W niedzielę Spencer wcześnie zszedł na śniadanie. Przy stole, zastawionym jajecznicą z chrupkim boczkiem i kawą, prowadził swobodną pogawędkę z sędzią Barclayem i Ianem. Elizabeth, podobnie jak matka, zjadła śniadanie w pokoju. Swojego przyszłego męża ujrzała dopiero późnym rankiem. Nie rozmawiali o wczorajszym wieczorze, nie spytała go o Crystal, ale wyczuwało się między nimi pewne napięcie. Wieczorem mieli wspólnie zjeść kolację, a nazajutrz wszyscy wracali do Nowego Jorku. Spencer uświadomił sobie, że nie będzie miał okazji spotkać się z Crystal. Myślał o tym cały dzień, a po południu zadzwonił do restauracji. Powiedziano mu, że dziś wieczorem lokal będzie czynny. Wtedy podjął decyzję. Czuł się okropnie, okłamując Elizabeth, ale wiedział, że nie ma innego wyjścia. Kiedy wyszedł z małego pokoiku, w którym stał telefon, uśmiechnął się i powiedział, że dzwonił do kolegi ze studiów.
– Chcesz zaprosić go na drinka? – Zdążyła się już odprężyć. Spencer był dla niej przez cały dzień wyjątkowo miły i doszła do wniosku, że wczoraj wieczorem rzeczywiście zachowała się niemądrze. Nie miała powodu do obaw, prawdopodobnie trochę za dużo wypił i doznał chwilowego oczarowania tą dziewczyną.
Ale Spencer potrząsnął głową.
– Powiedziałem, że wpadnę do niego po kolacji. – Lecz nie poprosił, by poszła z nim. Zresztą i tak musiała się pakować. Chciała też porozmawiać z matką o weselu. Przed wyjazdem Elizabeth do Vassar miały do omówienia jeszcze masę spraw.
Kolację podano wcześnie. Ojciec Spencera wzniósł toast na cześć Elizabeth. Miło upłynął im czas w ciągu tego cudownego weekendu. Ale jej wydawało się, że od ślubu dzieli ją cała wieczność. Wzdragała się na myśl o spędzeniu jeszcze jednego roku na uczelni, choć nawet Spencer twierdził, że te miesiące szybko zlecą.
Spencer wyszedł z domu o dziewiątej i pojechał taksówką do restauracji. W drodze ogarnęły go wyrzuty sumienia. Dopiero co się zaręczył, a oto wymyka się na miasto, by spotkać się z drugą dziewczyną. Trudno mu było wyobrazić sobie, że mógłby coś takiego zrobić Elizabeth, ale wiedział, że przed wyjazdem musi zobaczyć się z Crystal, a przynajmniej spróbować się z nią spotkać. Może przez ten czas bardziej się zmieniła, niż sądził, może była tylko śliczną, ale prymitywną lalą, a może została zwykłą dziwką. Chciał, by okazała się głupią i nudną pannicą, kimś zupełnie innym niż dziewczyna z jego marzeń. Chciał w końcu móc o niej zapomnieć. Ale przedtem musiał zobaczyć Crystal jeszcze raz, jeden jedyny raz, powtarzał sobie, płacąc taksówkarzowi za kurs. Szybkim krokiem wszedł do restauracji.
Zamówił szkocką i czekał na pojawienie się Crystal. Chciał jeszcze raz posłuchać jej śpiewu. Kiedy weszła na scenę, znów zaparło mu dech w piersiach. Siedział i patrzył na nią, a głos dziewczyny zapadał mu głęboko w serce. Kiedy opuściła salę, poprosił kelnera, by zaniósł liścik do garderoby. Wspomniał w nim o ich spotkaniach w Dolinie Alexander. Poczuł się dziwnie na myśl, że może wcale go nie pamięta. Jednak przyszła. Stała, przyglądając mu się przez moment, jakby zobaczyła ducha. Kiedy uniósł się z krzesła, natychmiast zorientował się, że przez te wszystkie lata pielęgnowała wspomnienie o nim, podobnie jak on – o niej. Ubrana była w prostą sukienkę z białego jedwabiu. Długie, jasne włosy opadały jej na ramiona i wyglądała zupełnie jak anioł. Przyglądała mu się dłuższą chwilę, nim w końcu przemówiła. Miała bardziej głęboki głos, niż pamiętał. Była wysoka i pełna wdzięku, ale nigdy nie widział u nikogo takich oczu, przepełnionych miłością i bólem, oczu łani, wynurzającej się wolno z lasu. Wyciągnął do niej rękę. Pragnął trzymać ją w ramionach. Wzbudzała w nim to samo uczucie co kiedyś, a przecież wtedy była jeszcze dzieckiem.
