Z miską prażonej kukurydzy w rękach wróciła do salonu, gdzie oglądali film na wideo. Ranek i popołudnie spędzili na rozmowie na wszystkie tematy poza tym jednym, nad wyraz dla Julie interesującym: jakie Zack zamierza podjąć działania, by ustalić, kto zamordował jego żonę i tym samym siebie oczyścić z podejrzeń. Gdy po raz pierwszy o to spytała, powtórzył słowa o niechęci do bezsensownego psucia ich teraźniejszości martwieniem się o jutro.
Wytłumaczyła, że chce mu pomóc na tyle, na ile będzie mogła, a wtedy żartobliwie nazwał ją sfrustrowaną Nancy Drew – detektywem w spódnicy. Julie, aby ocalić atmosferę obopólnej tkliwości, nie naciskała. Z chęcią przystała na propozycję obejrzenia którejś z kaset poustawianych w szafce. Zack nalegał, by to ona dokonała wyboru. Julie poczuła się nieswojo, bo wśród filmów ujrzała kilka z nim w głównej roli. Nie czuła się na siłach do oglądania Zacka z inną, w jednej z tych dyszących namiętnością scen, z których zasłynął. Wybrała film, którego, jak przypuszczała, nie oglądał, a była przekonana, że mu się spodoba.
Zdawał się całkowicie ukontentowany jej wyborem, przynajmniej dopóki film się nie zaczął, bo później z niepokojem odkryła, że to, co zapowiadało się jako bezproblemowe spędzanie czasu, dla Zacharego Benedicta, byłego aktora i reżysera, było czymś zupełnie innym. Ku jej konsternacji, Zack zdawał się traktować film jak dzieło sztuki, wymagające od niego zbadania, przeanalizowania, rozłożenia na czynniki pierwsze i oceny. W końcu nie wytrzymała krytycznych uwag i pod pretekstem przygotowania prażonej kukurydzy wymknęła się do kuchni.
Stawiając misę z kukurydzą na stole, spojrzała na olbrzymi ekran telewizora i odetchnęła z ulgą – film najwyraźniej dobiegał końca. Nie zauważyła, aby na Zacku nastrojowa, końcowa scena zrobiła jakieś wrażenie. W najistotniejszym momencie spojrzał na Julie i krzywiąc się zabawnie, powiedział:
– Uwielbiam popcorn. Posoliłaś?
– Aha.
– Mam nadzieję, że nie zapomniałaś o maśle.
Jedno spojrzenie na jego łobuzerską minę pozwoliło Julie zapomnieć, jak bardzo irytował ją ledwie przed chwilą.
– Można w nim popływać – zażartowała. – Zaraz idę po ręczniki i coś do picia.
Rozbawiony patrzył, jak Julie idzie do kuchni, podziwiał jej swobodny, naturalny chód, subtelny wdzięk modelki, z jakim się porusza. Tego popołudnia uległa jego namowom i wzięła z szafy jeszcze jeden komplet – bluzkę z białego jedwabiu o prostym kroju, z szerokimi rękawami, i czarne spodnie z wełnianej krepy. Gdy Zack po raz pierwszy zobaczył te rzeczy, jeszcze rozłożone na łóżku, był rozczarowany, że nie wybrała czegoś bardziej efektownego. Ale po ujrzeniu ich na Julie, z paskiem ze złotych kółek wokół szczupłej talii i złotą bransoletką na ręce, natychmiast zmienił zdanie.
W tym swobodnym stroju, z falą bujnych, lśniących włosów spływających lokami na ramiona, wyglądała świetnie. Zastanawiał się, jaka suknia wieczorowa najlepiej podkreśliłaby jej subtelną urodę. I zaraz zdał sobie sprawę, że nigdy nie będzie miał okazji zabrać jej na uroczystość wymagającą takiego stroju. Dni hollywoodzkich premier, kolacji z okazji wręczania Nagród Akademii skończyły się dla niego bezpowrotnie; nie rozumiał, jak mógł o tym zapomnieć. Nigdzie Julie nie zabierze – nigdy.
