Rozdział dwudziesty pierwszy

Kiedy następnego ranka zszedł na dół, wszyscy siedzieli już przy stole. Jego rodzice, Elizabeth i Barclayowie. Idealny moment, by powiedzieć to, co miał do zakomunikowania. Ale kiedy znalazł się w pokoju, świeżo ogolony, choć nieco blady po zaledwie dwóch godzinach snu, nie udało mu się włączyć do ich ożywionej rozmowy.

– Musiałeś ostatniej nocy wrócić strasznie późno – zauważyła Elizabeth półgłosem, nie przerywając dyskusji, którą toczyła z rodzicami.

Wszyscy byli gotowi do drogi. Państwo Hill jedli pożegnalne śniadanie z Barclayami. Całe towarzystwo mówiło tylko o przygotowaniach do wesela. Spencer miał ogromną ochotę krzykiem zwrócić na siebie ich uwagę, ale się opanował. W pewnej chwili uświadomił sobie, że teraz nie czas i miejsce mówić im o Crystal. Zdał sobie nagle sprawę z tego, że najpierw musi się o wszystkim dowiedzieć Elizabeth, i to bez żadnych świadków.

Nalał sobie herbaty ze srebrnego imbryka i pozwolił im kontynuować rozmowę, sam nie zabierając głosu. Ian szybko to zauważył i nie mógł się powstrzymać, by mu nie dociąć.

– Czyżby mój przyszły szwagier miał kaca? Wiem, jak wyglądają spotkania z kumplami ze studiów. Wracam z nich taki pijany, że Sarah grozi mi rozwodem.

– Nieprawda! – krzyknęła Sarah, patrząc na niego z uśmiechem. – Zagroziłam ci tylko raz, kiedy cię aresztowali.

Wszyscy zebrani wybuchnęli beztroskim śmiechem. Wszyscy z wyjątkiem Spencera, który sprawiał wrażenie dziwnie nieszczęśliwego.

– Głowa do góry, synu! Wkrótce poczujesz się lepiej. W samolocie będziesz się mógł czegoś napić. – Ale on nie chciał drinka, marzył o Crystal.

Wkrótce pożegnali się z Barclayami, którzy lecieli prosto do Waszyngtonu. Dziwne, że sędziemu Barclayowi w ogóle udało się wyrwać. Starał się zawsze uczestniczyć w pracach Sądu Najwyższego, ale tym razem uczynił wyjątek. Na zaręczyny swej córeczki poleciałby nawet na księżyc.

Elizabeth prawie nie odzywała się do Spencera. Dopiero kiedy znaleźli się w samolocie, spojrzała na niego uważnie. Czuła, że dzieje się z nim coś niedobrego, jeszcze nigdy nie widziała go takiego milczącego i zasępionego.

– Czy coś się stało? – Był to idealny wstęp do tego, co chciał jej powiedzieć, ale zabrakło mu odwagi. Po drugiej stronie przejścia siedzieli jego rodzice, a tuż za nimi – Ian i Sarah. Nie chciał, by byli świadkami cierpienia Elizabeth.

Nieprzekonująco potrząsnął głową. Elizabeth odwróciła się w stronę okna. Była na niego zła, ale nie spytała go po raz drugi. Po chwili zmorzył ją sen. Spencer przyglądając się narzeczonej poczuł wyrzuty sumienia. Nie na tyle jednak silne, by zrezygnować z raz podjętej decyzji. Nie kochał jej. Teraz był tego pewien. Kochał Crystal.

Wciąż czuł na policzku miękkość jej włosów, usta… dotyk dłoni… wydało mu się, że oszaleje, nim dolecą na miejsce. Obiecał, że wieczorem odwiezie Elizabeth do Poughkeepsie. Bał się chwili, kiedy zostanie z nią sam na sam. Wiedział, że musi wyznać prawdę, ale nie chciał sprawić narzeczonej bólu. Jednak nie widział innego wyjścia. Na myśl o tym, jak zaskoczeni będą jego decyzją rodzice i w jaką furię wpadną Barclayowie, ogarnęło go przygnębienie. Ale musiał doprowadzić sprawę do końca. I był gotów na wszystko.

Z lotniska państwo Hill oraz Ian i Sarah udali się do Nowego Jorku razem, jedną taksówką, natomiast Spencer załadował walizki Elizabeth oraz swoje do bagażnika samochodu, który zostawił na parkingu. Przejechali kilka kilometrów, nie odzywając się do siebie. W końcu Elizabeth, nie mogąc znieść panującego milczenia, spytała:

– Spencerze, co się stało? Co zaszło ostatniej nocy? Przed twoim wyjściem z domu wszystko było w porządku. – A teraz coś się zmieniło. Stało się to jasne dla nich obojga, ale tylko Spencer znał przyczynę swej odmiany. I wiedział, że musi o wszystkim powiedzieć Elizabeth.

Przez moment Elizabeth pomyślała o dziewczynie, która śpiewała "U Harry'ego" w sobotni wieczór. Przypomniała sobie wyraz oczu Spencera i przemknęło jej przez głowę, czy przypadkiem nie ma to jakiegoś związku ze zmianą, jaka w nim zaszła. Nie, to niemożliwe. Chociaż kto wie? Na jej widok zbladł, jakby za chwilę miał zemdleć.

