ROZDZIAŁ 51

– Ta m w dole, po prawej, to Keaton, panie Farrell – powiedział pilot, gdy lśniący learjet wyszedł spod pokrywy chmur i rozpoczął podejście do lądowania. – Zanim usiądziemy, przelecę nad pasem startowym, by sprawdzić, w jakim jest stanie. Matt sięgnął po przycisk interkomu.

– Dobrze, Steve – powiedział w zamyśleniu. Popatrzył na zatroskaną twarz Meredith. – Co się stało? – zapytał cicho. – Przecież mówiłem ci, że w doręczeniu listu adresowanego do mnie, a przeznaczonego dla Julie Mathison, nie ma nic nielegalnego. Władze doskonale wiedzą o udzielonym mi przez Zacka pełnomocnictwie. Przekazałem im już kopertę, w której przesłał swoje instrukcje, więc mogą go próbować namierzyć. Tyle że nie zda im się to na wiele – dodał, tłumiąc śmiech. – List przyszedł z Dallas, gdzie z pewnością Zack ma kogoś zaufanego, kto odbiera korespondencję, przepakowuje w nową kopertę i przesyła do mnie.

Meredith wiedziała, jak mocno jej mąż jest zaangażowany w to, co robi, więc skrzętnie skryła niepokój.

– Dlaczego tak postępuje, skoro bez zastrzeżeń ci ufa?

– Abym mógł przekazywać policji każdą kopertę, jaką dostanę, nie zdradzając miejsca jego pobytu. Tym sposobem chroni nas obu. Widzisz, jak dotąd, dokładnie trzymałem się przepisów prawa.

Meredith odchyliła głowę na oparcie obitej białą skórą kanapy, królującej w kabinie samolotu, i na pół ze śmiechem, na pół z westchnieniem, zauważyła:

– No pewnie! Nie wspomniałeś FBI, że razem z informacją do ciebie dołączył list dla Julie Mathison ani o zamiarze doręczenia go.

– Wiadomość dla niej znajduje się w czystej, zapieczętowanej kopercie – odparował lekko. – Skąd mam wiedzieć, od kogo pochodzi? Może zawierać choćby kucharskie przepisy. Mam nadzieję – powiedział z udanym oburzeniem – że nie sugerujesz, bym otworzył kopertę i zajrzał, co w niej jest. Coś takiego to naruszenie prawa federalnego, przestępstwo. Co więcej, kochanie, żaden przepis nie nakazuje mi informowania władz o każdej próbie Zacka kontaktu ze mną.

Meredith, trochę wystraszona, wbrew swej woli dała się rozbawić nonszalancją męża. Patrzyła na tego przystojnego mężczyznę, w którym – wówczas dwudziestopięcioletnim robotniku zakładów metalowych – zakochała się jako niewinna, osiemnastoletnia panienka z dobrego domu, i którego krótko później utraciła. Po odejściu z fabryki, w ciągu następnych dziesięciu lat, dzięki zdolnościom i ryzykownym posunięciom zbudował imperium finansowe. Pomimo wyrafinowanych manier, szytych na miarę eleganckich ubrań, pomimo posiadanych jachtów i samolotów, w głębi serca pozostał nieprzejednanym bojownikiem.

Kochała go za to. Uwielbiała tę jego brawurę, wewnętrzną siłę, chociaż rozumiała, że to właśnie z tego powodu lekceważy ewentualne konsekwencje swych działań. Wierzył w niewinność Zacharego Benedicta i to wystarczało, by robił, co postanowił. Choć wiedziała, że nie zdoła odwieść go od raz podjętej decyzji, nalegała na dotrzymanie mu tego popołudnia towarzystwa – w końcu musiała mieć pewność, że zbytnio się nie wychyli.

– Dlaczego się uśmiechasz? – zapytał Matt.

– Bo cię kocham – przyznała z kwaśną miną. – A ty, czemu?

– Bo mnie kochasz – szepnął czule. Objął żonę ramieniem i przytulił twarz do jej szyi. – A także – przyznał – z powodu tego… – Z kieszeni na piersi wyjął list Zacka.

– Mówiłeś, że to tylko lista instrukcji dotyczących Julie Mathison. Co w tym śmiesznego?

– Właśnie to – lista. Gdy Zack szedł do więzienia, posiadał olbrzymi majątek zamrożony w inwestycjach na całymi świecie. Wiesz, ile poleceń otrzymałem od niego razem z pełnomocnictwem?

– Nie, ile?

– Jedno. – Z uśmiechem uniósł wskazujący palec. – Powiedział: postaraj się nie doprowadzić mnie do bankructwa.

Meredith śmiechem skwitowała słowa męża. Matt popatrzył przez okno samolotu. Maszyna zniżała się nad pasem startowym, słońce zamigotało na skrzydłach.

– Jest Joe z samochodem – powiedział. Ich szofer wcześniej przyleciał z Dallas regularną linią i wynajął nie rzucający się w oczy samochód. Teraz wyjechał na ich spotkanie. Matt pragnął, by ich pobyt w Keaton i późniejszy odjazd nie został przez nikogo zauważony, nie mogli więc wsiąść do taksówki, nawet gdyby w miasteczku takie były.

– Jakieś kłopoty, Joe? – zapytał, gdy usadowili się na tylnym siedzeniu.

– Nie – pogodnie odpowiedział O'Hara. Nacisnął pedał gazu i pomknęli jak zwykle, jakby brali udział w wyścigu samochodowym. – Jestem w miasteczku od godziny, zdążyłem zlokalizować dom Julie Mathison. Przed ogródkiem stoi cały tłum dziecięcych rowerów.

Meredith przytrzymała się ramienia męża. O'Hara pokonywał zakręty z szaleńczą brawurą. Gdy wyskakiwali na autostradę, spod kół samochodu z impetem wystrzeliwał żwir.

– Jakie to instrukcje, dotyczące Julie Mathison, przekazał ci Zack?- kontynuowała wątek rozmowy podjętej jeszcze w samolocie.

Matt wyciągnął z kieszeni złożoną kartkę i spojrzał na pierwsze linijki.

– Między innymi mam dobrze przyjrzeć się, jak wygląda, upewnić, czy nie schudła i czy nie cierpi na bezsenność.

Niecodzienna troska Zacka Benedicta o byłą zakładniczkę nie uszła uwagi Meredith i jej opinia o bezwzględnym porywaczu natychmiast złagodniała.

– Jak masz to ocenić? Przecież nie wiesz, jak wyglądała, zanim spędziła z nim ten tydzień.

– Domyślam się tylko załamania, jakie w końcu dopadło Zacka. -Matt zmusił się do ukrycia, jak mocno jest przejęty, i lekkim tonem kontynuował: – Spodoba ci się następny punkt. Mam ustalić, czy przypadkiem nie jest w ciąży.

– Patrząc na nią? – wykrzyknęła Meredith. Joe wjeżdżał właśnie w ulicę pełną domów, obrośniętą po obu stronach drzewami.