Ta myśl okazała się tak dojmująco przykra, że musiał ze sobą walczyć, by nie zepsuć im wspaniałego dnia. Nadzwyczajnym wysiłkiem woli zmusił się do myślenia wyłącznie o czekającym ich wspólnym wieczorze. Uśmiechnął się, gdy usiadła obok niego na sofie.
– Nie masz ochoty wybrać następnego filmu?
Ostatnią rzeczą, jakiej sobie życzyła, było wysłuchiwanie kolejnej porcji krytycznych uwag. Zack najwyraźniej nie miał dosyć, ona pragnęła dotrzymywać mu towarzystwa, niekoniecznie przy filmie. Jak sam wybierze, pomyślała, mniej będzie narzekał. Popatrzyła na niego z udanym przerażeniem.
– Daruj mi. Mogę ci krochmalić chustki do nosa, ale nie skazuj mnie znowu na mękę wyboru.
– A to dlaczego? – zapytał z niewinną miną.
– Dlaczego! – Wybuchnęła śmiechem. – Bo jesteś gorszy od najgorszego krytyka! Tamten film przenicowałeś na wszystkie strony.
– Tylko wskazałem kilka niedociągnięć. Mógłbym więcej…
– Na pewno! Podczas sceny śmierci tak się śmiałeś, że nic nie słyszałam.
– Bo to, chociaż nie miało, wyglądało na komedię – zauważył z wyniosłą miną. – Scenariusz i gra aktorów były takie słabe, że obraz chwilami bawił. Mam propozycję – dodał ugodowo. Wstał i podał jej dłoń.
– Następny wyszukamy razem.
Julie, z ociąganiem, uniosła się z miejsca. Podeszła do wbudowanej w ścianę szafki, w której znajdowało się ponad sto kaset, poczynając od klasyki do najnowszych.
– Czy masz jakieś specjalne życzenie? – zapytał.
Julie przeglądała tytuły i zażenowana wciąż wracała wzrokiem do kaset z filmami Zacka. Choćby przez grzeczność, jeżeli już nie z innych powodów, powinna zaproponować obejrzenie któregoś z nich. Ale zwyczajnie nie mogła się na to zdobyć. Nie na ekranie telewizora, pomyślała. Zbyt dobrze widziałaby każdy intymny szczegół miłosnych scen.
– Ja… nie potrafię się zdecydować – powiedziała po dłuższej chwili. – Zaproponuj kilka, wtedy zobaczę.
– W porządku. Jakich aktorów lubisz?
– Z dawniejszych filmów, Paula Newmana, Roberta Redforda i Stevea McQueena.
Zack nie odrywał wzroku od szafki z kasetami. Był zaskoczony, że nawet przez uprzejmość nie wymieniła jego nazwiska. Zaskoczony i nieco urażony. Chociaż, pomyślał, jego filmy trudno by było zaliczyć do tych dawnych. Skrzętnie pominął te, w których grali „jej” aktorzy. Podał jej kilka kaset.
– Te są z ostatnich dziesięciu lat. Jakich młodszych aktorów lubisz?
Czekał, by wymieniła jego imię.
– No cóż… Kevina Costnera, Michaela Douglasa, Toma Cruise'a, Richarda Gere'a, Harrisona Forda, Patricka Swayzego. I Mela Gibsona – podała wszystkich, jakich pamiętała – i… Sylvestra Stallone.
– Swayze, Gibson, Stallone, McQueen… – powtórzył z niesmakiem, zupełnie irracjonalnie dotknięty, że nie dołączyła jego nazwiska do długiej przecież, listy swoich ulubieńców. – A tak przy okazji, od dawna masz słabość do mężczyzn niskiego wzrostu?
– Niskich? – Popatrzyła na niego zdziwiona. – To oni są niscy?