– Czy jest coś, o czym powinnam wiedzieć? – Spojrzała na niego. Przez dłuższy czas patrzył w milczeniu prosto przed siebie. Potem bez słowa zjechał na pobocze zatrzymał auto i odwrócił się w jej stronę. Twarz miał bladą i udręczoną, czuł się okropnie. Natomiast Elizabeth wydawała się dziwnie opanowana.

– Nie mogę się z tobą ożenić. – Trudno mu było uwierzyć, że wymówił te słowa. Ale dokonał tego. Jeszcze bardziej zastanawiająco zareagowała Elizabeth. Popatrzyła na niego zaintrygowana, nie okazując jednak niepokoju.

– Czy byłbyś łaskaw wyjaśnić dlaczego?

– Nie jestem pewien, czy mi się to uda. – Nie chciał powiedzieć narzeczonej, że jej nie kocha. To zbyt okrutne i niesprawiedliwe. Nie jest winą Elizabeth, że różni się od Crystal i że nie ujrzał błyskawic i nie usłyszał anielskich chórów, kiedy spotkał ją po raz pierwszy. Miała mu dużo do zaoferowania. Była inteligentna i atrakcyjna, pochodziła z dobrej rodziny, lubił ją i czuł się z nią dobrze. Ale jej nie kochał. – Po prostu wiem, że nie mogę cię poślubić. Nigdy nie zaznalibyśmy szczęścia.

Spojrzała na niego i przez moment odniósł wrażenie, że jego słowa ją rozśmieszyły.

– To największa bzdura, jaką kiedykolwiek słyszałam. Nigdy nie myślałam, że jesteś tchórzem.

– A cóż to ma do rzeczy? – Miał teraz jeszcze bardziej żałosną minę.

Zapaliła papierosa, nie spuszczając z niego wzroku.

– Bardzo dużo. Przestraszyłeś się, Spencerze Hill tego, co zrobiłeś, i postanowiłeś zrejterować. Nie masz odwagi sprostać wyzwaniu. Jesteś gotów odwołać wszystko i uciec, gdzie pieprz rośnie. Każdy się boi… i co z tego? Na litość boską, weź się w garść. Bądź mężczyzną. Upij się, podziel się swymi rozterkami z kolegami, ale przyjmij to wyzwanie. Nie sądzisz, że wszyscy mężczyźni czują się tak samo? – Ale nie wszyscy byli zakochani w Crystal. Elizabeth patrzyła na niego bezlitośnie. – Poproś o tydzień urlopu, by odzyskać równowagę ducha. Porozmawiamy o wszystkim, kiedy przyjadę na weekend.

– Elizabeth… to nie takie proste, jak ci się wydaje. – Nadal był zdecydowany ukryć przed nią prawdę. Nie chciał jej mówić o ponownym spotkaniu z Crystal… o tym, że zakochał się w niej, kiedy miała czternaście lat. Pomyślałaby, że zwariował. Mówiąc prawdę, czuł się jak obłąkaniec, próbując wyjaśnić to wszystko kobiecie, z którą się zaręczył.

– To bardzo proste i nie ma potrzeby niczego komplikować. – Uśmiechnęła się do niego, gasząc niedopałek. – Udajmy, że ta rozmowa w ogóle nie miała miejsca.

Westchnął ciężko i usiadł prosto, wpatrując się nic nie widzącymi oczami przed siebie.

– Wydaje mi się, że jesteś jeszcze bardziej zwariowana niż ja.

– Świetnie. W takim razie będziemy tworzyć dobraną parę, nie uważasz?

– Nie, do cholery! – Znów odwrócił się w jej stronę. – Nie jestem taki, jakiego chciałabyś mnie mieć, ale taki już pozostanę. Moje cele życiowe są inne niż twoje. Nie pragnę sławy ani bogactwa, ani wpływów. Nigdy nie urobisz mnie na swoją modłę. Nie dam się zmienić.

– Skoro zaczęliśmy tę rozmowę, powiedzmy sobie wszystko do końca. Cóż takiego mi brakuje, bo przecież o to naprawdę chodzi, czyż nie? Problem nie w tym, jaki ty nie jesteś, tylko jakie są moje wady. – Była zawsze szczera aż do bólu i na tyle bystra, że zdawała sobie sprawę ze wszystkiego, co widzi, choć nie rozumiała, czym zostało to spowodowane.

– Nie jestem ci potrzebny. – Był to taki słaby argument za zerwaniem ich zaręczyn, że nawet Spencer poczuł się głupio, słysząc swe słowa.

– Ależ jesteś. Myślę jednak, że nie muszę o tym trąbić na lewo i prawo. A może właśnie tego oczekiwałeś? Poza tym tak się składa, że cię kocham, jeśli ma to dla ciebie jakieś znaczenie. Lecz nie spodziewaj się, że kiedykolwiek będę udawała, iż wierzę w cuda niewidy, iż widzę zastępy aniołów grające na harfach, zwiastujące mi nadejście prawdziwej miłości. Lubię cię, dobrze się czuję w twoim towarzystwie. Uważam, że jesteś inteligentny i możesz dużo osiągnąć w życiu, jeśli tylko zechcesz. A kiedy ci się powiedzie, oboje będziemy szczęśliwi. I tylko tego pragnę. Czy to naganne?

