Spencer spędził w Fort Ord siedem tygodni, odbywając szkolenie na poligonie i uczestnicząc w pozorowanych walkach. Zdumiewało go, że w ciągu pięciu lat aż tyle zapomniał, ale z każdym dniem odzyskiwał dawne umiejętności, a jego organizm zdawał się pamiętać więcej niż umysł. Co wieczór rzucał się wyczerpany na pryczę, zbyt zmęczony, by mówić lub jeść, a nawet zatelefonować do żony. Największym wysiłkiem woli zmuszał się i dzwonił do niej raz na parę dni, żeby się zbytnio nie martwiła. Ale Elizabeth nie tyle się martwiła, co narzekała na swój los. Złościło ją, że go nie ma, a przecież powinien tu być i chodzić na przyjęcia. Nie tak wyobrażała sobie pierwsze dni swego małżeństwa. Ale kto mógł przypuszczać, że rozpocznie się wojna w Korei i wywoła takie zamieszanie. Dla Spencera stało się to swego rodzaju odroczeniem. Kiedy brał ślub z Elizabeth, nie miał wątpliwości, że czyni słusznie, ale teraz, gdy do niej dzwonił, czasami odnosił wrażenie, że rozmawia z kimś zupełnie sobie obcym. Mówiła mu o przyjęciach, na które chodziła ze znajomymi rodziców, chwaliła się, że uczestniczyła w obiedzie wydanym przez Trumanów w Białym Domu. Elizabeth też czuła się dziwnie, była mężatką, a czasami wydawało jej się, że nadal jest panną. Wyjechała do przyjaciół w Wirginii, w przyszłym tygodniu matka miała ją zabrać do Vassar.
– Bardzo za tobą tęsknię, najdroższy.
Uśmiechnął się.
– Ja za tobą też. Wkrótce wrócę do domu.
Ale żadne z nich nie wiedziało, kiedy to nastąpi. Może za kilka miesięcy, a może za kilka lat. Sama myśl o tym wprawiała ją w przygnębienie. Nie chciała wracać do Vassar, nie chciała, by wyjeżdżał, nieraz czyniła mu wymówki, że został w rezerwie, ale teraz było już za późno na jakiekolwiek zmiany.
Przed zaokrętowaniem dali mu dwa tygodnie urlopu, ale zabronili wyjechać dalej niż trzysta kilometrów od koszar, na wypadek gdyby zaszła konieczność wcześniejszego zameldowania się w jednostce. Najchętniej wcale by nie powiedział o tym Elizabeth. Wiedział, że zechce przyjechać, a uważał, że szkoda jej zachodu. Poza tym i tak zaraz wróci na uczelnię. Obojgu im będzie bardzo przykro znów się żegnać a gdyby odwołali go wcześniej, Elizabeth przeżyłaby nowe rozczarowanie. W końcu powiedział jej o urlopie, a ona zgodziła się, że nie ma sensu, by do niego przyjeżdżała, skoro istnieje ryzyko, że w każdej chwili mogą go odwołać. Zaproponowała, aby zatrzymał się w domu rodziców w San Francisco. Skinął głową zamyślony.
– Jesteś pewna, że twoi rodzice nie będą mieli nic przeciwko temu?
– Nie chciał się naprzykrzać, nawet jeśli dom stał pusty. Nie chciał, by pomyśleli, że ich wykorzystuje.
– Nie gadaj głupstw. Jesteś przecież członkiem rodziny. Jeśli chcesz, spytam mamę, ale wiem, że się zgodzi. – Elizabeth zwróciła się do matki. Priscilla Barclay sama podeszła do telefonu i zaczęła gorąco nalegać, by Spencer zatrzymał się w ich domu w San Francisco. Podczas nieobecności Barclayów mieszkali w nim dozorca i stara Chinka, która pracowała u nich od lat.
– Czuj się jak u siebie. – Świadomość tego, że Spencer wkrótce pójdzie na wojnę, wpływała na nią przygnębiająco, głównie ze względu na córkę. Od czasu rozstania ze Spencerem Elizabeth była bardzo nieszczęśliwa. Matka nie mogła się doczekać, kiedy rozpocznie się rok akademicki. Sądziła, że Elizabeth łatwiej zniesie nieobecność męża, kiedy zajmie się nauką.
