Rozdział czterdziesty pierwszy

Wybory tamtego roku były szczególnie emocjonujące i Crystal razem z Brianem entuzjazmowała się ich przebiegem, Brian raz czy dwa pojechał na wschód, by wziąć udział w spotkaniach przedwyborczych. Crystal w tym czasie kręciła kolejny film. Po powrocie opisywał jej atmosferę panującą w Waszyngtonie. Był tam również, kiedy ogłoszono zwycięstwo Jacka Kennedy'ego. Wydawało się, że nadeszła nowa epoka, prawdziwa sielanka, której głównymi bohaterami stali się młody prezydent, jego piękna żona, słodka córeczka i dopiero co narodzony syn. Crystal spędziła piąte urodziny Zeba na ranczo. Po powrocie do Hollywood zdziwiła się, kiedy otrzymała zaproszenie na uroczysty bal, wydawany z okazji objęcia stanowiska prezydenta przez Kennedy'ego. Choć film, w którym teraz grała, miał być już wówczas ukończony, mimo wszystko wahała się, czy pojechać do Waszyngtonu. Bała się przypadkowego spotkania ze Spencerem.

– Musisz jechać – powiedział Brian. – To prawdziwy zaszczyt i nie możesz odmówić przyjęcia zaproszenia. Poza tym to wyjątkowa uroczystość. – Wiedział, że druga taka okazja może się nigdy nie zdarzyć. Cieszył się zwycięstwem młodego senatora i chciał, by Crystal go poznała. Tak gorąco ją namawiał, że w końcu zgodziła się mu towarzyszyć, ale podjęcie tej decyzji nie przyszło jej bynajmniej łatwo. Przeczytała, że Spencer został właśnie mianowany jednym z doradców Kennedy'ego i wiedziała, że będzie na balu. Modliła się, aby na sali znalazł się taki tłum, żeby się przypadkiem nie natknęła na Spencera. Nie chciała znów go spotkać. Upłynęło już prawie sześć lat. Bała się, że odżyje dawna tęsknota i ból. Wystarczało jej to, co miała teraz – wspomnienia o Spencerze i obecność Zeba, czekającego na nią zawsze, kiedy tylko mogła się wyrwać z pracy na ranczo.

W salonie Giorgio kupiła sobie suknię ze srebrnego, lejącego się materiału. Brian aż zagwizdał, gdy mu ją pokazała, a potem oświadczył ze śmiechem:

– No, mała, widzę, że dopięłaś swego. Będziesz wyglądała jak najprawdziwsza gwiazda filmowa. Suknia ostro kontrastowała z kreacjami Pierwszej Damy, charakteryzującymi się spokojną elegancją, ale wydawała się szykowna, podobnie jak Crystal Wyatt. Uśmiechnął się i pocałował ją w rękę, patrząc na mieniący się materiał. Wiedział, że jej debiut w kręgach rządowych będzie prawdziwym sukcesem. I nie omylił się.

Uroczystości inauguracyjne przeszły najśmielsze oczekiwania Crystal. Składały się one z kilku przyjęć i dwóch balów. Wszędzie tłoczyli się gapie. Rozpoznali Crystal. Musiała rozdać swym wielbicielom setki autografów. Brian spoglądał na nią z dumą. Miał pięćdziesiąt dziewięć lat, ale w dobrze skrojonym smokingu prezentował się wyjątkowo korzystnie.

– Sam też wyglądasz niezgorzej – zażartowała, kiedy szykowali się do wyjścia.

Już kilka miesięcy wcześniej Brian zarezerwował dla nich apartament w hotelu "Statler". Cieszyła się, że jednak zdecydowała się z nim przyjechać. Łączyły ich takie stosunki jak na samym początku: serdeczna przyjaźń i cichy romans, o którym mało kto wiedział, a ci, którzy się czegoś domyślali, zachowywali dyskrecję. Crystal bardzo lubiła Briana. Ich związek okazał się satysfakcjonujący także pod względem fizycznym, choć pozbawiony dzikiej namiętności. Wiodła spokojne życie u boku mężczyzny, którego szanowała i podziwiała zarazem.