– Nie. Nie ma w tym nic złego. Jesteś wspaniałą dziewczyną. Ja ciebie też bardzo lubię… ale to za mało. – Mówił zbyt głośno, jak na ograniczoną przestrzeń auta, lecz zdawała się nie zwracać na to uwagi. Błagał o darowanie mu życia, ale ona tego nie rozumiała. – Wierzę w anielskie chóry i muzykę harf. Może jestem tylko beznadziejnym romantykiem, ale jeśli teraz nie postawimy przed sobą maksymalnych wymagań, to za dziesięć lat… za pięć… za rok… gorzko pożałujemy.

– Nie zapominaj też, że jest nam bardzo dobrze razem w łóżku.

Uśmiechnął się, słysząc to pozbawione pruderii oświadczenie Elizabeth. Miała rację. Tym bardziej szalona wydawała się jego miłość do dziewczyny, z którą nigdy dotąd się nie przespał. Nagle, słuchając Elizabeth i siebie, zastanowił się, czy przypadkiem wszystkie jego sny o Crystal nie są tylko czystą fantazją. Crystal to muzyka harf, rojenia, wspomnienia i fantasmagorie. Elizabeth to trzeźwy realizm. A jemu potrzebne było jedno i drugie. Przynajmniej tak mu się wydawało.

– A może nie przywiązujesz wagi do seksu, Spencerze? Choć sądząc po twoim zachowaniu, nie powiedziałabym. – Roześmiała się i nie mógł nie odpowiedzieć jej uśmiechem.

– Myślę, że ma znaczenie.

– Przynajmniej jesteś uczciwy. Niezbyt odważny, ale chociaż uczciwy. – Niespodziewanie pochyliła się, pocałowała go w kark i przesunęła mu ręką wzdłuż uda. – Może zatrzymamy się w jakimś motelu i przedyskutujemy to dokładniej?

– Elizabeth, na litość boską, ja nie żartuję. Dopiero co oświadczyłem ci, że nie mogę się z tobą ożenić, a ty chcesz jechać do motelu. Nie słuchałaś mnie? Nie obchodzi cię, co mówię? – Ogarnęła go wściekłość.

– Naturalnie, że mnie obchodzi. Nie zamierzam jednak wyciągnąć chusteczki i rozpłakać się rzewnie. Uważam, że zachowujesz się jak mały chłopczyk, ale nie licz na moją pobłażliwość. Sądzę, że ostatniej nocy coś zaszło i obleciał cię strach. Nawet sama nie wiem, skąd mam taką pewność. Ogarnięty jakąś religijną gorliwością lub czymś równie bezsensownym, chcesz uciec w siną dal. Nie chcę tego słuchać. Więc bądź tak dobry i odwieź mnie do akademika, a potem wróć do domu, otrzeźwiej i rano do mnie zadzwoń. – Nie można było zaprzeczyć, że zachowała zimną krew. Nawet podziwiał ją za to, choć z drugiej strony wzbudzała w nim lęk. I właśnie dlatego nie chciał ożenić się z nią, tylko z Crystal. Uruchomił silnik. Elizabeth spojrzała na niego spod oka. – Czy czujesz potrzebę wyspowiadania się z tego, co się zdarzyło ostatniej nocy? Czy o to chodzi? W takim razie czemu nie zwrócisz się do księdza, by udzielił ci rozgrzeszenia? Wtedy będziemy mogli dalej żyć jak normalni ludzie.

– To nie ma nic wspólnego z religią.

– Myślę, że ma, i wydaje mi się, że ty uważasz podobnie. Wiesz co, Spencerze? – Zapaliła kolejnego papierosa i odwróciła głowę w stronę okna. – Nie chcę tego dłużej słuchać. Przeżyj swój crise de conscience (crise de conscience (fr.) – kryzys sumienia – przyp. tłum.), jak mówią Francuzi, nie mieszając w to innych i nie niszcząc przy okazji naszej przyszłości.

– Naszą przyszłość zniszczymy, jeśli się pobierzemy. Wierz mi, wiem, co mówię – oświadczył z przekonaniem, ale nadal nie zdawała się traktować jego słów poważnie.

– Niewierność per se (per se (łac.) – samo przez się, samo z siebie – przyp. tłum.) nie jest wystarczającym powodem do rozwodu, bez względu na to, co mówi prawo. Jeśli więc o to chodzi, jeśli ostatniej nocy razem ze swymi kolesiami poszedłeś na dziwki, oszczędź mi swych ekshibicjonistycznych wynurzeń. Weź się w garść i jak każdy normalny, przyzwoity, szanujący się mężczyzna wymyśl na mój użytek jakieś zgrabne kłamstwo, kup mi ładny drobiazg u jubilera i przestań się mazgaić.