Spencer pojechał do miasta wynajętym samochodem i zamieszkał w jednym z eleganckich pokoi gościnnych. Miał dwa tygodnie tylko dla siebie. Nie bardzo wiedział, jak wykorzystać ten czas. Ale odczuwał ulgę, że uwolnił się wreszcie od towarzystwa kolegów oficerów, że nie musi nosić żołnierskich buciorów oraz identyfikatora. Niepokoiły go doniesienia z Korei. Wyglądało to na małą, brudną wojnę i wcale już nie miał ochoty znów znaleźć się na Pacyfiku. Był dziewięć lat starszy niż za pierwszym razem i w wieku trzydziestu jeden lat nie zależało mu tak bardzo na popisywaniu się odwagą i brawurą. Miał po co żyć i bohaterska śmierć w obcym kraju wcale go nie pociągała. Jednak z drugiej strony były chwile, kiedy cieszył się, że znów jest wolny. Zadzwonił do swojej firmy. Wspólnicy okazali się bardzo uprzejmi, życzyli mu wszystkiego najlepszego, powiedzieli, żeby się nie martwił, praca będzie na niego czekała. Czuł jednak, że musi to któregoś dnia spokojnie przemyśleć. Teraz, wyrwawszy się z Wall Street, wcale nie był pewien, czy chciałby tam wrócić. Nadal o wiele bardziej pociągało go prawo karne, a pracując w tej kancelarii nie miał szans na zajęcie się sprawami karnymi. Ale zanim zdecyduje się na jakąś zasadniczą zmianę, musi najpierw omówić to z Elizabeth. Przypuszczał, że wolałaby, aby nadal pracował w dotychczasowej firmie.
Pierwszego dnia pobytu w San Francisco Spencer wybrał się na długi spacer po mieście. Było upalne, sierpniowe popołudnie. Właśnie tego dnia Crystal ukończyła dziewiętnaście lat. Zjadła razem ze swymi kolegami z pracy mały tort urodzinowy, a Harry dał jej wolny wieczór. Kupiła butelkę szampana, by wypić ją razem z panią Castagna. Ostatnio przeprowadziła się do lepszego pokoju, bo lokator, sprzedający polisy ubezpieczeniowe, został powołany do wojska i wyjechał do Korei. Nowy pokój był nieco większy, a okno wychodziło na czyjś ogródek. Poza tym w życiu Crystal niewiele się zmieniło. Nieźle zarabiała, śpiewając w klubie Harryego, w prasie ukazało się parę pochlebnych recenzji. Kilka razy śpiewała na bardzo wytwornych przyjęciach. Dwa razy odwiedzili ją Websterowie przy okazji wizyt Hiroko u doktora Yoshikawy. Miesiąc temu urodziło im się drugie dziecko, ale tym razem nie było nikogo, kto mógłby im pomóc. Okazało się, że płód jest w położeniu pośladkowym, lecz zanim Boydowi udało się sprowadzić pomoc, dziecko umarło. Musiał pojechać do położnej aż w Calistoga, zostawiając Hiroko tylko z Jane. Nie powiedział akuszerce, że jego żona jest Japonką, ale i tak miał dużo szczęścia, że zgodziła się z nim jechać. Uratowała życie Hiroko, która – choć od porodu minął już miesiąc – nadal nie wstawała z łóżka. Crystal obiecała, że ją odwiedzi, ale bała się wrócić do doliny, nawet by zobaczyć się ze swą przyjaciółką. Było to dla niej zbyt bolesne. Wiedziała, że Tom nadal flirtuje z siostrą Boyda. W swoim ostatnim liście Hiroko donosiła, że ponownie zaciągnął się do wojska i wyjechał do Korei. Boyda też wezwano do stawienia się przed komisją wojskową, ale ponieważ od kilku lat cierpiał na astmę, tym razem nie przyjęto go do służby, i nawet dobrze, że tak się stało. Hiroko byłoby zbyt trudno mieszkać samej wśród nadal wrogo nastawionych sąsiadów. Choć od zakończenia wojny minęło pięć lat, nic się pod tym względem nie zmienili. Wciąż odnosili się do niej z niechęcią. Mieli dobrą pamięć i zimne serca. Po rozpoczęciu działań wojennych w Korei ich nienawiść jeszcze się wzmogła. Koreańczycy, Japończycy większość z