Pierwsze dziecko Toma i Becky przyszło na świat dokładnie w dziesięć miesięcy po ich ślubie. Becky rodziła w domku na ranczo, były przy niej Minerva i Olivia. Tom w tym czasie przemierzał nerwowo ganek. Urodził im się zdrowy chłopak. Dali mu na imię William, po ojcu Toma, Williamie Henrym Parkerze. Becky chodziła dumna jak paw, Tom podobnie. Był to jedyny radosny moment w ciągu całego tego roku, który dla Wyattów okazał się wyjątkowo niepomyślny. Z powodu gwałtownych deszczów zbiory były słabe, Tad pochorował się na zapalenie płuc i nie mógł dojść do zdrowia. Kiedy urodził się jego pierwszy wnuk, był wciąż słaby, choć udawał, że czuje się dobrze. Tylko Crystal wiedziała, że jest skrajnie wyczerpany. Nie jeździli teraz tak daleko, jak dawniej, sprawiał wrażenie zadowolonego, kiedy w końcu wracali do domu. Natychmiast kładł się do łóżka, czasami nie jedząc nawet kolacji.
Stan Tada poprawił się na krótko przed chrzcinami Williama. Wyprawiono je akurat w dzień uzyskania niepodległości przez Indie, dwa dni przed szesnastymi urodzinami Crystal. Dziecko ochrzczono w tym samym kościele, w którym rok temu odbył się ślub Becky i Toma. Olivia zaprosiła na lunch sześćdziesięcioro znajomych. Przyjęcie było mniej wystawne niż to z okazji ślubu, ale i tak dość uroczyste. Rodzicami chrzestnymi zostali Ginny i Boyd Websterowie. Wyattowie nie najlepiej to przyjęli. Hiroko unikano, podobnie jak rok temu. Jej jedyną przyjaciółką była Crystal, ale nawet ona nie wiedziała, że Hiroko jest w ciąży. Miejscowy lekarz nie chciał się nią opiekować. Jego syn zginął w Japonii i doktor bez ogródek oświadczył Hiroko, że nie pomoże w przyjściu na świat jej dziecka. Boyd musiał zawieźć żonę do San Francisco i tam znaleźć jakiegoś lekarza. Nie było go stać na to, by ją wozić taki kawał drogi zbyt często. Doktor Yoshikawa okazał się łagodnym, sympatycznym człowiekiem. Urodził się w San Diego i całe życie mieszkał w San Francisco, ale mimo to po japońskim ataku na Pearl Harbour został internowany razem ze swymi rodakami. Przez cztery lata opiekował się nimi w obozie niosąc im ulgę, choć dysponował bardzo ograniczonymi środkami. Były to dla niego czasy udręki i frustracji, ale zyskał sobie szacunek i oddanie ludzi, którymi się opiekował i z którymi żył. Hiroko usłyszała o nim od znajomej Japonki z San Francisco. Udała się do niego z drżeniem serca, mając w pamięci odmowę lekarza, o którym wszyscy w dolinie mieli takie dobre mniemanie. Boyd stał przy Hiroko, kiedy doktor Yoshikawa ją badał. Lekarz zapewnił ich oboje, że wszystko powinno być w porządku. Tylko on wiedział, jak dziewczynie ciężko żyć w obcym kraju, wśród ludzi, którzy jej nienawidzą, bo ma inny kolor skóry, skośne oczy i urodziła się w Kioto.
– Panie Webster, w marcu zostanie pan ojcem ładnego, zdrowego dziecka – powiedział Boydowi, a potem uśmiechnął się do Hiroko i przemówił do niej po japońsku. Boyd zauważył, że w miarę słuchania doktora jego żona się odpręża. Poczuła się tak, jakby na moment znalazła się z powrotem w swojej ojczyźnie. Miała do niego całkowite zaufanie. Powiedział jej, by codziennie po południu odpoczywała, by dobrze się odżywiała, zalecił dietę, składającą się z jej ulubionych japońskich potraw, co wywołało stłumiony śmiech Hiroko.
Nazajutrz po wizycie u lekarza w San Francisco, akurat kiedy Boyd pomagał Hiroko przygotowywać lunch, odwiedziła ich Crystal. Od dnia ślubu Becky wpadała do nich od czasu do czasu, żeby powiedzieć "cześć" i chwilkę pogawędzić. Nikt nie wiedział o jej wizytach u Websterów, a Boyd był na tyle przezorny, że nie rozpowiadał o tym.
– Hej, jest tam kto? – Uwiązała konia przed domem i ostrożnie weszła do środka. Włosy miała zebrane do góry i schowane pod kapeluszem kowbojskim, ubrana była w niebieskie spodnie dżinsowe i starą koszulę Tada. Przez ostatni rok jeszcze wypiękniała, stała się bardziej kobieca, ale nadal pozostała niewinna jak dziecko. Wyglądało to tak, jakby absolutnie nie zdawała sobie sprawy ze swej urody, co tylko uwydatniało jej niepospolity wygląd. Rzuciła kapelusz na krzesło i otarła czoło. Fala platynowych włosów opadła jej na ramiona.
