Skulona na sofie w luksusowej kabinie samolotu, wpatrywała się w atramentową ciemność za oknami. Daleko w dole błysnęło czasem jakieś światełko, poza tym nic nie zakłócało doskonałej czerni, zdawali się opadać w pustkę. Naprzeciw niej siedział Zack. Rozpiął marynarkę, a wyciągnięte nogi wsparł na stoliku – uosobienie spokojnego rozleniwienia. Gdy tylko opuścili przyjęcie, natychmiast zabrał ją na pokład samolotu Matta Farrella, nie pozwolił nawet przebrać się w strój podróżny, a teraz nie chciał powiedzieć, dokąd lecą! Z konsumpcją małżeństwa najwyraźniej zamierzał poczekać, aż dotrą do celu podróży.
– Będę się czuć okropnie głupio, wchodząc do hotelu w tej sukni -powiedziała.
– Naprawdę, kochanie? – zapytał z czułym uśmiechem.
Julie przytaknęła ruchem głowy. Żałowała, że nie pozwolił jej zmienić sukni ślubnej na jakąś bardziej odpowiednią szmatkę, jakich miała przecież pełne walizki.
– Mogłabym przebrać się w dwie minuty -nie ustępowała.
Potrząsnął głową.
– Chcę, byśmy obydwoje byli tak ubrani, gdy dotrzemy na miejsce.
– Ale dlaczego?
– Sama zobaczysz. – Zapraszająco wyciągnął ramię.
Przesiadła się na jego stronę.
– Czasami w ogóle cię nie rozumiem – oznajmiła z lekką pretensją w głosie.
Ale zrozumiała. I to zaraz, jak tylko wyszła z samolotu na pas startowy niewielkiego lotniska, na którym czekał już na nich samochód, rozejrzała się i zobaczyła wyłaniające się z mroku cienie gór.
– Kolorado! – Otoczyło ich rześkie, chłodne powietrze, ale ona z wrażenia nie mogła złapać tchu. – Jesteśmy w Kolorado, prawda?
Jazda drogą do górskiej kryjówki, w której nie tak dawno spędzili burzliwy tydzień, mocno podekscytowała Julie. W takim stanie ducha weszła za Zackiem do środka i patrzyła na piękne, znajome pokoje. Tutaj walczyła ze swoim porywaczem, tańczyła z nim, wreszcie zakochała się.
Zack wniósł bagaże, potem zajął się rozpalaniem ognia w kominku. Julie podeszła do okna: patrzyła na miejsce, w którym kiedyś stało śnieżne monstrum.
Zack podszedł do niej z tyłu, objął w pasie i przyciągnął do siebie; w szybie widziała ich odbicie… wysoki pan młody z czułością obejmuje nowo poślubioną żonę. Zack ujrzał łzy błyszczące w jej oczach.
– Dlaczego płaczesz? – zapytał czule. Pochylił głowę, by pocałować ją w kark.
Julie z westchnieniem uniosła głowę.
– Bo jesteś doskonałością – szepnęła. Ze wzruszeniem myślała, ile romantycznego piękna zawierały niespodzianki, jakie dla niej przygotował.
Zack opiekuńczo otoczył ją ramieniem.
– Obydwoje jesteśmy doskonali – rzekł.
– Postaram się, byś był szczęśliwy – powiedziała drżącym emocją głosem.- Przysięgam!
Odwrócił ją do siebie twarzą, przygładził jej włosy. Wypowiadane przez niego słowa tchnęły radością.
– Sprawiłaś, że byłem szczęśliwy już pierwszego wieczora, jaki spędziliśmy w tym domu, już wtedy, gdy siedziałaś na kanapie i wesoło dowodziłaś absurdalności reguł rządzących futbolem.
Julie uśmiechnęła się. Wpatrywała się w obrączkę na palcu jego lewej ręki, na odbity od niej blask. Przycisnęła dłoń męża do policzka, wargami dotknęła pierścionka.
– Kocham cię, Zack – szepnęła. – Kocham dźwięk twojego głosu, dotyk ręki, twój uśmiech. Chcę ci dać dzieci… życie pełne radości…dać ci siebie.
Pożądanie, podgrzane jeszcze okresem abstynencji, zaczynało burzyć w nim krew. Przyciągnął ją mocno, jego gorące wargi spadły na jej, równie gorące.
– Chodź do łóżka ze swoim mężem, żono.
Mąż. Żona. Słowa leniwie krążyły w głowie Julie, czułe, słodkie i głębokie, gdy szła za Zackiem do sypialni. Urosły jeszcze w jej sercu, gdy z miłością brał ją w ramiona. Jej ciało zareagowało na pieszczotę; jego dłonie drżały, gdy głaskał gładkie ciało; wreszcie przyciągnął jej biodra. W miłosnej pasji wyszła mu naprzeciw, prowokowała namiętnością pocałunków. Gdy wreszcie wszedł w nią, głęboko, ciasno oplotła go ramionami.
– Witaj w domu, Zack – szepnęła.
Te słodkie słowa wyrwały z jego piersi głęboki jęk i zaraz zaczął poruszać się w jej ciele. Julie dostroiła się do rytmu, dając mu rozkosz, wybuchającą w obojgu orgazmem.
Zespoleni, zaspokojeni i wyczerpani, powoli płynęli ku rzeczywistości; leżeli w łóżku, w którym kiedyś nie śmieli nawet pomyśleć o wspólnej przyszłości. Zack, powoli gładząc dłonią jej plecy, myślał o latach, jakie miał przed sobą z kobietą, która kocha i ufa mu, i nauczyła trudnej sztuki wybaczania. Witaj w domu, powiedziała przecież.
Po raz pierwszy w życiu zrozumiał, co to dom i rodzina – tym wszystkim jest Julie.