nich nie dostrzegała żadnej różnicy. Crystal, pożegnawszy się z panią Castagna, poszła do siebie i położyła się na chwilę. Po wypiciu dwóch kieliszków szampana ogarnęła ją błogość. Ciekawa była, gdzie jest Spencer, jeśli jego też zmobilizowali. Właściwie nie miało to żadnego znaczenia. Zniknął z jej życia. Przestał dla niej istnieć. Pozostawał tylko w jej sercu. Natrętnie powracało pytanie, czy jest szczęśliwy ze swą żoną. Na ogół starała się o nim nie myśleć. Nigdy nie przychodziło jej to łatwo, a teraz, po szampanie, znów niepodzielnie zawładnął jej umysłem. Pozwoliła sobie na to, traktując owe rojenia jak prezent urodzinowy. W pokoju zrobiło się gorąco i Crystal postanowiła przejść się po North Beach. Restauracje pełne były gości, na chodnikach stały grupki ludzi, rozmawiających po włosku. Ulicami biegały dzieci, goniąc się lub uciekając matkom. Na chwilę przypomniało jej się własne dzieciństwo i Jared, który tak lubił się z nią przekomarzać. Miała na sobie dżinsy, starą koszulę i buty kowbojskie, włosy splotła w warkocz. Weszła do narożnego sklepu i kupiła sobie loda.
– Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – szepnęła do siebie i ruszyła wolnym krokiem z powrotem do domu.
Lody rozpuściły się i kapały jej na buty, Crystal starała się uratować jak najwięcej z tego, co jeszcze zostało. Pochyliła się, żeby się nie pobrudzić, i uśmiechnęła się do małej dziewczynki, przyglądającej jej się ciekawie. Nie zauważyła wysokiego, ciemnowłosego żołnierza, obserwującego ją z pewnej odległości. Źle się czuł sam w pustym domu i tego wieczoru przeszedł wiele kilometrów, myśląc o Crystal i o swej żonie. Po raz pierwszy od dawna kusiło go, by się zobaczyć z Crystal. Ale przespacerował się tylko obok domu, w którym kiedyś mieszkała. Odprowadził ją tu po tym pamiętnym spotkaniu, zaraz po Święcie Dziękczynienia. Przypuszczał, że teraz jest w pracy i śpiewa w klubie. Kiedy ją ujrzał, serce zabiło mu mocniej. Czuł się tak, jakby zobaczył senną marę. Obserwował dziewczynę w niebieskich dżinsach i kowbojskich butach, która stała na skraju chodnika i zajadała loda. Przez chwilę nie był pewien, czy powinien do niej podejść. Wyglądała zupełnie jak mała dziewczynka. Jakby czując na sobie czyjś wzrok, odwróciła się i zamarła. Lody wypadły jej z ręki. Wyprostowała się, spojrzała na niego, po czym ruszyła spiesznym krokiem w stronę domu pani Castagna. Ale Spencer pierwszy znalazł się obok schodów prowadzących do drzwi wejściowych.
– Crystal, zaczekaj… – Nie wiedział, co jej powie, ale było mu wszystko jedno. Wiedział, że musi z nią porozmawiać.
– Spencerze, nie… – Odwróciła się i spojrzała na niego tęsknie. Uświadomił sobie, jaki popełnił błąd zostawiając ją. Bez słowa ujął dłoń dziewczyny. Crystal chciała mu wyrwać rękę, ale nie potrafiła.
– Crystal… proszę… – odezwał się błagalnie. Wiedział, że musi z nią porozmawiać, choćby przez chwilę, popatrzeć na nią, potrzymać za rękę, pobyć blisko niej. Spojrzała na Spencera i obydwoje uzmysłowili sobie, że nic się nie zmieniło, że nadal czują do siebie to co dawniej, a może nawet więcej. Nie powiedział ani słowa, tylko porwał ją w ramiona i przytulił. Tym razem nie opierała się już. Uświadomił sobie, jaki był głupi, słuchając Elizabeth, George'a, i samego siebie. Nie powinien był żenić się z Elizabeth, skoro marzył jedynie o Crystal. Chciał dobrze, a wyszło źle. Pragnął tylko tej dziewczyny o platynowych włosach i fiołkowych oczach. Dziewczyny, którą kochał już od czterech lat.
