Rozdział szesnasty

Crystal poznała Harry'ego po dwóch tygodniach pracy w jego restauracji. Robota była ciężka, ale otrzymywała za nią godziwą zapłatę, a prócz tego sute napiwki. Wszyscy odnosili się do niej życzliwie, wielu z nich, domyślając się, że jest jeszcze bardzo młoda, roztaczało nad nią opiekuńcze skrzydła i traktowało prawie jak córkę. Po raz pierwszy od śmierci ojca spotkała się z taką sympatią i serdecznością. Nagle jakby rozkwitła. Nikt na nią nie krzyczał, nikt nie miał do niej pretensji. Cały czas nuciła sobie półgłosem, a kiedy pojawiała się w pracy, jej oczy tryskały szczęściem. Harry dużo o niej słyszał i ciekawiło go, jak wygląda dziewczyna, o której wszyscy mówili, że jest świetna. Był pewien, że koloryzują, ale gdy ją ujrzał, natychmiast zorientował się, że nie przesadzali, Jakiś czas obserwował ją z daleka, potem Crystal widziała, jak rozmawiał z Pearl, ale nie miała czasu zastanawiać się, co mówili. W pewnej chwili Pearl skinęła na nią i nagle Crystal ogarnął dziwny niepokój. Pomyślała, iż Harry dowiedział się, że Crystal nie ma jeszcze osiemnastu lat, i postanowił ją wyrzucić z roboty.

Podeszła do stolika, przy którym siedzieli Harry i Pearl.

– Crystal, to Harry. Nasz szef. – Uścisnęła mu rękę. W środku cała się trzęsła ze strachu, ale jej uśmiech nie zdradzał niepokoju, który czuła. Harry patrzył na nią urzeczony. Była jeszcze piękniejsza, niż mówiono. Wprost nie mógł oderwać od niej oczu.

– Dzień dobry panu. – Miała głęboki, śpiewny głos i urodę zapierającą dech w piersi.

– Słyszałem, że nieźle sobie dajesz radę. – Nie zdradził, jak bardzo mu ją chwalono. – Podoba ci się tutaj?

– Tak. – Uśmiechnęła się nieśmiało do Pearl, która spoglądała na nią dumna jak paw. Poświęcała jej wiele uwagi i czasami traktowała Crystal jak własną córkę.

– Podobno umiesz trochę śpiewać? – zapytał ostrożnie, bo nie chciał w niej przedwcześnie wzbudzić nadziei. – Myślałaś kiedyś o występach publicznych? – Crystal potrząsnęła głową – Sądzę, że mogłoby ci się to spodobać. – Crystal zawahała się nieco. Hari spojrzał na Pearl. – Pearl trochę by cię podszkoliła. Wystąpiłabyś któregoś wieczoru przed naszymi gośćmi i zobaczyłabyś, czy ci to odpowiada. – Starał się przybrać obojętny ton głosu, by jej nie spłoszyć. Ale miał już pewien plan. Przez ostatnie pół godziny omawiał go z Pearl. To jawne marnotrawstwo, by dziewczyna z taką urodą latała z półmiskami między kuchnią a stolikami.

– Jesteś gotowa spróbować? – Spojrzał zachęcająco i Crystal poczuła ogarniające ją podniecenie. Ubóstwiała śpiewać i na myśl o tym, że mogłaby występować przed gośćmi lokalu, przeszył ją dreszcz emocji. Najchętniej uściskałaby Harry'ego za tę propozycję, ale skinęła jedynie głową, starając się nie zdradzać swego wzruszenia.

– Tak. – Nagle roześmiała się cicho, gardłowo. – A co będzie, jeśli obrzucą mnie zgniłymi jajkami?

– Wtedy szybciutko wyprowadzimy cię z estrady. – Uśmiechnął się. Był miłym facetem i Crystal z miejsca go polubiła. – No to jak, godzisz się, by Pearl wystąpiła w roli twojej nauczycielki? Nieźle śpiewa i wspaniale tańczy, a przynajmniej tańczyła, póki nie złamała nogi w kostce. – Poznał ją dawno temu, kiedy pracowała w Fox Theater. Przez kilka lat byli kochankami. U siebie zatrudnił ją dużo później, kiedy przestała już tańczyć. Po wypadku mogła jedynie pracować jako kelnerka. Dał jej pracę, bo wciąż czuł do niej słabość. Uwidaczniało się to w sposobie, w jaki na nią patrzył i mówił o jej umiejętnościach tanecznych. – To co, umowa stoi?