– Nie, mam zapytać wprost i dlatego jestem zachwycony, że zechciałaś ze mną tu przyjechać. Jeżeli zaprzeczy, mam powiadomić Zacka, czy jej uwierzyłem.

– Ona sama nie może jeszcze tego wiedzieć, chyba że poddała się próbie wczesnego wykrywania ciąży. W końcu, od ich rozstania, minęły dopiero trzy tygodnie. – Meredith naciągnęła na dłonie rękawiczki, bo Joe, ze zgrzytem hamulców, zatrzymywał samochód przed schludnym, jednopiętrowym domkiem, spod którego mali chłopcy rozjeżdżali się na rowerach. – Jeżeli tak tym się przejmuje musi mu naprawdę na niej zależeć.

– Czuje się winny. – Matt wysiadł z auta. – I odpowiedzialny. Zack zawsze poważnie traktował swe zobowiązania. – Ruszyli chodnikiem w stronę domu. Dwóch małych chłopców na wózkach inwalidzkich, piszcząc z uciechy, wyjechało z bocznych drzwi i dalej podjazdem na drogę. Za nimi wybiegła młoda, ładna kobieta.

– Johnny! – zawołała ze śmiechem – oddaj mi to! – Chłopiec wymachiwał notatnikiem i gwałtownymi skrętami wózka umykał przed dziewczyną, nie pozwalając wyszarpnąć sobie z ręki trofeum. Jego kolega blokował jej drogę własnym wózkiem. Matt i Meredith przyglądali się tej szalonej zabawie, bezskutecznym wysiłkom roześmianej Julie Mathison uporania się z połączonymi siłami chłopców.

– W porządku – zawołała w końcu Julie. Wsparła dłonie na biodrach, nadal nie widziała pary nieznajomych. – Wygraliście, potwory, jutro nie będzie żadnego testu! A teraz oddajcie mi dziennik. – Johnny wydał okrzyk triumfu i wręczył jej notatnik. – Dziękuję. – Julie żartobliwie naciągnęła chłopcu na oczy włóczkową czapkę, co tamten przyjął ze śmiechem. Teraz pochyliła się nad drugim i zaciągnęła zamek kurtki pod samą brodę, potem rozczochrała jego rude włosy. – Coraz lepiej wykonujesz bloki, Tim. Nie zapomnij o nich podczas meczu w następną sobotę, dobrze?

– Ma się rozumieć, panno Mathison.

Julie patrzyła za wyjeżdżającymi na drogę chłopcami. Dopiero teraz dostrzegła elegancko ubranych mężczyznę i kobietę, stojących na chodniku przed domem. Ruszyli w jej stronę. Julie skrzyżowała ręce na piersiach, broniąc się przed podmuchami zimnego wiatru. Z uprzejmym uśmiechem czekała, aż podejdą – w zapadającym zmroku ich twarze wydały jej się znajome.

– Panno Mathison – mężczyzna odpowiedział uśmiechem na jej uśmiech – jestem Mathew Farrell, a to moja żona, Meredith. – Przyjrzała się im z bliska. Meredith i Mathew Farrell stanowili piękną parę, ona jasnowłosa, on ciemny brunet, obydwoje uśmiechali się przyjaźnie.

– Jest pani sama? – zapytał mężczyzna i popatrzył w stronę domu. Julie, nagle podejrzliwa, zesztywniała.

– Jesteście dziennikarzami? Jeżeli tak, ja…

– Jestem przyjacielem Zacka – przerwał cicho. Serce Julie zabiło mocniej.

– Proszę, wejdźcie do środka – powiedziała podekscytowana, niemal ogłuszona zaskoczeniem.

Poprowadziła ich tylnymi drzwiami, przez kuchnię z wiszącymi na ścianach miedzianymi rondlami, do salonu.

– Ślicznie tu – zauważyła Meredith Farrell. Zdjęła płaszcz i rozejrzała się po przestronnym, przewiewnym pokoju, po białych meblach z wikliny, poduszkach w żywą, zielono-niebieską kratę, donicach z drzewkami i kwiatami, rozmieszczonych w kątach.

Julie próbowała przywołać na twarz uśmiech, ale ledwie Matt zdążył zdjąć płaszcz, wybuchnęła rozpaczliwym pytaniem:

– Czy z Zackiem wszystko w porządku?

– O ile mi wiadomo, tak.

Trochę się odprężyła, ale trudno jej było zachowywać się jak uprzejma pani domu. Tak bardzo chciała wiedzieć, z czym się pojawili, tak gorąco pragnęła przedłużyć ich wizytę! Obecność Matta Farrella sprawiała, że Zack zjawiał się tu, w jej domu.

– Macie państwo ochotę na szklankę wina albo kawę? – zapytała. Odwiesiła płaszcze gości do szafy, a oni tymczasem usiedli na kanapie.

– Kawa byłaby najlepsza – powiedziała kobieta, jej mąż przytaknął ruchem głowy.

Nastawiła ekspres w rekordowym tempie, potem z filiżankami i talerzykami na tacy pędem wróciła do salonu. Na jej widok goście uśmiechnęli się, doskonale zdawali się rozumieć jej pośpiech. Na stoliku przed nimi postawiła tacę, dłońmi przeciągnęła po udach.

– Z jakiegoś powodu stałam się okropnie nerwowa – wyznała. – Ale jestem bardzo zadowolona z waszego przybycia. Kawę podam, jak tylko będzie gotowa.

– Nie dostrzegłem w pani zachowaniu żadnych oznak nerwowości -przyznał Matt Farrell z uznaniem – gdy stała pani przed kamerami i próbowała, z sukcesem, przeciągnąć media na stronę Zacka.

Ciepło w jego spojrzeniu i głosie sprawiało, że poczuła się, jakby wykonała wspaniałą, wymagającą nie lada odwagi robotę.

– Mam nadzieję, że wszyscy przyjaciele Zacka przyjęli moje wystąpienie podobnie.

– Nie ma ich już zbyt wielu – powiedział bezbarwnym głosem. – Z drugiej strony – dodał z lekkim uśmiechem – przy takim poparciu jak pani, nie potrzebuje nikogo więcej.

– Od jak dawna się znacie? – zapytała Julie. Usiadła w fotelu bokiem do kanapy.

– Meredith nigdy go nie spotkała, ale ja znam go od ośmiu lat. W Carmel, w Kalifornii, jesteśmy sąsiadami. – Julie lekko pochyliła się, skupiając na nim całą uwagę. Matt niemal fizycznie wyczuwał chęć dziewczyny dowiedzenia się o kochanku jak najwięcej, więc szybko dodał: – Jesteśmy także partnerami w wielu przedsięwzięciach finansowych. Zack, przed pójściem do więzienia, dał mi pełnomocnictwo czyniące mnie odpowiedzialnym za jego sprawy majątkowe.

– Cudownie, że się pan tego podjął – powiedziała z wdziękiem. Matt dostrzegł w jej oczach błysk naturalnego ciepła, którego Zackowi musiało tak bardzo brakować. – Z pewnością bezgranicznie panu ufa, jeżeli bez zastrzeżeń mu zawierzył.

