Nazajutrz Spencer i Crystal objechali prawie całe ranczo. Część ziemi leżała odłogiem. Od jakiegoś już czasu nie miał jej kto uprawiać. Tylko winnice były w jakim takim stanie. W czasie swej inspekcji minęli dwóch Meksykanów pracujących przy winnej latorośli.
Pływali w strumieniu, tak jak Crystal w dzieciństwie, a potem siedzieli owinięci w koce, przytuleni do siebie. Crystal śpiewała piosenki, które kiedyś nucili razem z ojcem. W pewnej chwili ogarnęło ją poczucie winy. Ktoś mógłby pomyśleć, że nie potrafi nawet uszanować śmierci matki. Ale to wcale nie było tak. Dla niej matka umarła już dawno temu. Teraz Crystal po prostu cieszyła się ostatnim prezentem, otrzymanym od ojca.
Wrócili do domu. Crystal nastawiła stary imbryk. Przypomniała sobie postać babki w czystym, białym fartuchu. Podzieliła się ze Spencerem kilkoma wspomnieniami z wczesnego dzieciństwa. Słuchał jej jak urzeczony. W końcu zaczęli mówić o Waszyngtonie i o tym, kiedy Spencer zamierza wrócić do swego domu.
– Co z Elizabeth? – Oboje zdawali sobie sprawę z tego, że musi w końcu coś postanowić. Choć jeśli wystarczająco długo zostanie z Crystal, wszystko samo się rozwiąże. Nie potrafił sobie wyobrazić rozstania z nią. Oboje wiedzieli, że nie pali się do wyjazdu. Z Elizabeth nie widział się trzy miesiące i spodziewał się, że przy niewielkim nacisku z jego strony w końcu otrzyma rozwód. Fakt, że rzucił wszystko i pojechał do Kalifornii, był dla Elizabeth bolesnym policzkiem. Crystal pragnęła, by Spencer z nią został. Chciała jednak, żeby sam podjął decyzję. Nie zgodziłaby się, aby dla niej zrezygnował z życia w Waszyngtonie, jeśli mu ono odpowiadało.
Poprzedniego dnia dowiedziała się, że dochody z ranczo wystarczają na jego utrzymanie. Będzie więc mogła jakoś tu egzystować, ale w porównaniu z Elizabeth nie mogła Spencerowi dać nic. Jedynie miłość.
Po południu Spencer zadzwonił do senatora. Crystal akurat zmywała naczynia. Kiedy usłyszała, że Spencer odkłada słuchawkę, uniosła wzrok. Uśmiechnęła się i wytarła ręce o nowe dżinsy, które sobie kupiła.
– Z kim rozmawiałeś?
Spojrzał na nią. Ostatnio spotykały ich w życiu dziwne rzeczy. Młody senator z Kalifornii uważnie śledził proces Crystal i właśnie zaproponował Spencerowi, by pracował dla niego. Miał nadzieję, że Spencer wkrótce wróci do Waszyngtonu. Chciał mu powierzyć odpowiedzialne stanowisko, związane z prowadzeniem kampanii wyborczej. Spencer po raz pierwszy otrzymał propozycję, której nie zawdzięczał sędziemu Barclayowi.
– Czy odpowiada ci taka praca? – spytała go Crystal, kiedy jej wszystko opowiedział. Było to bardzo prestiżowe stanowisko i Spencer wiedział, że wprost wymarzone dla niego, ale nie chciał wracać do Waszyngtonu. Wolał zostać z Crystal w Dolinie Alexander.
– To dokładnie takie zajęcie, jakiego szukałem sześć miesięcy temu. Wtedy oddałbym za nie wszystko. – Usiadł na jednym ze starych krzeseł. Crystal nalała mu kawy. – Ale teraz nie wiem. Chyba wolę zostać tutaj z tobą. – Pociągnął ją za rękę i posadził sobie na kolanach. Patrzył na nią, nie mogąc wciąż wyjść z podziwu nad ofertą senatora.
– Co mu powiedziałeś? – Przyjrzała mu się badawczo. Musiała się dowiedzieć, co jest dla niego najlepsze i czego naprawdę pragnie.
– Że zadzwonię do niego w przyszłym tygodniu, po powrocie do domu.