– Cześć, Crystal. – Boyd wytarł ręce w ścierkę, a Hiroko uśmiechnęła się i zaproponowała jej sashimi (sashimi – cienko pokrajane w przezroczyste plasterki mięso specjalnego gatunku ryb, które można jeść na surowo – przyp. tłum.), które właśnie szykowali. – Jadłaś lunch? – Była sobota, dzień wolny od zajęć w szkole. Ojciec odpoczywał, a ona nie miała nic do roboty. Wpadła już z wizytą do Becky i małego Williego, jak wszyscy nazywali chłopca. Był tłuściutkim, zdrowym bobasem o pogodnym usposobieniu.
– Co to takiego? – Crystal z zainteresowaniem spoglądała na surową rybę.
– Sashimi – odpowiedziała Hiroko, uśmiechając się nieśmiało. Nieodmiennie zachwycała się jasnymi włosami Crystal i jej wielkimi niebieskimi oczami. Gdyby miała ponownie przyjść na świat, chciałaby wyglądać tak jak ona. Hiroko marzyła w skrytości ducha o operacji oczu, aby wyglądać bardziej po europejsku, ale nie miała na to pieniędzy. Zresztą Boyd zabiłby ją, gdyby się o podobnych pomysłach dowiedział. Kochał ją taką, jaka była, z jej delikatną, azjatycką urodą.
Hiroko, choć tylko o trzy lata starsza od Crystal, wydawała się od niej znacznie poważniejsza. Powagę tę pogłębiła jeszcze samotność, na którą była skazana, mieszkając w dolinie.
– Czy chcesz spróbować trochę sashimi, Crystal-san? – W ciągu ostatniego roku pogłębiła znacznie swoją znajomość angielskiego. Wieczorami czytała Boydowi na głos, mozoląc się nad wymową. Crystal przyniosła jej nawet kilka swoich szkolnych podręczników i Hiroko pracowicie nad nimi ślęczała, robiąc szybkie postępy.
Crystal usiadła razem z nimi w malutkiej kuchni i ostrożnie spróbowała nieznanej potrawy. Chętnie wszystkiego próbowała i jadła już różne przysmaki, które przygotowywała Hiroko swymi zwinnymi palcami.
– Ojciec dobrze się czuje? – spytała cicho Hiroko.
Crystal skinęła głową
– Trochę mu lepiej. To była dla niego ciężka zima. Dziś wstąpiłam do Becky. – Uśmiechnęła się do swej przyjaciółki. – Dzieciak robi się z każdym dniem słodszy. – Zauważyła, że Websterowie wymienili ze sobą porozumiewawcze spojrzenia. Boyd patrzył na swoją żonę tak, jakby chciał jej dodać odwagi, piegi na jego bladej twarzy wydawały się wyraźniejsze niż normalnie. Miał zupełnie inną cerę niż Crystal, która opalała się na ciemny brąz mimo jasnych włosów i niebieskich oczu. Ale on zdawał się nieczuły na jej urodę. Był zapatrzony w Hiroko.
– Powiedz jej. – Uśmiechał się do swej żony, pragnąc podzielić się dobrą wiadomością z ich jedyną przyjaciółką Po wizycie u doktora Yoshikawa przestało im to ciążyć brzemieniem. Nie było ich stać na dziecko, ale oboje bardzo go pragnęli. Dziwili się, że dopiero po przeszło dwóch latach małżeństwa Hiroko zaszła w ciążę. – No, śmiało… – Boyd trącił ją łokciem i Hiroko zmieszała się bardzo.
Crystal czekała w milczeniu, nie domyślała się niczego. Dla Crystal macierzyństwo było czymś zupełnie abstrakcyjnym. Spoglądała na nich zaintrygowana, ale Hiroko nie potrafiła się zdobyć na powiedzenie jej nowiny. W końcu Boyd musiał to zrobić za nią.
– Na wiosnę będziemy mieli dziecko – oświadczył, nie kryjąc dumy. Hiroko odwróciła się zawstydzona. Nie przyzwyczaiła się jeszcze do jego amerykańskiego sposobu bycia, do otwartości, z jaką oznajmiał ludziom fakty tak dla niej intymne. Ale czuła się nie mniej szczęśliwa od niego.
– To wspaniale. – Crystal uśmiechnęła się. – Kiedy dokładnie?
– Najprawdopodobniej w marcu. – Spojrzał z dumą na swą żonę, a Hiroko nałożyła Crystal nową porcję sashimi.