– Darzymy się podobnymi uczuciami – odrzekł zmieszany, zastanawiając się, w jaki sposób przejść do celu wizyty.

– I dlatego przyjechał pan aż z Kalifornii – próbowała pomóc – żeby, jako przyjaciel Zacka, przekazać, że spodobało mu się moje wystąpienie?

Matt, wciąż niezdecydowany, w jaki sposób przejść do sedna sprawy, potrząsnął głową.

– W Carmel spędzamy tylko wakacje – wyjaśnił. – Na stałe mieszkamy w Chicago.

– Myślę, że wolałabym Carmel, choć nigdy tam nie byłam. – Julie wyczuła zakłopotanie gościa, dlatego kontynuowała rozmowę na nic nieznaczące tematy.

– Mieszkamy w Chicago, bo Meredith jest prezesem Bancroft and Company, która właśnie tam ma centralę.

– Bancroft! – wykrzyknęła Julie, pod wrażeniem tej informacji.

Nieraz słyszała o sieci ekskluzywnych domów towarowych.

– Byłam w waszym sklepie w Dallas, jest cudowny – z uśmiechem zwróciła się do Meredith. I jak na moją kieszeń, o wiele za drogi, pomyślała. Uniosła się z miejsca. – Pójdę po kawę, pewnie jest już gotowa.

Gdy wyszła, Meredith dotknęła rękawa męża i cicho powiedziała:

– Ona wyczuwa, że przyjechałeś tu w określonym celu i im dłużej będziesz zwlekał, tym większy stres będzie przeżywała.

– Masz rację, nieśpieszno mi – przyznał Matt. – Ale ciężko mi zapytać od drzwi, czy jest w ciąży i wręczyć czek. Chcesz, bym, zachowując subtelność, powiedział: panno Mathison, przywiozłem czek na ćwierć miliona dolarów, bo Zack obawia się, że po zajściu w ciążę jest pani w potrzebie. Czuje się winny i aby pani lepiej mogła radzić sobie z prasą i władzami, przesyła ten skromny podarek.

Meredith zaczęła sugerować bardziej taktowny sposób załatwienia sprawy, ale zanim skończyła, Julie wróciła z porcelanowym dzbankiem i zaczęła napełniać filiżanki.

Matt odchrząknął i odezwał się pełnym zażenowania głosem:

– Panno Mathison…

– Proszę nazywać mnie Julie – przerwała. Wyprostowała się, czuła napięcie w jego głosie.

– Julie – zgodził się z niepewnym uśmiechem. – Tak naprawdę nie przyjechałem tu z powodu twojej konferencji prasowej. Jestem, bo Zack mnie poprosił.

Jej twarz rozjaśniła się jak wychodzące zza chmur słońce.

– Naprawdę? Czy powiedział, dlaczego?

– Chce, bym się dowiedział, czy jesteś w ciąży.

Julie wiedziała, że nie jest. Zaskoczona i zmieszana nieoczekiwanym pytaniem już miała przecząco potrząsnąć głową, ale nim zdążyła, pośpieszyła jej z pomocą Meredith.

– Matt ma dla ciebie list, który pewnie o wiele lepiej wytłumaczy to, co próbuje przekazać mój niezręczny mąż – powiedziała łagodnie.

Julie patrzyła, jak Matt sięga do kieszeni swej sportowej marynarki. Świat dookoła zawirował! Ujęła podaną kopertę i drżącym głosem spytała:

– Czy mogę przeczytać na osobności?

– Ależ oczywiście! My w tym czasie zajmiemy się kawą.

Julie skinęła głową, potem odwróciła się i wyszła z salonu, kierując się do swojego pokoju. Nie zastanawiała się nad tym, że wciąż jest widoczna dla swoich gości. Niecierpliwymi ruchami rozerwała kopertę. Przygotowywała się na nieprzyjemny list od Zacka, krytykujące go przykładanie przez nią zbytniej wagi do niepoważnej w końcu miłostki, ale gdy rozprostowała złożone strony i zaczęła czytać czułość i radość, jakie eksplodowały w jej sercu, uleczyły wszystkie rany świat wokół przestał istnieć, liczyły się tylko te nieprawdopodobne słowa, jakie miała przed oczami, i mężczyzna, który je napisał. Słowa których nigdy nie miała czytać…

Moja kochana Julie! Wiem, że nigdy nie przeczytasz tego listu ale codzienne pisanie do ciebie pomaga, sprawia, że jesteś blisko- Boże, jak ja za Tobą tęsknię! Wciąż jesteś przy mnie. Dlaczego musiałem Cię poznać! Nie, to nieprawda. Czym byłoby życie bez wspomnień o Tobie, bez uśmiechu.

Wciąż myślę, czy jesteś szczęśliwa. Chcę, by tak było. Byś miała wspaniałe życie. To dlatego, gdy byliśmy razem, nie mogłem powiedzie Ci tego, co pragnęłaś usłyszeć. Bałem się, że czekałabyś na mnie przez wiele, wiele lat. Wiedziałem, chciałaś, by padło z moich ust: kocham cię. Niewypowiedzenie tych słów było moim jedynym niesamolubnym czynem w czasie naszego wspólnego pobytu. A teraz żałuję milczenia.

Kocham Cię, Julie, Chryste, jak bardzo. Oddałbym całe życie za jeden rok z Tobą. Za sześć miesięcy, za trzy. Za chwilę.

W ciągu kilku dni, kochanie, skradłaś mi serce, ale w zamian dałaś swoje. Wiem, że tak było… widziałem to w Twoich oczach, za każdym razem, gdy na mnie patrzyłaś.

Teraz nie żałuję już utraty wolności, nie szaleję z wściekłości na myśl o niewinnie spędzonych za kratami latach. Teraz żałuję tylko, że nie mogę mieć Ciebie. Jesteś młoda i wiem, wnet o mnie zapomnisz i pójdziesz własną drogą. I tak powinnaś postąpić. Musisz. Chcę tego Julie.

Jakież to beznadziejne kłamstwo. Przecież tak naprawdę pragnę Cię znowu zobaczyć, trzymać w ramionach, kochać i kochać tak długo, aż zawładnę każdą cząstką Ciebie i nikt, nigdy, poza mną, nie będzie się dla Ciebie liczył. I tak już pozostanie – na zawsze. Zanim Cię spotkałem, nie myślałem o stosunku seksualnym jako o „kochaniu się” „ nie wiedziałaś o tym.

Na myśl, że możesz być w ciąży, oblewam się zimnym potem. Powinienem nalegać, byś usunęła moje dziecko. Myślałem o tym już w Kolorado, ale i wtedy nie chciałem, byś tak postąpiła.

