ROZDZIAŁ 46

Włożyła pożyczony od Katherine szlafrok i cicho zeszła na dół. Bratową, oglądającą wieczorne wiadomości, znalazła w bibliotece. Była dziesiąta.

– Nie spodziewałam się ciebie aż do rana – powiedziała Katherine. Uśmiechnęła się i wstała. – Na wszelki wypadek zostawiłam ci kolację. Zaraz przyniosę.

– Czy podawali coś ważnego? – zapytała Julie. Nie potrafiła opanować niepokoju.

– Nic o Zacharym Benedikcie – zapewniła Katherine. – Tematem lokalnych i ogólnokrajowych wiadomości stałaś się ty, twój powrót do domu, całej i zdrowej.

Julie tylko wzruszyła ramionami, wtedy Katherine ujęła się pod boki i zażartowała:

– Masz pojęcie, jaka stałaś się sławna?

– Chciałaś powiedzieć, osławiona. – Julie wpadła w ich dawny styl przyjaznych przekomarzań. Od razu poczuła się raźniej.

Katherine ruchem głowy wskazała na stertę dzienników i magazynów na stoliku z lampą, obok fotela Julie.

– Zbierałam je dla ciebie, na wypadek gdybyś przymierzała się do napisania wspomnień. Przejrzyj sobie, ja tymczasem pójdę do kuchni. A może już czytałaś?

– Przez cały tydzień nie miałam w rękach gazety. – Sięgnęła po czasopismo z samego wierzchu. Zaczęła przewracać strony. – O Boże! -wybuchnęła. Rozdzierana między gniewem i rozbawieniem, patrzyła na własną twarz na okładce „Newsweeka”, pod dramatycznym nagłówkiem: „Julie Mathison – wspólniczka czy zakładnik?” – Odrzuciła magazyn i wzięła się do pozostałych. Zaskoczył ją widok własnej fotografii na pierwszych stronach przynajmniej tuzina gazet o zasięgu ogólnokrajowym.

Katherine wróciła z tacą z jedzeniem i postawiła ją na stole.

– Całe miasto walczyło o twoje dobre imię. – Rzuciła okiem na okładkę „Newsweeka”. Burmistrz Addelson napisał nawet artykuł wstępny do „Keaton Crier”, przypominający wszystkim, że nieważne, co mówią o tobie gazety z wielkich miast, bo my znamy cię lepiej i wiemy, że nigdy nie związałabyś się z kryminalistą jak Zachary Benedict – chyba tak właśnie napisał.

Uśmiech zniknął z twarzy Julie, gdy odkładała gazetę.

– Ale ty przecież już wiesz. Sama słyszałaś, jak powiedziałam Tedowi i Carlowi, że związałam się z nim.

– Burmistrz Addelson przez cały czas odpierał zarzuty kierowcy ciężarówki, który twierdził, że jak na zakładniczkę Benedicta byłaś zbyt radosna, ta zabawa w śniegu i tak dalej. Julie – zapytała z wahaniem – chcesz o tym ze mną porozmawiać… o nim?

Julie popatrzyła na przyjaciółkę i pomyślała o tajemnicach, jakie powierzały sobie przez te wszystkie lata. Były w podobnym wieku, bliskimi przyjaciółkami zostały niemal od pierwszej chwili po przedstawieniu ich sobie przez Teda. Po rozpadzie małżeństwa, Katherine wróciła do college'u, potem przeniosła się do Dallas. Aż do obecnej chwili wzbraniała się przed powrotem do Keaton, ale Julie, na gorącą prośbę przyjaciółki, często odwiedzała ją w Dallas. Ich przyjaźni nie zaszkodził czas ani odległość.

– Muszę z tobą o nim porozmawiać – przyznała Julie po chwili. – Może wtedy potrafię wyrzucić go z pamięci i będę mogła na nowo pomyśleć o przyszłości. – Po wyznaniu tylko i aż tyle, uniosła dłonie w bezradnym geście. – Nawet nie wiem, jak zacząć.

