ROZDZIAŁ 79

– Co chcesz zrobić? – zapytała, gdy Zack usiadł obok niej i włączył magnetowid. – Mam nadzieję, że to „Dirty Dancing”, a nie jakaś ociekająca seksem scena z któregoś z twoich filmów – zażartowała nerwowo. Objął ją ramieniem i cicho powiedział:

– To film, który oglądałem dzisiaj wiele razy, skonfiskowany przez FBI. Pokazuje nas w Meks…

Gwałtownie kręciła głową, starała się odebrać mu pilota.

– Nie chcę więcej tego widzieć! Nie dzisiaj, nigdy!

– Obejrzymy to razem, Julie, ty i ja. Potem już nic nie zdoła nas rozdzielić ani sprawić nam bólu, już nigdy więcej nie będziesz musiała się bać.

– Nie każ mi tego oglądać! – krzyknęła. Drżała. Głosy z wideo, dźwiękowa ilustracja scen na lotnisku, wypełniły pokój. – Nie zniosę tego!

– Patrz na ekran. – Był nieubłagany. – Byliśmy tam razem, ale ja aż do dzisiaj nie wiedziałem, jak się zachowywałaś, gdy mnie aresztowano, a przypuszczam, że i ty dobrze nie pamiętasz.

– Mylisz się! Pamiętam dokładnie, co z tobą wyprawiali! I o tym, że się do tego przyczyniłam!

Dłonią zwrócił jej twarz w stronę ekranu.

– Zwróć uwagę na siebie, nie na mnie. Patrz, a zobaczysz to samo, co ja – kobietę, która cierpi bardziej ode mnie. – Julie z trudem zmuszała się do patrzenia w telewizor, przez łzy oglądała scenę, którą na zawsze chciałaby wyrzucić z pamięci. Widziała siebie, krzyczącą, by nie robili mu krzywdy, Paula, odciągającego ją, wołającego, że już po wszystkim. Potem Hadleya, podchodzącego do niej i ze złośliwą miną rzucającego pierścionek w jej dłoń. Na koniec widziała siebie, jak z płaczem ściska obrączkę.

Dotychczas pełen napięcia głos Zacka zabrzmiał czułością.

– Julie – szepnął, tuląc ją mocno – patrz na siebie, a zobaczysz to, co ja. Zwyczajny pierścionek, kawałek metalu, z kilkoma kamykami, a tak wiele dla ciebie znaczył.

– To ślubna obrączka, o którą się dla mnie wystarałeś – powiedziała gwałtownie – dlatego płakałam.

– Naprawdę? – zażartował. – A ja myślałem, że płakałaś z powodu mizernej wielkości kamyków.

Z jej ust wyrwał się histeryczny chichot, mruganiem odpędzała łzy napływające jej do oczu.

– Patrz teraz. – Uśmiechnął się i objął ją ciaśniej ramieniem. – To mój ulubiony fragment. Nie na mnie – powiedział szybko na widok uniesionych pałek Federales – ale na to, co robisz z Hadleyem, o tam, w prawym rogu ekranu. Masz fantastyczny prawy sierpowy, moja pani – dodał z podziwem.

Julie zaskoczyła przyjemność, z jaką oglądała siebie, atakującą tę kreaturę.

– Zupełnie tego nie pamiętam – szepnęła.

– Założę się, że Hadley dobrze zapamiętał to, co nastąpiło potem. Richardson cię odciągał, więc nie mogłaś dosięgnąć Hadleya pazurami ani ręką…

– Kopnęłam go! – wykrzyknęła Julie, zachwycona tym, co zobaczyła.

– I to dokładnie tam, gdzie należało – powiedział Zack z dumą i roześmiał się na widok trzymającego się za krocze Hadleya, z trudem łapiącego powietrze.- Nawet nie wiesz, jak wielu mężczyzn chciałoby zrobić to samo!

Julie tylko potrząsała głową i patrzyła na zakończenie filmu. Nastąpiła scena finałowa: lekarz wbijał igłę w jej ramię, a Paul podtrzymywał ją. Zack nie przerywał filmu i taśma bezgłośnie przesuwała się w kasecie.

– Dopilnuję, by Hadley otrzymał wszystko, co mu się należy. – Z powagą spojrzał na Julie. – Za dwa tygodnie mam wyznaczone spotkanie z Teksańską Radą Penitencjarną. Gdy z nim skończę, dołączy do swych podopiecznych.

– To diabeł.

– A ty – powiedział Zack, ujmując ją pod brodę – jesteś aniołem. Wiesz, co czułem za każdym razem, gdy patrzyłem na ten film?