Zaczekaj – chyba znalazłem rozwiązanie, jakie wcześniej nie przyszło mi do głowy. Wiem, nie mam prawa prosić, byś je urodziła, ale jeżeli tylko będziesz chciała, jest to możliwe: weź urlop i wyjedź, ja dopilnuję, by po utracie pracy nie zabrakło Ci na nic pieniędzy. Gdy dziecko urodzi się, chcę, byś zawiozła je do mojej babki. Jeżeli jesteś w ciąży i zgadzasz się ze mną, napiszę do niej i wszystko wytłumaczę. Pomimo swoich wad ta kobieta nigdy w życiu nie unikała odpowiedzialności, na pewno postara się, by nasze dziecko zostało należycie wychowane. Rozporządza olbrzymim majątkiem, także tym, co powinno mnie przypaść w spadku. Niewielka część wystarczy aż nadto na utrzymanie dziecka i jego wykształcenie.

Miałaś rację, gdy mówiłaś, że nie powinienem był odciąć się od rodziny, palić za sobą mostów. Są sprawy, które mogłem wyjaśnić babce, nawet po opuszczeniu domu, one przygasiłyby jej nienawiść. Miałaś rację, w okresie dorastania kochałem ją i podziwiałem. Miałaś rację we wszystkim i gdybym teraz mógł zmienić przeszłość, uczyniłbym to.

Mimo wcześniejszych postanowień wysyłam Ci ten list. Robię błąd. Wiem o tym, jednak nie potrafię się powstrzymać. Muszę Ci powiedzieć, jak masz postąpić, gdybyś zaszła w ciążę. Nie mogę znieść myśli, że mogłabyś nie dostrzec innego wyjścia poza aborcją.

Policja pewnie będzie przeglądała wysyłaną przeze mnie pocztą korespondencję, postaram się więc, by ten list doręczono Ci do rąk własnych. Człowiek, który Ci go wręczy, to przyjaciel. Naraża się dla mnie, podobnie jak ty. Zaufaj Mattowi, tak jak zaufałaś mnie. Powiedz mu, czy jesteś w ciąży i co zamierzasz. On przekaże mi wiadomość. Jeszcze jedno, zanim pobiegnę do wsi, by zdążyć przed cotygodniowym opróżnianiem skrzynki pocztowej. Musisz mieć trochę pieniędzy na swoje potrzeby. Te, które wręczy Ci Matt, należą do mnie, więc nie ma najmniejszego sensu odmawiać ich przyjęcia. Będzie działał zgodnie z moimi poleceniami, więc nie rób mu, kochanie, trudności. Mam mnóstwo pieniędzy, nie zabraknie mi.

Szkoda, że nie miałem dość czasu na lepszy list ani że nie zachowałem żadnego z tych, jakie pisałem do Ciebie wcześniej – teraz mógłbym ci je wysłać. Tamte miały więcej sensu. Ten list jest ostatni, więc nie oczekuj następnych. Sprawiłyby, że zaczęlibyśmy mieć nadzieję, odżyłyby marzenia, a wtedy umarłbym chyba z tęsknoty za Tobą.

Zanim zakończę… przeczytałem w gazecie, że nowy film Costnera wchodzi właśnie na ekrany w Stanach. Jeżeli po zobaczeniu go zaczniesz znowu marzyć o Kevinie, będę Cię straszyć do końca życia.

Kocham Cię, Julie! Kochałem Cię w Kolorado, kocham Cię tu… gdzie jestem. Będę Cię kochał zawsze, wszędzie.

Julie chętnie przeczytałaby list jeszcze raz, ale nie mogła przebić wzrokiem strumieni łez spływających z jej oczu, zapisane kartki wypadły z rąk. Zakryła twarz dłońmi, odwróciła się do ściany i płakała. Płakała z radością w sercu, i z gorzkiej tęsknoty, i z bezradnego gniewu; płakała nad niesprawiedliwością losu, czyniącego z niego uciekiniera, i nad własną głupotą, która kazała jej zostawić Zacka samego tam w Kolorado.

W salonie Meredith spokojnie rozmawiała z Mattem. Sięgała właśnie po dzbanek z kawą, gdy jej spojrzenie pobiegło ku drzwiom jadalni: przeraziła się na widok wstrząsanych płaczem pleców Julie.

– Matt, popatrz! – Szybko wstała i pośpieszyła w stronę dziewczyny. – Julie – powiedziała cicho, wchodząc do jadalni. Przestraszona rozdzierającym szlochem dziewczyny, uspokajająco położyła dłonie na jej ramionach. – Mogę coś dla ciebie zrobić?

– Tak! – odparła Julie załamującym się głosem. – Przeczytaj ten list i powiedz, jak ktokolwiek mógł uwierzyć, że ten człowiek jest zdolny do popełnienia morderstwa!

Meredith niepewnie sięgnęła po rozrzucone na podłodze kartki i popatrzyła na stojącego w drzwiach męża.

– Matt, może nalałbyś wszystkim wina?

Kilka minut zajęło mu znalezienie butelki, odszukanie korkociągu, wreszcie otworzenie jej. Wyjmował kieliszki z kredensu, gdy do kuchni weszła Meredith. Popatrzył na żonę przez ramię. Zamierzał podziękować jej za przybycie z nim do Keaton, ale na widok ściągniętej zmartwieniem twarzy zapomniał o wszystkim.

– Co się stało? – zapytał z niepokojem. Bezskutecznie usiłował odczytać prawdę z jej pięknych rysów.

– Ten list… – szepnęła, w jej oczach zabłysły łzy. – Rany boskie, Matt… co za list!

Mimo woli zły na Zacka za zdenerwowanie żony, objął ją ramieniem i przytulił. Wyjął kartki z jej ręki i zmrużywszy oczy, zaczął czytać. Stopniowo jego irytacja przeobrażała się w zaskoczenie, potem niedowierzanie, wreszcie smutek. Właśnie skończył ostatnie zdanie, gdy w drzwiach ukazała się Julie. Próbowała się uśmiechnąć i palcami otrzeć łzy. Meredith wzięła od Matta chusteczkę i podeszła do niej.

– Ten wieczór – powiedział Matt głosem ciężkim od żalu i współczucia – nie tak miał wyglądać. – Popatrzył w zapłakane oczy Julie. – Wiem, że Zack nie zamierzał cię unieszczęśliwić.

Po raz ostatni Julie zrobiła w myślach rachunek wszystkiego, co utraci, jeżeli wprowadzi w życie swój naprędce opracowany plan. Ale decyzję podjęła już wcześniej, zaraz po przeczytaniu listu.

– Gdy Zack się z tobą skontaktuje, Matt, bądź uprzejmy przypomnieć mu – starała się mówić spokojnym głosem – że zostałam porzucona przez własną matkę i nie pozwolę, by moje dziecko czekał podobny los. – Ze smutnym uśmiechem dodała: – Jeżeli naprawdę chce tego dziecka – ja oczekiwałabym go z radością – musi zgodzić się, bym do niego dołączyła.

Ostatnie słowa eksplodowały niczym pocisk. Na twarzy Matta Farrella ukazał się wyraz zdumienia, za chwilę podziwu, jednak słowa, jakie dobrał, cechowała ostrożność.