Udali się na oba bale, wydawane tego wieczoru. Brian przedstawił Crystal prezydentowi. Był niezwykle przystojny. Obok niego stała jego piękna, dystyngowana żona. Sprawiała wrażenie bardzo nieśmiałej. Kiedy przedstawiono jej Crystal, powiedziała, że bardzo lubi filmy, w których gra Crystal Wyatt.

Bawili się do późna w noc. Crystal zauważyła Spencera dopiero, kiedy Brian poszedł do szatni po jej futro. Stał w pobliżu drzwi razem z kilkoma członkami gabinetu i rozmawiał z ożywieniem z grupką funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa. Odwróciła się, czując ogarniającą ją falę tęsknoty. Pragnęła, by Brian już wrócił i aby mogli jak najszybciej wyjść, tymczasem wciąż się nie pojawiał. Gdy się odwracała, wzrok Spencera przykuł migotliwy blask jej sukni. Przeprosił swych rozmówców i w chwilę później stał już przed Crystal. Wyciągnął dłoń i dotknął jej ramienia, jakby chciał się przekonać, że jest prawdziwa.

– Crystal…

Upłynęło sześć lat. Sześć długich lat, wypełnionych chwilami lepszymi i gorszymi, pobytami na ranczo, pracą w filmie i zabawami z dzieckiem.

– Jak się masz. Spodziewałam się, że cię tutaj spotkam. Moje gratulacje. – Choć mówiła cicho, a pokój wypełniał gwar rozmów, słyszał dokładnie każde jej słowo. Pomyślał, że nigdy nie wyglądała piękniej niż tego wieczoru w srebrnej sukni, spowijającej jej zgrabną figurę niczym śnieżny całun.

– Dziękuję. Ty też wysoko zaszłaś. – Uśmiechnął się. Na widok Spencera odżyła w niej dawna radość, ból i tęsknota, która nigdy naprawdę jej nie opuściła. – Czy długo tu zabawisz? – spytał zdawkowo.

– Kilka dni – odparła wymijająco, modląc się, by nie usłyszał bicia jej serca. – Muszę wracać do Kalifornii. – Skinął głową. Ciekawa była, czy nadal jest żonaty. W drugim końcu sali Elizabeth święciła swój triumf. Jej mąż został jednym z doradców Kennedy'ego. Miała trzydzieści jeden lat i osiągnęła to, czego chciała. Jedyną kobietą na sali, której zazdrościła, była żona prezydenta, ale pewnego dnia może i to marzenie się spełni. Wszystko wydawało się teraz możliwe. Spencer stał się kimś ważnym, nawet w oczach Barclayów.

– Gdzie się zatrzymałaś?

Zawahała się, ale pomyślała, że przecież nie ma to już teraz żadnego znaczenia. Miał swoje własne życie. A ona miała Briana.

– W hotelu "Statler".

Skinął głową. W tym momencie pojawił się Brian z jej srebrnymi lisami. Nie miała innego wyjścia, jak przedstawić obu mężczyzn. Brian słyszał o Spencerze, ale nigdy wcześniej go nie spotkał. Intrygowało go, skąd tych dwoje się znało. Nagle zauważył wyraz oczu Spencera. Pożegnali się i opuścili salę.

W samochodzie Crystal była dziwnie milcząca. Wyglądała przez okno, obserwując wirujące płatki śniegu. Brian nie odzywał się przez całą drogę, ale kiedy znaleźli się w hotelu, wiedział, że musi z nią porozmawiać.

– Skąd znasz Spencera Hilla? – Wiedział, że nigdy nie była w Waszyngtonie. Rok temu zobaczył Spencera u boku Jacka Kennedy'ego i z miejsca poczuł do niego sympatię. Pewnego dnia Hill stanie się ważną osobistością, właściwie już nią był. Brian wiedział, jak dużą rolę tamten odgrywał wśród współpracowników młodego prezydenta.