Spencer spojrzał na nią, nie wierząc własnym uszom.

– Mówisz poważnie?

– Niezupełnie. Ale w przeważającej części. Nie jesteśmy jeszcze małżeństwem. Jeśli od czasu do czasu masz ochotę na skok w bok, jestem gotowa przymknąć na to oko. Ale kiedy się pobierzemy, nie będę już taka tolerancyjna.

– Zapiszę to sobie. – Zdumiewała go. Nagle zaczął się zachowywać tak, jakby wciąż zamierzał poślubić ją, a nie Crystal. – Jesteś nadzwyczaj wyrozumiała.

– A więc jednak o to chodziło?

– Nie całkiem. – Nadal był zdecydowany nie mówić jej o Crystal. Nie powinno jej to interesować. Ale dewaluowała jego wczorajsze spotkanie z Crystal, traktując je jak nieważny wyskok i okazując gotowość do przejścia nad tym do porządku dziennego. Przez to rozmowa stała się jeszcze trudniejsza. – Myślę, że bardzo duże znaczenie ma fakt, iż różnimy się w poglądach co do naszych oczekiwań od życia. Pod pewnymi względami pragnę więcej niż ty, pod innymi – twoje żądania są bardziej wygórowane od moich. A to, moja droga, źle rokuje małżeństwu, które jest przecież kojarzone w niebie.

– Bzdura. – Wyjechali na autostradę. Elizabeth przysunęła się bliżej do Spencera.

– No widzisz, pod tym względem też się nie zgadzamy. Ja uważam, że jest kojarzone w niebie.

– Zupełnie ci odbiło. – Mówiąc to wsunęła mu rękę między uda. Gwałtownie skręcił kierownicą,

– Elizabeth, przestań!

– Dlaczego? Przecież zawsze to lubiłeś. – Bawiła się nim. Nabijała się z niego. Nie zamierzała poważnie traktować jego słów.

– Czy dotarło do ciebie cokolwiek z tego, co powiedziałem?

– Bardzo dużo. I szczerze mówiąc mój drogi, uważam, że to wszystko gówno prawda. – Znów pocałowała go w kark i wbrew samemu sobie poczuł ogarniające go podniecenie. Miał ochotę pokochać się z nią, by dowieść swojej racji. Ale czego właściwie chciał dowieść? Że między nimi wszystko skończone? Dlaczego nie chciała mu wierzyć? Czy wiedziała o czymś, o czym on nie wiedział? Była nieprawdopodobnie uparta i pewna siebie.

– Mylisz się. Wszystko, co powiedziałem, to prawda.

– Może teraz tak ci się wydaje. Ale jutro będziesz się wstydził tego, co dziś wygadywałeś. Chcę oszczędzić ci podobnego uczucia, dlatego puszczę twoje słowa mimo uszu. Co ty na to?

Znów zjechał na pobocze, by spojrzeć na nią, i mało nie wybuchnął śmiechem. Obawiał się, że Elizabeth zrobi coś nieobliczalnego, a tymczasem wcale się nie przejęła jego oświadczeniem. Pozostawała absolutnie niewzruszona. A najgorsze było to, że mu zaimponowała.

– Jesteś znacznie bardziej zwariowana niż ja.

– Dziękuję. – Pochyliła się i pocałowała go namiętnie w usta, jednocześnie wolno odpinając mu spodnie. Próbował się jej wyrwać, ale nie robił tego z pełnym przekonaniem.

– Elizabeth, nie… – Całowała go, pieszcząc jednocześnie. Nie potrafił się oprzeć ogarniającej go fali podniecenia. Nie mógł wprost uwierzyć w to, co się z nim dzieje. Chwilę później leżeli razem na siedzeniach, gorączkowo szamocząc się z ubraniem. Spódnica Elizabeth podjechała wysoko w górę, Spencerowi kalesony plątały się wokół kostek nóg. Szyby samochodu zaparowały, co dobitnie świadczyło o namiętności sceny, odgrywającej się w aucie. Na krótką chwilę Spencer zupełnie stracił panowanie nad sobą. Potem, gdy doprowadzali się oboje do porządku, ogarnęło go przygnębienie. Natomiast Elizabeth była w wyśmienitym nastroju.

To absurdalne – zbeształ siebie w myślach za takie szalone zachowanie. Czyżby przeżywał nerwowe załamanie?

– Według mnie było bardzo przyjemnie. Nie bądź taki sztywniak.

Przez resztę drogi do Poughkeepsie żartowała sobie z niego. Kiedy dotarli na miejsce, pocałowała go namiętnie w usta, nie zważając na jego protesty, i obiecała, że podczas weekendu porozmawia z nim poważnie. Przez całą drogę powrotną do Nowego Jorku Spencer nie czuł się uspokojony ani winny, ani nieszczęśliwy, ani niepocieszony, tylko jak ostatni głupiec. I dopiero w nocy, kiedy leżał w łóżku i znowu zaczął myśleć o Crystal, w pełni uświadomił sobie beznadziejność swego położenia. Elizabeth, doprowadziwszy do tego, by się jej oświadczył, nie pozwoli mu się teraz wycofać. Tymczasem on pragnął jechać do Kalifornii, by uciec z inną kobietą. Przypominało to perypetie bohaterów opery komicznej, tyle tylko, że działo się naprawdę. Kusiło go, by zadzwonić do ojca i porozmawiać z nim o swoim problemie, ale doszedł do wniosku, że ojciec pomyśli, iż jego syn zupełnie zwariował. Przez chwilę sam nie był pewien, czy rzeczywiście jest całkowicie normalny.