– Nie mam pojęcia kiedy, i czy w ogóle, Zack znowu skontaktuje się ze mną.

Julie roześmiała się histerycznie.

– Na pewno, i to bardzo prędko! – powiedziała z przekonaniem. Teraz wiedziała, że instynkt nigdy jej nie zawiódł i gdyby tylko posłuchała jego podszeptów, pewnie opuściliby Kolorado razem. – Porozumie się z tobą niezwłocznie, by poznać moją odpowiedź.

Matt uśmiechnął się pod nosem – miała rację.

– Czy jest jeszcze coś, co mam mu przekazać?

Skinęła energicznie głową.

– O tak. Powiedz mu, że ma najwyżej… cztery tygodnie na ściągnięcie mnie do siebie… zanim podejmę inne kroki. I powiedz mu… – Wzbraniała się przed przekazaniem Zackowi wyrazów miłości przez osobę trzecią. Ale zaraz pomyślała: nic się nie liczy, byle tylko on się dowiedział. Drżącym z emocji głosem oznajmiła: – Przekaż mu, że ja także umieram z tęsknoty. I jeżeli nie pozwoli mi połączyć się z nim, to wydam jego pieniądze na dwadzieścia pięć tysięcy kaset wideo z nowym filmem Kevina Costnera i resztę życia spędzę na zachwycaniu się tym mężczyzną!

– Myślę, że ta wiadomość wystarczy – odezwała się Meredith, z trudem powstrzymując śmiech – i zgodzi się natychmiast. – Potem zwróciła się do męża:- Zapamiętasz, czy mam zapisać?

Matt rzucił na żonę zaskoczone spojrzenie. Zachowywała się tak, jakby gorąco pragnęła uwikłać go w sprawy Zacka, choć jeszcze przed dwoma godzinami prosiła, by trzymał się od nich z daleka. Nalał do lampek wina.

– Myślę, że jest okazja do wzniesienia toastu… – Wybaczcie, ale zupełnie nie wiem, co powiedzieć.

– A ja, tak – odezwała się Meredith. Uniosła kieliszek i z serdecznym uśmiechem popatrzyła na Julie. – Zdrowie wszystkich kobiet, które kochają tak mocno jak my. – Zwróciła twarz w stronę męża i dodała: – I za tych dwóch, których kochamy.

Julie patrzyła, jak Matt z czułością i nie skrywaną dumą uśmiecha się do żony. I w tym momencie pokochała oboje. Są jak Zack i ja, pomyślała; uosabiają miłość, poświęcenie, jedność.

– Proszę, zostańcie na kolacji. Nie jestem najlepszą kucharką, ale możemy już nigdy się nie spotkać, a tak bardzo chciałabym dowiedzieć się więcej o… o wszystkim.

Obydwoje prawie jednocześnie skinęli głowami, a Matt z udaną powagą zapytał:

– O wszystkim? No cóż, chyba zacznę od analizy sytuacji na rynku światowym. Mam pewne teorie co do przyczyn spadku… – Roześmiał się na widok przerażenia na twarzy Julie. – A może porozmawiamy o Zacku?

– Niezły pomysł – zażartowała jego żona. – Mógłbyś opowiedzieć nam, jak spędzaliście razem dni jako sąsiedzi.

– To ja zajmę się kolacją – wtrąciła Julie. Gorączkowo rozmyślała, co przygotować, by stracić jak najmniej drogocennego czasu, który mogli przecież wykorzystać na rozmowę.

– O nie – zaprotestowała Meredith. – Poślemy Joego po pizzę.

– Kto to taki? – zaciekawiła się Julie. Już łapała za słuchawkę, by przez telefon złożyć zamówienie.

– Oficjalnie nasz szofer, nieoficjalnie członek rodziny.

Pół godziny później cała trójka wygodnie rozsiadła się w salonie.

Matt starał się właśnie zaspokoić ciekawość kobiet mocno ocenzurowaną opowieścią z kawalerskich czasów swoich i Zacka, gdy rozległ się dzwonek przy drzwiach.

Otworzyła Julie. Spodziewała się ujrzeć aroganckiego szofera w eleganckim uniformie i została mile zaskoczona widokiem olbrzyma z czarującym uśmiechem na przeraźliwie brzydkiej twarzy. W wyciągniętych rękach trzymał pudła z pizzą.

– Proszę dołączyć do nas, niepotrzebnie siedział pan w samochodzie.

– Też tak pomyślałem – zażartował, ale popatrzył na Matta, by sprawdzić, czy ten nie ma nic przeciwko jego obecności. Dopiero gdy Matt skinął głową, Joe wszedł do środka i zdjął płaszcz.

– Zjedzmy w jadalni, tu jest najwięcej miejsca – zawołała Julie. Rozstawiła talerze na stole.

– Pójdę po wino. – Meredith podniosła się z miejsca.

Joe O'Hara wszedł do jadalni i przyjrzał się młodej kobiecie, która publicznie odważyła ująć się za Zackiem. Z ciemnymi włosami związanymi ma karku wstążką bardziej wyglądała jak ładna studentka niż nauczycielka. W niczym nie przypominała tych lalek, które przy każdej okazji wieszały się na Zacku, czym od razu zyskała sympatię Joego. Rzucili niepewne spojrzenie Mattowi. W odpowiedzi na to niewypowiedzianie pytanie Matt skinął głową, a Joe wyciągnął oczywiste wnioski.

– A więc to ty jesteś panią Zacka – powiedział.

Przerwała rozkładanie serwetek i uniosła swe błękitne oczy.

– To był najmilszy komplement, jaki kiedykolwiek usłyszałam. – Ku zdziwieniu Julie szyja olbrzymiego mężczyzny wokół kołnierzyka poczerwieniała. – Ty też znasz Zacka? – spytała. Chciała dać mu czas na odzyskanie równowagi ducha.

– No pewnie – odparł z uśmiechem. Farrellowie zajęli miejsca przy stole. – Mógłbym ci o nim opowiedzieć historie, których nie zna nikt, nawet Matt.

– Zamieniam się w słuch – powiedziała Julie z entuzjazmem.

O'Hara nałożył sobie spory kawałek pizzy i przez chwilę zastanawiał się.

– W porządku, mam jedną. Pewnego wieczora Matt przyjmował niezapowiedzianego gościa i wysłał mnie do domu Zacka, bo zabrakło nam Stoli… wódki – wyjaśnił. Julie ze zrozumieniem skinęła głową. Joe, zanim zaczął mówić dalej, nałożył sobie następny kawałek. – Było koło północy, w domu Zacka świeciło się światło, ale nikt nie odpowiadał na dzwonek. Usłyszałem jego głos na tyłach domu, górujący nad piskami kobiet, więc tam poszedłem. Zack stał nad basenem, jeszcze w smokingu, w którym właśnie wrócił z przyjęcia.

Julie, zafascynowana, wsparła brodę na dłoni.

– Co robił? – spytała, gdy O'Hara zajął się następnym kęsem pizzy.