– Wydaje się to jeszcze strasznie odległe, prawda? – Dla Crystal była to niemal wieczność. Oczekiwanie na dzień, kiedy Becky urodzi swe pierwsze dziecko, zdawało się nie mieć końca. Becky dzień i noc narzekała, wiecznie jęczała, jaka jest chora i jak jej źle. W końcu Crystal nie mogła już tego dłużej znieść. Nawet Jaredowi się to sprzykrzyło, a Tom całe noce spędzał poza domem, ze swymi kolegami. Tylko Olivia okazywała zrozumienie. Obie kobiety bardzo się do siebie zbliżyły, ale Crystal to nie przeszkadzało. Najszczęśliwsza była wtedy, kiedy mogła spędzać czas ze swym ojcem. W ciągu tego roku bardzo też polubiła wizyty u Hiroko. Rozmawiały o przyrodzie, życiu, ideałach, a bardzo niewiele o ludziach. Hiroko nie miała przyjaciół, o których mogłaby rozmawiać, jedynie rodzinę w Japonii, a ostatnio rzadko o niej wspominała. Byli tak daleko, że miała wrażenie, jakby ich utrąciła. Raz wyznała, że tęskni za swymi małymi siostrzyczkami. Crystal z kolei zwierzyła się jej, że czasami marzy o graniu w filmie. Hiroko była zachwycona i uważała, że Crystal jest wystarczająco ładna, by zostać aktorką. Ale Hollywood leżało bardzo daleko od Doliny Alexander. Tak daleko, że równie dobrze mogłoby się znajdować na innej planecie.
Na chrzciny Williama Boyd przyjechał razem z Hiroko. Dziecko wybuchnęło żałosnym płaczem, kiedy pastor zmoczył mu główkę wodą. Chłopczyk ubrany był w chrzestną sukienkę ojca babci Minervy. Kiedy wyszli z kościoła, Hiroko trochę zbladła. Boyd ujął ją delikatnię pod ramię, spoglądając na nią pytająco, a ona tylko skinęła głową. Nigdy się nie skarżyła, że jej coś dolega, wiedział jednak, że ostatnio kiepsko się czuła. Nadal przygotowywała posiłki, ale prawie nic nie jadła, rozgrzebując tylko jedzenie na talerzu. Parę razy słyszał, jak rano wymiotowała. Zanim Boyd odjechał z Hiroko, spojrzenia Crystal i Japonki spotkały się na moment. Kobiety uśmiechnęły się do siebie, ale nikt z obecnych tego nie zauważył. Wszyscy rozpływali się nad Williamem.
Na ranczo podano lunch, tak jak w dniu ślubu Becky, lecz tym razem nie było tyle pracy, bo zaproszono mniej osób. Kobiety siedziały w małych grupkach i rozmawiały o tym, kto wkrótce weźmie ślub albo komu urodzi się dziecko. Nikt nic nie wiedział o ciąży Hiroko, zresztą chętniej szeptano sobie o Ginny Webster, która ostatnio bardzo przytyła. Krążyła pogłoska, że sypia z Marshalem Floydem. Ktoś widział nawet, jak razem wychodzili z hotelu w Napa.
– Mówię wam, że jest w ciąży – oświadczyła Olivia konspiracyjnym tonem, a Becky dodała, że w zeszłym tygodniu Ginny o mały włos nie zemdlała podczas mszy.
– Sądzicie, że się z nią ożeni?
– Niewykluczone – stwierdziła jedna z kobiet. – Choć dobrze by było, gdyby się pośpieszył. – Kobiety rozmawiały, a mężczyźni stali w pewnej odległości, jedząc i pijąc. Dzieciaki, tak jak rok temu, bawiły się beztrosko. Od zakończenia wojny upłynęły dwa lata i właściwie nic się przez ten czas nie zmieniło, może tylko dzieci trochę podrosły. Crystal nie wyglądała już tak dziecinnie. Miała długie, smukłe nogi i zgrabną sylwetkę, przyciągającą wzrok mężczyzn. Nawet luźne sukienki nie były w stanie ukryć w pełni ukształtowanej figury. Oczy miała bardziej skupione i przenikliwe. Przez całą zimę martwiła się słabym zdrowiem ojca.
Jared w czerwcu ukończył szkołę i zamierzał podjąć pracę na ranczo, razem z ojcem i Tomem. Wprawdzie Tad chciał, by syn kontynuował naukę, ale Jared nie palił się do studiów. Dłubał przy samochodach i lubił nimi jeździć z kolegami. Miał w Caligosta dziewczynę.
– Wcale do rzeczy z niego chłopak – zauważyła jedna z przyjaciółek Olivii, nie kryjąc zachwytu. – Zobaczycie, że niebawem się ożeni. Słyszałam, że spotyka się z dziewczyną Thompsonów. – Olivia uśmiechnęła się dumnie, ale na widok swej młodszej córki spochmurniała. Crystal miała na sobie niebieską sukienkę, którą ojciec kupił dla niej w San Francisco.
– Piękna dziewczyna… prawdziwa ślicznotka… – Kobiety obserwowały Olivię, przyglądającą się Crystal. – Wkrótce będziesz ją chyba musiała zamykać w domu – powiedziała żartobliwie jedna z nich, ale Olivia udała, że nie usłyszała.