Katherine przycupnęła na sofie i, jakby miały nieograniczoną ilość czasu, zapytała:

– Jaki jest Zachary Benedict naprawdę?

– Jaki? – głośno rozmyślała Julie, kolana nakryła robionym na drutach wełnianym pledem. Przez chwilę błądziła wzrokiem za plecami Katherine i zastanawiała się, które cechy charakteru Zacka uznać za najistotniejsze. – Jest twardy, bardzo. Ale też łagodny. Słodycz tego, co robił i mówił, aż bolała. – Zadumana, urwała, po chwili mówiła dalej: – Przez pierwsze dwa dni serio brałam pod uwagę, że jeżeli mu się przeciwstawię, może mnie zabić. Trzeciego udało mi się uciec na znalezionym w garażu skuterze śnieżnym…

Trzy godziny później Julie kończyła opowieść. Powiedziała Katherine wszystko, no może poza opisem najintymniejszych chwil, których wprawdzie nie zamierzała ukrywać, ale też nie chciała opisywać z detalami.

Catherine słuchała z uwagą, przerywała tylko, by wyjaśnić szczegóły, śmiała się w momentach zabawnych, jak na przykład podczas opisu walki na śnieżki, zdumiewała się, słysząc o zazdrości Zacka o Patricka Swayzego, czasem marszczyła brwi – raz ze współczuciem, raz z dezaprobatą.

– Co za historia! – wykrzyknęła po skończeniu przez Julie opowieści. – Gdyby ktoś inny mi to opowiedział, nie uwierzyłabym w ani jedno słowo. Czy mówiłam ci, że miałam bzika na punkcie Zacharego Benedicta? Później myślałam o nim tylko jak o mordercy. Ale teraz… – Urwała, jakby niezdolna wyrazić słowami myśli. – Nic dziwnego, że nie możesz o nim zapomnieć, ta historia nie ma zakończenia, jest jakby zawieszona w próżni. Jeżeli on jest niewinny, to wszystko zakończy się happy endem, a prawdziwy morderca trafi do więzienia. Benedict nie może spędzić reszty życia na ucieczce, jak ścigane zwierzę.

– Niestety – powiedziała Julie ponuro – to prawdziwe życie, nie film, koniec może być właśnie taki.

– Taki finał jest beznadziejny – upierała się Katherine. – Czy powiedziałaś mi wszystko? Wczoraj wstaliście o świcie, odprowadził cię do samochodu i odjechałaś. Tylko tyle?

– Chciałabym, żeby to było „tylko tyle”. Zack chciał pożegnać się w taki sposób, wiedziałam o tym. Niestety – dodała, starając się zachować opanowany ton – okazało się, że nie potrafię trzymać się do samego końca. Nie tylko zaczęłam płakać, ale jeszcze pogorszyłam sytuację swoim wyznaniem. Nie chciał słyszeć tych słów. Gdy wyrwały mi się poprzedniego wieczora, zignorował je. Nie tylko upokorzyłam się, wyznając miłość, ale on… on… – Głos Julie załamał się ze wstydu.

– Co zrobił? – zapytała łagodnie Katherine.

Julie zmusiła się do popatrzenia na przyjaciółkę i pozbawionym emocji głosem odparła:

– Uśmiechnął się jak dorosły do rozkapryszonego dziecka i zakomunikował mi, że wcale go nie kocham, a tylko mi się tak wydaje, bo nie potrafię odróżnić miłości od seksu. Kazał mi wracać do domu i zapomnieć o sobie. I właśnie tak zamierzam postąpić.

Katherine nie kryła zdziwienia.

– Co za obrzydliwe zachowanie – powiedziała ostro – zupełnie zaskakuje w wydaniu mężczyzny, którego opisałaś.

