Rozdział trzydziesty pierwszy

Szóstego września Spencer i Elizabeth razem z Barclayami odlecieli do Waszyngtonu. Ostatni tydzień był dla Spencera bardzo trudny. Napięcie między młodymi małżonkami stało się nie do wytrzymania. Elizabeth udawała, że wszystko jest w porządku, zdecydowana ciągnąć ich iluzoryczny związek. Spencer nie wiedział, jak przeprowadzi z nią decydującą rozmowę, ale za miesiąc chciał być już znów w Kalifornii, razem z Crystal. Zamierzał ponownie poruszyć z Elizabeth temat rozwodu, kiedy tylko dotrą do Georgetown. Jej opór w tej kwestii całkowicie go zaskoczył. Oboje z Crystal okazali dużą naiwność, sądząc, że ich partnerzy chętnie przystaną na zerwanie dotychczasowych związków. Spencera zaprzątała teraz jedna myśl: jak skłonić Elizabeth do zgody na rozwód.

Kiedy wrócili do Waszyngtonu, Elizabeth była tak zajęta spotkaniami ze swymi przyjaciółmi i tak pochłonięta swoją pracą zawodową, że prawie wcale jej nie widywał. Wynajęła pomoc domową do gotowania i sprzątania. Spencer odnosił wrażenie, że są zapraszani na wszystkie przyjęcia wydawane w mieście. Czuł się tak, jakby dzień i noc tonął w morzu ludzi. Za każdym razem, kiedy próbował porozmawiać z Elizabeth, zgrabnie unikała tematu rozwodu. W końcu pewnego dnia nie wytrzymał i wybuchnął podczas śniadania. Elizabeth właśnie go powiadomiła, że przyjęła zaproszenie rodziców na lunch. Pomyślała, że Spencer chętnie zagra z jej ojcem w golfa.

– Na litość boską, Elizabeth, nie sposób tak dłużej żyć. Nie możesz udawać, że wszystko jest w porządku.

– Spencerze, przedstawiłam ci już moje stanowisko w tej sprawie. Uważam, że ślub bierze się raz na całe życie. W tej sytuacji radzę, byś przestał narzekać i zaczął dostrzegać plusy naszego związku. – Spojrzała na niego zimno. Była jak zawsze opanowana, co doprowadzało go do szaleństwa.

Usiadł i przesunął dłonią po włosach typowym dla siebie gestem, do którego nie mogła się przyzwyczaić. Mówiąc prawdę, drażnił ją. Ale nie widziała przeszkód, by zaakceptować wszystko. Był jej mężem i mieli przed sobą wspólne życie.

– Musimy porozmawiać – stwierdził stanowczo. Doceniał to, co dla niego uczyniła. Ale pragnął czegoś innego. Teraz już wiedział na pewno. Nie chciał utrzymywać związku, który był tylko udawaniem na użytek innych.

– O czym chcesz rozmawiać? – spytała lodowatym tonem. Miała serdecznie dosyć jego trudności z przystosowaniem się do nowej sytuacji. Według niej osiągnął wszystko, o czym tylko mógł marzyć. Miał ładny dom, gosposię, czekającą z obiadem, interesującą żonę, wpływowych teściów. Ale Spencer widział to inaczej. Zupełnie inaczej.

– Musimy porozmawiać o naszym małżeństwie.

Spojrzała na niego lodowato. Nie była zainteresowana kontynuowaniem dyskusji sprzed kilku tygodni. Nie zamierzała dać mu rozwodu i Spencer musi się z tym pogodzić.

– Nie mamy sobie nic do powiedzenia na ten temat.

– Wiem – odparł ponuro. – I właśnie na tym polega nasz problem.

– Problemem jest twoja bezsensowna walka. Kiedy jej zaprzestaniesz, od razu wszystko się ułoży. Spójrz na moich rodziców. Myślisz, że nigdy nie przeżywali kryzysów? Jestem pewna, że też przechodzili ciężkie chwile. Ale jakoś przezwyciężyli trudności. I nam też się uda, jeśli pogodzisz się z istniejącym stanem rzeczy i spróbujesz się do niego dostosować. – W tonie jej głosu nie było ani odrobiny współczucia.