– Przeklinał – odrzekł Joe zwięźle.

– Kogo?

– Trzy nagie kobiety w basenie, jego wielbicielki. Jakoś znalazły adres i wpadły na pomysł, że gdy zobaczy u siebie w basenie trzy nagie nimfy, dołączy do nich i zrobią sobie nielichą orgietkę.

– O'Hara! – ostrzegawczo zawołał Matt.

– Nie, ta historia jest w porządku, naprawdę. Julie nie będzie zazdrosna o coś takiego. Prawda? – zapytał z niepewną miną.

Ze śmiechem potrząsnęła głową. Zack kocha ją, teraz o tym wiedziała. Nie miała żadnego powodu do zazdrości.

– Nie będę – obiecała.

– Wiedziałem – powiedział Joe i z zadowoleniem popatrzył na swych chlebodawców. – W każdym razie – ciągnął – Zack wściekł się nie na żarty. A muszę ci powiedzieć, czego może nie wiesz, pod pozornie chłodną, spokojną powierzchnią kryje temperament, jakiego byś się nie spodziewała. Gdy kobiety nie chciały wyjść z basenu, jak im polecił, kazał sobie pomóc. Całkiem ubrany wszedł do basenu i zanim się zorientowałem, już jakaś dziewucha, mniej więcej dwudziestoletnia, wyturlała się na brzeg i zatrzymała u moich stóp – całkiem naga. Potem wyszedł z wody Zack z dziewczyną pod każdym ramieniem.

Julie starała się wyglądać na zupełnie nieporuszoną tą historią.

– I co z nimi zrobiliście?

– To, co Zack zapowiedział. Był tak wściekły, że nawet nie pozwolił im się ubrać. Zanieśliśmy je, wrzeszczące, błagające o ubranie, do miejsca, w którym zostawiły samochód. Potem Zack wepchnął dwie na tylne siedzenie, a ja moją na przednie. Otworzył drzwi, włączył stacyjkę i wrzucił bieg. „Wynoście się stąd i żebym was tu więcej nie widział!” – wrzasnął.

Kobiety, najwyraźniej podziwiając zasady moralne Zacka, wymieniły nad stołem zadowolone spojrzenia.

– Nigdy mi o tym nie opowiadałeś. – Zaskoczony Matt zmarszczył czoło.

– Próbowałem przecież, ale ta kobieta, którą gościłeś, właśnie usiłowała cię rozebrać, zostawiłem więc Stoliczną na barze i poszedłem spać.

Julie taktownie utkwiła wesołe spojrzenie w pizzy, Meredith oparła brodę na splecionych dłoniach i zmierzyła męża rozbawionym wzrokiem. Matt chłodno popatrzył na swego kierowcę, ten uniósł dłonie w przepraszającym geście.

– Meredith się uśmiecha, Matt, przecież wie, że nie miałeś pojęcia, że wciąż jesteś jej mężem.

Julie zakrztusiła się winem.

– Może wytłumaczysz, o co chodzi – powiedział Matt z irytacją; wymienili z żoną spojrzenia – inaczej Julie pomyśli, że Zack zaufał kompletnemu imbecylowi.

– Sądziłem, że wszyscy znają tę historię, było o niej głośno w gazetach – powiedział Joe, ale gdy Julie nadal wyglądała na zdziwioną, wyjaśnił: – Widzisz, Matt i Meredith pobrali się i rozwiedli, gdy ona miała osiemnaście lat, nikt o tym nie wiedział, nawet ja. Dwanaście lat później Meredith odkryła, że rozwód przeprowadził podający się za sędziego oszust i dalej są małżeństwem. Zaprosiła więc Matta na lunch, by przekazać mu tę wiadomość, widzieli się wtedy po raz pierwszy od „rozwodu”. Jezu, ale Matt się wściekł! Meredith była już zaręczona z innym facetem. Zaraz opadli ich dziennikarze – całą trójką udzielili wywiadu i jeszcze starali się wyglądać na dobrych przyjaciół. Matt próbował obrócić wszystko w żart…

– Znam tę historię – przerwała Julie. Nagle wszystko zaczęło jej się układać. – Gdy was zobaczyłam, obydwoje wydaliście mi się znajomi. Oglądałam w telewizji ten wywiad. – Przeniosła zaskoczony wzrok na Matta Farrella. – Pamiętam, jak ty i narzeczony Meredith żartowaliście z całego zamieszania. Wyglądaliście wtedy na przyjaciół. A potem… zaledwie kilka dni później, uderzyłeś go! W gazetach było zdjęcie tego incydentu.

– Teraz już się przyjaźnimy – powiedział Matt. Lekko uśmiechnięty popatrzył na zamyśloną Julie.

Było już po jedenastej, gdy z żalem zaczęli się żegnać. Julie przeprosiła gości i wyszła na chwilę do sypialni. Wróciła z zielonym swetrem i spodniami, które miała na sobie w drodze powrotnej z Kolorado. Joe O'Hara był już w samochodzie i grzał silnik. Matt i Meredith czekali przy drzwiach.

Meredith szepnęła do męża, że chce porozmawiać z Julie na osobności. On z uśmiechem pożegnał się.

– Poczekam w samochodzie z Joe.

Julie wspięła się na palce i pocałowała Matta, a on mocno ją uścisnął. Ze strachem myślał o niepewnej przyszłości tych dwojga.

– Może ta wiadomość sprawi, że poczujesz się lepiej – powiedział, choć wcześniej nie miał takiego zamiaru. – W skład mojej korporacji wchodzi agencja detektywistyczna o zasięgu międzynarodowym. Na moje zlecenie od trzech tygodni detektywi sprawdzają wszystkich, którzy pracowali w Dallas przy filmie Zacka.

Zamiast okazać entuzjazm, Julie spytała:

– Dlaczego nie zrobiłeś tego wcześniej? – Dopiero teraz zorientowała się, jak zabrzmiały jej słowa. – Wybacz, to było z mojej strony niegrzeczne i niewdzięczne.

Z uśmiechem potrząsnął głową – podziwiał jej przywiązanie do Zacka.

– Zabrzmiało z rozpaczą i troską, ale ani trochę niegrzecznie. Odpowiedź jest prosta: Zack zapłacił agencji, równie dobrej jak ta, by jeszcze przed rozpoczęciem procesu sprawdziła wszystko. Nie znaleźli niczego, co mogłoby mieć znaczenie. Zack powiedział wtedy, że nie oczekuje ode mnie pomocy poza tym, co już zrobiłem. Rozgłos towarzyszący sprawie był mu wstrętny, zgodziłem się więc nie podejmować działań mogących jeszcze go zwiększyć.

– Czy twoi detektywi – zaczęła Julie niecierpliwie, chwytając się wątłej nitki nadziei, jaka, zdawało jej się, zabrzmiała w jego głosie – odkryli coś nowego?

Matt po krótkiej chwili wahania zdecydował, że nic złego się nie stanie, jeżeli poinformuje Julie o postępach w sprawie, zwłaszcza że postanowiła dzielić los jego przyjaciela.