Potrząsnęła głową.

– Że jestem kochany. Niewiarygodnie, całkowicie, bezwarunkowo. Nawet wtedy, gdy uważałaś mnie za obłąkanego mordercę, współczułaś mi, walczyłaś o mnie. – Zbliżył usta do jej warg i szepnął: – Nigdy nie znałem kobiety tak odważnej jak ty… – Pocałował kącik jej oka, potem powędrował do ust. -I mającej tak wiele miłości do ofiarowania. – Dłońmi wślizgiwał się pod jej bluzę, potem niżej, za pasek dżinsów. – Daj mi siebie, kochanie… – szepnął -…teraz. – Wargami rozchylał wargi, językiem powoli wchodził w usta, dłońmi gładził delikatną, nagą skórę; ona drżącymi palcami rozpinała mu koszulę, rozsuwała na boki, a wtedy z jego piersi wyrwał się cichy jęk.

Ale nad wszystkim górował dochodzący od drzwi dzwonek, a uderzenia, jakie rozbrzmiewały w jego głowie, okazały się stukaniem do drzwi. Zaklął. Podniósł się, by zaprowadzić Julie do sypialni. Wyciągnął w jej stronę dłoń…

– Julie! – Głosowi Teda towarzyszył akompaniament łomotania w drzwi.

– To mój brat!

– Nie możesz mu powiedzieć, żeby sobie poszedł i wrócił jutro?

Już miała skinięciem głowy zgodzić się z kochankiem, gdy zza drzwi zabrzmiał rozbawiony głos Teda:

– Otwieraj, dla własnego dobra. Wiem, że tam jesteś.

Pośpiesznie wepchnęła bluzkę do spodni, próbowała przygładzić włosy.

– Lepiej zobaczę, czego chce.

– Zaczekam w kuchni – powiedział Zack, palcami przeczesując włosy.

– Jak już tu jest, chciałabym, byś go poznał.

– Mam się z nim spotkać – spojrzał w dół – tak, jak stoję?

– Może lepiej zaczekaj w kuchni. – Cudownie się zarumieniła. – Ruszyła w stronę drzwi, a on w przeciwnym kierunku.

Julie otworzyła drzwi akurat w chwili, gdy Ted unosił dłoń, by ponownie zastukać. Obrzucił ją domyślnym, rozbawionym spojrzeniem.

– Przepraszam, że przeszkadzam. Gdzie Benedict?

– W kuchni.

– No pewnie… – Zaśmiał się.

– Czego chcesz? – zapytała zażenowana, ale zaraz uśmiechnęła się do brata serdecznie, bo domyśliła się, że to on dał jej list Paulowi.

– Równie dobrze mogę od razu wyjawić wam obojgu, z czym przychodzę.- Ruszył korytarzem. Przystanął, by rzucić okiem do sypialni; najwyraźniej był w doskonałym humorze.

Przy zlewie Zack pił wodę ze szklanki.

– Zack, to mój brat Ted – zawisło w powietrzu.

Benedict, zaskoczony ich cichym nadejściem, odwrócił się i zatrzymał wzrok na znajomej mu twarzy.

Ted skinął głową.

– Nie mylisz się, byłem z Julie w Mexico.

– Miło mi spotkać cię w przyjemniejszych okolicznościach. – Zack otrząsnął się z zaskoczenia i wyciągnął dłoń.

– Ale może niekoniecznie w tym momencie – zażartował Ted, odwzajemniając uścisk dłoni. Zack od razu poczuł sympatię do młodego mężczyzny. – Na twoim miejscu – ciągnął Ted z uśmiechem – napiłbym się czegoś mocniejszego. – Popatrzył na zaskoczoną Julie i wyjaśnił: – Tato chce widzieć was w domu. Natychmiast – podkreślił komicznie surowym tonem. – Katherine jest tam teraz z mamą i pomaga jej w przekonaniu ojca, by cierpliwie zaczekał, a nie przyjeżdżał tutaj, co postanowił po nieudanych próbach dodzwonienia się.

– Dlaczego chce nas zobaczyć koniecznie teraz? – zapytała Julie.

Ted oparł się o ścianę, wcisnął dłonie do kieszeni spodni i spod uniesionych brwi wymownym wzrokiem popatrzył na Zacka.

– Chyba wiesz, czemu ojciec Julie jest… zdeterminowany chęcią porozmawiania z tobą. Zjawiając się w mieście, zaskoczyłeś wszystkich.

