Wsparta na górze puchowych poduszek, Julie leżała na olbrzymim łożu w głównej sypialni i błądziła wzrokiem po talerzach rozłożonych na stojącym przed kominkiem stoliku, przy którym zjedli późne śniadanie. Potem Zack wziął ją do łóżka i kochali się. Prawie całą noc nie dawał jej spać, jego namiętność, połączona z niezwykłą czułością, działała na Julie szalenie podniecająco. Po każdym razie tulił ją w ramionach i ciasno spleceni na chwilę zasypiali; i tak aż do południa. Siedziała obok, wtulona w niego. On obejmował ją ramieniem i delikatnie głaskał po ręce.
Niestety! W blasku dnia o wiele trudniej przychodziło jej wyobrazić sobie, że znalazła bezpieczną przystań w małej chatce, w ciepłym łóżku, w objęciach najzwyklejszego mężczyzny, gorąco w niej zakochanego. Teraz sprawy wyglądały zupełnie inaczej. Ze smutkiem myślała, że ten mężczyzna, który pieścił ją tak czule i namiętnie, ledwie przed chwilą jęczał z rozkoszy w jej ramionach, sprawiał, że z trudem powstrzymywała krzyk i czuła się, jakby była jedyną kobietą, jaka kiedykolwiek potrafiła wzbudzić w nim tak gwałtowne uczucia, kochał się przecież z niezliczoną ilością filmowych gwiazd i piękności z wyższych sfer. To był jego świat – luksusowy, szalony, zamieszkiwany przez bogatych, pięknych, utalentowanych ludzi, czujących się tutaj jak w domu.
Tak wyglądało jego dawne życie, i chociaż wszystko stracił, po udowodnieniu swojej niewinności, co uda mu się na pewno, szczególnie teraz, gdy jest wolny i może na własną rękę rozpocząć poszukiwania prawdziwego zabójcy – jeżeli możliwe, przy jej niewprawnej, ale gorliwej pomocy – będzie mógł wrócić i kontynuować błyskotliwą karierę w Hollywood. Teraz zwyczajnie jej potrzebował, a Bóg z jakiegoś powodu zechciał, by była tu, z nim i dla niego.
Mogła żyć jedynie chwilą obecną, rozkoszować się nią, zachować w pamięci na resztę swoich dni. A to znaczyło, że nie powinna prosić o więcej, niż może jej dać, tym bardziej obciążać balastem swych uczuć, tylko postarać się ocalić swe serce. Będzie musiała znaleźć sposób na utrzymanie pomiędzy nimi możliwie lekkiej, a nawet frywolnej atmosfery – żałowała, że nie jest światową, doświadczoną w obcowaniu z mężczyznami kobietą.
– O czym myślisz? – zapytał Zack.
Odwróciła głowę. Patrzył na nią ze zmarszczonym czołem.
– O niczym szczególnym. – Udało jej się przywołać na usta beztroski, sztuczny uśmiech. – O życiu, tak w ogóle.
– Opowiedz mi.
Chciała uniknąć dociekliwych pytań, wykręcić się od dalszej rozmowy. Na razie uwolniła się spod jego ramienia. Podciągnęła kolana pod brodę i otoczyła je rękami.
– Nie ma o czym.
– Może ja o tym zadecyduję?
– Czy ty nigdy nie ustępujesz? – Popatrzyła na niego ponuro.
– To jedna z moich mniej pociągających cech – odrzekł spokojnie, bez śladu skruchy. – O czym konkretnie myślałaś?
Uniosła wzrok i roześmiała się. Ale gdy dalej patrzył na nią w wyczekującym milczeniu, poddała się. Oparła brodę na kolanie, opuściła wzrok, by nie patrzeć mu w oczy, i powiedziała:
– Myślałam o tym, jakie życie jest dziwne. Wszystko wydaje się poukładane, aż nagle, w jednej chwili, trwającej tyle, ile trzeba na podjęcie decyzji o zjechaniu z autostrady na kawę, staje na głowie.