– W istocie nie jesteśmy małżeństwem – powiedział Spencer, siląc się na spokój.

– Nie zgadzam się z tobą – odparła, wyraźnie zła. Była już zmęczona wałkowaniem tego tematu.

– Nie kochamy się. Nigdy się nie kochaliśmy. Czy nie ma to dla ciebie żadnego znaczenia?

– Oczywiście, że ma. Ale z czasem pojawi się i miłość – oświadczyła niefrasobliwie, czym jeszcze bardziej go rozwścieczyła.

– Kiedy? Kiedy według ciebie pojawi się miłość, Elizabeth? Kiedy będziemy mieli po sześćdziesiąt pięć lat, niczym emerytura lub premia? Albo istnieje od samego początku, albo jej nie ma. Próbowałem sobie wmówić, że się kochamy, ale tylko się oszukiwałem. Chciałem, byśmy rozstali się zaraz po zaręczynach, i powiedziałem ci o tym. Pozwoliłem ci się przekonać, że jakoś to będzie, i wiem, że popełniłem ogromne głupstwo. Nie było to fair ani wobec mnie, ani wobec ciebie. Teraz płacimy cenę za twój cholerny upór.

– Jaką niby cenę ty płacisz? – W końcu wyprowadził ją z równowagi. – Cenę wygody, posiadania żony, z której możesz być dumny, i teścia, który należy do czołowych osobistości w kraju?

– Dobrze wiesz, że dla mnie to wszystko jest guzik warte.

– No, nie jestem tego taka pewna. Jeśli mnie nie kochałeś, to w takim razie czemu się ze mną ożeniłeś? – Było to bardzo dobre pytanie.

– Wmówiłem sobie, że cię kocham. Pomyślałem, że wszystko się jakoś ułoży. Ale nie ułożyło się i musimy spojrzeć prawdzie w oczy.

– Ty spójrz prawdzie w oczy. Ty to rozwiąż. To wyłącznie twój problem. Cały czas tylko narzekasz. Pora, byś wziął się w garść i coś z tym wszystkim zrobił.

– Do jasnej cholery, właśnie próbuję! – Walnął pięścią w stół. Miał ogromną ochotę czymś w nią rzucić. – Chcę się rozwieść, byśmy obydwoje uwolnili się od siebie i mogli zacząć żyć jak ludzie.

– Nic z tego, Spencerze. Jesteśmy małżeństwem i małżeństwem pozostaniemy. Na dobre i złe, póki śmierć nas nie rozdzieli. Więc przestań biadolić i pogódź się z sytuacją. Rusz tyłek, poszukaj pracy. Możesz robić, co chcesz, ale zapamiętaj sobie jedno: nie dam ci rozwodu. – Słuchając jej poczuł ogarniającą go rozpacz. Pragnął jedynie wrócić do Kalifornii, do Crystal.

– Uważasz, że jak długo będziemy mogli to ciągnąć?

– Do końca życia. Tylko od ciebie zależy, czy przyjdzie nam to łatwiej, czy trudniej.

– Nie pragniesz czegoś więcej? Bo ja tak. Chcę żyć z kimś, z kim mógłbym porozmawiać. Z kimś, kto pragnie tego samego co ja. Miłości, szczęścia i dzieci. – Miał prawie łzy w oczach. – Elizabeth, chcę być szczęśliwy.

– Ja też. – Spojrzała na niego zimno. Nagle przez głowę przebiegła jej pewna myśl. Nigdy dotąd nie zastanawiała się nad tym, ale nadal pamiętała sposób, w jaki patrzył na tę dziewczynę w nocnym klubie owego wieczoru nazajutrz po przyjęciu zaręczynowym wydanym w San Francisco. Dwa dni później oświadczył, że nie chce się z nią żenić. – Spencerze – spytała, patrząc mu prosto w oczy – czy masz kogoś? Nie mógł jej tego powiedzieć. To nie należało do tematu. Problem polegał na tym, że popełnili błąd, i teraz musieli go jakoś naprawić. To, co zaszło potem, nie miało żadnego związku ze sprawą.