– Cześć, Crystal. – Głos mu zadrżał. Zastanawiał się, czy to zauważyła. – Dawno się nie widzieliśmy.
– Tak. – Uśmiechnęła się nieśmiało. – Nie sądziłam… nie sądziłam, że mnie pamiętasz.
Jego dręczyły te same obawy, ale nie powiedział, że ani na moment nie przestał o niej myśleć.
– Naturalnie, że cię pamiętam. – Spróbował rozmawiać z nią jak z dzieckiem, ale tym razem nic z tego nie wyszło. W Crystal nie było już nic z tamtej małej dziewczynki, kiedy tak stała przed nim w dopasowanej sukni, którą pomogła jej wybrać Pearl. Kupiła ją za pieniądze otrzymane od Harry'ego na "kostiumy". Opłacało mu się to z nawiązką. Ludzie zaczęli przychodzić do restauracji, by posłuchać Crystal. – Czy możesz na chwilę ze mną usiąść?
– Oczywiście. – Zajęła miejsce obok niego. Następny recital miała dopiero o północy.
– Kiedy przyjechałaś do San Francisco? – Próbował sobie przypomnieć, ile Crystal ma lat. Doszedł do wniosku, że niewiele więcej niż osiemnaście, choć sprawiała wrażenie dużo starszej. Coś mu mówiło, że życie nie obeszło się z nią łaskawie. Słyszał to w głosie, a teraz ujrzał też w oczach dziewczyny. Coś ukrywała, coś strasznego i bolesnego. Wiedział o tym, bo zawsze wszystko o niej wiedział. Nie musiała mu nic mówić. Czuł się tak, jakby stanowili jedność. I podobnie jak dwa lata temu coś go do niej ciągnęło. Właśnie tego się cały czas najbardziej bał.
– Na wiosnę – odpowiedziała. – Początkowo pracowałam jako kelnerka, ale latem zaczęłam śpiewać.
– I robisz to znakomicie.
– Dziękuję. – Czuła się onieśmielona w jego obecności. Pragnęła jedynie siedzieć obok niego i czuć go blisko siebie. – To nic trudnego. Może dlatego, że lubię śpiewać. – Teraz słowa nie miały znaczenia. Przyglądali się sobie, zastanawiając się, co myśli drugie. Nie mógł się powstrzymać, by nie spytać, jak jej się wiedzie. Musiał się dowiedzieć, czemu dręczy go przeświadczenie, że Crystal spotkało coś strasznego.
– Wszystko u ciebie w porządku? – spytał delikatnie.
Wzruszyła się tymi słowami. Nikt jej nigdy o to nie pytał, przynajmniej nie w taki sposób. Nikt od bardzo dawna. Do oczu napłynęły jej łzy.
– Tak – skinęła głową.
– Czemu przeniosłaś się do San Francisco? – spytał, domyślając się, że coś się za tym kryło.
Przez dłuższą chwilę milczała. W końcu westchnęła i odrzuciła włosy na ramiona. Przez moment wydało mu się, że znów jest dzieckiem, tą samą dziewczynką, która rozmawiała z nim, siedząc na huśtawce gdzieś daleko stąd, w zupełnie innym świecie.
– Po śmierci ojca w moim życiu zaszło wiele zmian.
– Czy twoja mama sprzedała ranczo?
Potrząsnęła głową.
– Nie, prowadzi je teraz Tom. – Mało się nie zakrztusiła, wymawiając jego imię.
– A co robi twój brat? – Spencer wciąż pamiętał tego długonogiego chłopaka o zmierzwionych włosach, który lubił z nią się drażnić. Przypomniał sobie, jak Jared pociągnął kiedyś Crystal za włosy, a ona walnęła go w plecy. Ale było to tylko przekomarzanie się dwójki dzieciaków.
– Jared nie żyje. – Z trudem wydusiła z siebie te słowa. Spencer nie spuszczał z niej wzroku. Rzeczywiście los ciężko ją doświadczył, choć nie przyznała mu się, jak bardzo. Ani jak umarł Jared. Ani dlaczego. Wciąż patrzyła na jego śmierć tak, jakby była jej winna.