Crystal rozpinając suknię uśmiechnęła się nieprzytomnie. W jej oczach malowała się melancholia. Dostrzegł w nich coś, czego nigdy przedtem nie zauważył, jakiś rodzaj bólu niemal nie do zniesienia.

– Spotkałam go wiele lat temu na ślubie mojej siostry. Służył na Pacyfiku razem z moim szwagrem. – Nagle dodała odwracając się. – Bronił mnie podczas procesu. – W jednej chwili Brian domyślił się wszystkiego. Nigdy wcześniej mu się to nie udawało. Podszedł do niej wolno i spojrzał na nią smutno.

– To on jest ojcem chłopca, prawda? – Minęła dłuższa chwila, nim wolno skinęła głową i odwróciła się.

– Wie o tym?

Zaprzeczyła głową

– I nigdy się nie dowie. To długa historia. Spencer ma swoje własne życie i wspaniałą przyszłość przed sobą. Gdyby został ze mną, zaprzepaściłby swoje szanse. – Zwróciła mu wolność w odpowiednim momencie i cieszyła się, że nie zmarnował okazji.

– Nadal cię kocha. – Brian opadł ciężko na fotel. Wiedział, że kiedyś nadejdzie taka chwila, ale mimo wszystko było mu przykro. Widział, jak Crystal i Spencer na siebie patrzyli.

– Nie gadaj głupstw. Dziś wieczorem spotkałam go po raz pierwszy od sześciu lat.

Nazajutrz rano, kiedy Brian był na śniadaniu ze swymi przyjaciółmi – politykami, Spencer zadzwonił do Crystal. Gdy się przedstawił, serce zabiło jej mocniej. Zbeształa samą siebie za takie głupie zachowanie. Chciał się z nią spotkać przed wyjazdem, ale stwierdziła, że to wykluczone.

– Crystal, proszę… przez pamięć na dawne czasy… – Dawne czasy, których owocem było dziecko.

– Chyba nie powinniśmy się spotykać. A jeśli ktoś nas zobaczy? Nie warto ryzykować.

– Zostaw mnie to zmartwienie. Proszę… – błagał ją. Równie gorąco jak on, pragnęła się z nim zobaczyć. Ale czy miało to jakikolwiek sens? Nawet jeśli Brian się nie mylił twierdząc, że Hillowi wciąż na niej zależy, takie spotkanie mogło tylko zaszkodzić Spencerowi. Próbowała go zbyć, ale jej się nie udało.

– No dobrze, a więc gdzie? – spytała nerwowo. Bała się i dziennikarzy, i Briana. Nigdy nie był w stosunku do niej zaborczy, ale nie chciała mu sprawić przykrości. Szczególnie teraz, kiedy poznał całą prawdę. Wczoraj widziała w jego oczach smutek i pragnęła przekonać Briana, że niepotrzebnie tak to wszystko przeżywa. Spencer Hill nie stanowił już części jej życia. I nigdy do niego nie powróci.

Spencer podał Crystal adres małego baru. Obiecała, że będzie tam o czwartej. Brian jeszcze nie wrócił. Choć zostawił jej samochód, wolała skorzystać z taksówki. Bała się, że szofer mógłby rozpoznać ją lub Spencera i powiadomić dziennikarzy o ich spotkaniu.

Włożyła futro i wielką futrzaną czapkę, na nosie miała ciemne okulary. Kiedy pojawiła się w barze, Spencer już na nią czekał. We włosach skrzyły mu się płatki śniegu. Trochę posiwiał od chwili, gdy żegnała się z nim na ranczo. Spojrzała na niego i przypomniała sobie, jak na nią patrzył, kiedy spotkali się po raz pierwszy. Był wtedy ubrany w spodnie z białej flaneli, sweter i czerwony krawat. Wciąż pamiętała jego lśniące czarne włosy i ciepły uśmiech. Niewiele się zmienił, w przeciwieństwie do niej. Miała dwadzieścia osiem lat i nie pozostał nawet ślad tamtej czternastoletniej panienki.