– No i co my teraz zrobimy, Spencerze? – szepnęła, gdy ją tak tulił.
– Nie wiem. Myślę, że powinniśmy jak najdłużej cieszyć się tym, co zostało nam dane. – Ich miłość trwała niezmienna od tylu już lat. Patrząc na Crystal zapominał o Elizabeth.
– Czemu tutaj wróciłeś? – Miała na myśli nie tylko San Francisco, ale dom, w którym mieszkała.
– Bo musiałem. Chciałem znów cię zobaczyć, albo przynajmniej miejsce, gdzie widziałem cię po raz ostatni.
– No i co dalej? – Spojrzała na niego smutno, czując, jak opuszcza ją siła woli, a zostaje tylko miłość, którą zapałała do niego od pierwszego wejrzenia. – Jesteś żonaty. – Czytała o jego ślubie w gazetach. – Gdzie jest teraz… twoja żona? – Zmusiła się do wypowiedzenia tego słowa. Łatwo było sobie wyobrazić, jak inaczej wszystko by wyglądało, gdyby zerwał zaręczyny. Obydwoje pomyśleli o tym jednocześnie. Bardzo pragnął pocałować Crystal.
– W Nowym Jorku. – Nie chciał nawet wymawiać jej imienia, nie teraz, nie w obecności Crystal. – Za kilka dni płynę do Korei i dali mi trochę wolnego czasu… Czuję się… Jezu, Crystal, nie wiem, co ci powiedzieć… Czuję się jak ostatni łajdak… Popełniłem błąd. Teraz to wiem. To straszne dojść do takiego wniosku zaraz po ślubie. Wydawało mi się, że czynię słusznie. Wmówiłem to sobie. Chciałem w to uwierzyć, ale na twój widok doznaję zawrotu głowy… wali się cały mój świat. Powinienem był uciec gdzieś z tobą wtedy i do diabła z tym, co "wypada" i "należy". Dopiero co się zaręczyłem… myślałem… o, Jezu… już nic nie wiem. – Spojrzał udręczony.
Przez chwilę patrzyła na niego roziskrzonym wzrokiem, w ciemnofiołkowych oczach błysnął gniew. Spytała ostrym tonem:
– A jaką rolę mam grać w tym wszystkim ja, Spencerze? Zabawiać się z tobą, gdy jesteś na urlopie?;… kiedy masz wolny weekend?… kiedy uda ci się wyrwać z domu? Co ze mną? Co z moim życiem? – Obiecała sobie, że więcej się z nim nie spotka, nawet gdyby nadarzyła się okazja, w co wątpiła. Nie miało to żadnego sensu. Dokonał wyboru i postanowiła, że uszanuje jego decyzję, nawet jeśli on postanowi zmienić zdanie. Dlatego odesłała mu list, nie czytając go. – O co ci dokładnie chodzi? – Nie ukrywała swej złości, co sprawiło, że wydała się Spencerowi jeszcze bardziej pociągająca. – Chcesz się nieco zabawić przed wyjazdem? Zapomnij o tym. Idź do diabła… albo wracaj do niej… zresztą i tak do niej wrócisz jak poprzednim razem.
Spojrzał na nią smutno. Nawet gdyby chciał, nie mógł zaprzeczyć. Miała rację. Pragnął jej obiecać, że nie wróci do Elizabeth, ale przecież byli małżeństwem. Nie wiedział, co robić. Nie mógł jej powiedzieć, że jego małżeństwo było jedną wielką pomyłką. Choć tak właśnie myślał. Chciał już na zawsze zostać z Crystal.
– Nie mogę ci niczego obiecać. Nie mogę ci teraz niczego dać z wyjątkiem siebie, takiego jakim jestem. Może to niewiele… ale to wszystko, co mam. Poza moją miłością do ciebie.