– Domyślam się. – Zack dopił wodę i napełnił szklankę na nowo.

– Julie – Ted zwrócił się z uśmiechem do siostry – idź, przyczesz włosy i postaraj się nie wyglądać na tak cudownie rozczochraną… Zadzwonię do ojca, że zaraz tam będziemy.

Julie odwróciła się i pobiegła do swojego pokoju, wołając po drodze przez ramię, że słuchawka telefonu w salonie jest odłożona.

Ted, po rozmowie, wrócił do kuchni. Zack golił się w łazience, po kilku minutach dołączył do niego, uczesany, w świeżej koszuli. Ted przerwał przeszukiwanie kredensów.

– Pewnie nie wiesz, gdzie Julie tym razem schowała wódkę.

– Tym razem? – zapytał trochę zdziwiony Zack. Myślami był już przy spotkaniu z przyszłym teściem.

– Julie ma taki dziwaczny zwyczaj – wyjaśnił Ted, zaglądając pod zlew. – Gdy dręczy ją jakaś sprawa, wszystko porządkuje… układa przedmioty w jej tylko znanym porządku.

Czuły uśmiech pojawił się wokół ust Zacka; przypomniał sobie, że widział ją już przy takiej czynności w Kolorado.

– Wiem.

– A więc nie jesteś zaskoczony. – Ted bez powodzenia kontynuował poszukiwania. – Jak chcesz wiedzieć, odkąd wypuścili cię z więzienia, uporządkowała na nowo każdą szafkę, każdy kredens. Pomalowała nawet garaż, dwa razy. Zajrzyj do lodówki. Słoiki i butelki ustawiła od lewej, od największej do najmniejszej. A na następnej półce akurat w odwrotnym porządku, jak się domyślam, z powodów artystycznych. W zeszłym tygodniu zadecydowały kolory. To ci dopiero był widok!

– Przypuszczam! – Zacka rozbawiły słowa Teda, ale równocześnie poczuł żal z powodu stania się przyczyną rozterek Julie.

– To jeszcze nic – dodał Ted. – Popatrz tutaj. – Otworzył szafkę i wskazał na puszki i pudełka stojące na półkach. – Żywność ułożyła w porządku alfabetycznym.

– Co takiego? – Zack z trudem zachował powagę.

– Sam zobacz. Zack zajrzał mu przez ramię. Puszki, słoiki i pudełka stały w iście wojskowym szyku, przez całą szerokość kredensu. – Buraki, galaretka, kalafior, mąka, sok jabłkowy, sos, szparagi – mruczał z niedowierzaniem – fasolka… – spojrzał na Teda -…fasola nie stoi na swoim miejscu.

– Właśnie że tak – zabrzmiał pełen nonszalancji głos Julie. Weszła do kuchni. Mężczyźni popatrzyli na nią z rozbawieniem. – Jest pod W.

– W? – Zack starał się nie roześmiać. Zmieszana zajęła się strzepywaniem nitki ze swetra.

– W jak warzywa – poinformowała. Zack wybuchnął śmiechem, wziął ją w ramiona i zatopił twarz w jej włosach – rozkoszował się jej bliskością.

– Gdzie jest wódka? – szepnął jej do ucha. – Ted jej szuka.

– Za jarzynami. – Odchyliła głowę, oczy zabłysły wesołością.

– A co, u diabła, tam robi? – zapytał Ted, przestawiając puszki fasolki.

– Pod P, jak płyny – udało się wykrztusić Zackowi, jego ramionami wstrząsał śmiech.

– A gdzież by indziej? – Julie zachichotała.

– Szkoda, że nie mamy czasu na jednego – powiedział Ted.

– Poradzę sobie bez tego! – oświadczył Zack.

– Jeszcze będziesz żałował.

Przy krawężniku czekał wóz patrolowy Teda. Zack niechętnie wśliznął się na tylne siedzenie. Twarz miał napiętą.

– Co się stało? – zapytała. Dostroiła się do niego tak dobrze, że natychmiast wyczuwała nawet najdrobniejszą zmianę tonu głosu czy mimiki.

– Po prostu nie jest to mój wymarzony środek lokomocji.

Zack zobaczył, jak jej oczy pociemniały współczuciem. Ona jednak zaraz otrząsnęła się i, by rozładować nastrój, zażartowała:

– Ted – powiedziała, nie spuszczając wesołych oczu z Zacka – powinieneś był przyjechać blazerem Carla. Zack zdążył się do niego przyzwyczaić.

Zaśmiali się obydwaj.

Загрузка...