– Dziękuję, że przyszłaś. – Kiedy usiedli, ujął jej dłoń. – Musiałem się z tobą zobaczyć, Crystal. – Uśmiechnęła się na myśl, jaki Zeb jest do niego podobny, jego syn, którego nigdy nie widział i nigdy nie zobaczy, chłopiec, który nadawał jej życiu sens, wnosił w nie radość. – Zostałaś świetną aktorką. Widziałem wszystkie twoje filmy.

– Kto by pomyślał wtedy, kiedy… – Roześmiała się. Znów poczuła się młoda.

– Pamiętam chwilę, kiedy pierwszy raz powiedziałaś mi, że chcesz zostać gwiazdą filmową. Nadal jesteś właścicielką ranczo? – spytał.

– Tak, a Boyd i Hiroko mieszkają ze mną. Jeżdżę do doliny, kiedy tylko uda mi się wyrwać. -…by zobaczyć się z twoim synem… z naszym dzieckiem, dodała w myślach

– Bardzo chciałbym tam kiedyś pojechać. – Na myśl o tym przebiegł ją dreszcz. Ale wiedziała, że przynajmniej przez cztery lata będzie zbyt zajęty, by choć pomyśleć o wizycie na ranczo.

Odważyła się zadać mu pytanie, które gnębiło ją od wczorajszego wieczoru:

– Nadal jesteś żonaty? – Nie natknęła się nigdy na wzmiankę o jego rozwodzie. Wiedząc, że Kennedy jest katolikiem, podejrzewała, że Spencer nie rozwiódł się, w przeciwnym razie nie powierzono by mu funkcji doradcy prezydenta.

– W pewnym sensie tak. Nigdy nic nas nie łączyło, a po moim powrocie… wiedziała o nas. Najzabawniejsze jednak było to, że wcale się tym nie przejmowała. Kierowała się swymi własnymi pobudkami, chcąc utrzymać nasze małżeństwo. Teraz ma to, czego pragnęła. – Uśmiechnął się. W tej chwili wyglądał zupełnie jak chłopiec. – Przynajmniej tak jej się wydaje. Tak jak ty marzyłaś, by zostać gwiazdą filmową, ona pragnęła być żoną kogoś ważnego. Kroczymy własnymi ścieżkami, ale trzeba przyznać, że Elizabeth potrafi wydawać bardzo eleganckie przyjęcia. – W jego tonie przebijała nie tyle gorycz, co głębokie rozczarowanie. Opuścił kobietę, którą kochał, i ponad dziesięć lat był mężem osoby zupełnie sobie obcej. – Przypuszczam, że wszyscy osiągnęliśmy to, o czym kiedyś marzyliśmy: – Crystal była gwiazdą filmową, on – doradcą prezydenta, a Elizabeth – żoną kogoś ważnego. W jego życiu zabrakło tylko tego, co najistotniejsze: kobiety, którą kochał już od piętnastu lat. – Kiedy wyjeżdżasz?

– Jutro.

– Z Brianem Fordem?

– Tak. – Spojrzała mu prosto w oczy. Wiedziała, co pragnął usłyszeć, ale nie chciała mu tego powiedzieć, a on nie miał odwagi jej zapytać. Było to wszystko zbyt bolesne.

– Zagrałaś w kilku wspaniałych filmach.

– Dziękuję. – Uśmiechnęła się do niego łagodnie. Chciała mu tyle powiedzieć, ale wiedziała, że jej nie wolno.

Znów się roześmiał.

– Niemal się popłakałem, kiedy oglądałem transmisję z wręczenia Oscarów. Wyglądałaś prześlicznie, Crystal… nadal jesteś piękna… nic się nie zmieniłaś, jesteś nawet coraz piękniejsza.