– No… może drobni – odpowiedział Zack niezupełnie zgodnie z prawdą.
– Steve McQueen był nieduży? – spytała, oczarowana jego znajomością niedostępnych dla niej informacji. – Nigdy bym nie przypuszczała! Jak byłam młodsza, wydawał mi się niesamowitym macho.
– Był nim, ale poza ekranem – zauważył szorstko, po czym wrócił do półek z kasetami, udając wielce zainteresowanego dokonywaną selekcją. – Niestety, nie umiał grać.
Julie ani na chwilę nie potrafiła przestać się martwić nieokazywaniem przez Zacka chęci ustalenia zabójcy żony, powrotu do dawnego życia. Przyszło jej do głowy, że delikatne przypomnienie o urokach tamtych dni sprowokuje go do podjęcia działań.
– Założę się, że znałeś też Roberta Redforda?
– Tak.
– Jaki jest?
– Niski.
– To nieprawda!
– Nie powiedziałem, że jest karłem, tylko kimś niezbyt wysokim. Pomimo jego zachowania, Julie nie zniechęciła się.
– Założę się, że wielu sławnych aktorów było twoimi bliskimi przyjaciółmi… tacy jak Paul Newman, Kevin Costner, Harrison Ford i Michael Douglas.
Nie doczekała się odpowiedzi.
– Byli?
– Czym?
– Twoimi bliskimi przyjaciółmi.
– Jeżeli o to chodzi, nie uprawialiśmy razem miłości.
Julie ledwo powstrzymała śmiech.
– Nie uwierzę, że tak zrozumiałeś moje słowa, i nie wiesz, o co mi chodzi!
Zack wyciągnął kilka kaset: z Costnerem, Swayzem, Fordem i Douglasem.
– Wybór należy do ciebie.
– Ta z samego wierzchu, „Dirty Dancing”. – Uśmiechnęła się z aprobatą. Ale, tak naprawdę, nie podobało jej się marnowanie czasu, jaki im pozostał, na oglądanie filmów.
– Nie uwierzę, że interesuje cię coś takiego – powiedział z przyganą w głosie, ale włożył kasetę do magnetowidu.
– Sam wybrałeś.
– Ale ty podsunęłaś propozycję. – Niezdarnie walczył o zachowanie obojętnego wyrazu twarzy. Przez lata kobiety doprowadzały go do pasji, przyprawiały o mdłości, gdy wieszając mu się na szyi, pełne zachwytu deklarowały, że jest ich ulubionym aktorem. Na przyjęciach urządzały na niego swoiste polowania; przeszkadzały w restauracjach, zaczepiały, goniły za jego samochodem, wsuwały w kieszeń klucze od hotelowych apartamentów. A teraz, gdy po raz pierwszy w życiu zapragnął, by kobieta podziwiała jego dzieła, ona zdawała się woleć od niego każdego innego aktora. Wcisnął guzik „start” na pilocie i w milczeniu czekał na pierwsze sceny.
– Chcesz trochę kukurydzy? – zapytała.
– Nie, dziękuję.
Julie obserwowała go ukradkiem, starając się zrozumieć, co mu jest. Czyżby zatęsknił za swym dawnym życiem? Jeżeli tak, nie wszystko stracone. Nie chciała sprawiać mu przykrości, ale powinna zmusić go przynajmniej do rozmowy o potrzebie udowodnienia niewinności i to nawet, jeżeli nie zamierzał wtajemniczać jej w szczegóły swego planu. Akcja filmu rozkręcała się. Zack wyciągnął nogi i skrzyżował w kostkach, założył ręce na piersi i przybrał sceptyczną minę człowieka, który tylko czeka, by coś mu się nie spodobało.
– Nie musimy tego oglądać – podsunęła.
– Za nic w świecie nie pozbawiłbym się takiej przyjemności. Kilka minut później prychnął z niechęcią.