Najmłodsze dziecko wciąż wydawało się jej obce. Tak bardzo się różniła od innych dziewcząt, a szczególnie od swej siostry. W przeciwieństwie do nich była spokojna, lubiła samotność. Często siedziała pogrążona w myślach; a kiedy wypowiadała je na głos, co zdarzało się bardzo rzadko, doprowadzała matkę do irytacji. Dziewczyna nie powinna za dużo myśleć. Nie powinna też marzyć o dalekich podróżach, natomiast Crystal często rozmawiała z Tadem o miastach, które zwiedził w młodości. To była wszystko jego wina. Nabił jej głowę takimi rzeczami. Winiła go również za to, że Crystal lubiła wyprawiać się samotnie w góry, jeździć konno i pływać nago w strumieniu jak jakaś dzikuska. Czasami znikała z domu na wiele godzin. Była inna niż pozostałe dziewczęta, niż Becky czy jej własna matka. Zawsze się od nich różniła, a teraz, kiedy dorosła, stało się to bardziej widoczne. Zdawała się w ogóle nie zauważać chłopców. Sprawiała wrażenie najszczęśliwszej wtedy, kiedy mogła być sama lub całymi godzinami rozprawiać z ojcem o ranczo, o przeczytanych książkach czy o miastach, w których Tad niegdyś bywał i które ona też pragnęła zobaczyć. Pewnego dnia Olivia słyszała, jak rozmawiali o Hollywood. Ojciec wiedział, że to czyste szaleństwo. Niełatwo będzie dla niej znaleźć męża. Uroda to nie wszystko. Zbyt się spośród nich wyróżniała, a to odseparowało ją od innych, kobiety były ostrożne, mężczyźni zaś gapili się na nią, ale nie w taki sposób, który schlebiałby Olivii. To, że jest matką najpiękniejszej dziewczyny w dolinie, stanowiło słabą pociechę. Crystal była za ładna, zbyt niezależna i niepokojąco odmienna. Nawet teraz, kiedy wszystkie kobiety rozmawiały, ona siedziała samotnie na huśtawce, bujając się wysoko, podczas gdy pozostałe dziewczyny bawiły się w pobliżu. Zdawała się w ogóle ich nie zauważać. W ciągu ostatniego roku, zamiast stać się podobną do nich, zrobiła się jeszcze większym odludkiem. Jared, pochłonięty swoimi własnymi sprawami, także zostawił siostrę w spokoju. Zwracano na nią uwagę jedynie wtedy, kiedy zaczynała śpiewać, na przykład w niedzielne poranki w kościele. Miała taki głos, że czy się ją lubiło, czy nie, człowiek musiał się zatrzymać, by jej posłuchać. Jeśli kiedykolwiek mówiono o Crystal, to tylko o tym, jak śpiewa.
Szybowała w powietrzu na huśtawce, obojętna na ludzkie gadanie, i śpiewała sama dla siebie, niemal nie zdając sobie sprawy z tego, że obok odbywa się przyjęcie. W pewnej chwili zobaczyła nadjeżdżający samochód.
Rozpoznała go, gdy tylko wysiadł z auta. Nie widziała go rok, ale poznałaby wszędzie. Nie zapomniała Spencera, od czasu do czasu pytała Boyda, czy nie miał listu. I oto pojawił się na chrzcinach. Crystal umilkła i przestała się bujać na huśtawce, obserwując, jak Spencer ściska dłoń ojcu, a potem idzie, by odszukać Boyda i Hiroko. Był tak samo przystojny jak rok temu, może nawet bardziej. Ani na moment nie zapomniała o Spencerze Hillu i teraz na jego widok serce w niej zamarło.
Miał na sobie letni garnitur i słomkowy kapelusz. Pomyślała, że Spencer wygląda jeszcze wspanialej niż rok temu. Obserwowała go, jak powiedziawszy coś Hiroko, wybuchnął śmiechem. Potem wolno się rozejrzał. Dostrzegł Crystal, siedzącą bez ruchu na huśtawce. Nawet z tej odległości zorientował się, że mu się przygląda, czuł jej wzrok, utkwiony w sobie. Wolnym krokiem ruszył w stronę dziewczyny. Zatrzymał się tuż obok Crystal, spoglądając na nią ciemnoniebieskimi oczami. Czuli, że powietrze jest czymś naładowane. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, nie mogli się wyprzeć tego, czego oboje nie zapomnieli przez cały ten rok. Był to rodzaj namiętności trudnej do zrozumienia i opisania, bo przecież wiedzieli, że są sobie całkowicie obcy.
– Cześć, Crystal. Co u ciebie słychać? – Ręce mu się trzęsły. Wsunął je do kieszeni i oparł się o drzewo, na którym wisiała huśtawka. Starał się, by jego głos zabrzmiał normalnie, próbując ukryć przed nią to, co czuł. Nie było to wcale łatwe. Nie poruszyła się, wpatrzona w niego. Przez moment wydało im się, że są zupełnie sami. W pobliżu rosły krzewy magnolii i powietrze wypełniała ich ciężka woń. Odnieśli wrażenie, że z oddali dobiegł ich głos bębnów.
– Wszystko w porządku – odpowiedziała, siląc się na spokój.