– Nie. – Postanowił zataić przed nią wszystko. Nie chciał mącić całego obrazu.

– Na pewno? – Znała go lepiej, niż mu się wydawało. Potrząsnął głową, zdecydowany okłamać ją, ale nie powiedzieć nic na temat Crystal.

– To nie ma żadnego znaczenia. Mówimy o naszym małżeństwie, które jest niewypałem i nic tego nie zmieni. – Widać było, że Elizabeth ledwo nad sobą panuje. Nagle domyśliła się wszystkiego.

– Właśnie, że ma znaczenie. Chcę wiedzieć, czy masz kogoś.

– Czy to by coś zmieniło? – Przyjrzał jej się uważnie.

– Powtarzam, że i tak nie zgodzę się na rozwód. Ale to by wiele wyjaśniło. Sądzę, że wszystkie głupstwa, które wygadujesz, mają w rzeczywistości na celu ukrycie prawdziwej przyczyny. Czy się mylę?

– Powiedziałem ci, że nie o to chodzi.

– Nie wierzę.

– Elizabeth, proszę, bądź rozsądna. – Co miał jej powiedzieć? Że jest ktoś inny? Że spotkał najpiękniejszą dziewczynę, jaką kiedykolwiek widział, i że zakochał się w niej, kiedy jeszcze miała czternaście lat? A teraz chcą się pobrać?

– Ojciec postanowił dziś przedstawić cię kilku ważnym osobom – oświadczyła, ignorując wszystko, o czym przed chwilą rozmawiali. – Uważam, że powinniśmy iść na ten lunch.

– Na litość boską, rozmawiamy o naszej przyszłości. Czemu jesteś głucha na głos rozsądku?

– Twój głos rozsądku radzi ci tylko jedno: rozwód. Ja mam inne zdanie. I nie dam ci rozwodu. Po prostu nie i już. Nie pozwolę, byś wystawił mnie na pośmiewisko. Nie będę rozwódką. Będę mężatką. – Zawsze chciała zostać jego żoną i dopięła swego. Prawie. Ale według Elizabeth człowiek nigdy nie może osiągnąć w życiu wszystkiego, o czym marzy. Musi się zadowolić tym, co ma. Wystarczało jej to, co osiągnęła, i nie zamierzała rezygnować.

– Czy odpowiada ci takie życie?

– Tak – oświadczyła bez wahania. – Jeden z przyjaciół ojca chce ci dziś zaproponować pracę. Powinieneś z nim porozmawiać.

– Mam już dosyć twego ojca i jego przyjaciół.

– To demokrata, człowiek niesłychanie wpływowy. Ma dla ciebie jakąś rządową posadę – ciągnęła, jakby nie słyszała jego słów. Spencerowi chciało się wyć. – Sądzi, że możesz mu być przydatny.

– Nie chcę być nikomu przydatny. Chcę rozwikłać problem istniejący między nami.

– Spencerze, jeśli o mnie chodzi, nie dostrzegam żadnego problemu. I nie zwrócę ci wolności, więc dajmy już temu spokój. – Wyraz twarzy Elizabeth świadczył, że mówi najzupełniej poważnie. Nigdy się nie zgodzi na rozwód. Znalazł się w pułapce. Może do końca życia.

– Widzę, że nie żartujesz?

– Ani mi to w głowie. – Spojrzała na zegarek. – Musimy tam być o dwunastej. Proponuję, żebyś się zaczął szykować.

– Elizabeth, nie jestem dzieckiem. Nie lubię, jak mi się mówi, co mam robić, kiedy się ubrać, kiedy jeść i kiedy iść z wizytą. Jestem dorosłym mężczyzną i chcę żyć z kobietą, która mnie będzie kochała.