– I co mi po niej? – Do oczu nabiegły jej łzy, głos stał się głęboki i ochrypnięty. – Ja ciebie też kocham. Dokąd nas to zaprowadzi za sześć miesięcy od dziś?
– Na razie… – Uśmiechnął się smutno. Nie chciał jej sprawić przykrości i zastanawiał się, czy popełnił błąd, przychodząc tu, ale nogi same go przywiodły w to miejsce. – Na razie tylko plik listów z Korei… jeśli tym razem zechcesz je czytać. – Odwróciła się, by nie zobaczył, że płacze. Od tak dawna go kochała. Kiedy znów na niego spojrzała, uświadomiła sobie, że w głębi serca nie przeszkadzało jej to, iż jest żonaty. W tej chwili należał do niej i może warto cieszyć się tym, co może mieć teraz, zanim Spencer wyjedzie do Korei.
Spuściła głowę, zastanawiając się nad jego ostatnimi słowami. Potem wolno odwróciła się i spojrzała na niego.
– Chciałabym mieć dosyć sił, by kazać ci iść… – Nie dokończyła zdania.
– Pójdę, jeśli tego chcesz. Zrobię wszystko, co mi każesz. -…i do końca życia będę o tobie śnił… – Czy naprawdę tego chcesz, Crystal? – Spojrzał na nią i musnął jej policzek długimi, delikatnymi palcami. Kochał ją. Zrobiłby dla niej wszystko. Była to właśnie taka miłość, o jakiej kiedyś rozmawiał z Elizabeth. Taka, jaka nigdy nie istniała między nimi i wiedział, że nigdy nie zaistnieje. Ale Crystal potrząsnęła jedynie głową, patrząc na niego w niemym zachwycie.
– Nie, nie chcę. – Była z nim szczera, zresztą jak zawsze. Ledwo ją dosłyszał, ale na dźwięk tych słów serce zabiło mu mocniej. – Może mamy prawo tylko do tego… do tych kilku dni… paru skradzionych chwil… – Zdawało się, że to tak mało, ale tylko tyle mieli i obojgu wydawało się, że warto skorzystać z tego, co daruje im los.
– Może kiedyś będziemy mieli więcej niż ten jeden dzień… ale niczego nie mogę ci obiecać. Nie wiem, co się zdarzy. – Chciał być wobec niej uczciwy.
Uśmiechnęła się do niego dziwnie, ujęła jego dłoń i zaczęła wolno wspinać się po schodach do domu pani Castagna.
– Ale ja wiem.
Poczuł się znów jak młody chłopak. Wszedł za nią do domu, trzymając ją za rękę, przyglądając się lśniącym włosom i szczupłej sylwetce dziewczyny.
Odwróciła się na chwilę i położyła palec na ustach, dając mu znak, by zachowywał się cicho. Otworzyła drzwi i wpuściła go do pokoju. Nie chciała, by pani Castagna ich usłyszała. Na pewno urządziłaby scenę. Nie lubiła, kiedy dziewczęta zapraszały do swoich pokoi mężczyzn, a lokatorzy sprowadzali sobie kobiety. Zdarzało się to czasami, ale gdy pani Castagna się o tym dowiadywała, o co zresztą było nietrudno, bo na ogół czekała na swych lokatorów przed drzwiami wejściowymi, nie ukrywała głębokiego niezadowolenia.
– Zdejmij buty – szepnęła Crystal, ściągając swoje buty kowbojskie i ukazując stopy w czerwonych skarpetkach, które kiedyś należały do jej brata. Uśmiechnęła się do Spencera i przysiadła na skraju łóżka. Znów wyglądała jak mała dziewczynka. Chwilami bardzo wyraźnie pamiętał ją jako dziecko, a tu nagle okazało się, że stała się niezwykle powabną młodą kobietą.
Usiadł obok Crystal. Uśmiechnęła się nieśmiało, gdy dotknął jej włosów. Po chwili pocałował dziewczynę delikatnie. Był to pocałunek przepełniony tęsknotą i wdzięcznością za gotowość przyjęcia tej odrobiny, którą mógł jej ofiarować.