Następnego ranka chciał zadzwonić do Crystal, ale właściwie nie mógł jej jeszcze nic konkretnego powiedzieć. Nawet nie wiedziała, że jest zaręczony. Uświadomił sobie nagle, że nie wolno mu do niej zadzwonić, póki ostatecznie nie rozmówi się z Elizabeth. Dziś jeszcze bardziej niż wczoraj był na siebie wściekły, że w drodze do Poughkeepsie doszło między nimi do zbliżenia. Teraz brakowałoby tylko, żeby Elizabeth zaszła w ciążę. Ale dobrze wiedział, że jego narzeczona w tych sprawach zachowywała daleko idącą ostrożność. Nawet bez tej dodatkowej komplikacji Spencer przeżywał poważny dylemat. Przez cały tydzień nie mógł jeść, spać, skupić się na pracy. Myślał cały czas o Crystal i o zaręczynach z Elizabeth, których jak dotąd nie udało mu się zerwać. Od czasu do czasu zastanawiał się, czy Elizabeth nie ma przypadkiem racji, twierdząc, że małżeństwa nie są kojarzone w niebie. Rzeczywiście było im ze sobą dobrze, również w łóżku, imponowała mu swoją inteligencją, świetnie się rozumieli… ale Elizabeth nawet nie mogła się równać z Crystal… przynajmniej tak mu się wydawało… choć szczerze mówiąc, prawie nie znał Crystal. Pod koniec tygodnia miał kompletny mętlik w głowie. Tak dużo o tym wszystkim myślał, ważąc wszystkie za i przeciw, że w końcu wszystko wydało mu się bezsensowne. Wiedział jedynie, że od kilku lat prześladują go romantyczne wizje Crystal, pozostające w rażącym kontraście z trzeźwo myślącą kobietą, z którą wciąż był zaręczony.

Przez cały tydzień wyglądał jak z krzyża zdjęty, aż jeden z kolegów w pracy, siląc się na dowcip, zapytał:

– To musiał być ciężki weekend, Hill. – Spencer uśmiechnął się tylko. Ale kiedy następnego dnia grał w squasha, przegrał oba gemy. Potem poszli wszyscy na drinka. Siedział z ponurą miną. Wiedział, że musi z kimś porozmawiać. George Montgomery pracował w firmie od niedawna. Był w wieku Spencera i jako siostrzeniec jednego ze wspólników, Brewstera Vincenta, miał przed sobą wspaniałą przyszłość. Montgomery wyczuł, że Spencer ma jakieś zmartwienie. – Co cię gnębi?

– Chyba zwariowałem.

– Zapewne masz rację, ale czy są jeszcze normalni ludzie na tym świecie? – George uśmiechnął się i zamówił jeszcze po jednym piwie. – Co spowodowało, że właśnie teraz to zauważyłeś?

Nie wiedział, co mu odpowiedzieć. Od czego miał zacząć?

– Podczas weekendu spotkałem przypadkowo w San Francisco kogoś dawno nie widzianego.

George po minie, Spencera od razu wszystko odgadł.

– To kobieta?

Spencer skinął głową.

– Nie widziałem jej całe lata i myślałem, że… aż tu nagle… Chryste, nie potrafię tego nawet wytłumaczyć.

– Skończyło się na tym, że poszliście do łóżka – domyślił się George i się uśmiechnął. Przytrafiło mu się coś podobnego dwa dni przed własnym ślubem. – I teraz masz pietra? Nie przejmuj się, minie ci.

– A jeśli nie? Co wtedy? Poza tym, wcale się z nią nie przespałem – dodał w trosce o zachowanie nieskazitelnego imienia Crystal. Nie miało to wprawdzie żadnego znaczenia, bo George i tak jej nie znał.

– W takim razie moje wyrazy współczucia. Nie martw się, Spencer. Zapomnisz o niej. Elizabeth to wspaniała dziewczyna. No i zostaniesz zięciem sędziego Barclaya. Mogłeś trafić znacznie gorzej.

Czy wszyscy traktowali małżeństwo tylko w takich kategoriach? Spencer spojrzał na niego i George zorientował się, że sprawy wyglądają poważnie. – Powiedziałem Elizabeth, że chcę zerwać zaręczyny.

George gwizdnął, odstawiając szklankę.

– Masz rację, rzeczywiście zwariowałeś. I co ona na to?

Spencer potrząsnął jedynie głową.

– Nie chce o niczym słyszeć. Uważa, że zwyczajnie obleciał mnie strach. Mówi, żebym przestał się zachowywać jak mazgaj. – Może dla kogoś zabrzmiało to zabawnie, ale Spencerowi wcale nie było do śmiechu.