– I starsza. – Roześmiała się. – Pamiętam, jak kiedyś uważałam, że w wieku trzydziestu lat człowiek właściwie stoi już nad grobem. – Również się roześmiał. Była nadal taka młoda i tak niesamowicie piękna. Czuł się przy niej jak stuletni starzec.

Rozmawiali jeszcze jakiś czas, w końcu Spencer spojrzał na zegarek. Nie chciał się z nią rozstawać, ale wiedział, że musi już iść. O siódmej miał być na obiedzie w Białym Domu, a przedtem musiał jeszcze wstąpić do domu po Elizabeth i przebrać się w smoking.

– Czy pozwolisz mi się odwieźć do hotelu? – spytał.

– Chyba nie powinieneś tego robić – odparła zaniepokojona. Uśmiechnął się do niej.

– Wydaje mi się, że za bardzo się przejmujesz. Nie pełnię funkcji prezydenta, a jedynie doradcy. W przeciwieństwie do tego, co sądzi moja żona, wcale nie jestem aż tak ważny. – Wsiadła do limuzyny i razem pojechali do hotelu. Nie spytał, dlaczego nigdy nie wyszła za mąż, a ona nie wnikała, dlaczego Spencer nie ma dzieci. Rozmawiali o wczorajszym balu. Nagle samochód się zatrzymał. Spencer spojrzał smutno i mocno ścisnął jej ręce. – Nie chcę znów się z tobą rozstawać. Czas bez ciebie był straszny. – Właśnie to chciał jej powiedzieć, kiedy do niej zadzwonił, dlatego tak błagał o spotkanie. Chciał, by przynajmniej wiedziała, że nadal ją kocha.

– Spencerze, proszę… już za późno na jakiekolwiek zmiany. Osiągnąłeś w życiu sukces. Nie niszcz tego.

– Nie mów głupstw. Wszystko to wraz z upływem kadencji może się skończyć, a nasza miłość – nie. Nie odkryłaś tego jeszcze? Czy nie ma dla ciebie żadnego znaczenia, że po piętnastu latach nadal czujemy do siebie to samo? Jak długo chcesz zwlekać? Aż będę miał dziewięćdziesiątkę?

Roześmiała się. Pochylił się i pocałował ją Do oczu napłynęły jej łzy. Nic nie mogła mu powiedzieć. Dla dobra Spencera nie mogła zgodzić się na związek z nim, choć gorąco tego pragnęła. A Spencer nie ułatwiał jej bynajmniej zadania.

– Gdybym przyjechał do Kalifornii, spotkałabyś się ze mną?

– Nie… ja… Brian… nie…

– Mieszkasz z Fordem?

Potrząsnęła głową. Oboje mieli swoje powody, by unikać rozmowy na ten temat.

– Nie… mieszkam sama… – Uśmiechnął się rozpromieniony i znów ją pocałował. Kierowca stał dyskretnie obok samochodu, czekając, aż skończą rozmawiać.

– Postaram się zadzwonić do ciebie jak najszybciej.

– Spencerze…!

Zamknął jej usta pocałunkiem, a potem znów się do niej uśmiechnął.

– Kocham cię… zawsze cię będę kochał… i jeśli wydaje ci się, że możesz to zmienić, jesteś w błędzie.

Ich miłości nie dało się zniszczyć, opierali się jej, próbowali z całych sił, przegrali, wygrali, potem znów przegrali. Teraz nie było już od niej ucieczki. Wiedziała równie dobrze, jak on, że należą do siebie. Ale te skradzione chwile mogły go kosztować wszystko, co osiągnął. Nie pozwoli na to.

Spojrzała na niego przeciągle.

– Czy naprawdę tego chcesz?

– Tak… choć to tak niewiele.

– Tak bardzo cię kocham – szepnęła mu do ucha. Otworzyli drzwiczki i wysiedli. Uścisnęła mu rękę, podziękowała za odwiezienie do hotelu i zniknęła w drzwiach. Nadal czuła na ustach dotyk jego gorących warg. Ciekawa była, dokąd to wszystko ich zaprowadzi.

Загрузка...