– Tak bardzo cię kocham… – szepnął -… jesteś taka piękna… taka dobra… – Ogarnęło go pożądanie i musiał zebrać wszystkie siły, by oprzeć się chęci zdarcia z Crystal ubrania. Kiedy wsunął palce pod koszulę, zauważył, że się wzdrygnęła. Cofnął rękę, ale wtedy obsypała go gorącymi pocałunkami i przemagając się pozwoliła mu się pieścić. Nie chciał jej spłoszyć, pewien, że Crystal jest dziewicą.
– Boisz się? – Potrząsnęła głową, zacisnąwszy mocno powieki. Położył ją na łóżku i wolno rozebrał. Potem zaciągnął story w oknie i zdjął ubranie. Obydwoje wsunęli się pod koc. Pamiętał, jaka była nieśmiała, i nie chciał, by poczuła zażenowanie, przestarszyła się lub doznała bólu. Pragnął, by oboje na zawsze zachowali tę chwilę w pamięci. Crystal była jeszcze piękniejsza niż w jego marzeniach. Kiedy w końcu wszedł w nią, obydwoje cicho jęknęli. Wiła się w jego ramionach, a on tulił ją, całował i cicho szeptał słowa miłości. Długo leżeli w objęciach. Przycisnął Crystal do siebie, jakby mogli stać się jednym ciałem i duszą, jeśli będzie ją trzymał wystarczająco długo, i już nic nigdy ich nie rozdzieli.
Leżała rozmarzona w jego ramionach. Spencer zobaczył, że po policzku spływa jej łza, i zaniepokoił się.
– Crystal… wszystko w porządku? – Nagle ogarnęły go wyrzuty sumienia. – Żałujesz tego, co się stało? – Mógł jej zaoferować tak niewiele, nie miał prawa… ale tak bardzo ją kochał.
Potrząsnęła głową i uśmiechnęła się do niego przez łzy.
– Nie, nie żałuję… kocham cię – szepnęła.
– W takim razie czemu płaczesz?
Znów potrząsnęła głową. Przed chwilą przypomniał jej się Tom.
– Powiedz mi. – Jeszcze mocniej ją przytulił. Poczuł jej łzy na swej piersi.
Otarła je, ale zaraz nabiegły do oczu nowe. Otoczył ją ciasno ramionami, zaniepokojony. Tak bardzo go potrzebowała, była taka wrażliwa i młoda poza nim nie miała nikogo, kto mógłby się nią zaopiekować. Tymczasem on wkrótce wyjedzie. To było niesprawiedliwe. – Nie puszczę cię, póki mi nie powiesz, o czym myślisz.
– Myślę o tym, jaka jestem szczęśliwa. – Uśmiechnęła się przez łzy. Nie uwierzył jej.
– Nie oszukasz mnie. Jestem gotów przysiąc, że płakałaś. – Było mu z nią tak dobrze, upajał się słodkim zapachem jej ciała, jedwabistością włosów. Kochał w niej wszystko. – Spotkało cię coś złego, prawda? – spytał cicho. Zaczęła jeszcze bardziej płakać. Domyślał się czegoś, ale nie śmiał zapytać. Nie zapomniał wzmianki o tym, jak pobiegła do Toma Parkera ze strzelbą ojca.
Spojrzała na niego smutno i skinęła głową.
– Chcesz o tym ze mną porozmawiać?
Potrząsnęła głową. Znów wyglądała jak dziecko.
– Nie mogę… to było zbyt okropne…
– Nie wątpię. Ale teraz nie ma znaczenia, najdroższa. To minęło. Jeśli mi o tym powiesz, może zrzucisz z siebie brzemię.
Przez dłuższą chwilę spoglądała na niego z wahaniem, zastanawiając się, co sobie o niej pomyśli, jeśli mu powie, że Tom ją zgwałcił. W końcu wyznała mu wszystko, wiedząc, że może mu zaufać. Leżał bez ruchu. Wtuliła się w jego ramiona, łkając. Spencer słuchał jej z roziskrzonym wzrokiem. Kiedy skończyła, przemówił do niej cicho i łagodnie:
– Cholerna szkoda, że ci się nie udało go zabić. Gdybym był na miejscu, udusiłbym go własnymi rękami. – Mówił serio. Crystal gwałtownie potrząsnęła głową. Teraz zmądrzała. Ale dla Jareda było już za późno.