Senator leci do Waszyngtonu jutro po południu. Nadal nie mogę uwierzyć, że mówił poważnie, ale najwidoczniej serio traktuje swoją propozycję. – Dopiero co los dla nich obojga był tak niełaskawy, a oto nastąpiła cudowna odmiana. – Ale cóż to oznacza dla nas? Pojechałabyś ze mną? – Prawie zapomniał o Elizabeth. W tej chwili liczyła się tylko Crystal.
– To teraz nieistotne. O wiele ważniejsze pozostaje pytanie, co to oznacza dla ciebie.
Napił się trochę aromatycznej kawy. Spojrzał w zamyśleniu na Crystal i przyznał, że zawsze marzył o takiej pracy. Nagle otworzyły się przed nim możliwości zrobienia kariery politycznej. Ale było już za późno. Teraz miał Crystal. Nie chciał jej utracić, nawet dla takiego stanowiska, jakie mu właśnie zaproponowano.
Słuchając Spencera, rozprawiającego o świecie wielkiej polityki, domyśliła się, ile to dla niego znaczy. Wiedziała również, że mając za żonę Elizabeth, świetnie sobie poradzi. Tymczasem gdyby związał się z nią, z kobietą, oskarżoną o zabójstwo Erniego, pogrzebałby wszystkie nadzieje. Taki skandal zniszczyłby Spencerowi karierę i co by mu pozostało? Życie farmera. A nie nadawał się do tego. Był stworzony do większych rzeczy. Tego wieczoru, kiedy położyli się do łóżka, Crystal była dziwnie milczącą. Spencer zastanawiał się, co ją trapi, i pomyślał, że może wspomnienia związane z tym domem, smutnym i zniszczonym, zupełnie jak jej matka tuż przed śmiercią. Panowała tu żałobna atmosfera. Zmieniała się dopiero wtedy, kiedy się wyszło przed dom i oglądało majestatyczne piękno doliny.
– O czym myślisz? – Pogłaskał ją po włosach i przytulił mocniej.
Uśmiechnęła się do niego smutno. Leżeli na wąskim łóżku, które kiedyś Crystal dzieliła z Becky.
– Myślę, że najwyższa pora, byś wrócił do Waszyngtonu i stawił czoło wyzwaniu. – Było to z jej strony ogromne poświęcenie, ale wiedziała, że musi się na nie zdobyć.
– Nie chcę się z tobą rozstawać. Oboje dość już przeszliśmy w życiu. Zasłużyliśmy sobie na nagrodę.
Wsparła się na łokciu i spojrzała na niego.
– Jesteś stworzony do czegoś więcej, niż gospodarowanie na jakimś starym ranczo – stwierdziła z pełnym przekonaniem. Nie chciał jej jednak słuchać.
– A ty? Nie bądź śmieszna. Trzy miesiące temu byłaś gwiazdą filmową, a teraz spójrz na siebie. Wróciłaś do punktu wyjścia.
– To zupełnie co innego, Spencerze. – Pocałowała go w czubek nosa. – W moim przypadku była to tylko dziecinna zabawa. Natomiast ty zajmujesz się ważnymi sprawami. Pewnego dnia zostaniesz wielkim człowiekiem. Kto wie, może nawet będziesz się ubiegał o fotel prezydenta. – Ale nie wtedy, kiedy pozwoli mu zamieszkać na ranczo i poślubić morderczynię. Przez nią straciłby wszystko. Nie zamierzała do tego dopuścić. Musi go nakłonić do powrotu do Elizabeth. Potrzebował właśnie takiej żony, jak ona. – Chcę, byś wrócił do domu.
– Dlaczego? – Spojrzał na nią ze zdumieniem. – Jak możesz w ogóle coś takiego mówić?
– Bo twoje miejsce jest w Waszyngtonie. Jeszcze wszystko przed tobą. Musisz spotykać ludzi, dzielić idee z tymi, którzy cię potrzebują. Ja już dostałam od życia to, co mi się należało. Dobrze się bawiłam, choć musiałam później zapłacić wysoką cenę. Nie chcę już wracać do tamtego świata. Ale ty to co innego. – Widziała wyraz jego oczu po rozmowie z senatorem. Nie mogła go pozbawić tego, czego tak gorąco pragnął. Wiedziała też, że gdyby go teraz zatrzymała, pewnego dnia znienawidziłby ją za to.
– I co? Mam zostawić cię tutaj samą? Dlaczego nie chcesz jechać ze mną? – Spojrzał na nią błagalnie.
– Do Waszyngtonu? – Uśmiechnęła się.
– A czemu nie?