– Przykro mi… Czy to był wypadek? – Nie mógł umrzeć wskutek choroby. Był za młody. Spencerowi zrobiło się żal dziewczyny. Crystal zawahała się, a po chwili skinęła głową. Patrzyła na swoje ręce, unikając jego wzroku, ale w pewnym momencie wolno uniosła głowę. Spencer niemal cofnął się, kiedy zobaczył wyraz jej oczu. Malowały się w nich złość, nienawiść, strach i utracone złudzenia. Delikatnie ujął jej dłoń.
– Tom go zastrzelił – powiedziała cicho, ale jej oczy miotały błyskawice.
– Mój Boże… jak to się stało? Podczas wspólnego polowania?
Wolno potrząsnęła głową.
– To nie było na polowaniu. – Nie mogła mu powiedzieć wszystkiego. Nie mogła mu wyjawić, że Tom ją zgwałcił. Nie powiedziała o tym nikomu poza Boydem i Hiroko i wiedziała, że już nikt nigdy się o tym od niej nie dowie. Będzie musiała żyć z tym piętnem hańby do końca swych dni. – To się stało przeze mnie – szepnęła. Miała tak wielkie poczucie winy, że nie mogła nawet zapłakać. – Coś zaszło pomiędzy mną a Tomem i straciłam panowanie nad sobą. – Wzięła głęboki oddech, jakby nagle zabrakło jej powietrza. Spencer nie wypuszczał jej dłoni. – Pobiegłam do niego z karabinem ojca. Tom wypalił do mnie, ale kula trafiła Jareda.
– O mój Boże… – Spojrzał na nią przerażony, nawet nie próbując sobie wyobrazić, co mogło ją doprowadzić do takiego stanu, że pobiegła do szwagra z bronią ojca. Jednak natychmiast zrozumiał, że nadal prześladuje ją poczucie winy za to, co się stało.
– Szeryf orzekł, że Jared zginął w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Kilka dni po pogrzebie Jareda wyjechałam z doliny. – Powiedziała to zupełnie zwyczajnie, a przecież jej życie gwałtownie się zmieniło. Podczas gdy on chodził na przyjęcia w Waszyngtonie, nad jeziorem Tahoe i w Palm Beach, Crystal straciła ojca i brata. Sama myśl o tym była przerażająca. Nie mógł wyjść z podziwu, że znalazła w sobie dosyć sił, aby przeżyć to wszystko. Ogromnie się cieszył, że spotkał ją w San Francisco.
– Po śmierci ojca stosunki między mną i mamą nie układały się najlepiej. Wydaje mi się, że wini mnie też za śmierć Jareda. W pewnym stopniu ma rację. To wszystko stało się przeze mnie. Nie powinnam była pobiec wtedy do Toma, ale… – Oczy zaszły jej łzami. Wiedziała, że nie może mu tego jaśniej wytłumaczyć. Spencer słuchając Crystal, zapragnął objąć ją i pocałować. – Między mną a matką nigdy się nie układało. Chyba nienawidziła mnie za to, że byłam tak zżyta z ojcem.
– Czy od czasu opuszczenia doliny miałaś od niej jakieś wiadomości?
– Nie. – Potrząsnęła głową. – Tamto życie się skończyło. – Uśmiechnęła się dzielnie. – Teraz mieszkam tutaj. Zaczęłam wszystko od nowa. Tamto należy do przeszłości. Muszę myśleć o chwili obecnej. Nie mogę się oglądać wstecz. Opuściłam dolinę. Tamten rozdział życia jest już zamknięty. – Spojrzała na Spencera. Nagle pomyślała, czy nie odwiedził przypadkiem Websterów. – Widziałeś się z Boydem i Hiroko?
Potrząsnął głową z miną winowajcy. Już drugi raz nie udało mu się pojechać do doliny.
– Nie. Chciałem, ale wpadłem tu tylko na kilka dni. Nie wiesz, co u nich?
Uśmiechnęła się tak smutno, że aż ścisnęło mu się serce. Była niezwykłym dzieckiem, a teraz stała się niezwykłą kobietą. Zmysłowość Crystal obezwładniała go, a jej delikatność i kobiecość sprawiały, że pragnął ją chronić. Jednocześnie wyczuwało się jakąś zdumiewającą siłę, która pomogła dziewczynie przetrwać to wszystko.
– W ubiegłym tygodniu dostałam list od Hiroko. Spodziewa się drugiego dziecka. Myślę, że tym razem pragną chłopczyka, choć Jane to taka słodka dziewczynka. – Opowiedziała mu o córeczce Websterów. Nadeszła pora kolejnego występu. Mógłby tak rozmawiać godzinami. Nie chciał się rozstawać z Crystal. Nigdy. Czuł, że jest jej potrzebny. I sam też pragnął z nią być.