– Tak – wyrzuciła z siebie jednym tchem, uśmiechając się do Pearl. Zastanawiała się, co się stanie, kiedy uznają, że nie nadaje się do nowej roli. Zaczekała, aż Harry się oddali, po czym spytała Pearl: – Sądzisz, że dam sobie radę? – Bardzo chciała, by jej się udało. Pearl skinęła głową w zamyśleniu. Przez moment zastanawiała się, czy przypadkiem Harry nie zakochał się w Crystal. Nie zrobiła nic, by go ośmielić. Ale była taka piękna, że nie musiała uciekać się do żadnych sztuczek.

– Nie martw się tym. Poradzisz sobie. A kiedy ludzie usłyszą twój śpiew, potracą głowy. Nauczę cię kilku trików i kroków tanecznych. Zobaczysz, że wszyscy oszaleją na twoim punkcie. Przyjdź jutro o drugiej, to trochę sobie poćwiczymy. – Spojrzała na dziewczynę, zazdroszcząc jej młodości. Ale zbyt lubiła Crystal, by ją za to znienawidzić.

– Jesteś gotowa poświęcić mi swój prywatny czas? – Crystal spojrzała na nią z wdzięcznością, a Pearl roześmiała się wesoło.

– Oczywiście. To dla mnie czysta przyjemność. – Wzruszyła ramionami i dodała uśmiechając się melancholijnie: – Dla Harry'ego zrobię wszystko.

Nazajutrz Crystal przyszła wcześniej do pracy. Pearl pokazała jej kilka prostych kroków. Crystal była pod silnym wrażeniem gibkości i gracji jej ruchów.

– Jesteś dobra – oświadczyła, nie kryjąc podziwu. Pearl wzruszyła się, ale potrząsnęła smutno głową.

– O, nie. Kiedyś nieźle tańczyłam. Ale po złamaniu nogi lekarze źle nastawili mi kość i skończyła się moja kariera. Zresztą byłam zwykłą girlaską.

Przez godzinę kręciły się na małej estradzie. Pearl pokazała Crystal, jak się poruszać, jak trzymać mikrofon, jak wykonywać całym ciałem lekkie ruchy w takt muzyki. Potem poprosiła ją, by usiadła na krześle obok fortepianu.

– Teraz posłuchajmy twojego śpiewu. Tego nie muszę cię uczyć. No, zaczynamy. Zaśpiewaj coś, co lubisz najbardziej.

Crystal zdecydowała się na ulubioną piosenkę swego ojca. Pearl zagrała ze słuchu, a Crystal dała się porwać melodii. Początkowo śpiewała cicho, z wahaniem, wyraźnie skrępowana. W pewnej chwili owładnęły nią wspomnienia o ojcu i własnym dzieciństwie i w jej głosie dało się słyszeć ból i wzruszenie. Zamknęła oczy. Kiedy skończyła, po policzkach płynęły jej łzy. Pearl siedziała i wpatrywała się w nią, oniemiała z zachwytu. Nawet nie przypuszczała, że Crystal tak pięknie śpiewa. Miała silny i dźwięczny głos, zdolny podbić słuchaczy.

– Jezu. Nie wiedziałam, że potrafisz tak śpiewać. Powinnaś jechać do Los Angeles i nagrać płytę.

Crystal wzruszyła ramionami i otarła łzy z policzków.

– Może kiedyś. – Ale sama niezbyt w to wierzyła. Pearl kazała jej obiecać, że następnego dnia znów przyjdzie wcześniej, by poćwiczyć pod jej kierunkiem.

Wieczorem Pearl powiedziała Harry'emu coś, co sprawiło mu wielką przyjemność.

– Crystal to prawdziwy skarb. Nie zdaje sobie sprawy z tego, jaka jest dobra. Nic jej nie mówiłam, bo nie chcę dziewczyny spłoszyć, ale ma ogromny talent. Taki głos może przyprawić o zawrót głowy. Wystarczy go trochę podszkolić, a pewnego dnia będzie z Crystal prawdziwa gwiazda. Zresztą sam się przekonaj.

Harry wyraźnie się ucieszył. Nazajutrz cichutko wyszedł ze swojego gabinetu, by posłuchać śpiewu Crystal. Tym razem również na jego policzkach lśniły łzy. Wracając do siebie uśmiechał się uszczęśliwiony.

