Rozdział dwudziesty czwarty

Spencer wrócił do Monterey trzeciego września i dwa dni później miał lecieć przez Tokio do Taegu. Przedtem pojechał ponownie do San Francisco, by spędzić z Crystal jeszcze jedną noc. Harry dał jej wolny dzień. Długo spacerowali, trzymając się za ręce, i rozmawiali. Pragnęli, by ta noc trwała wiecznie, chcieli zapamiętać każdą wspólnie spędzoną chwilę. Żadne z nich niczego nie żałowało. Było im razem cudownie.

– Nie jest ci przykro? – Bardzo się o nią niepokoił. Po jego wyjeździe będzie musiała sobie poradzić sama, niewykluczone, że już nigdy się nie zobaczą. Ale Crystal nie należała do osób lękliwych. Spencer najbardziej ubolewał nad tym, że nie ma na świecie człowieka, który zaopiekowałby się nią tak troskliwie jak on.

– Nie. Zbyt cię kocham, by czegokolwiek żałować. – Uśmiechnęła się do niego. Sprawiała wrażenie całkowicie spokojnej. Wydawało mu się, że podczas tych dwóch tygodni, spędzonych z nim, bardzo wydoroślała. Czuła się z nim dobrze, kochali się całe noce. – Ale będzie mi ciebie bardzo brakowało – powiedziała, a po chwili dodała, spoglądając na niego z niepokojem. – Uważaj na siebie, Spencerze… nie pozwól, by ci się coś stało.

– Nic mi nie będzie, głuptasku. Ani się spostrzeżesz, jak wrócę. – Ale żadne z nich nie wiedziało, co się stanie po jego powrocie z Korei. Trudno będzie znaleźć dobre rozwiązanie. Spencer pomyślał, że może z dala od nich obu szybciej podejmie jakąś decyzję. Wiedział, że musi coś zrobić. Ale niczego Crystal nie obiecywał, a ona o nic go nie prosiła. Nie wymagała od niego więcej, niż dał jej w ciągu tych dwóch tygodni, od dnia, kiedy spotkał ją na ulicy.

Znów wrócili do pokoju Crystal, by pokochać się po raz ostatni. Kiedy się ubierał miała w oczach łzy. Sam widok Spencera w mundurze sprawiał jej ból. Zeszła cichutko na dół i stała na schodach przed drzwiami boso, w samej koszuli nocnej.

– Wracaj do pokoju. Zadzwonię do ciebie, jak dotrę na miejsce – szepnął do niej. W ciągu tych dwóch tygodni udało im się jakoś uniknąć spotkania z panią Castagna.

– Kocham cię – powiedziała, połykając łzy. Przytulił dziewczynę, chcąc na zawsze zapamiętać jej twarz – pragnął, by ona także zapamiętała jego i te dwa wspólnie przeżyte tygodnie. Szedł na wojnę i jeden Bóg wiedział, co go tam spotka. Może już nigdy nie wróci?

– Kocham cię, Crystal. – To wszystko, co potrafił jej powiedzieć. Zbiegł po schodach i skierował się za róg, gdzie zaparkował samochód. Po chwili pomachał jej z auta, a Crystal cicho poszła na górę, do swojego pokoju, który bez niego wydał jej się taki pusty. Odjechał i zdawała sobie sprawę z tego, że już nigdy może go nie zobaczyć. Wiedziała jednak, że nigdy go nie zapomni. Za bardzo go kochała.

Zadzwonił do niej po przyjeździe do Monterey. Wylatywał jeszcze tego samego dnia o wpół do jedenastej. Potem zatelefonował do Elizabeth, ale musiał się zadowolić zostawieniem wiadomości dla niej. Z ulgą dowiedział się, że była na zajęciach. Od kilku dni unikał jej, dzwoniąc tylko wtedy, kiedy musiał. Trudno mu było prowadzić tę grę; Elizabeth zbyt dobrze go znała. Dostrzegała każdą zmianę tonu jego głosu, nastroju, analizowała każde jego zdanie. Ale jak na razie udało mu się ją oszukać. Nie tak to sobie wszystko wyobrażał, lecz z chwilą gdy ujrzał Crystal, wszystkie jego plany wzięły w łeb. Musiał pozostać z nią tak długo, póki mu na to pozwoli. A każda wspólnie spędzona chwila była bezcenna.