Tym razem zdawała się śpiewać tylko dla niego. Jej głos dosięgał Spencera jak pieszczota. Emanująca z Crystal zmysłowość, pomieszana z niewinnością, sprawiała, że chciał wyciągnąć rękę i dotknąć jej. Dochodziła pierwsza, kiedy zeszła z estrady. Rozmawiali przez godzinę, do zamknięcia lokalu. Spencer zaproponował, że odprowadzi Crystal do domu. Poczekał, aż się przebierze. Kiedy ujrzał ją w wełnianej spódnicy, białej bluzce i żakiecie w kratę, kupionych w sklepie z tanią odzieżą, odniósł wrażenie, że cofnął się w przeszłość. Znów wyglądała jak mała dziewczynka, ale miała oczy dorosłej kobiety. Kobiety, o której śnił przez ostatnie trzy lata, której ani na chwilę nie zapomniał. Kobiety, która marzyła o nim i go kochała.
Poszli spacerkiem do domu pani Castagna, gdzie Crystal nadal wynajmowała pokój. Stali na chodniku przed drzwiami, a Spencer mówił jej o swym życiu w Nowym Jorku, o swoich kolegach, o wszystkim, byleby tylko się z nią nie rozstawać. W pewnej chwili przytulił ją i pocałował.
– Spencerze… – wyszeptała. Tulił dziewczynę, by nie dokuczał jej chłód, chciał czuć ją blisko siebie. – Przez wszystkie te lata śniłam o tobie… czasami próbowałam sobie wmówić, że gdybyś tu był, wszystko potoczyłoby się inaczej.
Nawet bez niego jakoś sobie poradziła. Podziwiał ją za to. Udało jej się coś osiągnąć. Ciekaw był, czy nadal marzy o wyjeździe do Hollywood, ale nie spytał jej o to.
– Żałuję, że mnie tu nie było. – Ujął ją delikatnie pod brodę. – Nigdy cię nie zapomniałem. Myślałem o tobie setki razy… ale nigdy nie przypuszczałem, że ty też mnie pamiętasz. Sądziłem, że się zmieniłaś, może nawet zdążyłaś już wyjść za mąż. – Nawet w najśmielszych wyobrażeniach nie przypuszczał, że spotka ją w nocnym klubie w San Francisco. Zdumiewało go, cóż to za ślepy los przywiódł go tutaj. Mógł wrócić do Nowego Jorku, nie ujrzawszy Crystal, nie mając pojęcia, że ona tu jest. Teraz, kiedy się spotkali, nie wiedział, jak powinien dalej pokierować swym życiem. Przyleciał do San Francisco, by oficjalnie zaręczyć się z Elizabeth Barclay. A oto stoi przed domem na Green Street, po uszy zakochany w Crystal Wyatt.
– Kocham cię, Spencerze – szepnęła, jakby bojąc się, że już nigdy nie nadarzy się druga okazja, by mu to powiedzieć. Serce mu zmiękło jak wosk. Czy mógł w takiej chwili wyjawić, że zaręczył się z inną?
Objął ją i przytulił. Pragnął już zawsze trzymać ją w ramionach.
– Ja ciebie też kocham… O, Boże, Crystal… kocham cię… – Co miał zrobić? Nie mógł niczego obiecać, mógł tylko na krótką chwilkę przytulić ją, zanim jutro rano wróci z Elizabeth do Nowego Jorku. Ale czy naprawdę tak musi być? Czemu nie może zostać z Crystal? Nie widział w tym nic niewłaściwego. W ciągu jednej krótkiej sekundy uświadomił sobie z całą ostrością, że zawsze ją kochał. I bez względu na to, ile by go to teraz kosztowało, musiał jej o tym powiedzieć. – Zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia. – Wyznanie to sprawiło mu ulgę, jakby trzy lata szukał Crystal, by jej o tym powiedzieć. Poza nią nie liczyło się teraz nic. Nic i nikt.
Odsunęła się i spojrzała na niego. Uśmiechnęła się. Dziecko, które kiedyś ujrzał na huśtawce, przeistoczyło się w kobietę. Obejmując ją uświadomił sobie, jak bardzo kocha Crystal. Bez pamięci. Nad życie. Do szaleństwa. Pragnął tylko jej.