– Przykro mi. – Wstała i spojrzała na niego chłodno. Zniweczył jej nadzieje na miłość, ale mimo wszystko nie pozwoli mu odejść. Wiedziała, że w grę wchodzi inna kobieta. Ale kimkolwiek była, nie dostanie Spencera. – Musisz się zadowolić tym, co masz – oświadczyła i opuściła pokój. Godzinę później zeszła na dół, ubrana w granatowy kostium. W ręku trzymała granatową torebkę ze skóry aligatora, na nogach miała pantofle z takiej samej skóry. I torebkę, i buty dostała od ojca na urodziny. Spencer był również ubrany – w szary garnitur – choć konieczność ustąpienia Elizabeth drogo go kosztowała. Miał minę człowieka wybierającego się na pogrzeb.

Rozmawiała z nim beztrosko, jakby nic między nimi nie zaszło. Tymczasem Spencer czuł się tak, jakby jego życie się skończyło. A przynajmniej to, co w życiu najważniejsze. Ogarnęła go rozpacz. Tak jak się można było domyślić, przyjaciel jej ojca okazał się człowiekiem poważnym i bardzo wpływowym. Zaproponował Spencerowi posadę w instytucji rządowej, nawet całkiem interesującą dla kogoś, kto pragnąłby zamieszkać na stałe w Waszyngtonie, i komu nie przeszkadzałoby, że oferta została złożona głównie przez wzgląd na Barclayów. Spencer obiecał, że się zastanowi nad propozycją, bardziej z grzeczności niż w wyniku prawdziwego zainteresowania ofertą. Pragnął porozmawiać z Crystal. Późnym wieczorem, kiedy Elizabeth była już w łóżku, zadzwonił do Crystal, by się dowiedzieć, że nie poszło jej wcale lepiej niż jemu. Ernie pilnował jej dzień i noc, raz czy dwa Crystal przemknęło nawet przez głowę, czy nie kazał jej przypadkiem śledzić. Bała się nawet rozmawiać ze Spencerem przez telefon. Na szczęście Ernie akurat gdzieś wyszedł. Powiedziała Spencerowi, że Salvatore jej groził. Prawdę mówiąc, lękała się o Spencera. Wiedziała, że Ernie nie żartował.

Ernie zaczął niespodziewanie wpadać na plan filmu, przesiadywał w garderobie Crystal, kontrolował jej rozmowy telefoniczne, bardzo zresztą rzadkie. Mogła tylko chodzić do pracy, a stamtąd wracać prosto do domu. Nie podniósł już na nią więcej ręki, nie gwałcił i w ogóle nie dotykał. Nie musiał. Wystarczyło, że zagroził, iż zabije Spencera. Nazajutrz po owej gwałtownej scenie, która miała miejsce między nimi, wrócił do domu z wielkim brylantowym naszyjnikiem. Wręczył go Crystal ze złośliwym uśmieszkiem. Do naszyjnika dołączył karteczkę z następującymi słowami: "Uważaj to za pas cnoty". Crystal nie miała już żadnych wątpliwości, co ją spotka, jeśli spróbuje rzucić Erniego dla Spencera. Salvatore zabije ich oboje. Była tego pewna.

Wiedziała, co należy teraz zrobić. Dla dobra Spencera musi z nim zerwać. Nie mogła mu nawet wyjawić przyczyny swego kroku. Lękała się powiedzieć prawdę w obawie, że Spencer zechce się zemścić na Erniem albo wróci do Kalifornii, by spróbować wyrwać ją ze szponów Salvatore.

– Jak ci się udało? – spytał Spencer wyraźnie zmęczonym głosem. Było już po północy i czuł się psychicznie wyczerpany nieudanymi próbami przekonania Elizabeth, by dała mu rozwód.

– Kiepsko – odparła cicho Crystal. Rozmawiała z nim po raz pierwszy od ich spotkania. Na myśl o tym, co powinna powiedzieć, do oczu napłynęły jej łzy. Ale musiała to zrobić. Przez wzgląd na niego.