– Też tak myślałam – przyznała ze smutkiem Julie. – Zwłaszcza że okazywał, iż mu na mnie zależy. Chwilami w jego oczach widziałam coś takiego, jakby… – Urwała z pogardą dla własnej naiwności i już gniewnie dodała: – Gdybym mogła przywrócić wczorajszy ranek i scenę pożegnania, udawałabym, że jestem bezgranicznie szczęśliwa z powodu odjazdu. Podziękowałabym mu za wspaniałą przygodę, a potem jak gdyby nic odjechałabym i zostawiła go tam, przed domem. Tak powinnam była… – Zamyśliła się. Wyobraziła sobie wyimaginowaną scenę, potem powoli potrząsnęła głową, jakby oświeciła ją myśl, która sprawiła, że poczuła się lepiej.- To by było idiotyczne i niewłaściwe – oświadczyła.

– Dlaczego? Zaoszczędziłabyś sobie upokorzenia – zaprotestowała Katherine.

– No tak, ale resztę życia spędziłabym na zastanawianiu się, czy on przypadkiem mnie nie kochał. Dręczyłaby mnie niepewność: może gdybyśmy wyznali sobie, jak wiele dla siebie znaczymy, przekonałabym go, by zabrał mnie ze sobą, i razem znaleźlibyśmy prawdziwego mordercę. I w końcu – mówiła spokojnym tonem – pewnie znienawidziłabym siebie za to, że nie wyznałam mu miłości, nie próbowałam dopisać innego zakończenia tej historii. Ze świadomością, że mnie nie kochał, trudno mi się pogodzić, to boli, ale gdybym postąpiła inaczej, bolałoby jeszcze bardziej i o wiele, wiele dłużej.

Katherine popatrzyła na nią zaskoczona.

– Zadziwiasz mnie, Julie. Masz słuszność we wszystkim, co powiedziałaś. Ja, gdybym znalazła się na twoim miejscu, dopiero po latach umiałabym tak obiektywnie spojrzeć na tę sprawę. Wybaczyć, co ci zrobił, porwał, wykorzystał po tym, jak uratowałaś mu życie, a potem, gdy wyznałaś miłość, zlekceważył i odesłał do domu, wydając na pastwę FBI i mediów. Ze wszystkich bezwzględnych, brutalnych…

– Proszę, przestań – powiedziała Julie, ze śmiechem unosząc dłoń w obronnym geście – bo znowu się wścieknę i zapomnę, że mam być obiektywna. Poza tym – dodała – nie wykorzystał mnie.

– Z tego, co opowiadałaś, jest dla mnie oczywiste: uwiódł cię za pomocą tego swojego superczaru.

Julie zatrzymała wzrok na pustym palenisku kominka i potrząsnęła głową.

– Sama chciałam zostać uwiedziona, i to bardzo.

Po chwili odezwała się Katherine:

– Gdyby powiedział, że cię kocha, czy naprawdę odwróciłabyś się od rodziny, porzuciłabyś pracę, wszystko, w co wierzysz? Ukrywałabyś się razem z nim?

– Tak. – Julie popatrzyła Katherine w oczy.

– Ale zostałabyś jego wspólniczką, jak określają kogoś, kto przyłączy się do przestępcy!

– Nie sądzę, by żonę można było karać za lojalność wobec męża.

– Na Boga! – zdumiała się Katherine – ty mówisz poważnie, wyszłabyś za niego!

– Dla ciebie nie powinno to być takie trudne do zrozumienia – powiedziała Julie z ironią.

– O co ci chodzi? – zaperzyła się Katherine.

Julie popatrzyła na przyjaciółkę ze smutnym, wyrozumiałym uśmiechem.

– Dobrze wiesz, o co. Teraz twoja kolej na spowiedź.

– O czym?

– O waszym małżeństwie. Od roku przekonujesz mnie, że chcesz porozmawiać z Tedem i wyjaśnić pewne sprawy. A dzisiaj w ogóle nie zareagowałaś na tę jego nieprzyjemną uwagę. Dlaczego?

Загрузка...