Zack wsparł się na poduszce, przymknął oczy i odetchnął z ulgą. Przed chwilą obawiał się, że Julie rozpatruje oczywisty fakt – oto rujnuje jej życie.
Kątem oka Julie spojrzała na jego napiętą twarz i serce w niej zamarło. Śmiech, pogodny nastrój i namiętność były tym, czego potrzebował. Nie da mu się więcej wmanewrować w podobną dyskusję.
Westchnął głęboko i nie otwierając oczu, zapytał obojętnym tonem:
– Czy chcesz zostać tu ze mną, Julie?
– A jaki mam wybór? – drażniła się z nim. Za wszelka cenę musi utrzymać wesoły nastrój, pomyślała. Dostrzegła lekkie drgnięcie mięśni wokół jego szczęki i odniosła wrażenie, że nie takiej odpowiedzi oczekiwał.
– Obawiam się, że żadnego – powiedział po dłuższej przerwie.
– Gdybyś pozwolił mi odejść, pobiegłabym na policję z wiadomością gdzie jesteś, tak uważasz?
– Nie. Jeżeli dałabyś słowo, że tego nie zrobisz, uwierzyłbym.
– No to o co chodzi?
– Nie sądzę, byś umiała stawić czoło bezpardonowemu przesłuchaniu glin. Jeżeli nawet opowiedziałabyś bajkę o zawiązywaniu ci oczu przed przyprowadzeniem tutaj, zadręczaliby cię pytaniami o szczegóły, udawali chęć pomocy w ich przypomnieniu i wcześniej czy później, nawet nie wiedziałabyś kiedy, wyciągnęliby z ciebie potrzebne informacje.
Julie starała się zachować równowagę między szczerością a potrzebą utrzymania pogodnego nastroju.
– W porządku. W takim razie będę musiała zostać w tej rozpadającej się chatce i spędzić kilka najbliższych dni w towarzystwie irytującego, apodyktycznego, humorzastego mężczyzny, którego spotkałam przypadkiem i który, jakby tego było mało, wykazuje trudne do zaspokojenia potrzeby seksualne. Skończy się tak, że wyjdę stąd niezdolna do poruszania się o własnych siłach.
Oczy wciąż miał zamknięte, ale usta wykrzywił mu niewyraźny uśmiech.
– Nie jestem humorzasty.
– Ale nieznośny, apodyktyczny i niemożliwy do zaspokojenia – odbiła piłeczkę. Parsknęła śmiechem, już panowała nad sytuacją i sobą samą. – Z tym powinieneś się zgodzić, a teraz chodźmy na dwór.
Zagłębienie wokół jego ust okazało się zaczątkiem pogodnego uśmiechu osoby zadowolonej z siebie.
– Nie ma mowy, wszystko ci przemarznie.
– Zamierzałam się najpierw ubrać – poinformowała surowym głosem, zaskoczona spokojem, z jakim przyjęła tę rubaszną uwagę. – Świeże powietrze i ruch… – zaczęła pośpiesznie, bo już ramiona Zacka trzęsły się ze śmiechu na widok jej zażenowania -… uleczy prawie każdą dolegliwość.
– Poza odmrożeniami.
Zaskoczyła go, gdy miał zamknięte oczy, więc nie umknął uderzenia poduszki. Zaczęła wyplątywać nogi z pościeli.
– Czy zawsze do ciebie musi należeć ostatnie słowo?
– Najwyraźniej.
– No to będziesz musiał gadać do siebie, bo ja wychodzę. – Narzuciła szlafrok. – Lubię sybaryckie rozkosze, ale tylko czasem, do życia są mi potrzebne słońce i świeże powietrze. Gdybym teraz była w szkole, właśnie wyprowadzałabym moją klasę na południową przerwę.
– Sybaryckie rozkosze – powtórzył, parskając śmiechem. – Zabawne sformułowanie, podoba mi się.
– Nic dziwnego – zauważyła z uśmiechem i ruszyła w stronę swojego pokoju, by wziąć prysznic i ubrać się. Wskazał na przeszklone drzwi.
– Idź do tej łazienki, jest o wiele ładniejsza.