– To chyba niedopowiedzenie roku, co? – Próbował obrócić wszystko w żart, ale wyczuwało się, że oboje są przygnębieni. Pierwszy wielki błąd popełnił, decydując się na ślub z Elizabeth, choć wiedział, że jej nie kocha. Posłuchał wszystkich, tylko nie siebie. I uważał, że robi słusznie. Próbował nawet sobie wmówić, ze kocha Elizabeth, a jego uczucie do Crystal to tylko zauroczenie.

– Rozmawiałeś ze swoją żoną?

– Tak. Ale nic nie wskórałem. Nie przyjmuje moich argumentów do wiadomości i jeśli jej nie zbiję lub nie przyłapię w łóżku z jakimś facetem, nie mam szans na rozwód. Ale nie poddam się tak łatwo. Daj mi tylko trochę więcej czasu, Crystal, a przekonam ją. – Nie wiedział jeszcze, jak to osiągnie, ale chciał próbować dalej. Absolutnie nie był przygotowany na słowa, które padły z ust Crystal. Poczuł się, jakby dostał obuchem w głowę.

– Nie ma potrzeby. Omówiliśmy wszystko z Erniem i… – Ledwo mogła wydusić z siebie te słowa, ale starała się mówić normalnie. Miała do odegrania najtrudniejszą rolę w swojej krótkiej karierze. Lecz wierzyła, że od tego zależy życie Spencera, i musiała go przekonać. Nieważne, co sobie o niej pomyśli. Było to bez znaczenia. Zaczynała rozumieć, jaką rolę w Hollywood gra Ernie. Słyszała, co ludzie na planie filmu mówili na jego widok. A plotki o jego koneksjach przeraziły ją. Ernie nie jest zwykłym człowiekiem, jak by się mogło wydawać na pierwszy rzut oka. Stali za nim prawdopodobnie niebezpieczni protektorzy. Crystal stanowiła dla nich wszystkich źródło ogromnych pieniędzy. – Uważa, że zniszczyłabym sobie karierę, gdybym go teraz opuściła. Prasa mogłaby mi bardzo zaszkodzić – ciągnęła.

Spencerowi zamarło serce.

– Co ty mówisz?

– Mówię… – zaczęła, starając się nadać swemu głosowi chłodny ton, zazwyczaj przepełniały go ciepło i uczucie, podobnie jak jej śpiew. – Mówię, że nie powinieneś tu przyjeżdżać. Nie jestem jeszcze gotowa na żadne zmiany.

– Zostajesz z nim? Ze względu na to, co mogą powiedzieć ludzie? Czyś ty oszalała?

– Nie – odparła z przekonaniem. Serce jej krwawiło przy wymawianiu każdego słowa, ale lepiej skrzywdzić go w ten sposób, niż pozwolić, by zrobili to ludzie Erniego. – Wydaje mi się, że na twój widok straciłam głowę. To było silniejsze ode mnie… tyle czasu cię nie widziałam i… sama nie wiem. Może tylko grałam rolę… rolę małej dziewczynki, zakochanej w młodzieńcu, który zniknął na wiele lat. – Po policzkach płynęły jej łzy jak groch, lecz głos nawet nie zadrżał.

– Czy mam rozumieć, że mnie nie kochasz?

Przełknęła głośno ślinę. Myślała tylko o nim, a nie o sobie i pustym życiu, które ją czekało.

– To wszystko było już tak dawno temu… chyba oboje nas poniosło, kiedy się ponownie spotkaliśmy.

– Nie mów takich głupstw! Nic mnie nie "poniosło". Przeżyłem trzy lata tej cholernej, brudnej małej wojny, by wrócić do ciebie i oświadczyć, że cię kocham. – Zaczął prawie wrzeszczeć do słuchawki i dopiero po chwili się zmitygował. Na górze spała Elizabeth i wcale nie chciał jej obudzić. – Może czekałem zbyt długo. Może zrobiłem mnóstwo głupstw. Bóg wie, ilu osobom zniszczyłem życie, ale jednego jestem pewien: nie "poniosło" mnie ani nie odgrywałem żadnej roli, kiedy cię ujrzałem. Kocham cię. Jestem gotów przyjechać do Kalifornii i ożenić się z tobą, jak tylko uporam się z tym wszystkim. Dlatego, do jasnej cholery, chcę cię dobrze zrozumieć.