– Twarda z niej sztuka. Czy wie o tamtej dziewczynie?

Spencer potrząsnął zrezygnowany głową.

– Nie powiedziałem jej, ale wydaje mi się, że czegoś się domyśla. Tyle że nie zdaje sobie sprawy, jakie to dla mnie ważne.

George spojrzał na niego i stwierdził stanowczo:

– Bo nie jest.

– Mylisz się. Jestem w niej zakochany… w tej drugiej.

– Teraz już za późno. Pomyśl tylko. Pomyśl, jaki wywołałbyś skandal, zrywając zaręczyny.

– To znaczy, że mam spędzić resztę życia, myśląc o innej?

– Nie będzie tak źle. Zapomnisz o niej. – Powiedział to z pełnym przekonaniem, ale Spencer nie uwierzył mu. – Musisz o niej zapomnieć.

– Przecież ludzie zrywają zaręczyny. – Spencer był wyraźnie roztrzęsiony. Od kilku dni nie spał, co jeszcze bardziej pogłębiało dręczące go przygnębienie.

– Ale nie z córką sędziego Barclaya. – George zdawał się całkowicie przekonany o swej słuszności, co jeszcze bardziej zdenerwowało Spencera. Wszyscy mówili o pozycji Elizabeth, a Spencer wcale nie uważał, że właśnie to jest najistotniejsze. Oświadczył się jej, boją lubił, bo była inteligentna i pełna życia, bo myślał, że razem będzie im dobrze, bo wmówił sobie, że ją kocha. Lecz to nieprawda, Wiedział o tym od samego początku. Właśnie dlatego przez cały rok zwlekał z oświadczynami. W pewnej chwili doszedł do wniosku, że powinien się z nią ożenić. Ale popełnił błąd i co teraz? Nadal nie znał odpowiedzi na dręczące go pytania.

– George, czy to takie ważne? Jakie ma znaczenie, kim jest jej ojciec?

– Źartujesz sobie? Nie poślubiasz zwykłej dziewczyny, to małżeństwo oznacza zmianę pozycji społecznej, skoligacenie z wpływową rodziną. Z takimi jak ona nie można, ot tak sobie, zerwać. Barclayowie mogą ci kazać za to drogo zapłacić, a nawet jeśli nie – zepsujesz sobie opinię stąd do Kalifornii.

Słuchając jego słów, Spencer pomyślał o swoich rodzicach i o tym, jacy byliby zawiedzeni. Ale przecież nie może się z nią ożenić dlatego, by zrobić im przyjemność.

– Jakoś bym to przeżył, gdybym musiał.

Czy na pewno? – pomyślał. A jeśli Crystal wcale nie okaże się odpowiednią dla niego partnerką? Jeśli uczucie do niej to tylko młodzieńcze zauroczenie? Przecież właściwie wcale jej nie znał.

– Problem w tym, czy kocham Elizabeth, czy też nie? A mówiąc prawdę, George, sam nie wiem. Choć jak mogę ją kochać, jeśli jestem bez pamięci zakochany w innej?

– Uważam, że powinieneś po prostu przestać o tym myśleć i odzyskać równowagę ducha. Chodź, postawię ci kolację. Wypij kilka drinków, prześpij się i za parę dni poczujesz się lepiej. Tylko, na litość boską, nie rozmawiaj już z Elizabeth na ten temat. Miała rację, mówiąc, że to zwykła panika. Wszyscy jej ulegają.

Spencer nadal nie był przekonany. Ale przynajmniej tej nocy porządnie się wyspał. Rano ujrzał informację o swych zaręczynach w "The New York Timesie", opatrzoną bardzo ładnym zdjęciem Elizabeth, zrobionym w Waszyngtonie podczas uroczystości zaprzysiężenia jej ojca na sędziego Sądu Najwyższego. W drodze do pracy Spencer zastanawiał się, czy przypadkiem George nie miał racji twierdząc, że powinien przestać myśleć o Crystal. Ale, na miłość boską, co jej powie? Że to była pomyłka? Że wcale jej nie kocha? Że musi poślubić inną? I co wtedy zrobi Crystal? Potrzebowała go. To byłoby w stosunku do niej nie w porządku.

Na myśl o poddaniu się poczuł gwałtowny skurcz serca. Zresztą nie musiał Crystal nic mówić.

Jeszcze tego samego dnia Crystal przeczytała w gazetach wiadomość o zaręczynach Spencera. Nawet nie pomyślał o takiej możliwości, zmagając się ze swym problemem. Jadła obiad "U Harry'ego" z pozostałymi pracownikami, gdy Pearl podała jej numer "Chronicle". Na widok Spencera, uśmiechającego się z fotografii w gazecie, Crystal aż zaniemówiła.

– Czy to nie oni byli u nas któregoś wieczoru? Zdaje mi się, że obsługiwałam ich stolik. – Pearl zamyśliła się głęboko. Zawsze fascynowały ją historyjki z życia wyższych sfer, umieszczane w prasie. – To była chyba sobota. Ona strasznie zadzierała nosa, ale on wydawał się miły. Zupełnie oszalał na twoim punkcie. Szkoda, że nie widziałaś wyrazu jego twarzy, kiedy słuchał twojego śpiewu.