Chciała go spytać, czemu nie przyjechał wcześniej, ale nie miała odwagi. Czuli, że nie wolno im słowami wyrazić tego, co pragnęliby powiedzieć. Mogła mu się jedynie przyglądać. Ubrany był z nieskazitelną elegancją, ciemne włosy miał starannie ostrzyżone, twarz ogorzałą. Wyraźnie czegoś w niej szukał wzrokiem. Nie potrafiła zrobić ani kroku. Chciałaby tak stać obok niego przez całe życie, wdychając zapach jego skóry i czując na sobie jego spojrzenie. Było parno i gorąco. Miał wrażenie, że wnętrzności mu się roztopiły. Musiał sobie w kółko powtarzać, że Crystal to jeszcze dziecko. Ale oboje wiedzieli, że najchętniej powiedziałby, iż ją kocha. Choć oczywiście nie mógł tego zrobić. Ledwo ją znał. Z przerażeniem uzmysłowił sobie, że dziewczyna, której obraz pragnął przez cały ubiegły rok wymazać ze swej pamięci, w rzeczywistości jest jeszcze bardziej niezwykła niż w jego wspomnieniach.
– Jak tam studia? – spytała, pożerając go wzrokiem. Była pół dzieckiem, półsyreną, teraz, po upływie roku, stała się kobietą.
– Właśnie złożyłem egzamin na adwokata. – Skinęła głową, a oczami zadawała mu tysiące pytań, na które żadne z nich nie potrafiło odpowiedzieć. I choć trawił go wewnętrzny ogień, Spencer wiedział, że ma dość siły, by stawić czoło wszystkiemu poza uczuciem, jakim zapałał do tego dziecka. Jego twarz pozostała spokojna, kiedy obserwował, jak letni wietrzyk rozwiewa włosy Crystal. – A co u ciebie? – Pragnął wyciągnąć dłoń i dotknąć jej.
– Pojutrze są moje szesnaste urodziny – powiedziała cicho, a jemu serce zamarło.
Przez chwilę, przez króciutką chwilkę miał nadzieję, że się myli, że może Crystal jest starsza. W ciągu ostatniego roku bardzo się zmieniła. Wydoroślała, zdawała się taka kobieca w swojej niebieskiej sukience. Bardziej kobieca niż rok temu, ale jednak nadal dziecinna. Znów się zastanowił, co za szalona siła ciągnie go do niej. Przyjechał dziś tutaj nie tylko, żeby się spotkać z Boydem. Chciał się również zobaczyć z Crystal, mając nadzieję, że ją zastanie, pragnąc przed wyjazdem z Kalifornii ujrzeć dziewczynę jeszcze choć raz. Czemu sam siebie tak zadręczał? Było to pozbawione jakiegokolwiek sensu. Ma zaledwie szesnaście lat, jest jeszcze dzieckiem. A przecież… jej oczy mówiły mu, że czuje to samo co on. To czyste szaleństwo w wieku dwudziestu ośmiu lat zadurzyć się w szesnastolatce.
– Czy rodzice wyprawią ci przyjęcie urodzinowe? – Rozmawiał z nią jak z dzieckiem, choć patrząc na nią, widział kobietę.
Roześmiała się i potrząsnęła głową.
– Nie… – Jak miała mu powiedzieć, że ma niewiele koleżanek, że dziewczęta nienawidzą jej za to, iż jest piękna, choć w głębi duszy nie rozumiała ich niechęci. – Tatuś obiecał mi, że może w przyszłym miesiącu zabierze mnie do San Francisco. – Chciała go spytać, czy wciąż tam będzie, ale nie zrobiła tego. Musieli udawać obojętność, musieli udawać, że nie rozumieją, co do siebie czują pomimo dużej różnicy wieku i głębokiej przepaści, dzielącej światy, w których żyli.
Jakby czytając w jej myślach, odpowiedział na pytanie, którego nie śmiała zadać.
– Za kilka dni wracam do Nowego Jorku. Dostałem propozycję pracy w jednej z kancelarii prawniczych z Wall Street. To światowe centrum finansowe. – Poczuł się głupio, wyjaśniając jej to. Uśmiechnął się i przeniósł ciężar ciała na drugą nogę, cały czas opierając się o drzewo. Tak mu się trzęsły nogi, że bał się, iż nie ustoi o własnych siłach. – To podobno niezła firma. – Chciał wywrzeć na niej wrażenie, ale właściwie nie musiał się trudzić. I tak jej imponował, i to czymś więcej niż jakąś tam posadą na Wall Street.
– Cieszy się pan na tę pracę? – Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, jakby chciała mu zajrzeć w głąb duszy.
Niemal się zląkł, że jej się to uda; prawdopodobnie zobaczyłaby mężczyznę przerażonego swoimi uczuciami dla tej dziewczyny… Nigdy dotąd nie myślał tak o żadnej kobiecie. Nie był pewien, co go tak pociągnęło: jej uroda czy też wyraz jej oczu. Wiedział, że jest w niej coś niezwykłego i niepospolitego, choć nie potrafił tego określić. Przez cały ostatni rok prześladowały go myśli o Crystal, mimo że na wszelkie sposoby starał się o niej zapomnieć. Teraz, stojąc tuż obok dziewczyny, czuł napięcie spowodowane jej bliskością.
