Katherine nacisnęła hamulec. Jej wóz z piskiem opon zatrzymał się przed domem Julie. Na widok stojącego w ogródku roweru ze zniecierpliwieniem westchnęła, bo oznaczało to, że przyjaciółka znów ma lekcję. Zostawiła torebkę w samochodzie, podbiegła kawałek chodnikiem i bez pukania weszła frontowymi drzwiami. W jadalni, przy stole, siedziała Julie z trzema uczniami.
– Muszę z tobą porozmawiać – wydyszała Katherine bez tchu – w salonie.
Julie odłożyła książkę i uśmiechnęła się do chłopców.
– Zaraz wracam. Willie, czytaj dalej.
Wyczuwając, że dzieje się coś niezwykłego, Willie Jenkins czytał, dopóki nauczycielka mogła go słyszeć, potem mrugnął do kolegów.
– Coś się kroi – zniżył głos do szeptu. Przechylił się na krześle, by lepiej widzieć, co dzieje się w salonie.
Johnny Everett popatrzył przez ramię. Ustawił swój fotel na kółkach bokiem, by bez przeszkód oglądać, co też robi ich pani. Tim Wimple, z nogą amputowaną na wysokości kolana, obrócił swój wózek i skinął głową.
– Coś ważnego, założę się.
Willie wziął na siebie funkcję sprawozdawcy. Na palcach podszedł do drzwi.
– Panna Cahill włącza telewizor… – relacjonował przez ramię kolegom. Ponownie zwrócił twarz w stronę salonu.
– Katherine – odezwała się Julie roztrzęsionym głosem. Z napięcia malującego się na twarzy przyjaciółki, z gorączkowego sposobu, w jaki szukała kanału, domyśliła się, że chodzi o Zacka. – Powiedz wreszcie, co się stało! Coś z Zackiem, prawda? Czy wydarzyło się coś niedobrego?
Katherine zaprzeczyła ruchem głowy i odsłoniła ekran.
– Mówią o tym we wszystkich programach. Przerywają regularne audycje, by ogłosić tę rewelację. NBC podała, że jest w posiadaniu taśmy wideo, którą wyemituje o czwartej trzydzieści. – Spojrzała na zegarek. – To już.
– O co chodzi? – wybuchnęła Julie.
– Dobra wiadomość – powiedziała Katherine z bolesnym uśmiechem – albo zła, zależy jak na nią spojrzeć. Julie, on jest… – Wskazała na telewizor, skąd dobiegał głos spikera informującego o przerwaniu programu z powodu wiadomości z ostatniej chwili. Na ekranie ukazała się twarz Toma Brokawa.
„Dobry wieczór, panie i panowie. Przed godziną więzienie stanowe w Amarillo w Teksasie opuścił Zachary Benedict, odbywający karę czterdziestu pięciu lat więzienia za zabicie żony, Rachel Evans. Prawnicy Benedicta uzyskali jego zwolnienie w wyniku zeznania złożonego przez Emily McDaniels, znanej między innymi z roli w «Przeznaczeniu», w którym to filmie występowała obok Benedicta, Evans i Tony'ego Austina”.
Nie zdając sobie z tego sprawy, Julie sięgnęła po dłoń Katherine i ścisnęła mocno. A Brokaw mówił dalej: „NBC dowiedziała się, że zaprzysiężone zeznanie panny McDaniels zawiera oświadczenie, iż dwa dni temu jej ojciec, George McDaniels, przyznał się do zamordowania Rachel Evans, a także Tony'ego Austina, którego zwłoki odkryto w domu w Los Angeles dwa miesiące temu”.
Z piersi Julie wyrwał się jęk radości, przygaszonej dręczącym poczuciem winy. Obiema rękami przytrzymywała się oparcia krzesła i patrzyła, jak na ekranie ukazuje się brama więzienia w Amarillo, a w niej Zack, ubrany w ciemny garnitur, w krawacie, w otoczeniu adwokatów zmierzający w deszczu w stronę oczekującej go limuzyny.