Pearl ćwiczyła z Crystal przez cały maj i część czerwca. Wreszcie obie doszły do wniosku, że wystarczy tych prób, Crystal przygotowała ponad dwadzieścia piosenek. Według Pearl wykonywała je dobrze i wzruszająco. Harry wiedział, że tego wieczoru Crystal po raz pierwszy wystąpi przed publicznością Stanął w głębi sali. Ogarnęło go nerwowe podniecenie. Człowiek tylko raz w życiu może spotkać kogoś tak utalentowanego.

– Powodzenia – szepnął, kiedy Crystal weszła na estradę w jasnoniebieskiej sukni, pożyczonej od Pearl.

Ostrożnie podeszła do mikrofonu, rzucając Pearl spojrzenie pełne obaw. Może nie powinna była wcale próbować? Czy to nie zuchwałość z jej strony? Ale Pearl pokazała jej znak zwycięstwa. Cały personel stał w kątach sali, czekając na występ Crystal. Kiedy rozbłysnął reflektor i rozległy się pierwsze takty muzyki, Crystal zapomniała o słuchaczach i zaczęła śpiewać, wkładając w to całe serce. Utworu z repertuaru Billie Holiday "God Bless the Child" wszyscy wysłuchali w skupieniu. Pearl nie przesadzała, oceniając talent Crystal. Dziewczyna okazała się nadzwyczajna. Obecni na sali poddali się sile i melodyjności jej głosu. Wycisnęła słuchaczom łzy z oczu. Kiedy rozległy się gromkie brawa, Crystal uświadomiła sobie, że tu jest jej miejsce. Śniła o tej chwili i oto ziściły się marzenia. Nie musiała wcale wyjeżdżać do Hollywood, wystarczyło to, czego zaznała tutaj.

Po występie Harry kupił butelkę szampana i zaprosił Crystal oraz Pearl, by wspólnie z nim oblały sukces. Wprost promieniał szczęściem.

– Myślałaś kiedyś, by zostać piosenkarką, jak dorośniesz?

– Nie, proszę pana. – Marzyła o karierze gwiazdy filmowej, ale nigdy – piosenkarskiej.

Poklepał ją po dłoni, nalał kolejny kieliszek wina musującego, mrugnął do Pearl, po czym zwrócił się z uśmiechem do Crystal:

– Mów mi Harry.

Siedziała z nimi i czuła mrowienie w całym ciele. Spełniły się jej sny i nagle zapomniała wszystkie krzywdy, których doznała w przeszłości. Kiedy tego wieczoru wracała do domu, czuła się niczym Kopciuszek. Nie była już tylko kelnerką. Była kimś. Była piosenkarką. Wspinając się po schodach do swego pokoju nadal się uśmiechała do siebie. Drzwi na parterze uchyliły się z głośnym skrzypieniem. Ukazała się w nich znajoma twarz. Pani Castagna obrzuciła dziewczynę gniewnym spojrzeniem. Lubiła udawać groźną, ale w głębi duszy czuła słabość do Crystal.

– Czemu jesteś taka zadowolona? Poznałaś jakiegoś chłopaka? – rozległ się jej donośny głos. Crystal przechyliła się przez poręcz i uśmiechnęła się wesoło.

– To coś ważniejszego… – Nie wiedziała, jak to ująć. – Dziś wieczorem zaczęłam robić coś nowego. – Uśmiechnęła się radośnie na wspomnienie występu u Harry'ego i nie kończących się oklasków, które nastąpiły potem.

Ale pani Castagna jeszcze bardziej sposępniała.

– Mam nadzieję, że nie jest to nic nieprzyzwoitego? – Odkąd Crystal zamieszkała u niej, kobieta sama z siebie zaczęła matkować dziewczynie. Crystal potrząsnęła głową i uśmiechnęła się do starszej pani.

– Oczywiście, że nie.

– A więc cóż to za nowe zajęcie?

– Dziś wieczorem pozwolili mi zaśpiewać – oświadczyła rozpromieniona. Zaskoczyła panią Castagna. Nigdy nie myślała, że Crystal może mieć talent. Była po prostu młodą, ładną dziewczyną, która podawała w jakimś lokalu do stolików. Terminowo płaciła czynsz, czasem przynosiła jej kwiaty.

