napis informował, że Harry proponuje swym gościom również popisy artystów.

Crystal niepewnie weszła do środka, nie zwracając uwagi na spojrzenia, którymi ją obrzucali wychodzący goście. Byli dobrze ubrani, kobiety miały na sobie wydekoltowane suknie. Zatrzymała się na dłuższą chwilę, słuchając mężczyzny, śpiewającego "Too Darn Hot" Cole Portera. Akompaniowali mu dwaj muzycy. W pewnej chwili podszedł do niej starszy kelner i spytał szorstko, czego chce.

– Tu nie wolno stać. – "U Harry'ego" nie tolerowano prostytutek ani gapiów, którzy zatrzymywali się na progu, chcąc za darmo obejrzeć występy artystów. Ale nawet on od razu się zorientował, że Crystal nie jest dziwką. W za dużym swetrze i znoszonym ubraniu bardziej przypominała sierotę. – Czego chcesz?

Spojrzała mu prosto w oczy, modląc się, by nie zauważył, jak jej się trzęsą nogi.

– Szukam pracy. Mogę robić wszystko. Zmywać naczynia, podawać do stołów, cokolwiek… Jestem w rozpaczliwej sytuacji.

Już miał spławić dziewczynę, ale przyjrzał się jej uważniej. Była tak śliczna, że od samego patrzenia człowiekowi robiło się błogo na sercu. Oczami zdawała się zaglądać do wnętrza duszy. Chciał ją odprawić z kwitkiem, ale pomyślał, czy przypadkiem Harry się nią nie zainteresuje. Spojrzał na zegarek, zastanawiając się, czy szef jest jeszcze na górze. Ale było już za późno, wiedział, że Harry wyszedł.

– Pracowałaś kiedyś w restauracji? – Poprawił muszkę i obserwował stoliki, ale co rusz spoglądał na dziewczynę. Miała taką twarz, że człowiek chciałby na nią patrzeć bez końca. Wydawało się, że jest absolutnie nieświadoma tego, jakie wrażenie na nim wywarła. Była szczera i na swój sposób śmiała, pomimo zdenerwowania, którego nie potrafiła ukryć. Z miejsca mu się spodobała. – Pracowałaś już jako kelnerka?

– Tak. – Bojąc się, że ją odprawi z niczym, nie powiedziała mu, że usługiwała w jadłodajni.

Przyjrzał się jej uważniej.

– Ile masz lat?

– Osiemnaście – skłamała bez zająknienia.

Potrząsnął głową.

– Żeby tu pracować, musisz mieć przynajmniej dwadzieścia jeden. Takie są przepisy.

– W takim razie mam dwadzieścia jeden lat… proszę… – Miała miły głos i nieprawdopodobnie niebieskie oczy. Zawahał się. – Proszę… nikt się nigdy nie dowie.

– Jezu – jęknął. – Szef by mnie chyba zabił. – Ale wyczuła, że zmiękł.

– Będę pracowała bez wytchnienia. Przysięgam. Proszę mnie zatrudnić na próbę na kilka dni… na tydzień… – Spojrzała na niego błagalnie i wiedział, że nie potrafi jej odmówić. Była zbyt piękna, a poza tym taka wrażliwa i młoda. Coś mu mówiło, że dziewczyna naprawdę jest w sytuacji bez wyjścia i że umie ciężko pracować. Do diabła, przecież może powiedzieć Harry'emu, że nie wiedział, ile ona ma lat. A gdyby okazała się kiepska, mogą się jej w każdej chwili pozbyć. Spojrzał na nią i zauważył, że obserwuje go w napięciu.

– Dobrze już, dobrze. Przyjdź jutro po południu. Jedna z dziewcząt da ci strój do pracy. I umaluj się trochę. Bez makijażu wyglądasz jak dziecko. I na litość boską – mruknął – nie pokazuj się w tym swetrze.

– Dobrze, proszę pana. – Uśmiechnęła się do niego. Nigdy nie widział piękniejszej dziewczyny… i miała zaledwie osiemnaście lat… Modlił się, by Harry się o tym nie dowiedział.

– Bądź tu punktualnie o czwartej.

– Dobrze, proszę pana. Dziękuję panu – odezwała się ochrypłym głosem.