– Część dotyczy Tony'ego Austina… – zaczął, ale Julie przerwała mu.

– On zabił Rachel?

– Tego nie powiedziałem – zaprzeczył szybko. – Gdyby znalazły się jakieś nowe dowody, nie byłoby mnie tutaj. Poinformowałbym o nich media, aby zmusić władze do podjęcia stosownych kroków.

– No to co odkryliście?

– Tony Austin złożył fałszywe zeznania. W czasie procesu powiedział, że jego romans z Rachel Evans ciągnął się od miesięcy i że byli „w sobie do szaleństwa zakochani”. Jak się teraz okazało, miał równocześnie romans z inną kobietą.

– Kim była? – zapytała bez tchu Julie. – Przecież to ona, z zazdrości o Rachel, mogła załadować strzelbę ostrą amunicją.

– Nic o niej nie wiemy. Dwa tygodnie przed morderstwem chłopiec hotelowy, który późnym wieczorem dostarczał szampana do apartamentu Austina, słyszał tam kobiecy głos. Ten sam boy zanosił w tym dniu kolację do pokoju Zacka. Drzwi otworzyła mu Rachel, więc to nie ona była w sypialni Austina. Ale sposób działania sprawcy raczej nie wskazuje na kobietę, bardziej podejrzewałbym Austina.

– Dlaczego tak uważasz?

– Bo Zack zawsze go podejrzewał i w końcu udzieliło mi się jego przekonanie – powiedział z głębokim westchnieniem. – Gdyby sąd nie przyznał jej po rozwodzie znacznej części majątku Zacka i przyszło im żyć z Austinem z pieniędzy Rachel, nie pociągnęliby długo. A przecież, dopóki Zack nie pokierował jej karierą, zarabiała raczej kiepsko. W dodatku od chwili, gdy prasa dowiedziała się, że oszukuje męża, jej notowania u publiczności, a tym samym zdolność zarobkowania, obniżyły się dramatycznie.

– Natomiast romans Austina z inną kobietą w dużym stopniu przeczy jego zeznaniu o tej ich „szalonej” miłości. Pozostaje więc możliwość, że jego zainteresowanie Rachel było wyłącznie natury finansowej i gdy po przyłapaniu jej przez męża plany wzięły w łeb, kochanek postanowił się jej pozbyć. Możliwe także, że nigdy nie zamierzał ożenić się z Rachel i zabił ją, bo zbytnio na niego naciskała – kto wie. Co więcej, Austin był jedyną osobą rzeczywiście posiadającą kontrolę nad bronią podczas sceny, którą filmowali. Nawet gdyby Zack nie zmienił scenariusza i Rachel, a nie Austin, oddała pierwszy strzał, aktor był wystarczająco silny, by w momencie wystrzału skierować strzelbę w jej stronę.

Julie wyobraziła sobie tę makabryczną scenę i przeszedł ją dreszcz.

– Czy Zack o tym wszystkim wie?

– Tak.

– Co powiedział? Czy poruszyła go ta wiadomość? Czy się cieszy?

– Cieszy? – powtórzył Matt z gorzkim śmiechem. – Gdybyś została skazana za zbrodnię popełnioną przez kogoś innego i nie miała żadnego wpływu na swą sytuację, byłabyś szczęśliwa, znajdując potwierdzenie, że to podejrzewana przez ciebie osoba, którą w dodatku pogardzasz najbardziej na świecie i która przyczyniła się do twego uwięzienia, jest sprawcą? I jeszcze coś – dodał. – Zdobyliśmy nowe informacje o obecnych na planie w Dallas, mogące wskazywać na niego a nie Austina.

– Jakiego rodzaju?

– Na przykład Diana Copeland, przed laty związana z Austinem -romans prawdopodobnie dawno wygasł – a jednak wciąż była zazdrosna o Rachel, i to na tyle, by po jej śmierci okazać zadowolenie. Z zazdrości mogła przyczynić się do śmierci rywalki. Mamy też Emily McDaniels, którą, po morderstwie, trzeba było na cały rok odesłać na medytacje, by przyszła do siebie. Załamanie raczej przesadne jak na kogoś, kto był tylko świadkiem zbrodni. Asystent reżysera w tamtym filmie, Tommy Newton, także przez długi czas po zbrodni nie mógł wziąć się do żadnej pracy. I wszyscy wiedzą, co czuł do Austina. A więc widzisz – dodał ponuro – nowe dowody są zbyt słabe, wskazują na zbyt wiele osób, by okazać się użyteczne.

– Przecież nie może tak być! Policja, prokurator czy ktokolwiek, kto zajmuje się sprawą, powinien sprawdzić wiarygodność tych śladów.

– Władze sądownicze – powiedział pogardliwie – zdecydowały, że Zack jest winny, doprowadziły do aresztowania i osądzenia go. Nie chciałbym pozbawiać cię nadziei, ale to ostatni ludzie, którzy by chcieli wznowienia sprawy. Zrobiliby z siebie głupców, przyznając się do pomyłki. Gdybyśmy znaleźli niepodważalny dowód winy Austina czy kogoś innego, to aby zapobiec zatuszowaniu sprawy, zanim przekazałbym materiał władzom, poszedłbym do prawników Zacka i mediów. Kłopot w tym, że nie mamy wielu szans na odkrycie czegoś ponadto, co dotychczas znaleźliśmy. Wykorzystaliśmy każdy sposób, by ustalić, kim była ta kobieta u Austina. On zaprzeczał jej istnieniu. Powiedział, że boy się pomylił, że głos pewnie pochodził z telewizora. – Matt ściszył głos, jakby w ten sposób mógł złagodzić cios, jaki zaraz zada. – Zack wie, że jest prawie pewne, iż to Austin jest mordercą. Ale poznał także nasz wymiar sprawiedliwości. Dopóki nie przedstawimy stuprocentowych dowodów, a obawiam się, że takie nie istnieją, nikt w tej sprawie nawet nie kiwnie palcem. Ważne, byś to zrozumiała. Opowiedziałem ci o wszystkim, bo postanowiłaś dołączyć do Zacka. Te informacje mogą ci pomóc, gdybyś zaczęła wątpić w jego niewinność.

Fatalizm Marta drażnił Julie.

– Nigdy nie przestanę mieć nadziei. Będę się modlić i zanudzać Boga tak długo, aż twoi ludzie odnajdą potrzebny dowód.

Wyglądała, jakby dla Zacka była gotowa walczyć z całym światem. Matt odruchowo przytulił ją mocno do piersi.

– Zackowi nareszcie dopisało szczęście – powiedział serdecznie. – Dobrze, módl się – dodał, wypuszczając ją z objęć – przyda się każda pomoc. – Sięgnął do kieszeni, wyjął pióro i wizytówkę i na odwrocie napisał dwa numery telefoniczne oraz adres. – To są nasze domowe telefony w Chicago i Carmel. Jeżeli nie znajdziesz nas pod żadnym, zadzwoń do mojej sekretarki, numer jest na wizytówce. Zostawię u niej informację, gdzie jesteśmy i jak się z nami można skontaktować. Adres na odwrocie to adres naszego domu w Chicago. Zack chciał także, bym ci przekazał ten czek.