– Jak to, zaśpiewać? – podejrzliwie spytała starsza pani.

– No wie pani, wystąpić w nocnym klubie.

– Nie wiem. Nie bywam w takich lokalach. – Nie ukrywała swej dezaprobaty dla nowego zajęcia Crystal. – Chodź tu i o wszystkim mi powiedz. – Crystal była zmęczona, ale nie miała serca odmówić. Zeszła wolno po schodach, kaskada jasnych włosów spływała jej na ramiona. Po występie przebrała się w swoje rzeczy, a błękitną suknię, pożyczoną od Pearl, powiesiła starannie w swej szafce w szatni.

Pani Castagna czekała u podnóża schodów. Crystal patrzyła na nią rozmarzonym, uszczęśliwionym wzrokiem. Wyglądała jak dziewczyna, która wróciła do domu ze swojego pierwszego w życiu balu.

– Panno Crystal Wyatt, nie podoba mi się ta mina. Do czego cię tam zmuszają?

– Do niczego mnie nie zmuszają. Pozwolili mi zaśpiewać na estradzie, pożyczyli mi na występ piękną suknię z niebieskiej satyny.

– No i jak ci poszło? – Pani Castagna zmrużyła oczy, jakby próbując wypatrzyć w twarzy Crystal coś nowego, ale ujrzała tylko szczęście.

– Myślę, że dobrze. Słuchacze sprawiali wrażenie zadowolonych.

Pani Castagna pokiwała głową, jakby zastanawiając się, czy dać wiarę słowom Crystal, po czym znów spojrzała na nią uważnie.

– Wejdź i pokaż, co potrafisz. – Odwróciła się na pięcie i przekroczyła próg swego małego mieszkanka, a Crystal podążyła za nią, uśmiechając się rozbawiona. Pani Castagna zajęła miejsce w ulubionym fotelu i spojrzała wyczekująco na Crystal. – Zaśpiewaj mi coś. Powiem ci, czy mi się podoba twój głos. – Crystal wybuchnęła śmiechem i usiadła na krześle.

– Nie mogę. To nie to samo co tam.

– Dlaczego? – Starsza pani wcale nie wyglądała na zbitą z tropu. – Ja też mam uszy. Śpiewaj.

Crystal znów się uśmiechnęła. Przypomniała jej się nagle własna babka. Minerva też lubiła słuchać, jak Crystal śpiewa, szczególnie podobały jej się w wykonaniu wnuczki hymny kościelne. Nade wszystko przedkładała "Amazing Grace".

– Czego chciałaby pani posłuchać? Moja babka lubiła "Amazing Grace". Jeśli sobie pani życzy, mogę zaśpiewać tę pieśń.

Ale pani Castagna miała bardziej wyrafinowany gust.

– Czy właśnie to śpiewałaś dziś wieczorem?

– Nie…

– Dobrze. A więc zaśpiewaj mi to samo. Czekam.

Crystal zamknęła na moment oczy, zastanawiając się, czy uda jej się spełnić żądanie pani Castagna, Zmusiła się do przypomnienia sobie, co czuła dziś wieczorem na estradzie… owo podniecenie… gorączkę… upojenie melodią… Zaczęła śpiewać jedną ze swych ulubionych ballad. Wieczorem wykonała ten utwór na zakończenie programu, przykuwając uwagę słuchaczy. Teraz też go zaśpiewała, bez blasku jupitera, bez akompaniamentu fortepianu, ubrana w prostą sukienkę. Okazało się to wszystko nieistotne. Liczyła się tylko ballada, jej słowa, które ukochała od najmłodszych lat. Na miejscu pani Castagna ujrzała ojca. Kiedy skończyła, dostrzegła łzy na policzkach pani Castagna. Wzruszyło ją to. Przez chwilę obydwie milczały. W końcu starsza pani powiedziała, kiwając głową:

– Dobrze śpiewasz… bardzo dobrze… nigdy się nie chwaliłaś, że masz taki piękny głos.

– Nigdy mnie pani o to nie pytała. – Crystal uśmiechnęła się do niej łagodnie. Znów poczuła zmęczenie jeszcze większe niż poprzednio. Emocje, wywołane wieczorną galą, zastąpiła słodka melancholia zabarwiona goryczą Pomyślała o ranczo, o ojcu, o czasach, kiedy śpiewała tylko dla niego. Pani Castagna spojrzała na nią i wyglądała, jakby się wszystkiego domyśliła. Wstała bez słowa i podeszła sztywnym krokiem do starego kredensu. Przez chwilę szukała w nim czegoś. Kiedy się odwróciła, w rękach trzymała butelkę i dwa kieliszki.