To cud, że do tej pory nikt się na niej nie poznał. Z taką urodą mogli z niej zrobić tancerkę, a może nawet striptizerkę. Chociaż nie, była zbyt niewinna do takiej pracy. Nawet mu przez myśl nie przeszło, ile już Crystal Wyatt zaznała w swym krótkim życiu. Wyszła pośpiesznie, by się przypadkiem nie rozmyślił, i niemal, biegiem pokonała całą drogę do domu pani Castagna.

Przede wszystkim oddała sweter, dziękując za jego pożyczenie, i oznajmiła, że ma pracę. Oświadczyła to z taką dumą i pewnością siebie, jakby została mianowana co najmniej szefem General Motors.

– Czy to uczciwe zajęcie? – Pani Castagna przyjrzała jej się badawczo.

Ta dziewczyna była zbyt ładna. Zauważyła, że sprzedawca polis ubezpieczeniowych zaczął od jakiegoś czasu wystawać na korytarzu w nadziei, że zobaczy Crystal, zmierzającą do łazienki. Ale Crystal zdawała się wcale go nie zauważać. Była spokojna i dobrze się prowadziła. Nie flirtowała z mężczyznami, nie spoufalała się z nieznajomymi. Grzeczna i porządna, siedziała w swoim pokoju i nigdy nawet nie korzystała z kuchni. Pani Castagna bardzo ją polubiła, choć sama nie wiedziała, co ją tak ujęło w Crystal.

– Pracuję w restauracji – powiedziała jej z dumą Crystal, a starsza kobieta uśmiechnęła się do niej. To wyjątkowo słodkie stworzenie przypominało jej jedną z wnuczek.

– Co będziesz robiła?

– Podawała do stołów.

– To dobrze. – Starsza pani czasami pohukiwała na nią, ale nie dało się ukryć, że ją lubiła. Crystal nie sprawiała żadnych kłopotów. – Przypilnuj, żeby ci zapłacili. Za dziesięć dni wypada termin płatności czynszu. A już za późno, by zrezygnować z pokoju. – Od czasu do czasu lubiła nastraszyć swych lokatorów. Pomagało jej to utrzymywać ich w ryzach. Ale Crystal tylko się uśmiechnęła. Przejrzała panią Castagna na wylot i też ją polubiła.

– Wiem, pani Castagna. I wcale nie zamierzam się wyprowadzić.

– To dobrze, to dobrze. – Crystal poszła do swojego pokoju, a pani Castagna wróciła do kuchni.

Nazajutrz Crystal z radością pokonała kilkanaście przecznic, dzielących ją od restauracji "U Harry'ego" w Barbary Coast. Czuła podniecenie na myśl o pracy. Zastanawiała się, czy podawanie do stolików w restauracji będzie się bardzo różniło od kelnerowania w jadłodajni.

Przyszła punktualnie o czwartej. Włosy miała zaczesane gładko do tyłu i upięte w kok, usta pomalowała szminką kupioną rano w magazynie Woolwortha. Pomadka była czerwona i zbyt jaskrawa do jej jasnej karnacji, ale kiedy Crystal umalowawszy się, przejrzała się w lustrze, doszła do wniosku, że wygląda znacznie poważniej.

Kierownik sali, który obiecał jej pracę wczoraj wieczorem, przedstawił się jako Charlie i oddał Crystal pod opiekę starszej, ale bardzo atrakcyjnej kelnerki.

– Mówią na mnie Pearl, choć naprawdę mam na imię Phyllis. Ale od dawna nikt tak się do mnie nie zwraca – powiedziała, śmiejąc się przy tym. – Pracuję tu od lat, kiedyś występowałam nawet jako tancerka. Teraz też od czasu do czasu, gdy któraś z tancerek nie zgłasza się do pracy, zastępuję nieobecne lub śpiewam, kiedy Harry mnie poprosi. – Znała Harry'ego od lat, ale nie przyznała się Crystal, że kiedyś była jego kochanką. Uważnie przyjrzała się dziewczynie, znalazła dla niej czysty fartuszek i oprowadziła ją po kuchni.

– Ruch zaczyna się mniej więcej o ósmej. Koło dziesiątej jest trochę spokojniej, a kolejna fala gości pojawia się na ostatni występ o północy. – Crystal dopiero teraz w pełni zdała sobie sprawę z tego, że była to restauracja i nocny klub.

