ROZDZIAŁ 78

Julie weszła do salonu i zapaliła lampę. Zack ujął jej dłoń, a wtedy bez słów padła mu w ramiona. Całowała go w milczeniu, równie jak on spragniona, tuliła do siebie, przywierała wargami do jego ust; dłońmi wędrowała po ciele ukochanego. Zack przyciągnął ją do siebie, ustami miażdżył jej wargi, niecierpliwe dłonie na nowo odkrywały cudowny zarys jej ciała.

Zaskoczył ich ostry dzwonek stojącego tuż obok telefonu. Drżącą ręką Julie sięgnęła po słuchawkę.

Patrzył, jak podnosi ją do ucha. Uśmiechnął się na widok jej skromnie zamykających się oczu, gdy zdejmował marynarkę.

– Tak, to prawda, pani Addelson, tak, jest tutaj. – Przysłoniła słuchawkę dłonią i z wyrazem bezradności na twarzy zapytała: – Burmistrzostwo Addelson chcieliby wiedzieć, czy ty… my będziemy mogli zjeść dzisiaj z nimi obiad.

Zack zdjął krawat i rozpinał guziki koszuli. Przecząco potrząsnął głową. Policzki Julie oblał rumieniec.

– Niestety, nie możemy. Nie, nie wiem, jakie ma plany. Tak, zapytam i dam państwu znać.

Julie odłożyła słuchawkę, potem pośpiesznie ją uniosła i wsunęła pod poduszkę kanapy. Wyprostowała się i nerwowo potarła dłońmi uda. Patrzyła na niego. Pytania, jedno po drugim, cisnęły jej się do głowy, ogarniały wątpliwości, walczyły ze sobą niepewność i nadzieja, ale nad wszystkim górowało poczucie cudownej nierealności: on tu jest, w tym pokoju, i patrzy na nią łagodnym, rozbawionym wzrokiem, równocześnie pełnym pożądania.

– Nie mogę uwierzyć, że ze mną jesteś – szepnęła. – Kilka godzin temu życie wydawało mi się takie…

– Puste? – podsunął swym głębokim, czarującym głosem, za którym tak bardzo tęskniła. – Bez znaczenia? – dodał, idąc w jej stronę.

Skinęła głową.

– I beznadziejne, Zack, ja… muszę ci tak wiele wytłumaczyć… jeżeli pozwolisz. Ale ja… – Głos Julie załamał się. Wtulona w Zacka, drżącymi palcami gładziła jego twarz. – O Boże, jak ja za tobą tęskniłam!

Zareagował natychmiast. Rozchylił wargami jej usta; z włosów zerwał przepaskę i wbił palce w tę bujną gęstwę, której wspomnienie nawiedzało jego sny, tam, w Ameryce Południowej, a w więzieniu budziło zlanego potem. Oderwał się od jej warg.

– Pokaż mi swój dom – powiedział ochrypłym, nieswoim głosem.

Tak naprawdę chciał, by poszli do sypialni.

Skinęła głową, bezbłędnie rozumiała znaczenie jego słów – poprowadziła go prosto tam, gdzie chciał. Widok białych, giętych mebli, zielonych drzewek w donicach i pieniących się na łóżku i toaletce koronek, zupełnie go zaskoczył – pokój był tak podobny do tego, jaki sobie wyobrażał, że stanął jak wryty. Jak gdyby czytała w jego myślach, odezwała się z wahaniem:

– No i jak się spisałam?

– Wygląda tak jak wtedy, gdy…

Julie widziała napięte mięśnie jego twarzy i pełnym smutku głosem dokończyła:

– Gdy leżałeś na łóżku w swojej łodzi i wyobrażałeś sobie mnie tutaj, w tym pokoju, bo poprosiłam cię o to przez telefon. I wciąż myślałeś, że będę tam z tobą – ciągnęła z brutalną szczerością – i nie przyszło ci do głowy, że mogę wciągnąć cię w pułapkę, wydać FBI, sprawić, że zostaniesz pobity i odesłany do więzienia.

Popatrzył na nią; posępny uśmiech błądził w kącikach jego oczu i ust.

– I to wszystko wydarzyło się naprawdę.

Opadła na łóżko i zwróciła ku niemu twarz, spoglądając na niego uczciwymi, pytającymi oczami.