– Ciągle o tobie myślałam… byłeś taki przystojny, kiedy przyjechałeś na ranczo. Miałeś białe spodnie i czerwony krawat. – Nawet nie pamiętał, jak był ubrany, ale ona nie zapomniała, podobnie jak on nie zapomniał, że kiedy ujrzał ją po raz pierwszy, miała na sobie białą sukienkę, a za drugim razem – niebieską. Jakby czytając w jego myślach i przeczuwając coś złego, spojrzała na niego i spytała: – Kiedy wracasz do Nowego Jorku?
– Jutro rano. – Wydało mu się to czystym szaleństwem. Pragnął tu z nią zostać. Na zawsze. Ale najpierw musiał uporządkować całe swoje życie. I rozmówić się z Elizabeth. Teraz jednak nie miało to znaczenia. Nic nie miało znaczenia. Ważna była tylko Crystal. Nagle zrozumiał, dlaczego tak długo zwlekał. Czekał na nią. Pragnął kogoś takiego jak ona. Nikt nie potrafi tego pojąć. Kiedy trzymał ją w ramionach, był całkowicie pewien słuszności swej decyzji.
– Przyjedziesz jeszcze kiedyś do Kalifornii? – spytała z bijącym sercem.
– Tak. – Spojrzeli na siebie. Wiedział, że tu wróci. Czekało go mnóstwo tłumaczenia, czemu się zdecydował na coś takiego. Ale żeby nie stracić Crystal, gotów był skoczyć nawet w ogień. – Postaram się przyjechać jak najszybciej. Najpierw muszę załatwić kilka spraw w Nowym Jorku. Zadzwonię do ciebie. – Poprosił, by zapisała mu swój numer telefonu. Znów ją pocałował. Czując słodycz jej ust, wyobraził sobie czekające go rozkosze. Spoglądał w przyszłość bez lęku. W tej chwili nie miał żadnych wątpliwości.
Pośpiesznie nagryzmolił nazwę firmy prawniczej, w której pracował, i numer telefonu. Zapisał sobie jej adres, a potem po raz ostatni wziął ją w objęcia. Nie chciał się z nią rozstawać. Ale był pewien, że w ciągu najbliższych kilku godzin uporządkuje wszystkie sprawy i będzie mógł ułożyć sobie przyszłe życie zgodnie z własną wolą.
– Nie chcę cię opuszczać… – szepnął, tuląc ją. Zamknęła oczy, starając się zapamiętać, jakie to wspaniałe uczucie znaleźć się w ramionach ukochanego. Sama jego obecność sprawiała, że czuła się szczęśliwa i bezpieczna, ale nie miała odwagi uwierzyć do końca w to, co jej mówił. Spełniły się jej marzenia i było jej tak dobrze, że aż ogarnął ją jakiś nieracjonalny lęk. Co będzie, jeśli do niej nie wróci? Jeśli zniknie? Ale wiedziała, że Spencer jej tego nie zrobi. Wyrwała się z jego objęć. Poczuli oboje niemal fizyczny ból. Spojrzała na niego, jakby chciała na zawsze zachować w pamięci jego twarz. Albo na tak długo, póki Spencer do niej nie wróci. Czekając na tę chwilę, będzie żyła jak w odrętwieniu.
– Kocham cię, Spencerze.
– W takim razie nie rób takiej smutnej miny.
– Boję się. – Wyznała szczerze.
– Czego się boisz?
– Co będzie, jeśli nie przyjedziesz?
– Przyjadę. Obiecuję. – I wierzył w to niezłomnie.
Całe jego jestestwo wypełniała nadzieja. Crystal była wszystkim, czego pragnął.
– Kocham cię. – Odprowadził ją do samych drzwi i znów pocałował.
Przywarła do niego, a po chwili zniknęła. Przeszła na paluszkach obok mieszkania pani Castagna. Słyszał odgłos jej kroków, kiedy biegła na górę. Stojąc na chodniku, zobaczył, jak zapaliła światło w swoim pokoju. Podeszła do okna i pomachała mu. Ruszył na piechotę w stronę domu na Broadwayu. Przez krótką chwilkę myślał, by iść prosto do pokoju Elizabeth i o wszystkim jej powiedzieć. Ale wiedział, że musi najpierw spokojnie wszystko przemyśleć. Porozmawia z nią w dzień, by nie pomyślała sobie, że się upił lub oszalał. Bo to nie było szaleństwo. Wiedział, że jeszcze nigdy nie rozumował bardziej trzeźwo, i dokładnie zdawał sobie sprawę z tego, czego pragnie. Teraz jedynie musiał się zastanowić, w jaki sposób to osiągnąć.