– Czy coś nie tak? – Ręka Julie zawisła nad miską z kukurydzą.
– Złe oświetlenie.
– Jakie znowu oświetlenie?
– Popatrz na cienie układające się na twarzy Patricka Swayzego. Spojrzała na ekran.
– Chyba tak właśnie powinien wyglądać. Jest noc. Rzucił jej pełne szyderstwa spojrzenie, ale nic nie powiedział. „Dirty Dancing” był jej ulubionym filmem. Uwielbiała muzykę, tańce, prostotę w ukazaniu historii miłosnej. Już dała się wciągnąć akcji, gdy rozległo się kpiące:
– Chyba mu wypomadowali włosy smarem maszynowym.
– Zack… – zaczęła ostrzegawczo -…jeżeli znowu masz zamiar poddać film druzgocącej krytyce, wyłączam magnetowid.
– Już dobrze, ani słowa więcej. Będę milczał…
– Fajnie.
– I patrzył na fatalny montaż, słabą reżyserię, okropne dialogi…
– Tym razem przeholowałeś…
– Nie ruszaj się. – Powstrzymał ją, bo już wstawała. Zły na siebie za zachowywanie się niczym zazdrosny nastolatek, obgadywanie aktorów, z którymi kiedyś łączyła go przyjaźń, za ciągłe krytykowanie filmu, w swej kategorii bardzo dobrego, w przepraszającym geście położył dłoń na ramieniu Julie. – Nie powiem więcej nic, chyba że pochwalę. – Dotrzymał obietnicy i nie odezwał się aż do momentu, gdy Swayze i jego partnerka zaczęli tańczyć. – Przynajmniej ona potrafi się poruszać. Rola właściwie obsadzona – podsumował.
Blondynka na ekranie, piękna i utalentowana, prezentowała się doskonale. Julie dałaby wiele, by tak wyglądać. W sercu poczuła ukłucie zazdrości – niedorzecznej – ale przy wyjątkowo złym humorze Zacka tym bardziej przykrej. Poza tym uważała, że celowe pominięcie wręcz rzucającego się w oczy talentu tanecznego Swayzego było zagraniem nie fair. Już miała rzucić zgryźliwą uwagę, że w filmach, które oglądali, tylko wobec kobiet nie miał żadnych zastrzeżeń, ale zaraz ogarnęła ją refleksja: jemu też pewnie było przykro, gdy zachwycała się innymi aktorami. Popatrzyła na jego jakby wykuty z kamienia profil i wypaliła:
– Jesteś o niego zazdrosny?
– Ja miałbym być zazdrosny o Patricka Swayzego! – Rzucił jej miażdżące, pogardliwe spojrzenie.
Najwyraźniej lubi oglądać piękne kobiety, pomyślała i zaraz zrobiło jej się przykro, chociaż wiedziała, że nie ma do niego żadnych praw. Nie wyglądało, aby ten film przypadł mu do gustu. Starając się zachować pogodny wyraz twarzy, sięgnęła do sterty kaset na stole i spokojnie powiedziała:
– Może obejrzymy „Tańczącego z Wilkami”? Kevin Costner jest w nim fantastyczny, a fabuła powinna przypaść do gustu każdemu mężczyźnie.
– Już oglądałem, w więzieniu.
Jak powiedział jej wcześniej tego dnia, widział też większość z pozostałych, więc nie rozumiała, w czym rzecz.
– Nie podobał ci się?
– W środku akcja trochę siada.
– Czyżby? – zaprotestowała. Wyglądało na to, że tylko własne filmy mogły liczyć na jego uznanie, więc albo zmusi się, by je oglądać, albo inaczej musi poradzić sobie z jego humorami. – A co myślisz o zakończeniu?