– Napijemy się wina. Trzeba uczcić ten wieczór. Kiedyś będziesz sławna.

Crystal roześmiała się, obserwując, jak kobieta otwiera do połowy opróżnioną butelkę. Pani Castagna trzymała to wino na wyjątkowe okazje. Crystal przeczytała na etykiecie, że to sherry.

– Masz śliczny głos. To dar niebios. Musisz go oszczędzać, bo jest bezcenny.

– Dziękuję. – Przez chwilę wydawało jej się, że wybuchnie płaczem. Wzięła kieliszek z hiszpańskim specjałem. Pani Castagna z poważną miną uniosła swój do góry.

– To szczęście móc tak śpiewać. Brawo, Crystal… Brawo!

– Dziękuję. – Stuknęły się kieliszkami. Pani Castagna wypiła łyk wina, rozkoszując się jego smakiem, i odstawiła kieliszek z sherry.

– Ile ci za to płacą?

– Nic. Chciałam powiedzieć, tyle co przedtem. Po prostu śpiewanie sprawia mi przyjemność… – Ogarnęło ją zakłopotanie. Nie chciała brać pieniędzy za to, co robiła z zamiłowania, ale przyznanie się do tego sprawiło, że poczuła się głupio.

– Dzięki tobie staną się bogaci. Ludzie będą zjeżdżali ze wszystkich stron, by posłuchać twego śpiewu.

– Tak czy inaczej przychodzą do restauracji. – Crystal zarumieniła się, czując na sobie przenikliwy wzrok starszej kobiety. Pani Castagna znów uniosła kieliszek i wypiła łyk sherry.

– Powiedz im, że chcesz podwyżki. Masz głos jak anioł. – Crystal uważała to za grubą przesadę, ale musiała przyznać, że publiczności spodobał się jej śpiew. – Słyszysz? Powiedz im, że chcesz teraz dostawać o wiele więcej pieniędzy. Prawdziwych pieniędzy, a nie jakichś ochłapów. Pewnego dnia staniesz się sławna. Wspomnisz moje słowa. – Obserwowała, jak Crystal dopija sherry. Rozmawiała z nią tak jak z którąś ze swoich wnuczek, choć oczywiście żadna z nich nie była tak utalentowana jak Crystal. W pewnej chwili spojrzała na nią łagodnie. – Zaśpiewasz mi jeszcze kiedyś?

– Kiedy tylko będzie sobie pani życzyła, pani Castagna.

– Dobrze. – Wstała z zadowoloną miną. – A teraz uciekaj do siebie. Jestem zmęczona.

– Dziękuję za wino – powiedziała cicho Crystal. Opanowała ją przemożna chęć pocałowania staruszki. Już tak dawno nikogo nie całowała ani nikt nie przytulił jej do serca… chyba od śmierci ojca… albo odkąd opuściła domek Websterów w dolinie. Ale starsza pani spoglądała na nią poważnie i w jej oczach nie widać było zachęty do podobnej poufałości. – Dobranoc… i jeszcze raz dziękuję.

– Marsz do łóżka…! – Pogroziła jej laską. – Dbaj o swój głos… musisz teraz dużo odpoczywać! – Crystal roześmiała się, powiedziała pani Castagna dobranoc i cicho zamknęła za sobą drzwi. Wolno poszła na górę. Kiedy się rozbierała, myślała o starszej pani. Ta z pozoru szorstka kobieta była w rzeczywistości niezwykle dobra. Crystal bardzo ją polubiła. Potem przypomniała sobie życzliwość Pearl. Zgasiła światło i leżąc w łóżku, myślami powróciła do doliny. Po tym wieczorze pełnym emocji ogarnęła ją nagle ogromna tęsknota za domem. Zamknęła oczy i przypomniała sobie pewien odległy dzień… kiedy siedziała na huśtawce… i rozmawiała ze Spencerem. Od ich ostatniego spotkania upłynęły dwa lata. Ciekawa była, gdzie Spencer teraz jest i czy ją jeszcze pamięta. Wydawało się to mało prawdopodobne, ale zasnęła ze świadomością, że ona nie zapomni go nigdy.

Загрузка...