Lecąc samolotem z Monterey do Hickam Field na Hawajach, Spencer wyglądał przez okno, obserwując ginące w dole wybrzeże, i myślał o Crystal. O dziewczynie ze swych snów, kobiecie, którą kochał do szaleństwa.

W tej samej chwili Crystal stała, spoglądając w niebo. Wiedziała, że z miejsca położonego daleko na południe stąd Spencer wyrusza na wojnę. Zamknęła oczy i zmówiła modlitwę za jego szczęśliwy powrót. Potem poszła do domu i cicho wślizgnęła się do swego pokoju, który przez dwa tygodnie dzieliła ze Spencerem. Nagle wydało jej się, że trwało to wszystko zaledwie moment. Tak wiele zostało jeszcze do powiedzenia, zabrakło im czasu na zrobienie tylu rzeczy. Spencer chciał jechać do doliny, ale Crystal niezbyt się paliła do tej wyprawy. Choć bardzo pragnęła spotkać się z Boydem, Hiroko i Jane, nie chciała natknąć się na matkę, siostrę ani Toma. Nie chciała tam wracać i kiedy dwa tygodnie później Boyd zadzwonił do niej ze stacji benzynowej, by poinformować ją śmierci babki, też nie pojechała do doliny.

Zamierzali pogrzebać babcię Minervę na terenie ranczo, w pobliżu mogiły ojca i Jareda. Umarła we śnie i Boyd powiedział, że jej matka podobno bardzo rozpacza. Ale Crystal podziękowała mu tylko za to, że ją powiadomił o śmierci babki, i oświadczyła, że nie przyjedzie na pogrzeb.

– Dziękuję, że zadzwoniłeś. – A więc zamknął się kolejny rozdział. Kolejna osoba na zawsze odeszła z jej życia. Z całej rodziny zostały jej teraz tylko Becky i matka, ale one od dawna już dla niej nie istniały.

– Jak się czuje Hiroko?

– Już dobrze. Ale… ciężko to wszystko przeżyła… Sama rozumiesz… Wciąż opłakiwała dziecko, które straciła, i chociaż upłynęły już dwa miesiące, nic nie było w stanie ukoić jej bólu. Lekarz powiedział, że nie będzie mogła mieć więcej dzieci. Jane zostanie jedynaczką… mała Jane Keiko… przy narodzinach której asystowali Crystal i Boyd. Chrześnica Crystal.

– Może byście mnie kiedyś odwiedzili? – Nie powiedziała mu, że widziała się ze Spencerem.

– Może kiedyś… – powiedział Boyd, a po chwili dodał z wahaniem: – Wiesz, że Tom wyjechał, prawda? Dwa tygodnie temu, do Korei. Zdaje się, że twoja siostra bardzo się denerwuje. Tak przynajmniej słyszałem od Ginny. Według mnie powinna się cieszyć, że pozbyła się tego łajdaka.

Crystal słuchała go z kamienną twarzą. Nienawidziła ich wszystkich z wyjątkiem Boyda, Hiroko i Jane.

– Kto teraz prowadzi ranczo?

– Myślę, że twoja mama i Becky. Mają na razie dosyć robotników, chyba że wszystkich zmobilizują. – Wiele wskazywało na to, że znów będzie wojna. Wydawało się to takie straszne, od ostatniej minęło zaledwie pięć lat. Dobrze, że chociaż Boyd nigdzie nie musiał wyjeżdżać. Ze względu na Hiroko Crystal cieszyła się, że nie zmobilizowano Webstera. – A co u ciebie, Crystal?