Crystal poczuła, jak lodowacieją jej ręce, a palce drżą. Po przeczytaniu wzmianki oddała gazetę. Autorka donosiła, że Spencer Hill z Nowego Jorku zamierza poślubić córkę sędziego Barclaya, Elizabeth. Obie rodziny przyleciały do San Francisco na Święto Dziękczynienia, by uczcić zaręczyny. Barclayowie wydali w swym domu na Broadwayu przyjęcie dla czterystu osób. Hedda Hopper informowała, że przyjęcie było wspaniałe, podano kawior i szampan, stoły uginały się pod ciężarem półmisków z jedzeniem, młodej parze do białego rana przygrywał Artie Shaw ze swym zespołem. Ślub zaplanowano w czerwcu, suknię panna Barclay zamówiła w pracowni Priscilli z Bostonu. Crystal wpatrywała się w swój talerz oszołomiona. Spencer widząc się z nią nie wspomniał, że się zaręczył. Powiedział, że ją kocha. I że wróci do Kalifornii. Kłamał. Przypomniała sobie tamten wieczór i poczuła bolesny skurcz serca. Uwierzyła mu.

– Słyszałaś o nim kiedyś? – spytała Pearl, dokładnie przeżuwając jedzenie. Ostatnio przytyła, ale nadal była niezrównaną tancerką.

– Nie. – Crystal potrząsnęła głową i odstawiła talerz. Niewiele zjadła, nagle straciła apetyt. Tej nocy wkładała w swój śpiew całą duszę, starając się zapomnieć o Spencerze, ale na próżno. Myślała tylko o nim i kiedy dwa dni później zadzwonił, nie chciała podejść do telefonu. Pani Castagna przejęta krzyczała "To międzymiastowa!" W końcu Crystal wzięła od niej słuchawkę trzęsącymi dłońmi.

– Słucham.

– Crystal? – rozległ się głos Spencera. Zamknęła oczy. Nie odzywała się przez dłuższą chwilę. Powtórzył jej imię, zaniepokojony.

– Tak.

– Tu Spencer.

– Moje gratulacje.

Serce mu zamarło, kiedy usłyszał te słowa. Było do przewidzenia, że Barclayowie umieszczą w lokalnej prasie zawiadomienie o zaręczynach córki. Chciał sam jej o wszystkim powiedzieć, ale teraz jest już za późno. Wiedziała.

– Wróciłem do Nowego Jorku, by zerwać zaręczyny. Przysięgam. Nawet jej o tym powiedziałem, kiedy przylecieliśmy na miejsce.

– Domyślam się, że oboje doszliście do wniosku, że nie mówiłeś poważnie.

– To nie tak… nie wiem, jak ci to wytłumaczyć.

– Nie musisz mi nic tłumaczyć. – Była na niego zła i chciała mu okazać swój gniew, ale teraz, słysząc jego głos, czuła jedynie przejmujący smutek. Straciła już tylu ludzi, na których jej zależało… On też zniknął z jej życia. Na zawsze. Jak tamci. A tym razem mogło być zupełnie inaczej.

– Spencerze, nie masz wobec mnie żadnych zobowiązań.

– Nie o to chodzi… Crystal, kocham cię… – Było to okrutne z jego strony, biorąc pod uwagę fakt, że prasa właśnie obwieściła o jego zaręczynach z Elizabeth. – Nie chcę jeszcze bardziej komplikować spraw. Pragnę tylko, żebyś o tym wiedziała. Może żyliśmy w zbyt odległych światach. Nigdy nie mieliśmy okazji bliżej się poznać… – Była to marna wymówka. Instynkt podpowiadał mu, że idealnie do siebie pasowali. Ale wybrał twardą rzeczywistość zamiast złudzeń. – Kiedy wróciłem, wszystko się skomplikowało. – Wydawała mu się wtedy taka nierealna, ale teraz, gdy rozmawiał z nią przez telefon, zapragnął znów wziąć ją w ramiona i poczuć blisko siebie. Crystal, słuchając go, zaczęła bezgłośnie płakać. Chciała go nienawidzić, ale nie potrafiła.

– Musi być wyjątkową kobietą.

Zawahał się przez moment, czy nie powiedzieć jej prawdy, że ona znaczy dla niego więcej niż Elizabeth. Ale ich miłość była wyimaginowana i taką już musiała pozostać.

– Z Elizabeth łączy mnie coś zupełnie innego niż to, co istnieje między nami. Nie ma w tym nic romantycznego.

– Czemu w takim razie chcesz z nią zostać? – Niczego nie rozumiała.

– Jeśli mam być szczery, nie wiem. Może dlatego, że zerwanie zaręczyn wywołałoby zbyt duże zamieszanie.

– To niezbyt przekonujący argument.

Zdawał sobie z tego sprawę i nie wiedział, co jej odpowiedzieć.