– Między nami… wszystko skończone. – Po obu stronach zapanowała martwa cisza. W końcu Spencer spytał głucho:

– Mówisz poważnie? – Coś go ścisnęło za gardło. W napięciu czekał na odpowiedź.

– Tak – wydusiła z trudem. – Tak, mówię poważnie. Moja kariera jest teraz ważniejsza… i zbyt wiele jestem winna Erniemu.

– Czy zmusił cię, byś to powiedziała? – spytał, a po chwili dodał: – Jest teraz z tobą? – To by wszystko wyjaśniało. To nie mogła być prawda. Pamiętał wyraz twarzy Crystal, kiedy się spotkali, wiedział, że nadal go kocha. Przynajmniej tak mu się wydawało.

– Oczywiście, że nie. I nie może mnie zmusić do powiedzenia czegokolwiek. – Było to jeszcze jedno kłamstwo, które dołożyła do wcześniejszych, by chronić Spencera. – Nie chcę, żebyś tu przyjeżdżał. Sądzę, że nie powinniśmy się więcej spotykać, nawet jako przyjaciele. Nie ma sensu, Spencerze. Z nami koniec.

– Zupełnie nie wiem, co powiedzieć. – Płakał bezgłośnie, nie chcąc, by Crystal usłyszała. Przez chwilę wydawało mu się, że na darmo przeżył wojnę.

– Uważaj na siebie, Spencerze. I…

– Tak? – spytał takim tonem, jakby właśnie dowiedział się o czyjejś śmierci.

– Nie dzwoń do mnie więcej.

– Rozumiem. No cóż, życzę ci wszystkiego najlepszego. – Nie był rozgoryczony, tylko załamany. – Chcę, żebyś wiedziała jedno: zawsze możesz liczyć na moją pomoc. Wystarczy, żebyś zadzwoniła. A jeśli zmienisz decyzję… Zawiesił głos. Crystal wiedziała, że musi odjąć Spencerowi wszelką nadzieję. Uważała to teraz za najważniejsze.

– Nie licz na to. – Miała trupio bladą twarz, ale Spencer tego nie widział. Spełniła swój obowiązek, teraz pozostał jej na świecie jedynie Ernie. Przerażająca perspektywa – ale obecnie nie była w stanie o tym myśleć. Mogła jeszcze przez kilka chwil wyobrażać sobie, że nadal jest ze Spencerem. Nie chciała odkładać słuchawki. Pragnęła słyszeć jego głos, ten ostatni raz czuć jego obecność obok siebie. – Jakie są twoje plany względem Elizabeth? – Naprawdę była ciekawa, co teraz postanowi.

– Nie wiem. Twierdzi, że nie pozwoli mi odejść. Może tak będzie, a może pewnego dnia znudzi jej się taka rola. Jednego jestem pewien: nasze małżeństwo przestało istnieć.

– W takim razie dlaczego chce dalej z tobą być? – spytała Crystal, pragnąc przedłużyć ich rozmowę. Po policzkach płynęły jej łzy.

– Nie chce stracić twarzy. Wydaje mi się, że zawsze pragnęła tylko kogoś, z kim mogłaby chodzić na przyjęcia i kto chciałby grać z jej ojcem w golfa. – Było to swego rodzaju uproszczenie, ale tylko do pewnego stopnia, przynajmniej w ocenie Spencera. Na pewno nie istniało między nimi to, czego doznawał z Crystal. I może to dziwne, ale choć z Crystal spędził tak mało czasu, wydawało mu się, że zna ją o wiele lepiej, niż znał czy kiedykolwiek pozna swoją żonę. – Nie wiem, co teraz zrobię. – Nie miał pojęcia, czy zostanie w Waszyngtonie, czy wróci do Nowego Jorku, opuści Elizabeth czy przyjmie pracę, którą mu właśnie zaproponowano. To bez znaczenia. Czuł się jak robot. – Domyślam się, że to koniec.