– Chyba tak. Choć trochę się boję. – Łatwo mu przyszło przyznać się do tego. – To wspaniała posada, moja rodzina byłaby rozczarowana, gdybym nie spełnił pokładanych we mnie nadziei. – Ale w tej chwili rodzina wydawała mu się nieważna. Teraz liczyła się tylko Crystal.
– Czy jeszcze kiedyś przyjedzie pan do Kalifornii? – Spojrzała na niego tak smutno, jakby ją porzucał. Oboje poczuli się tak, jakby coś tracili.
– Chciałbym tu jeszcze kiedyś przyjechać. Choć prawdopodobnie nie nastąpi to szybko – oświadczył poważnie i przez chwilę pożałował, że w ogóle tu przyjechał. Byłoby mu łatwiej, gdyby się z nią nie spotkał drugi raz. Ale musiał tu przyjechać. Od tygodni wiedział, że musi się z nią zobaczyć. Przyglądała mu się swymi mądrymi oczami, w których czaiła się samotność. Dzisiejsze spotkanie było jak prezent. Zawsze z radością wróci do niego wspomnieniami. Spencer stał się dla niej bohaterem marzeń, niemal jak gwiazdorzy filmowi. Był równie odległy, nierealny i niedostępny, jak oni, mimo że jego spotkała naprawdę. Między nimi a Spencerem istniała tylko jedna różnica: w Spencerze była zakochana.
– Hiroko spodziewa się dziecka -powiedziała, żeby zmienić smętny nastrój.
Westchnął i odwrócił głowę, jakby chciał zaczerpnąć nieco świeżego powietrza i zmusić się do pomyślenia o kimś innym niż Crystal.
– Bardzo się ucieszyłem, kiedy się o tym dowiedziałem. – Uśmiechnął się do niej lekko, zastanawiając się, kiedy ona wyjdzie za mąż i będzie miała dzieci. Niewykluczone, że gdy przyjechałby tu jeszcze raz, zastałby Crystal otoczoną przez gromadkę maluchów, uczepionych jej spódnicy. Miałaby męża, zbyt często zaglądającego do kieliszka i raz w tygodniu zabierającego ją do pobliskiego kina. Na myśl o tym ogarnęły go mdłości. Nie chciał, by Crystal spotkał taki los. Zasługiwała na coś lepszego. Różniła się od pozostałych mieszkańców doliny. Była niczym gołębica osaczona przez stado pawic, które – jeśli tylko nadarzyłaby się okazja – zadziobałyby ją, a może nawet pożarły. Nie zasłużyła sobie na to. A1e wiedział, że nie może nic zrobić, by dziewczynę uchronić przed taką przyszłością. – Będzie z niej wspaniała matka. – Słowa te odnosiły się do Hiroko, ale przez ułamek sekundy przemknęło mu przez głowę, czy wymawiając je nie miał na myśli Crystal.
Crystal jedynie skinęła głową i lekko odepchnęła się od ziemi jedną nogą. Miała te same białe pantofelki co rok temu na ślubie Becky, ale tym razem nie zsunęła ich z nóg, obleczonych w nową parę nylonów.
– Może kiedyś przyjedziesz do Nowego Jorku. – Powiedział to, by dać sobie jakiś promyczek nadziei, ale oboje wiedzieli, że taka podróż jest mało prawdopodobna.
– Mój ojciec był raz w Nowym Jorku. Opowiadał mi o tym mieście.
Spencer uśmiechnął się z zadumą. Żył w świecie tak różnym od jej świata. Gdy sobie to uświadomił, poczuł bolesny skurcz serca.
– Wydaje mi się, że Nowy Jork by ci się spodobał. – Z największą przyjemnością pokazałby jej miasto… może kiedy będzie starsza…
– Wolałabym zobaczyć Hollywood. – Rozmarzonym wzrokiem spojrzała w niebo i przez chwilę znów sprawiała wrażenie małego dziecka. Dziecka śniącego o Hollywood i karierze gwiazdy filmowej. Było to równie szalone marzenie, jak jego myśli o wspólnym z nią życiu, ale nie powiedział tego na głos.
– A kogo pragnęłabyś spotkać w Hollywood? – Chciał poznać jej ulubionych gwiazdorów filmowych, o których rozmawiała i marzyła. Chciał wiedzieć o niej wszystko, łudząc się cichą nadzieja, że się może wtedy rozczaruje. Musi zapomnieć o tej dziewczynie raz na zawsze, i to jeszcze zanim opuści Kalifornię. Prześladowała go przez cały ubiegły rok. Nieraz myślał, by przyjechać w odwiedziny do Boyda, choć wiedział, że zrobiłby to tylko dlatego, żeby się spotkać z Crystal. Ale bojąc się popaść w ostateczny obłęd, którego zdawała się przyczyną, rozmyślnie nie pojawiał się tu, aż do dziś… tuż przed wyjazdem z Kalifornii. Ale teraz było już za późno. Wiedział, że nigdy jej nie zapomni.
Zastanawiała się nad jego pytaniem o to, kogo chciałaby spotkać w Hollywood. W końcu, bujając się lekko na huśtawce, odpowiedziała z uśmiechem:
– Clarka Gable. I może Gary Coopera.