– Możemy chwilę poleżeć i porozmawiać?

Zack zawahał się. Z jednej strony pragnął zapomnieć o przeszłości, spędzić czas kochając się z nią na tym pełnym koronek, panieńskim łóżku pod baldachimem, które, w jej obecności, stawało się zaskakująco podniecające, z drugiej była tak wyprowadzona z równowagi, że nie mieli co myśleć o miłości przed rozprawieniem się z przeszłością.

– Tylko chwilę – zgodził się.

Spiętrzyła poduszki przy oparciu łóżka i wsparta na nich usadowiła się tuż przy Zacku, a on wyciągnął ramię, by wygodniej mogła ułożyć głowę. Zaraz, z dłonią na jego piersi, wtuliła się weń. Tak jak w Kolorado – wspomnienie tamtych pełnych czułości poranków wywołało na jego twarzy uśmiech.

– Zapomniałem już, jak świetnie do siebie pasujemy.

– Pomyślałeś o porankach w Kolorado, prawda? Stwierdzenie, nie pytanie, uśmiechnął się pod nosem.

– Zapomniałem także, jaka jesteś spostrzegawcza.

– Ależ nie, po prostu myślałam o tym samym. – Uśmiechnęła się. – Nie wiem, od czego zacząć – powiedziała niepewnie. Z lękiem wracała do niedawnej przeszłości. – Nawet nie wiem, co cię tutaj przywiodło.

Zack zmarszczył brwi w wyrazie zdziwienia.

– Richardson. Nie wiedziałaś, że wybierał się do mnie? – Popatrzyła zaskoczona. – Dzisiaj rano zjawił się w moim domu w Kalifornii, w tym swoim garniturze od Brooks Brothers, krawacie Armaniego i z najprawdziwszą odznaką FBI.

– Paul przyjechał do ciebie?! – zapytała zaskoczona. – Paul Richardson? Mój Paul?

Zack zesztywniał.

– Tak, twój Paul. – Teraz przypomniał sobie, że w chwili gdy wyznał jej miłość, ona przyznała się ledwie do tęsknoty. Ze sztuczną obojętnością zauważył: – Nie wiem, dlaczego przyszło mi do głowy, że pragniesz mej obecności z jeszcze innych powodów niż chęć pogodzenia się. Do takiego właśnie wniosku doszedłem po obejrzeniu kaset. – Stał się bardzo oficjalny, próbował zabrać ramię spod jej pleców. – Myślę, że dalszą rozmowę powinniśmy przeprowadzić w salonie, a może jeszcze lepiej jutro, w recepcji hotelu, w którym się zatrzymam.

– Zack! – Głos Julie zabrzmiał nutą histerii, z całej siły wbiła palce w jego ramię. – Żebyś się nie ważył opuszczać tego łóżka! Jeżeli kiedykolwiek jeszcze ode mnie odejdziesz, nie dając możliwości wytłumaczenia się, nie wybaczę ci nigdy. Paul jest moim przyjacielem. Nie opuścił mnie, gdy byłam bardzo nieszczęśliwa i samotna.

Opuścił głowę na poduszkę i mocno objął Julie ramieniem, miejsce chłodu w głosie zajęły ironia i… ulga.

– Jest w tobie coś takiego, że kompletnie głupieję. Przez ciebie w Kolorado zachowywałem się jak zakochany uczniak, teraz znów się to powtarza.

Wrócił do poprzedniego tematu.

– Przyjechałem tu dlatego, bo dziś rano wpadł do mojego domu Richardson, pomachał odznaką i rzucił przede mną na biurko kopertę z dwoma kasetami wideo i listem. – Szarpiąca go nadal zazdrość o Richardsona sprawiła, że jego głos zadźwięczał sarkazmem: – W przerwie między kwestionowaniem mojego pochodzenia a próbą sprowokowania mnie do walki na pięści udało mu się przekazać, że w przeciwieństwie do tego, o czym chciał mnie przekonać Hadley w Mexico City, twój pomysł połączenia się ze mną nie miał na celu wciągnięcia mnie w pułapkę. Wytłumaczył mi także, że to wizyta u Margaret Stanhope, w połączeniu ze śmiercią Austina, podziałały tak na ciebie.

– Co takiego było na tych filmach i w liście?