– Wszystko w porządku. Pracuję, gdzie pracowałam, wkładam w śpiew całą duszę. – Nawet Websterom nie chciała powiedzieć o Spencerze. – Przyjechalibyście kiedyś do mnie.

– Postaramy się. Crystal… naprawdę bardzo mi przykro z powodu śmierci twej babci. – Niemal zapomniała, że właśnie dlatego do niej zadzwonił. Stary Petersen dawał znaki Websterowi, by wracał do roboty, więc musiał szybko zakończyć rozmowę z Crystal.

– Dziękuję, Boyd. Ucałuj ode mnie Hiroko i Jane. I zadzwoń, kiedy będziecie się wybierali do San Francisco.

– Dobrze. – Odwiesił słuchawkę. Crystal siedziała, spoglądając gdzieś w dal.

– Czy coś się stało? – Pani Castagna zawsze pojawiała się jak duch, kiedy wydawało jej się, że właśnie zadzwonił ktoś z jakąś nowiną.

Crystal wzdychając głęboko odwróciła się do niej.

– Umarła moja babka.

– To przykre. Ile miała lat? – Pani Castagna spojrzała na nią współczująco. Crystal była taka samotna, taka młoda, taka piękna i skromna.

– Chyba z osiemdziesiąt. – Kiedy widziała ją po raz ostatni, Minerva wyglądała na stuletnią staruszkę. Crystal nie chciała teraz o tym myśleć. Babcia Minerva nie żyła, a ona miała dosyć własnych zmartwień.

– Pojedziesz do domu na pogrzeb? – Pani Castagna była czasami bardzo wścibska.

Crystal potrząsnęła głową.

– Chyba nie.

– Twoje stosunki z rodziną nie układają się najlepiej, prawda? – Nigdy do niej nie dzwonili, nigdy nie pisali, Crystal dostawała listy jedynie od jakichś Websterów. Nigdy z nikim nie chodziła, tylko przez ostatnie dwa tygodnie spotykała się z jakimś chłopcem, którego ukrywała w swoim pokoju. Pani Castagna udawała, że niczego nie widzi, bo bardzo lubiła Crystal.

– Mówiłam pani, że moi rodzice nie żyją. – Pani Castagna skinęła głową, ale nie uwierzyła jej. Spojrzała tylko badawczo. Pani Castagna była starsza od Minervy, ale pełna życia i jeszcze długo nie zamierzała umierać.

– A jak tam twój przyjaciel?

W pierwszej chwili Crystal nic nie odpowiedziała. Domyśliła się, że pani Castagna pyta o Spencera.

– Dziękuję, dobrze – odparła wymijająco, kierując się w stronę swojego pokoju.

– Wyjechał gdzieś?

Przystanęła na szczycie schodów i spojrzała na nią żałośnie.

– Tak. Do Korei.

Starsza pani pokiwała głową i wróciła do kuchni. Wyglądając przez okno, myślała o przyjacielu Crystal. Wiedziała, że wprowadził się do Crystal, ale pozwoliła im razem mieszkać, co było czymś niesłychanym. W ciągu tego roku nie miała żadnych kłopotów z Crystal, a jej przyjaciel sprawiał wrażenie porządnego człowieka. Szkoda tylko, że z nim spała, ale to normalne w wypadku dziewczyny, która nie ma rodziców, nie ma nikogo, kto by się nią zaopiekował. I był to jedyny mężczyzna, z jakim pani Castagna kiedykolwiek widziała Crystal. Wyglądał na dobrego, uczciwego człowieka. Wielka szkoda, że poszedł na wojnę. Miała nadzieję, podobnie jak Crystal, że wróci cały i zdrów. A Crystal leżała na wąskim łóżku, na którym spała ze Spencerem, i płakała, modląc się o to, by go jeszcze kiedyś mogła ujrzeć, by przeżył, by wrócił do niej, tym razem może już na zawsze.

Загрузка...