Tymczasem Brokaw mówił: „Benedict opuścił więzienie jako wolny człowiek, w towarzystwie swych kalifornijskich prawników. W limuzynie czekał na niego wieloletni przyjaciel, przemysłowiec Matt Farrell, którego niezachwiana wiara w niewinność Benedicta nie była tajemnicą dla prasy ani władz. Z boku stała też młoda kobieta, o twarzy znajomej, choć w tym momencie nie było widać w jej policzkach sławnych dołeczków; najwyraźniej nie chciała rzucać się w oczy, a przyszła, by asystować przy zwolnieniu Benedicta”. Julie patrzyła, jak Zack idzie do samochodu, zatrzymuje się i spogląda w stronę, gdzie Emily McDaniels, z twarzą zamienioną w maskę smutku, przystanęła wraz z mężem pod parasolem, a potem wolno do niej podchodzi.
Łzy płynęły po policzkach Julie, gdy patrzyła, jak Zack bierze Emily w ramiona, potem oddaje ją mężowi i znika w limuzynie, a ta natychmiast odjeżdża. Głos zabrał Brokaw.
„Po uzyskaniu wiadomości o zwolnieniu Benedicta reporterzy z Amarillo pośpieszyli na lotnisko w nadziei na oświadczenie. Rozczarowali się, bo aktor nie zatrzymał się ani na chwilę, tylko opuścił miasto prywatnym odrzutowcem Farrella. NBC dowiedziała się, że samolot obrał kurs na Los Angeles, gdzie przemysłowiec ma dom, ostatnio wynajęty wprawdzie gwiazdorowi filmowemu Paulowi Restermanowi i jego żonie”.
Połykając łzy, Julie popatrzyła na Katherine.
– Matt Farrell nigdy nie przestał wierzyć w Zacka – powiedziała ochrypłym głosem. – Chociaż jeden przyjaciel go nie zawiódł.
– Nie zaczynaj na nowo się zadręczać – rzuciła Katherine, ale jej głosu, przepełnionego wzruszeniem, Julie i tak nie usłyszała. Wpatrzona w ekran telewizora, słuchała słów Brokawa: „William Wesley, prokurator z Amarillo, zaraz złoży oświadczenie…”
Kamera skierowała się na podest schodów przed sądem. Zza drzwi wyłonił się ciemnowłosy mężczyzna około trzydziestki i zwrócił do tłumu reporterów, ze wszystkich stron wyciągających mikrofony.
„Proszę powstrzymać się od pytań – uprzedził, wkładając okulary -dopóki nie złożę oświadczenia, potem postaram się wyjaśnić wątpliwości”. Gdy wrzawa przycichła, uniósł kartkę papieru i zaczął czytać: „Wczoraj kalifornijscy adwokaci Zacharego Benedicta zjawili się w moim biurze w Amarillo. Dostarczyli mi zaprzysiężone zeznanie panny Emily McDaniels, stwierdzające, że jej ojciec, George Anderson McDaniels, przyznał się do zamordowania Rachel Evans i Anthony'ego Austina. Panna McDaniels złożyła zeznanie przed kapitanem policji Johnem Jorgenem w Orange County w Kalifornii oraz dostarczyła rewolwer kaliber 45, własność jej ojca. Wstępne badania balistyczne, wykonane dzisiaj rano, potwierdziły, że pociski, które zabiły pana Austina, zostały wystrzelone z tej właśnie broni. Natychmiast po spotkaniu prawnicy Benedicta powołali się w tutejszym sądzie na habeas corpus, domagając się zwolnienia ich klienta z więzienia stanowego w Amarillo. Nakaz podpisał, bez sprzeciwu ze strony mojego biura, sędzia Wolcott i przedłożył, w celu zatwierdzenia, sędziemu sądu apelacyjnego w Austin. Podpis został złożony dzisiaj rano i Zachary Benedict mógł opuścić więzienie. Istnieją jeszcze pewne wątpliwości, co uczynić, od strony prawnej, ze sprawą jego ucieczki, niewątpliwie naruszającej prawo stanu Teksas. Jednak w opinii biura prokuratora pan Benedict, nad wyraz brutalnie potraktowany przez meksykańską policję, zapłacił wysoką cenę za swoją krótkotrwałą, acz nielegalną wolność, nie wspominając o pięciu latach spędzonych w więzieniu za przestępstwo, którego, jak się wydaje, nie popełnił. Jakieś pytania?” Było całe mnóstwo, ale jedno przebiło się przez ogólną wrzawę:
„A co z porwaniem Julie Mathison? Czy Benedict stanie za to przed sądem?”