– Na jednym konferencja prasowa, którą zwołałaś po powrocie z Kolorado. List, to przesłanie do rodziny, napisane, gdy zamierzałaś dołączyć do mnie. Druga kaseta pochodziła z archiwum FBI – my obydwoje na lotnisku w Mexico City, dokładnie widać, co się tam wydarzyło.

Julie, wtulona w jego ramiona, zadrżała na tamto wspomnienie.

– Tak mi przykro – wyszeptała, z twarzą wtuloną w pierś Zacka. – Tak mi przykro. Nie wiem, czy zdołamy zapomnieć. – Zack widział jej reakcję i już powziął decyzję, ale jeszcze na kilka minut powstrzymał się. Palcami ujął Julie pod brodę. – Co, na Boga, skłoniło cię do odwiedzenia Margaret Stanhope?

Rozległ się dzwonek do drzwi, ale zignorowali go.

– W liście napisałeś, że żałujesz, iż nie pogodziłeś się z nią już przed laty- wyjaśniła z westchnieniem. – I jeszcze wspomniałeś, bym oddała jej na wychowanie nasze dziecko. A przez telefon powiedziałeś, że pozostawianie za sobą tak wielu nieszczęść to prowokowanie klątwy. Więc zdecydowałam się zobaczyć z nią i wytłumaczyć, że ją kochałeś i zawsze żałowałeś rozstania.

– A ona roześmiała ci się w twarz.

– Gorzej. Jakoś wyłoniła się sprawa Justina i nim się obejrzałam, już mi mówiła, jak to zamordowałeś brata po kłótni o dziewczynę. Potem wręczyła mi teczkę pełną wycinków z gazet, z twoim przyznaniem się do zastrzelenia go. I wtedy – oddychała głęboko – uświadomiłam sobie, że nie powiedziałeś mi prawdy. Starałam się wmówić sobie, że okłamałeś ją, nie mnie, ale po śmierci Tony'ego Austina wyglądało, że troje ludzi, z którymi się pokłóciłeś, zginęło z twoich rąk. Pomyślałam… jak twoja babka zaczęłam wierzyć, że jesteś obłąkany. Zdradziłam cię… dla twojego dobra.

– Nie okłamałem cię co do Justina – rzekł Zack z głębokim westchnieniem. – Nie powiedziałem prawdy policji w Ridgemont.

– Ale dlaczego?

– Bo poprosił mnie o to dziadek, bo samobójstwo pociąga za sobą dochodzenie, wyjaśnia się jego powody, a my chcieliśmy uchronić tę ziejącą jadem starą kobietę przed koniecznością przyjęcia do wiadomości homoseksualizmu Justina. Nie powinienem był tym się przejmować – dodał sztywno. – Trzeba było pozwolić jej nurzać się w tym, co uznałaby za hańbę. Justinowi nie wyrządziłbym już krzywdy.

– I wiedząc, co o tobie myśli, zamierzałeś pozwolić jej na sprawowanie opieki nad naszym dzieckiem?

Uniósł brwi i rozbawionym głosem zapytał:

– Jakie dziecko, Julie?

Zaraźliwy uśmiech, który w Kolorado rozjaśniał mu dni, pojawił się na twarzy dziewczyny, a jego atrakcyjność wzmagały jeszcze próby maskowania nim poczucia winy.

– Wymyślone, byś pozwolił mi do siebie przyjechać.

– Ach, o to dziecko chodzi.

– Czekam na odpowiedź! – Rozpięła górny guzik jego koszuli i ucałowała w szyję.

– Postępuj tak dalej, a doczekasz się prawdziwego dziecka, a nie odpowiedzi na pytanie.

Ze śmiechem oparła łokcie o jego pierś, ale jej oczy, przysłonięte powiekami, pozostały jak pogrążone we śnie.

– Jestem strasznie łapczywa, Zack, pragnę i ciebie, i jego. Z czułością ujął jej twarz w dłonie, głaskał policzki.

– Naprawdę, kochanie, chcesz mojego dziecka?

– Bardzo!

– Popracujemy nad tym dzisiaj, jeżeli tylko czujesz się na siłach.

– O ile sobie przypominam, chodzi raczej o twoją gotowość. – Zagryzła wargi, ramionami wstrząsał śmiech.