– Kevin je zmienił. Powinien był zostawić takie jak w książce. -Bez słowa ruszył do kuchni, aby zrobić kawę. Starał się opanować. Był tak wściekły na siebie za wygadywanie niczym nieuzasadnionych, krytycznych uwag o obydwu filmach, że dozując kawę, pomylił się i musiał wszystko robić od początku. Patrick Swayze wyśmienicie się spisał; Kevin to nie tylko przyjaciel – w „Tańczącym z Wilkami” rzetelnie zapracował na sukces, z czego, tak naprawdę, Zack się cieszył.
Pogrążony w myślach, dopóki z filiżankami kawy w rękach nie przeszedł znacznej części salonu, nawet nie zauważył, że Julie zmieniła kasetę. Zaskoczony, przez chwilę patrzył w ekran. Nie tylko zmieniła kasetę na film z Zackiem, ale jeszcze ustawiła na miłosne igraszki, a dźwięk wyciszyła!
Ze wszystkich damsko-męskich scen, w jakich grał, ta z „Intimate Strangers”, filmu sprzed siedmiu lat, najmocniej przemawiała do wyobraźni. I gdy tak stał, oglądając siebie z Glenn Close w łóżku, w filmie, którego nie widział od wejścia na ekrany, po raz pierwszy poczuł się nieswojo z powodu czegoś, co robił przecież tylko na niby. I nawet nie chodziło o jego wyczyny, ale o to, że z kamiennym wyrazem twarzy przyglądała się im Julie. I jeszcze jedno: choć udawała, że nie widziała żadnego z jego filmów, z tych znajdujących się w szafce, znała je na tyle dobrze, by bez trudu odszukać co pikantniejsze fragmenty. Przenosił wzrok z jej twarzy – teraz chłodnej – na ekran telewizora i myślał, że przed dziesięcioma minutami, gdy walczył ze swą idiotyczną zazdrością, był w lepszej sytuacji. Postawił filiżanki na stoliku i wyprostował się. Nie wiedział dlaczego nagle straciła humor.
– Co to za pomysł, Julie?
– O co ci chodzi? – spytała z niewinną miną. Włączyła pilotem głos i ani na chwilę nie odrywała oczu od ekranu.
– Dlaczego to oglądasz?
– Co? – spytała z udaną obojętnością. Poczuła skurcz żołądka na widok dłoni Zacka wędrujących po ciele Glenn Close, ich ust spotykających się w namiętnym pocałunku podobnemu do tych, jakimi obsypywał ją ostatniej nocy, jego opalonego torsu ostro kontrastującego z białym prześcieradłem, ledwie zakrywającym mu biodra.
– Wiesz dokładnie, co mam na myśli. Najpierw zachowywałaś się, jakbyś nigdy nie widziała żadnego z moich filmów i nie zależało ci na ich oglądaniu, a jak już postanowiłaś któryś zobaczyć, od razu zaczynasz od sceny łóżkowej.
– Oglądałam wszystkie – zakomunikowała ze wzrokiem wciąż utkwionym w telewizorze. Nie popatrzyła na niego, nawet gdy usiadł obok. – Większość mam na kasetach. Akurat ten oglądałam z pół tuzina razy. – Ruchem głowy wskazała na ekran. – A co teraz myślisz o oświetleniu?
Zack oderwał wzrok od jej napiętej twarzy, popatrzył na ekran.
– Nie najgorsze.
– A gra aktorów?
– Niezła.
– No tak, ale czy twoim zdaniem ten pocałunek wyszedł ci wystarczająco dobrze? Czy nie mogłeś pocałować jej mocniej, namiętniej? Chyba nie – odpowiedziała sobie z goryczą. – Twój język już był w jej ustach.
Ze słów Julie bez trudu mógł wywnioskować, co ją gryzie i teraz żałował wszystkiego, co powiedział, czym doprowadził ją do takiego stanu. Nigdy by nie przypuszczał, że zdenerwuje ją oglądanie czegoś, co dla niego było tylko filmem, rutyną, grą w obecności przynajmniej tuzina osób.
– Co czułeś, gdy odwzajemniała twój pocałunek?