– Tak. – Milczała przez chwilę. Bardzo pragnęła mu powiedzieć, że nadal go kocha. Nie mogła znieść myśli, że zostawia go w przeświadczeniu, że już go nie kocha. – Tak… chyba tak.

– Uważaj na siebie, Crystal… – powiedział, a potem dodał słowa, na dźwięk których serce jej się ścisnęło. – Zawsze będę cię kochał. – Odłożył słuchawkę i siedział jakiś czas w małym gabinecie, który Elizabeth urządziła specjalnie dla niego. Siedział i płakał jak małe dziecko po stracie matki. Mijały godziny, a on wspominał Crystal i wspólnie z nią spędzone chwile. Próbował sobie tłumaczyć, że Crystal wie, co robi. Trudno mu było uwierzyć, że właśnie tego pragnęła, że wybrała karierę zamiast miłości. Wiedział, jak bardzo chciała, by jej marzenia o Hollywood się spełniły, ale to, co zrobiła, było do niej zupełnie niepodobne. Musiał jednak uszanować jej decyzję. Był jej to winien. Teraz pozostało tylko ułożyć sobie dalsze życie bez niej.

Crystal odłożyła słuchawkę. Ręce jej drżały, znajdowała się w stanie jakiegoś odrętwienia. Wmawiała sobie, że zrobiła jedyną rzecz, którą mogła w tej sytuacji uczynić, ale czuła się tak, jakby zniszczyła wszystko, co miało jakiekolwiek znaczenie. Bezwiednie sprzedała swoją duszę złemu człowiekowi, a teraz do końca życia przyjdzie jej płacić za swój błąd, choć nic nie było warte takiej ceny.

Długo siedziała ze wzrokiem utkwionym w jeden punkt, nie mogąc uwierzyć, że nie zobaczy już Spencera. Czuła się tak, jakby umarł, jakby zabiła go własnymi rękami. Przypomniała sobie pustkę, wyrzuty sumienia i samotność dręczącą ją po śmierci Jareda.

– O, cóż to za mina! – Wzdrygnęła się i uniosła wzrok. Nawet nie słyszała, kiedy Ernie wszedł do pokoju. Stał teraz przed nią z chmurną twarzą – Stało się coś złego? – Potrząsnęła głową. Nie chciała z nim nawet rozmawiać. – To dobrze. W takim razie ubieraj się szybko, Idziemy dziś wieczorem na premierę. Potem chcę cię przedstawić kilku producentom.

– Nie mogę… – Spojrzała na niego oczami pełnymi łez. – Niezbyt dobrze się czuję.

– Nie gadaj głupstw. – Nalał jej drinka. Wypiła łyk, ale wcale nie poczuła się lepiej. Wiedziała, że picie jej nie pomoże. Nic jej nie pomoże.

Ernie uśmiechnął się do Crystal.

– Grzeczna dziewczynka. A teraz idź się ubrać. Za pół godziny musimy wyjść.

Spojrzała na niego szklanym wzrokiem, a potem wstała i wolno poszła do sypialni. Ernie obserwował ją. Nie wiedziała, że jest z niej bardzo zadowolony. Dzięki specjalnemu urządzeniu, które kazał sobie zainstalować w biurze, słyszał całą jej rozmowę ze Spencerem. Kiedy tego wieczoru wyszła z Salvatore, wszędzie tłoczyli się reporterzy. Pstrykali zdjęcia Crystal, idącej pod ramię z Erniem. Była blada i dziwnie milcząca, lecz nikt nawet tego nie zauważył. Spóźnili się na premierę, ale Ernie nie widział w tym nic złego. Dzięki temu wzbudzili tylko większe zainteresowanie. Poklepał jej dłoń, zadowolony, że Crystal spodobała się producentom. Prawie wcale się nie odzywała. Myślami błądziła daleko stąd, w świecie, który już nie istniał. W świecie, który dzieliła kiedyś ze Spencerem.

Загрузка...