– Bo w jednej chwili zniszczyłabym ci życie. Nieważne, jak bardzo cię kocham. Pamiętaj, jakie odium spadło na mnie. Spencerze, zostałam oskarżona o zabójstwo. Ława przysięgłych doszła do wniosku, że zabiłam w obronie własnej. Nie orzekli jednak, że tego nie zrobiłam. Dobrze wiesz, że w dniu, w którym pojawiłabym się w Waszyngtonie, skończyłaby się twoja kariera. – Nie pojadę tam. – Przytulił Crystal z całych sił, zdjęty nagle panicznym strachem, że ją straci.
Przeraziły go słowa, które wypowiedziała w ciemnym pokoju.
– Nie pozwolę ci tu zostać.
– Dlaczego nie?
– Bo to by cię zniszczyło.
Nic nie odpowiedział. Kiedy Crystal usnęła, leżał, wsłuchując się w oddech ukochanej. Wiedział, że gdyby ją zostawił, umarłby. A przynajmniej umarłaby jego dusza. Na zawsze. Nazajutrz powróciła do tego tematu i była nieugięta. Postanowiła za wszelką cenę skłonić Spencera do wyjazdu, nawet gdyby miała wyznać, że go nie kocha. Ostatecznie okazało się, że nie musi się posuwać aż tak daleko. Powiedziała mu po prostu, że nie jest jeszcze gotowa, by zamieszkać z nim na stałe. Chciała trochę pobyć na ranczo sama, bez względu na to, jaką mogłaby mu się wydać niewdzięcznicą. Miała dwadzieścia cztery lata, ale po tym, co przeszła, nie chciała jeszcze myśleć o małżeństwie. Stwierdziła, że musi jakiś czas w samotności pomyśleć o sobie, ale nie uwierzył jej. Przypomniał sobie, jak półtora roku temu zadzwoniła do niego i chcąc uchronić go przed Erniem oświadczyła, że już go nie kocha. Kiedy wracali znad strumienia, wyglądał na kompletnie załamanego.
– Dlaczego chcesz tu zostać?
– Po prostu jest mi to teraz potrzebne. Chyba mam prawo być sama i robić to, na co mam ochotę? – Spencer sprawiał wrażenie dotkniętego jej słowami do żywego. Crystal przez całą noc siłą powstrzymywała łzy. Przez kilka dni próbował z nią dyskutować, ale pozostała nieugięta. Po tygodniu męczarni wiedziała, że go przekonała. Zamierzał przyjąć propozycję nowej pracy w Waszyngtonie, ale oświadczył, że będzie często ją odwiedzał. Zdawała sobie sprawę z tego, jakim zakończyłoby się to skandalem, więc przysięgła sobie, że mu na to nie pozwoli. Musiała postępować zdecydowanie. Doskonale wiedziała, że jakiekolwiek kontakty z nią zniszczyłyby Spencerowi karierę. Była jak napiętnowana. Gdyby Spencer nie miał przed sobą tak wspaniałych perspektyw, może inaczej by to wszystko wyglądało. Za każdym razem, gdy mówił o swej nowej pracy dla senatora z Kalifornii, wyraźnie się ożywiał. Nie wolno jej było stanąć Spencerowi na drodze. Pewnego dnia mógł dokonać wielkich rzeczy i nie chciała mu w tym przeszkodzić. Wiedziała też, że jego miejsce jest przy Elizabeth, bez względu na to, jak przekonująco starał się dowieść Crystal, że się myli. Na myśl o tym, że odda go tamtej, czuła się jak matka porzucająca niemowlę na progu czyjegoś domu.
Wreszcie nadszedł dzień rozstania. Całowali się długo i żarliwie w blasku zachodzącego słońca. Spencer prosił, by pojechała z nim, ale do samego końca pozostała nieugięta. Zgodził się wreszcie ją opuścić pod warunkiem, że wkrótce wróci. Crystal stała wyprostowana, machając, jakby żegnała się z nim tylko na krótko, choć wiedziała, że nie pozwoli Spencerowi tu przyjechać. To zbyt ryzykowne. Kiedyś jeszcze będzie jej za to wdzięczny. Po jego odjeździe leżała na łóżku i płakała jak bóbr. Myślała, że serce pęknie jej z bólu. Znów została sama, ale choćby umierała z miłości, nie pozwoli mu wrócić. Uwolniła go od siebie. Tylko tyle mogła mu dać. Całą resztę – jej serce, duszę, ciało – miał już od dawna.