Rozejrzała się po sali, nie kryjąc podniecenia. Miała nadzieję, że zadomowi się tu na dobre. Przed otwarciem lokalu Pearl zaprosiła ją do wspólnego posiłku z całym personelem. Crystal przysłuchując się beztroskiej paplaninie kelnerów i kelnerek, pikolaków, kucharzy i pomywaczek wiedziała, że jej się tu spodoba. Lokal był większy, niż jej się wydawało na pierwszy rzut oka. Doszła do wniosku, że może to i lepiej, iż nie zdawała sobie z tego wcześniej sprawy, bo wtedy nie odważyłaby się wcale wejść i spytać o możliwość zatrudnienia. Nagle uświadomiła sobie, że nawet nie wie, ile jej będą płacili. Pearl powiedziała, że napiwki może zatrzymać dla siebie, a jeśli ktoś się upije i zacznie się niewłaściwie zachowywać, niech jedynie powie o tym Charlie'emu, kierownikowi sali lub jednemu z barmanów.

– Przyjemnie się tu pracuje – zapewniła ją Pearl. – Nie musimy znosić grubiaństwa gości. Harry to świetny facet. – Na wspomnienie dawnych czasów w oczach zapaliły jej się iskierki. W pewnej chwili spytała Crystal: – Jesteś dziewicą? – Crystal wpatrywała się w nią przerażona, niezdolna do wyduszenia z siebie ani słowa. Nagle Pearl wybuchnęła śmiechem. – Przepraszam, że spytałam. Zresztą, czy w dzisiejszych czasach można jeszcze spotkać dziewicę? – Chociaż właściwie Crystal wyglądała tak niewinnie, że mogła nią być. – Chciałam spytać, czy kiedykolwiek pracowałaś w takim lokalu?

Crystal roześmiała się z ulgą Zniżyła głos i odezwała się konspiracyjnym szeptem:

– Mówiąc szczerze, pracowałam w jadłodajni.

Pearl uśmiechnęła się i klepnęła Crystal po ręku.

– W takim razie będziesz się musiała dużo nauczyć, skarbie. Trzymaj się blisko mnie, to w mig wszystko opanujesz.

Crystal podziękowała swej szczęśliwej gwieździe, że zetknęła ją z Pearl, szczególnie kiedy zaczął się ruch na sali. Praca była ciężka, Charlie obserwował, jak Crystal sobie radzi, goście oczekiwali, że spamięta, o co prosili. Starała się najlepiej, jak mogła, i kiedy obsłużyła ostatni stolik, wiedziała, że dała sobie radę, a Pearl to potwierdziła. Zarobiła dwadzieścia jeden dolarów w napiwkach. Było to prawie tyle, ile wynosiła połowa czynszu. Pragnęła jak najszybciej znaleźć się w domu, by pochwalić się pani Castagna.

– Podrzucić cię? – Pearl miała starego chevroleta. Crystal z wdzięcznością przyjęła ofertę. Tego wieczoru razem opuściły lokal. Pantofle tak ją uwierały, że nie czuła nóg. Postanowiła nazajutrz kupić sobie nowe buty.

– Dziękuję za podwiezienie. – Uśmiechnęła się ujmująco do swej nowej koleżanki, gdy zatrzymały się przed domem pani Castagna przy Green Street.

– Drobiazg. To tutaj? – Pearl z zaciekawieniem przyjrzała się domowi. – Mieszkasz ze swymi staruszkami?

– Nie. – Crystal potrząsnęła lekko głową – Wynajmuję tu pokój.

Pearl pokiwała głową myśląc, że Crystal mogłaby się właściwie lepiej urządzić. Była dziewczyną, której mężczyźni chętnie płacą sute napiwki za samą przyjemność rozmawiania z nią i nadzieję zdobycia sobie jej względów.

– Dobranoc – powiedziała Crystal i pomachała jej ręką na pożegnanie. Po raz pierwszy od wielu tygodni spokojnie przespała całą noc. Była zmęczona, ale szczęśliwa. Miała pracę i zarobiła masę pieniędzy. Zanim usnęła, zdążyła jeszcze pomyśleć, że kocha San Francisco. Leżało daleko od domu, ale właśnie to jej odpowiadało.

Загрузка...