– Wydaje mi się, że to trafny wybór. A potem co byś robiła w Hollywood?
Roześmiała się, bawiąc się swoimi marzeniami.
– Chciałabym grać w filmie. Albo śpiewać. – Nigdy nie słyszał jej śpiewu, którym oczarowała wszystkich mieszkańców doliny, nawet tych, którzy jej nie lubili.
– Kto wie, może pewnego dnia… – Roześmiali się oboje. W filmach grają gwiazdy, a nie zwykli ludzie. Bez względu na to jak jest piękna, jej życie upłynie zupełnie zwyczajnie. Wiedziała, że nie będzie w nim miejsca na granie w filmie. – Jesteś wystarczająco ładna, by zostać gwiazdą filmową Jesteś piękna – szepnął cicho. Huśtawka stopniowo znieruchomiała. Crystal spojrzała na niego. Było coś niepokojącego w sposobie, w jaki to powiedział. Moc, jaką nadał swym słowom, zdumiała ich oboje. Umilkli. Po chwili potrząsnęła głową, uśmiechając się smętnie. Martwiła ją myśl o wyjeździe Spencera.
– To Hiroko jest piękna, nie ja.
– Owszem, jest piękna – zgodził się z nią. – Ale ty też. – Powiedział to tak cicho, że ledwie go usłyszała.
Nagle, w przypływie odwagi, zapytała:
– Czemu pan tu dziś przyjechał?
Istniało kilka wiarygodnych odpowiedzi – żeby zobaczyć się z Boydem… z Hiroko… z Tomem… – ale tylko jedna prawdziwa. Spojrzał jej w oczy i uświadomił sobie, że musi powiedzieć prawdę. Miała do tego prawo.
– Chciałem przed wyjazdem z Kalifornii jeszcze raz się z tobą spotkać – oznajmił cicho, a ona skinęła głową. Pragnęła to usłyszeć, ale jego słowa przeraziły ją nieco. Ten przystojny mężczyzna, żyjący w zupełnie innym świecie, przyjechał tu specjalnie, żeby się z nią zobaczyć. Właściwie niezbyt rozumiała, czego chciał. Nie wiedział tego nawet sam Spencer, co jeszcze bardziej wszystko gmatwało.
Zsunęła się z huśtawki i stanęła obok niego. Spojrzała na Spencera swymi fiołkowymi oczami. Wiedział, że nigdy ich nie zapomni.
– Dziękuję – szepnęła. Stali razem przez długą chwilę.
W pewnym momencie Spencer kątem oka dostrzegł ojca Crystal, idącego w ich stronę. Machał do córki i przez ułamek sekundy Spencer pomyślał z lękiem, że Tad jest niezadowolony. Może odczytał jego myśli i mu się nie spodobały. Tad rzeczywiście od dłuższego czasu obserwował młodych ludzi, zastanawiając się, o czym rozmawiali. Spencer od pierwszego spotkania czymś go ujął, choć ojciec Crystal dobrze wiedział, że to tylko przelotny gość. Cieszył się, iż Spencer zachwycił się jego córką. Było mu jedynie przykro, że w dolinie nie ma podobnych do niego młodzieńców. Ale kiedy zbliżał się do młodych, spoglądając na nich ciepło i uśmiechając się, co innego zaprzątało jego myśli.
– Kiedy wam się z daleka przyglądałem, mieliście strasznie poważne miny.
Czyżbyście rozwiązywali problemy świata? – przemówił do nich żartobliwie, mierząc jednocześnie Spencera badawczym wzrokiem. Spodobało mu się to, co ujrzał. Od pierwszego spotkania czuł do Spencera sympatię, choć wiedział, że Spencer jest dla Crystal za stary. Dostrzegł w twarzy córki coś, czego nigdy wcześniej nie widział, może raz czy dwa, kiedy Crystal patrzyła na niego, nie kryjąc swego uwielbienia dla ojca. Ale tym razem ujrzał w jej oczach coś innego – szczęście pomieszane ze smutkiem. Nagle Tad Wyatt uświadomił sobie, że jego córka stała się kobietą. Odwrócił się do Spencera i powiedział do niego swym głębokim głosem: – Kapitanie Hill, mamy dla pana niespodziankę. – Uśmiechnął się do Crystal, nie kryjąc ojcowskiej dumy. – Jeśli oczywiście Crystal się zgodzi. Moja mała, goście chcieliby posłuchać twego śpiewu. Czy zrobisz im tę przyjemność?
Zapłoniła się i potrząsnęła głową. Długie jasne włosy zakryły część twarzy. Promienie słońca zabłysły w platynowych lokach. Obaj mężczyźni zamilkli, porażeni jej urodą. Spojrzała na ojca fiołkowymi oczami, w których malowała się nieśmiałość.
– Za dużo ludzi… poza tym tu jest inaczej niż w kościele…
– Nic nie szkodzi. Kiedy zaczniesz śpiewać, o wszystkim zapomnisz. – Ubóstwiał słuchać jej śpiewu podczas wspólnych wycieczek. W jej głosie było coś niezwykłego, coś co wywoływało zachwyt, pomieszany z lękiem, podobny temu, jaki się odczuwa na widok wschodzącego słońca. Mógł bez końca słuchać jej głosu. – Kilku gości przyniosło gitary. Zaśpiewaj jedną, dwie piosenki dla ożywienia przyjęcia. – Spojrzał na nią błagalnie.