– Źle postąpiłam… gdybym… gdybym… – Nie mogła się zmusić, by to powiedzieć nawet Spencerowi. – Gdybym tego nie zrobiła, nie zastrzeliłby Jareda… Och, Spencerze… to wszystko moja wina… to ja go zabiłam. – Zaniosła się płaczem. Tulił ją, obsypując pocałunkami.
– To nie twoja wina. Niepotrzebnie się dręczysz… zdarzył się wypadek i Tom jest wszystkiemu winien, a nie ty. To on go zastrzelił, a nie ty. Zgwałcił cię, ale nie doszukuj się przyczyny tego w swoim postępowaniu. – Myśląc o tym, poczuł ogarniający go gniew. Bezwiednie zaciskał dłonie w pięści, słuchając jej opowieści, wyobrażając sobie wszystko… ciemną stajnię… Toma pochylającego się nad Crystal z lubieżnym uśmiechem… jego brutalność… tragiczną śmierć Jareda.
Crystal spojrzała na Spencera z nieszczęśliwą miną.
– Chciałam go zabić. Kierowałam się żądzą odwetu za doznaną krzywdę… nie powinnam szukać zemsty… sprowadziłam tym tylko śmierć na Jareda. – Zapłacił najwyższą cenę, ale ją też drogo to kosztowało – straciła brata, dom rodzinę. Była to cholernie wysoka cena za grzechy Toma Parkera. Spencer wiedział, że na jej miejscu postąpiłby tak samo. Tyle tylko, że potrafił o wiele lepiej od niej strzelać.
– Musisz przestać się tym zadręczać. Niczego już nie można zmienić. Powinnaś wymazać wszystko z pamięci.
– Nigdy tego nie zapomnę. Przeze mnie zginął mój brat.
– Nieprawda. – Usiadł, a ona przytuliła się do niego. Otoczył ją ramieniem. – To nie twoja wina, Crystal. Rozumiesz? – Znów potrząsnęła głową. Domyślił się, że nigdy jej nie przekona. Całe życie będzie dźwigała brzemię, wierząc w głębi duszy, że to jej wina, iż Tom ją zgwałcił i że to przez nią zginął Jared. Przeświadczenie owo całkowicie zmieniło jej życie. Spencer nie chciał, by dalej wyciskało na niej piętno. – Musisz teraz patrzeć w przyszłość i myśleć, co dobrego cię jeszcze spotka. Masz piękny głos i pewnego dnia możesz zrobić wielką karierę. No i masz mnie – dodał z uśmiechem. Na chwilę… na dzień… a może na całe życie.
Uśmiechnęła się do niego i musnęła go delikatnie w policzek. Zaczął ją całować, czując, że znów ogarnia go podniecenie. Oddając się pieszczotom, oboje zastanawiali się, co się jeszcze zdarzy, co czeka ich w przyszłości, jeśli w ogóle mieli przed sobą jakąś wspólną przyszłość. Ale było jeszcze za wcześnie, by o tym myśleć. Ich związek dopiero się zaczął. Po dłuższej chwili Crystal uspokoiła się i przestała płakać.
– Naprawdę sądzisz, że pewnego dnia mogę zrobić wielką karierę? – Trudno było w to uwierzyć, ale podobała jej się taka perspektywa. Spencer zdawał się nie mieć co do tego żadnych wątpliwości.
– Tak. I wcale nie żartuję. Masz niezwykły głos. Pewnego dnia zostaniesz wielką gwiazdą, Crystal. Jestem o tym przekonany.
– Trudno mi sobie wyobrazić coś podobnego. – Hollywood zdawało się leżeć całe lata świetlne od San Francisco. Ale tak jak kiedyś lubiła marzyć.
– Poczekaj trochę. Przecież dopiero zaczęłaś występować. Na razie wkraczasz w życie. Kiedy będziesz w moim wieku, ludzie zaczną się ustawiać na ulicach w kolejki, pragnąc posłuchać twego śpiewu. – Roześmiała się, słysząc te słowa.