Julie potrząsnęła głową.

– Napisał w liście, na co mają być przeznaczone te pieniądze – nie będę ich potrzebowała.

– Przykro mi, że nic więcej nie mogę zrobić – powiedział Matt łagodnym tonem. – Bardzo współczuję i tobie, i Zackowi.

Julie znów pokręciła głową.

– Byłeś wspaniały, dziękuję za poinformowanie mnie, czego dokonałeś.

Gdy wyszedł, by poczekać w samochodzie z O'Harą, podała Meredith ubranie, to przywiezione z Kolorado.

– Zauważyłam, że Matt jest tego samego wzrostu i budowy co Zack, a ja o dwa cale od ciebie niższa. Domyślam się, że to twoje… zgadłam? – Gdy Meredith skinęła głową, Julie mówiła dalej: – Musiałam je nosić, potem oddałam do pralni chemicznej. Zamierzałam przesłać je pocztą do tamtego domu, ale nie miałam skąd wziąć adresu.

– Zatrzymaj je – powiedziała wzruszona Meredith – dla wspomnień. Julie przytuliła szmatki do piersi.

– Dziękuję.

Meredith poczuła ucisk w sercu na widok tego wszystko mówiącego gestu.

– Masz rację, Zack na pewno bez chwili zwłoki skontaktuje się z Mattem. Ale czy ty jesteś pewna, że chcesz przechodzić przez to wszystko? Złamiesz prawo i od tej chwili znajdziesz się na liście poszukiwanych. Nawet jeżeli dopisze wam szczęście i tak przez resztę życia będziecie musieli się ukrywać.

– No to odpowiedz mi… – patrzyła Meredith prosto w oczy -…gdyby to Matt był gdzieś tam, daleko, opuszczony, ale pełen miłości do ciebie, gdyby to on napisał ten list, jak byś postąpiła? Powiedz szczerze – prosiła, czując, że jej nowa przyjaciółka może próbować wykręcić się od odpowiedzi.

Meredith oddychała pośpiesznie.

– Wsiadłabym do pierwszego samolotu, na statek, do samochodu, choćby ciężarówki, byle znaleźć się przy nim. – Objęła Julie mocno i szepnęła: – Nawet skłamałabym, że jestem w ciąży, by pozwolił mi do siebie przyjechać.

Julie zaniepokoiła się.

– Skąd przyszło ci do głowy, że nie spodziewam się dziecka?

– Z wyrazu twojej twarzy, gdy Matt spytał o to. Zresztą, zanim zdążyłaś się powstrzymać, zaprzeczyłaś ruchem głowy.

– Nie powiesz Mattowi, prawda?

– Nie mogę – rzekła z westchnieniem Meredith. – Nigdy nie miałam przed nim tajemnic, ale jeżeli powiem, on poinformuje Zacka. Zrobi to, by chronić was oboje. Mimo że świetnie to ukrywa, strasznie się boi skutków tego, co zamierzasz. Ja także.

– No to dlaczego mi pomagasz?

– Bo nie wyobrażam sobie, jak moglibyście spędzić życie z dala od siebie- powiedziała Meredith z prostotą. – A także – dodała z uroczym uśmiechem – bo wierzę, że na moim miejscu zrobiłabyś to samo.

Julie z werandy pomachała im na pożegnanie i wróciła do domu. Wzięła do rąk list Zacka. Usiadła i przeczytała go ponownie, pozwalając, by słowa natchnęły ją entuzjazmem i odwagą.

Kocham Cię, Julie. Chryste, jak bardzo. Oddałbym całe życie za jeden rok z Tobą. Za sześć miesięcy, za trzy. Za chwilę… Zanim Cię spotkałem, nie myślałem o stosunku seksualnym jako o „kochaniu się”… Ten list jest ostatni, więc nie oczekuj następnych. Sprawiłyby, że zaczęlibyśmy mieć nadzieję, odżyłyby marzenia, a wtedy umarłbym chyba z tęsknoty za Tobą.

Znów pomyślała o jego słowach tam, w Kolorado, o okazanym jej pogardliwym rozbawieniu, gdy wyznała mu miłość: „Nie kochasz mnie, Julie, nie potrafisz odróżnić dobrego seksu od prawdziwej miłości. Teraz bądź grzeczną dziewczynką i wracaj do domu, gdzie twoje miejsce”. Potem porównała je z uczuciami wyrażonymi w liście.

Kocham Cię, Julie! Kochałem Cię w Kolorado, kocham Cię tu… gdzie jestem. Będę Cię kochał zawsze, wszędzie.

Z podziwem potrząsnęła głową.

– Jakże się różnimy! Nic dziwnego – szepnęła czule – że zdobyłeś Nagrodę Akademii. – Wstała, pogasiła w salonie światła, ale list, by móc go czytać bez końca, zabrała do sypialni. – Zadzwoń, Zack – prosiła całym sercem – wydobądź nas z dna rozpaczy. Zadzwoń szybko, kochanie.

W domu obok bliźniaczki Eldridge wciąż jeszcze, co o tak późnej porze było dla nich niezwykłe, nie kładły się spać.

– Mówił, by do niego zatelefonować – przekonywała Ada Eldridge siostrę.- Pan Richardson nalegał, by dzwonić do niego do Dallas, niezależnie od pory dnia i nocy, gdybyśmy zauważyły obcych lub coś niezwykłego w domu Julie Mathison. A teraz daj mi kartkę z numerem rejestracyjnym samochodu, zaparkowanego tam przez pół nocy, bym mogła mu podać.

– Ależ, Ado – zaprotestowała Flossie, ukrywając w dłoni kawałek papieru.- Nie sądzę, byśmy powinny szpiegować Julie. Nawet dla FBI.

– Nie szpiegujemy! – Ada obeszła Flossie i wyrwała jej z ręki karteluszek.- Pomagamy tylko chronić Julie przed… tym nikczemnym potworem, który ją porwał. Te jego obrzydliwe filmy! – dodała. Podniosła słuchawkę.

– Wcale nie są obrzydliwe! To dobre filmy i uważam, że Zachary Benedict jest niewinny. Julie też tak sądzi. Powiedziała mi to w zeszłym tygodniu, w telewizji też tak mówiła. Nie zrobił jej nic złego, więc nie widzę powodu, dlaczego miałby próbować teraz. Myślę – zauważyła Flossie – że Julie jest w nim zakochana.

Ada na chwilę przestała wystukiwać numer kierunkowy do Dallas.

– Jeżeli tak – powiedziała z niesmakiem – to jest taką samą romantyczną idiotką jak ty. Zmarnuje życie dla takiego nic niewartego aktora filmowego, tak jak ty dla tego beznadziejnego Hermana Henklemana, który nie jest wart nawet godziny twojego czasu. Nigdy nie był!

Загрузка...