Nie potrafiła mu odmówić; choć czuła się zawstydzona na myśl o tym, że będzie śpiewała w obecności Spencera. Prawdopodobnie pomyśli sobie, że jest głupia. Ale on przyłączył się do prośby Tada. Kiedy spojrzeli na siebie w milczeniu, pojęli to wszystko, czego żadne z nich nie śmiało wyrazić na głos. Nagle pomyślała, że będzie to prezent dla Spencera, coś, dzięki czemu ją zapamięta. Skinęła głową i wolno ruszyła za ojcem w stronę pozostałych gości. Spencer podszedł do Boyda i Hiroko. Obejrzała się raz za siebie i zobaczyła, że ją obserwuje. Nawet z tej odległości czuła w jego spojrzeniu miłość. Miłość, której żadne z nich nie rozumiało, która poczęła się rok temu i trwała przez cały ten czas, do ich kolejnego spotkania. Miłość bez żadnych perspektyw. Ale nawet kiedy się rozstaną, nie zapomną o sobie.
Wzięła od jednego z mężczyzn gitarę i usiadła na ławce. Obok niej zajęli miejsca dwaj młodzieńcy. Uśmiechnęli się do Crystal, nie kryjąc zachwytu. Olivia obserwowała ją z ganku. Była zła na Tada, że zapragnął się popisać ich młodszą córką. Ale wiedziała też, że ludzie lubili słuchać śpiewu Crystal. Niektóre kobiety naprawdę się wzruszały, gdy śpiewała podczas nabożeństwa. Kiedy wykonywała "Amazing Grace", wszyscy mieli łzy w oczach. Ale tym razem zaśpiewała ulubione ballady swego ojca, te, które nucili razem podczas wspólnych przejażdżek o świcie. W ciągu kilku minut zebrał się wokół niej tłum gości. Nikt nie odezwał się ani słowem. Zaczarowała wszystkich swym silnym, pewnym głosem. Był równie piękny jak ona. Spencer zamknął oczy i wsłuchał się w jego niezrównane brzmienie. Czuł się jak zahipnotyzowany. Crystal zaśpiewała cztery piosenki, ostatnie nuty zdawały się wzbijać w letnie niebo niczym anioły szybujące prosto do raju. Kiedy skończyła, zapanowała cisza, wszyscy spoglądali na nią z zachwytem. Już setki razy słyszeli ten śpiew, ale za każdym razem poruszała ich na nowo. Rozległa się burza oklasków. Tad otarł łzy. Po chwili goście rozproszyli się i powrócili do swych rozmów, ale przez krótki moment zniewoliła wszystkich obecnych. Spencer przez dłuższy czas nie był w stanie z nikim zamienić ani słowa. Zapragnął znów z nią porozmawiać, ale poszła gdzieś ze swym ojcem. Zobaczył ją ponownie tuż przed odjazdem. Stała z rodzicami, ściskając dłonie gości dziękujących za lunch i zwołujących swoje dzieci.
Spencer również podziękował Wyattom za przyjęcie. W pewnej chwili poczuł w swoim ręku dłoń Crystal. Nie mógł znieść myśli, że już się nie zobaczą. Spojrzał w oczy Crystal i zapragnął nigdy nie wypuścić jej z rąk.
– Nie powiedziałaś mi, że potrafisz tak śpiewać – szepnął, pieszcząc ją wzrokiem. Roześmiała się, zawstydzona niespodziewanym komplementem. Śpiewała te ballady specjalnie dla niego i ciekawa była, czy się tego domyślił. – Może jednak trafisz kiedyś do Hollywood.
Znów się roześmiała. Jej śmiech był równie melodyjny, jak śpiew.
– Nie sądzę, panie Hill… Naprawdę nie sądzę, by tak się stało.
– Mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy. – Spoważnieli. Skinęła głową.
– Ja też. – Ale oboje wiedzieli, że to mało prawdopodobne.
Nie mógł powstrzymać się, by nie powiedzieć jej tych słów.
– Crystal, nigdy cię nie zapomnę… nigdy przenigdy… uważaj na siebie. Życzę ci szczęścia… nie poślub kogoś, kto na ciebie nie zasługuje… nie zapomnij o mnie… – cóż mógł powiedzieć, nie robiąc z siebie skończonego głupca? Bo przecież nie powinien jej oświadczyć, że ją kocha.
– I pan też niech na siebie uważa. – Skinęła poważnie głową. Wiedziała, że za kilka dni Spencer wyjedzie do Nowego Jorku i że ich drogi nigdy się nie skrzyżują. Na zawsze rozdzieli ich cały kontynent, cały świat, całe życie.
Pochylił się i pocałował ją delikatnie w policzek. Po chwili już go nie było. Opuszczał ranczo z ciężkim sercem, a Crystal stała i patrzyła za nim.