– Dziękuję, dziadku…
– No, no, trochę więcej szacunku dla starszych. – Zaczął ją głaskać po udzie i chwilę później znów leżała w jego ramionach. Zapomniała o wszystkim, oddając mu się całą duszą i sercem. Pragnęła tylko Spencera i nawet Hollywood zdawało się mało pociągające w porównaniu z tym, co dawał jej wymarzony mężczyzna.
Tej nocy spała oddychając spokojnie, z głową na jego ramieniu. Nigdy w życiu nie był tak szczęśliwy. Wiedział, że czekał właśnie na to. Rano poszli na długi spacer, a potem zjedli śniadanie. Opowiadała z ożywieniem o restauracji Harry'ego i o tym, jak bardzo lubi tam śpiewać. Słuchał jej, uśmiechając się radośnie. Czuli się tak, jakby zawsze byli razem. Mała, nieśmiała dziewczynka zniknęła, a na jej miejscu pojawiła się kobieta, o jakiej marzył całe życie. Wyglądali jak nowożeńcy i nikomu nie przyszłoby do głowy, że Spencer jest żonaty z inną kobietą. Crystal paplała radośnie, Spencer się śmiał. W pewnej chwili pochylił się i pocałował ją. Fascynowało go wszystko, co mówiła. Nie dyskutowała o polityce ani o rzeczach, o które zawsze sprzeczał się z Elizabeth. Mówiła o samym życiu, o sprawach ważnych dla niej i Spencera.
Potem wrócili do jej pokoju i znów się kochali. Kiedy po południu odprowadził ją do pracy, uzmysłowił sobie, jak bardzo brak mu Crystal. Każda godzina z dala od niej sprawiała mu ból. Poszedł do domu Barclayów, by wziąć swoje rzeczy i przenieść się do Crystal na cały okres pobytu w San Francisco. Pakując się pomyślał przez chwilę o Elizabeth. Ale teraz nikt się nie liczył, prócz Crystal.
Sumienie kazało mu zadzwonić do Elizabeth. Zatelefonował do niej wieczorem, kiedy Crystal była w pracy. Choć dochodziło dopiero wpół do jedenastej, Elizabeth już spała. Powiedziała, że się nudzi, i płaczliwym tonem spytała go, kiedy wyjeżdża do Korei.
– Jeszcze nie wiadomo. Zadzwonię do ciebie, jak się czegoś dowiem. Powiedział, że zatrzymał się u znajomych, bo w domu jej rodziców bardzo dokuczała mu samotność. Uśmiechnęła się na te słowa. Obiecał, że zadzwoni do niej za kilka dni. W razie potrzeby może zostawić wiadomość do niego w domu rodziców. Od czasu do czasu będzie dzwonił i pytał, czy jest coś dla niego. Rozmawiał z nią chłodno, ale nie zauważyła tego.
Pół godziny później wyszedł z domu i natychmiast kompletnie zapomniał o Elizabeth, jakby w ogóle nie istniała w jego życiu. Czuł się prawie tak, jakby nigdy nie byli małżeństwem. Przysłuchiwał się występowi Crystal i wiedział, że tego wieczoru śpiewa tylko dla niego. Po pracy wrócili spacerem do domu przy Green Street. Nigdy w życiu nie był szczęśliwszy. Crystal wyglądała prześlicznie w kwiecistej sukience. Swoje atłasowe kreacje wieczorowe zostawiała w pracy. Wkładała je tylko na występy. W skromnej sukience, z rozpuszczonymi włosami, bez makijażu wyglądała bardzo młodo. Odwróciła się do niego z uśmiechem. Z chwilą kiedy znów pojawił się w jej życiu, wszystkie dotychczasowe zmartwienia zdawały się gdzieś znikać. Stanowili dla siebie cały świat.
– Spencerze – powiedziała cicho, spogladając na niego – będziesz do mnie pisał, kiedy wyjedziesz?
– Oczywiście. – Ale oboje zdawali sobie sprawę z tego, że po powrocie będzie musiał coś postanowić w sprawie swojego małżeństwa. Spencer nie wiedział jeszcze, co zrobi. Żył z dnia na dzień, a Crystal niczego od niego nie żądała. Tym razem nie składał żadnych obietnic, których nie mógłby dotrzymać, niczego przed nią nie ukrywał. W ciągu tych dwóch tygodni czuli się jak w raju.