„Wszystko zależy od tego, czy panna Mathison zechce złożyć przeciwko niemu oskarżenie w sądzie kryminalnym lub wytoczyć sprawę w sądzie cywilnym. W naszym biurze takie postępowanie się nie toczy”.
Stojący w drzwiach Willie oderwał wzrok od zrozpaczonej twarzy swej nauczycielki i powrócił do kolegów siedzących przy stole w jadalni, którzy nie mogli słyszeć ani widzieć programu telewizyjnego.
– To ten świr, Benedict – szepnął gniewnie. – Wyszedł z więzienia, a ona znów przez niego płacze. – Zebrał książki i zaczął upychać do torby. – Możemy całkiem spokojnie spakować się i wynosić. Panna Mathison nie będzie chciała, byśmy widzieli ją płaczącą, a sądząc ze szlochu, nie zanosi się, by wnet doszła do siebie.
Chłopcy pośpiesznie postąpili zgodnie z sugestią przywódcy. Johnny Everett chciał zrozumieć więcej. Uniósł piegowatą, zmartwioną twarz i spojrzał na Williego.
– Dlaczego oglądanie Benedicta w telewizji przyprawia ją o łzy?
Willie pochwycił torbę i wziął się za popychanie wózka Tima.
– Moja mama mówi, że złamał jej serce i że całe miasto aż o tym huczy.
– To świr – przyznał Tim.
– Wielki świr – zgodził się Johnny. Odjechał wózkiem od stołu. Kierował się w stronę kuchni, skąd specjalnie skonstruowana rampa prowadziła do podjazdu.
Na chodniku przed domem chłopcy zatrzymali się i przez odsłonięte okna patrzyli na swoją nauczycielkę, wycierającą nos, i na pannę Cahill, pocieszająco poklepującą ją po ramieniu. Katherine uniosła wzrok i dostrzegła ich. Uśmiechnęła się, pomachała im ręką i kiwnięciem głowy pochwaliła ich decyzję.
Skonsternowani, bezradnie spoglądali przed siebie.
– Nienawidzę Zacharego Benedicta – oświadczył Johnny.
– Ja też – zadeklarował Tim.
– I ja – zabrzmiał głos Williego, idącego obok swego roweru. Troskliwym, pełnym rozsądku głosem dodał: – Johnny, ty i ja pójdziemy jutro do szkoły wcześnie rano. Uprzedzimy dzieciaki z naszej klasy, by przez jakiś czas miały względy dla panny Mathison. Żadnego plucia gumą, żadnych wagarów, niczego podobnego. Ty, Tim, nie musisz przejmować się swoją klasą, bo panna Mathison u was nie uczy. Twoim zadaniem jest rozpuszczenie wieści wśród chłopaków w drużynach, z którymi trenuje. Powiedz wszystkim, żeby zachowywali się przyzwoicie.
– Będą chcieli wiedzieć, dlaczego – powiedział Tim, zgrabnie objeżdżając wózkiem suchą gałąź, zajmującą prawie całą szerokość chodnika.
– Powiedz im, że Benedict znów złamał serce pannie Julie, przyprawił ją o łzy. To żaden sekret, jeżeli dorośli w całym mieście o tym gadają.