– Było mi gorąco. – Gdy żachnęła się na dźwięk słowa, jakiego użył, pośpiesznie wyjaśnił: – Światła grzały mocno. Było za jasno, niepokoiłem się tym.
– Och, jestem pewna, że w takiej chwili nie myślałeś o oświetleniu. – Wskazała głową na ekran, jakby nim zahipnotyzowana. – Nie z dłońmi na jej piersiach.
– Jak sobie przypominam, miałem ochotę udusić reżysera za zmuszanie nas do kolejnego powtarzania tego samego ujęcia.
Całkowicie zignorowała jego słowa, pod sarkazmem ukryła urazę:
– Zastanawiam się, o czym myślała Glenn Close, gdy całowałeś jej piersi.
– Też zamierzała zamordować reżysera, i to z tego samego powodu.
– Naprawdę? – nie kryła ironii. – A co czuła, gdy tak ją ugniatałeś?
Zack wyciągnął rękę, ujął Julie pod brodę i łagodnie zmusił do uniesienia wzroku.
– Wiem, o czym myślała. Modliła się, żebym zabrał łokieć z jej brzucha, nim łaskotki przyprawią ją o atak śmiechu, psujący całe ujęcie.
Julie, przywołana do porządku jego szczerością i spokojem, poczuła się nagle jak prowincjonalna gęś.
– Przepraszam, zachowuję się jak idiotka – powiedziała z westchnieniem.- Udawałam, że nie interesują mnie twoje filmy, bo bałam się oglądania scen takich jak ta. Wiem, to głupie, ale czuję się… – urwała, by nie przyznać się do zazdrości; nie miała do niej prawa.
– Zazdrosna? – podsunął słowo, które wypowiedziane na głos zabrzmiało okropnie.
– To uczucie destrukcyjne, oznaka emocjonalnej niedojrzałości -zaprotestowała.
– Sprawia, że osoba nim ogarnięta postępuje irracjonalnie, a wtedy trudno z nią wytrzymać – przyznał.
Julie odmówiła w duchu modlitwę dziękczynną za ustrzeżenie się od użycia feralnego słowa i skinęła głową.
– Tak, oglądanie cię w tych wszystkich scenach powoduje… że wolałabym inny film.
– Świetnie, wybierz aktora, którego chcesz. – Już otwierała usta, by odpowiedzieć, ale usłyszała kategoryczne: – Byle nie Swayzego, Costnera, Cruise'a, Redforda, Newmana, McQueena, Forda, Douglasa ani Gere'a.
– A któż jeszcze pozostał? – Popatrzyła na niego zdumiona. Otoczył ją ramieniem, przyciągnął bliżej i wyszeptał we włosy:
– Mickey Mouse. Nie wiedziała, śmiać się czy zażądać wyjaśnień.
– Mickey Mouse! A to dlaczego?
– Bo – wyszeptał, przenosząc usta na jej skroń – chyba potrafiłbym znieść zachwyty nad Mickey i nie stałbym się „irracjonalnym” ani „niemożliwym” do zniesienia.
Próbując ukryć ogromną radość, jaką poczuła po tym wyznaniu, uniosła ku niemu twarz. Nie byłaby sobą, gdyby nie walczyła do końca.
– Jest jeszcze Sean Connery, wspaniały w „Polowaniu na Czerwony Październik”.
– W tej szafce jest jeszcze sześć moich filmów. – Zack zmarszczył brwi.
Teraz, po obróceniu w żart jego wyznania i wykręceniu się od przyznania do zazdrości, pożałowała swego tchórzostwa. Spoważniała. Spojrzała mu w oczy i drżącym głosem powiedziała:
– Oglądanie cię w objęciach Glenn Close było dla mnie ciężkim przeżyciem.
Poczuła na brodzie muśnięcie jego długich palców, a potem, na wargach, namiętny, zapierający dech pocałunek – nagrodę za pełną odwagi szczerość.