– Co takiego, masz wątpliwości? – Ta wymiana seksualnych aluzji sprawiała mu wielką przyjemność, podniecało go, typowe dla Julie, połączenie śmiechu i miłości.

Kiwnęła głową.

– Jestem w pełnej gotowości od samego rana, od przeczytania twojego listu. Dowód znajduje się w zasięgu ręki.

Ponownie rozległ się dzwonek u drzwi i znowu nie zareagowali. Ale dłoń Julie, którą zaczynała poszukiwać „dowodu”, cofnęła się.

– Odpowiesz wreszcie na moje pytanie? – domagała się zniecierpliwiona.

– Tak – westchnął. – Jak sobie przypominasz, zaznaczyłem w liście wyraźnie, że skontaktuję się z nią, zanim pojedziesz tam z dzieckiem. Zresztą naprzód napisałbym do Fostera, nie do niej.

– Fostera, tego starego kamerdynera?

Zack skinął głową.

– Dziadek i ja nakazaliśmy mu, by milczał jak grób. Był przecież w holu, kiedy u Justina padł strzał, potem widział, jak biegłem tam z mojego pokoju. Zwolniłbym Fostera z przysięgi i kazał opowiedzieć prawdę chlebodawczyni.

– Nie mów tak o niej, Zack, to twoja babka. Myślę, że kochała cię bardziej, niż przypuszczasz. Gdybyś ją teraz zobaczył, porozmawiał z nią, dostrzegłbyś, jak bardzo czas…

– Ona dla mnie umarła, Julie – przerwał ostro. – Od dzisiejszego wieczora nie chcę już słyszeć o tej kobiecie, nie chcę, byś ją kiedykolwiek wspominała.

Julie otworzyła usta, by zaprotestować, ale zaraz zmieniła decyzję i zamilkła.

– Nikomu nie dajesz szansy drugi raz, prawda? – powiedziała po chwili z uśmiechem.

– Zgadza się – odrzekł twardo.

– Poza mną.

– Poza tobą – przyznał. Musnął palcami jej gładki policzek.

– Ile dostanę szans?

– A ilu potrzebujesz?

– Obawiam się, że całe mnóstwo – rzekła z takim głębokim westchnieniem, że wybuchnął serdecznym śmiechem i pochwycił ją w ramiona. Gdy zwolnił uścisk, cienki, srebrny łańcuszek zabłysnął nad kołnierzykiem, na szyi dziewczyny. – Co tam masz? – zaciekawił się.

– Zostaw, proszę.

Zack zmrużył oczy na widok jej niepokoju, znów poczuł wzmagające się uczucie zazdrości.

– Co to? – Starał się, by jego głos brzmiał spokojnie. – Dowód sympatii od ostatniego wielbiciela?

– Można tak powiedzieć, teraz przestanę go nosić.

– No to zobaczmy… – Wyciągnął rękę.

– Nie pozwalam.

– Mężczyzna ma prawo co nieco wiedzieć o guście poprzedników.

– Miał bardzo dobry gust, spodobałby ci się jego wybór. A teraz przestań!

– Jesteś okropną kłamczucha, Julie! Co tam jeszcze dołączyłaś? – Nie zwracając uwagi na protesty, odsunął jej ręce i sięgnął po łańcuszek.

Platynowa obrączka błysnęła w dłoni, brylanty zamigotały w mroku.

– Dlaczego nie chciałaś, bym ją zobaczył? – Ogarnęła go fala czułości, przyciągnął Julie do piersi.

– Bałam się wszystkiego, co mogło przypomnieć ci Mexico City. Nie sądzę, bym kiedykolwiek potrafiła zapomnieć twoje spojrzenie, zanim uświadomiłeś sobie, że nie przez przypadek sprowadziłam na ciebie policję – mówiła drżącym głosem – ani wyrazu twojej twarzy, gdy dotarło do ciebie, że cię zdradziłam. Nigdy nie zdołam. Zawsze będę się bała, że znów napotkam to spojrzenie.

Zack z żalem odsunął ją od siebie. Podniósł się z łóżka.

– No to załatwmy tę sprawę raz na zawsze.

– Co takiego? – Wpadła w panikę. – Dokąd idziesz?

– Czy masz w domu magnetowid? Jej strach przeszedł w zaskoczenie.

– W salonie.

Загрузка...