– Wiem o tym. I może to szaleństwo z mojej strony, ale napiszę do ciebie… żeby wiedzieć, co u ciebie… albo pozwól mi dzwonić. – Nie dopuszczał myśli, że mógłby znowu stracić ją z oczu. Musiał wiedzieć, że u niej wszystko w porządku, a gdyby go potrzebowała – pojechać do niej.

Crystal nie odpowiadało takie rozwiązanie. Potrząsnęła głową. Po policzkach wolno płynęły jej łzy.

– Nie… przecież bierzesz ślub. Zresztą między nami nic nie było. To tylko sen. Nie chcę twoich listów. Przypominałyby mi tylko o tym, co nigdy nie istniało. – Miała rację, Spencer wiedział, i ogarnęło go jeszcze większe przygnębienie.

– Zadzwonisz do mnie, kiedy będziesz czegoś potrzebowała?

– Na przykład czego? – Uśmiechnęła się przez łzy. – Pomocy przy zawieraniu kontraktu z wytwórnią filmową w Hollywood? Znasz się na tym?

– Oczywiście… – Uśmiechnął się, połykając łzy. – Dla ciebie zrobię wszystko. – Wszystko z wyjątkiem tego, czego oboje pragnęli nad życie. Sam to zniszczył, decydując się na pozostanie z Elizabeth. Kiedy rozmawiał z Crystal, znów ogarnęły go wątpliwości. Może miała rację, nie pozwalając mu do siebie dzwonić. Zapragnął polecieć najbliższym samolotem do Kalifornii, by znaleźć się przy niej, ale nie mógł tego zrobić żadnej z nich. Musi najpierw spróbować rozmówić się z Elizabeth. Należało jej się to.

– Przypuszczam, że pewnego dnia ujrzę twoje nazwisko na afiszach… albo będę kupował twoje płyty. – Mówił serio.

– Może kiedyś. – Teraz nie było to dla niej istotne. Myślała tylko o tym, jak bardzo będzie jej go brakowało. – Cieszę się, że znów się spotkaliśmy… mimo wszystko… warto było. – Nawet dla tych kilku dni złudzeń. Przynajmniej zobaczyła go. Obejmował ją. Czuła go blisko siebie. Powiedział, że ją kocha.

– Nie wiem, jak możesz teraz mówić coś takiego. Czuję się okropnie… szczególnie, że dowiedziałaś się o moich zaręczynach z gazety.

Wzruszyła ramionami. Nie miało to teraz żadnego znaczenia. Może nic nie miało znaczenia. Od początku do końca istniał tylko w marzeniach… ale były to przyjemne marzenia. Znów, choć próbowała się opanować, zaczęła płakać. Jak trudno powiedzieć mu "do widzenia", ze świadomością, że już nigdy go nie zobaczy.

– Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwy.

– Ja też. – Ale w jego tonie nie usłyszała nawet cienia pewności. – Obiecaj, że zadzwonisz, kiedy będę ci potrzebny. Mówię poważnie, Crystal. – Wiedział, że nie miała teraz nikogo poza Websterami, a oni nie mogli jej wiele pomóc.

– Nic mi się nie stanie. – Uśmiechnęła się, powstrzymując łzy. – Wiesz, że jestem dzielna.

– Tak… wiem… Wolałbym, żebyś nie musiała się na to zdobyć. Zasługujesz, by zaopiekował się tobą ktoś naprawdę wyjątkowy. – Chciał dodać "i pragnąłbym być tą osobą", ale zabrzmiałoby to zbyt okrutnie i banalnie. Wiedział, że powiedzieli sobie już wszystko. – Do widzenia, Crystal. Kocham cię. – W oczach miał łzy. Ledwo dosłyszał, jak szepnęła:

– Ja ciebie też, Spencerze… – Połączenie zostało przerwane. Wiedział, że stracił Crystal. Na zawsze.

Napisał do niej raz, ale otrzymał list z powrotem nie odpieczętowany. Pomyślał, że może się wyprowadziła, choć w głębi serca czuł, że nie zmieniła adresu. Zachowała jedynie dość rozsądku, by nie rozpoczynać czegoś, co od samego początku skazane było na niepowodzenie. Wiedziała, że musi wymazać go z pamięci. Nie przyszło jej to łatwo. Okazało się równie trudne, jak opuszczenie ranczo i doliny, ale zmusiła się, by spróbować o nim zapomnieć. Nie chciała nawet śpiewać piosenek, które wykonywała tamtego wieczoru, kiedy on słuchał. Każdy poranek, każdy dzień, każda noc, każda piosenka, każdy zachód słońca przypominał jej Spencera. Wciąż o nim myślała. W przeszłości miała tylko marzenia, przez chwilę łudziła się, że to coś więcej, i teraz cierpiała nieskończenie mocniej. Znała dokładnie kolor jego oczu, zapach włosów, miękkość ust, dotyk rąk, barwę głosu. I teraz o wszystkim musiała zapomnieć. Miała przed sobą całe życie i nikogo, kogo mogłaby kochać. Ale posiadała dar niebios, o którym często mówiła jej pani Castagna, a Pearl przypominała, że nadal czeka na nią Hollywood. Lecz teraz, kiedy zabrakło Spencera, życie straciło sens.

Загрузка...